RODZINA ZAPRZYJAŹNIONA

Dziewczyny jesli chcecie pomóc dzieciom z domu dziecka to polecam Wam opcje rodziny zaprzyjaźnionej.
Jest to forma kontaktu z wybranym dzieckiem (zazwyczaj dom dziecka wybiera) podczas weekendów, dłuższego wolnego czasu. Dziecko można wziąć do siebie,na spacery. W ten sposób pomagacie im w różnych bieżących i nie tylko sprawach.

20 odpowiedzi na pytanie: RODZINA ZAPRZYJAŹNIONA

  1. my nie moglibysmy być taką rodziną…
    nie dałabym rady np wziać dzieciaka na świeta, na urlop, a potem oddać do domu dziecka:(
    bałabym sie zarówno o jego psychikę jak i nasza.

    • To nie jest taki proste i dla każdego.
      wymaga naprawdę dużego poczucia odpowiedzialności i dojrzałości, trzeba sobie zdawać sprawę z tego co się robi i czemu/komu miałoby to służyć. nie może to być jednorazowy zew, niepotrzebnie rozbudzający nadzieję w małym dziecku i zaspokajający nasze ego.
      poza tym trzeba się z dzieckiem najpierw “zaprzyjaźniź” na terenie domu dziecka, nikt nikomu z ulicy nie da dziecka, tylko dlatego, że są święta.
      rodziną zaprzyjaźnioną się jest, a nie bywa!

      kroolik przepraszam, że kiedy ty zachęcach, ja jakby zniechęcam, po prostu znam temat i ostrzegam, bo przecież chodzi o dzieci, które sa już bogate w zranienia.

      • Rozumiem, ja również o tym myslałam. Natomiast znam takie dzieci, które spotykają sie z takimi rodzinami, mając własnych rodziców. Sa to dzieci, których rodzice maja ograniczone prawa rodzicielskie i nic z tymi dziećmi, mówiąc kolokwialnie, nie da sie zrobic, a potrzebuja rozmowy, innego świata niż to w ścianach placówki.
        Niektóre sobie chwalą takie “spotkania”. To łatwe jest kiedy dziecko jest starsze i rozumie swoja sytuację, natomiast młodsze nie bardzo.
        Piszę o tym bo jest mało takich rodzin a warto.

        • Zamieszczone przez kama28
          To nie jest taki proste i dla każdego.
          wymaga naprawdę dużego poczucia odpowiedzialności i dojrzałości, trzeba sobie zdawać sprawę z tego co się robi i czemu/komu miałoby to służyć. nie może to być jednorazowy zew, niepotrzebnie rozbudzający nadzieję w małym dziecku i zaspokajający nasze ego.
          poza tym trzeba się z dzieckiem najpierw “zaprzyjaźniź” na terenie domu dziecka, nikt nikomu z ulicy nie da dziecka, tylko dlatego, że są święta.
          rodziną zaprzyjaźnioną się jest, a nie bywa!

          kroolik przepraszam, że kiedy ty zachęcach, ja jakby zniechęcam, po prostu znam temat i ostrzegam, bo przecież chodzi o dzieci, które sa już bogate w zranienia.

          Owszem również nikt z placówki nie da dziecka w obce ręce. “madra placówka” wie również które dziecko może mieć taką rodzinę. Nie każda rodzina nadaje się do takiej formy pomocy tak samo jak i dziecko.

          • Zamieszczone przez kroolik
            Sa to dzieci, których rodzice maja ograniczone prawa rodzicielskie i nic z tymi dziećmi, mówiąc kolokwialnie, nie da sie zrobic, a potrzebuja rozmowy, innego świata niż to w ścianach placówki.
            Niektóre sobie chwalą takie “spotkania”. To łatwe jest kiedy dziecko jest starsze i rozumie swoja sytuację, natomiast młodsze nie bardzo.

            zgadzam się, że dobrze, gdy dzieci mogą zobaczyć jak się żyje w zdrowych, pełnych rodzinach. i świetnie, gdy te dzieci sa już większe tak jak piszesz.
            osobiście zachęcam do wolontariatu jako pierwszej (moim zdaniem na początek najlepszej) z form kontaktu z dziećmi z domów dziecka.

            • Zamieszczone przez kama28
              zgadzam się, że dobrze, gdy dzieci mogą zobaczyć jak się żyje w zdrowych, pełnych rodzinach. i świetnie, gdy te dzieci sa już większe tak jak piszesz.
              osobiście zachęcam do wolontariatu jako pierwszej (moim zdaniem na początek najlepszej) z form kontaktu z dziećmi z domów dziecka.

              rodzinę zaprzyjażnioną rozumie sie również jako jadną z form wolontariatu

              • Zamieszczone przez kroolik
                rodzinę zaprzyjażnioną rozumie sie również jako jadną z form wolontariatu

                tak, wiem, miałam na myśli sytuację, w której przebywa się z dziećmi głównie w placówce,
                rodzina zaprzyjaźniona może się spotykać z dzieckiem w domu dziecka, ale głównie jednak chodzi o to, by dziecko dzięki niej miało szansę przebywania w prawidłowo funkcjonującej rodzinie i domu, dlatego spotkania są najczęściej poza placówką.
                gwoli wyjaśnienia, ja jestem jak najbardziej za funkcjonowaniem takich rodzin przy każdym domu dziecka, podkreślam tylko konieczność niesamowitej odpowiedzialności takiej rodziny wobec takiej inicjatywy, jej skutków.

                • Kama, dobrze, że też piszecie o drugiej stronie.
                  Miałam kontakt z dziećmi z domu dziecka.
                  Był chłopiec, do czwartej klasy chodził podstawówki.
                  Rodzina właśnie zabierała go na weekendy, ważniejsze święta.
                  Chłopak przeżywał to bardzo, żył i opowiadał tylko o tym.
                  Narobił sobie nadziei, a potem się ogromnie rozczarował.
                  Bo dzieci niby wiedzą, że to tylko rodziny zaprzyjażnione, ale chęć kochania i bycia kochanym jest większa.
                  Z drugiej strony opowiadała też mi koleżanka, która też zabierała dziecko na weekendy, święta(wtedy to chyba nie nazywało się rodziną zaprzyjaźnioną).
                  No i tez to emocjonalnie przeżyła, mówiła nigdy więcej

                  Idee jest dobra, tylko wymagająca dużo odpowiedizalności i mądrości.
                  No i chyba czasem ryzykowna, moim zdaniem,bo owa materia bardzo delikatna.

                  • obserwuje swojego ucznia, 11 latka po przejsciach w patologicznej rodzinie, ktory na weekendy jezdzi do “pani Ani”. dziecko zyje “od piatku do piatku”, jego zachowanie jest “tygodniową sinusoidą” – w pt. pobudzony, w pn. agresywny. jego rozedrganie emocjonlne, rozerwanie na dwa, a nawet trzy swiaty, środowiska (dom dziecka, szkola, pani Ania) jest ogromne.
                    ale wiem, jak bardzo wazne sa dla niego te wyjazdy, swieta

                    nie umiem sie opowiedziec jednoznacznie.

                    • ostatnio rozmawialam z dziewczynkami z mojej szkoly…sa juz pelnoletnie i gdy rzucilam haslo,…postanowily pomoc takim dzieciom..poprzez odwiedzanie ich w domu malego dziecka…jedna z moich uczennic jako 7 latka trafila do domu dziecka i przez 3 lata na weekendy brala ja pani sprzatajaca w tym domu…okazuje sie ze dziewczynce bardzo to pomagalo..czula sie potrzebna, od czasu do czasu dostala spodnie, sukienke..i jest chetna niesc podobna pomoc.. Na poczatku tylko na terenie domu dziecka.. A potem zobaczymy jak rozwinie sie wspolpraca pomiedzy naszym liceum a malym domem dziecka…

                      jako dziewczynka w szokole podstawowej mialam kilku kolegow i kolezanek w klasie…byly to dzieci z domu dziecka…ich relacje z pobytu w osrodku byly rozne,,,chodzilam z kolezankami odwiedzac te dzieci… Nie wszystkie chcialy byc odwiedzane ale byly tez takie ktore zapraszaly nas systematycznie

                      pozdrawiam…

                      • Zawsze chciałam.. Ale boje sie, że moje serce by pękło ma tysiąc drobnych kawałeczków!
                        Szczególnie źle bym zniosła dom małego dziecka- no bo ja wyjść stamtąd i nie zabrać ich wszystkich????

                        • dokladnie tak to sie czuje… Ale nalezy to w sobie zwalczyc…

                          • przeczytałam co napisałyście i naprawdę wszystkie bardzo mądrze i w każdej z waszych wypowiedzi jest zawarta prawda mimo że opinnie są rózne to każda ma w jakimś stopniu rację ja nie wiem jak bym się zachowała, ciężko by mi było oddać po weekendzie takiego malucha jak jakiś przedmiot wiedząc że u mnie by miało lepiej niż w placówce i wiadomo niby dziecko wie że to tylko wyjazd ale w głębi serca myśli że może go ktoś pokocha i zostawi i będzie miał swoją rodzinę. Pisząc to juz wiem że bym nie mogła być taką rodziną bo już łzy płyną po policzkach. Naprawdę biedne te dzieciaczki…

                            • To jeszcze ja dodam swoje trzy grosze 😉 jak byłam w podstawówce, to do mojej szkoły co roku w okresie Świąt Bożego Narodzenia przyjeżdżało kilkadziesiąt dzieciaków z Białorusi i kto mógł zabierał jedno dziecko do siebie na święta. Moi rodzice zrobili to tylko raz…zabrali dziewczynkę Katię i potem baaardzo przeżywali…było mnóstwo łez, mama płakała w nocy, mi też było strasznie ciężko. Mimo, iż byłam mała podchodziłam do tego bardzo emocjonalnie. Nie chcę opisywać tego, co się działo jak Katia wyjeżdżała, ale rodzice stwierdzili, że więcej już nie weźmiemy do siebie takiego dziecka, bo zamiast się cieszyć, że choć troszkę możemy pomóc, to serce im się krajało, że mogą zrobić tylko tyle…. A widać było, że gdyby mogła, Katia najchętniej zostałaby z nami i sądzę,że ona również to bardzo przeżywała…

                              • To ja napiszę jak to u nas jest. Oktawiana poznałam kiedy pracowałam w szpitalu dla dzieci. Stworzyliśmy mu taki azyl w naszej rodzinie pod patronatem właśnie Rodziny Zaprzyjaźnionej. Teraz on jest już dorosły, ja od kilku lat pracuję w zupełnie innym miejscu, a więź jaka się między nami wytworzyła pozostała, jesteśmy sobie bliscy, on wie, że ma ludzi, na których może polegać, że nie jest sam, a my satysfakcję, że jednak można choć trochę pokolorować życie choć jednego dziecka 🙂

                                • Zamieszczone przez aska27
                                  To ja napiszę jak to u nas jest. Oktawiana poznałam kiedy pracowałam w szpitalu dla dzieci. Stworzyliśmy mu taki azyl w naszej rodzinie pod patronatem właśnie Rodziny Zaprzyjaźnionej. Teraz on jest już dorosły, ja od kilku lat pracuję w zupełnie innym miejscu, a więź jaka się między nami wytworzyła pozostała, jesteśmy sobie bliscy, on wie, że ma ludzi, na których może polegać, że nie jest sam, a my satysfakcję, że jednak można choć trochę pokolorować życie choć jednego dziecka 🙂

                                  jA ZNAM TAKI “ZWIAZEK”. Chłopiec jest już pełnoletni, mieszka sam w socjalnym, upośledzenie w stopniu lekkim i ma rodzinę która czuwa nad nim, pomaga i nadal jeździ do nich do domu.

                                  • Myślę nad tym serio. Rozmawiamy z mężem- obawiamy się właśnie tego, że “oddać” dziecko będzie b. ciężko.

                                    A nie wiem czy jestem gotowa na adopcję.

                                    Najpierw zrobię coś dlas siebie-poukładam sobie własne sprawy ze sobą by móc już bez bagażu komuś pomóc.

                                    • dzięki Wam dziewczyny,spojrzałam na to wszystko innym okiem…
                                      ja wiem, ze nie mogę… Adopcja tak ale rodzina zaprzyjazniona zdecydowanie nie.
                                      Po pierwsze mam słabą psychikę, nie umiełabym oddać i nie dałabym rady tak życ miedzy domem dziecka a swoim, mysle ze to by namieszało jeszcze bardziej w mojej pomieszanej głowie…
                                      Nie umiem cos robic polowicznie,albo wcale albo całą parą!
                                      a jak wspomne jak sie czulam wyrodna jak rocznego Krzysia zostawilam z opiekunka w domu i wrocilam do pracy…

                                      • No bo właśnie to trzeba umieć odzielić- a na to to trzeba poukładać emocje.

                                        I inaczej z założenia podchodzimy do adopcji a inaczej do pomocy jako rodzina zaprzyjaźniona.

                                        • dziewczyny, może warto porozmawiać z psychologiem w takiej placówce przed podjęciem jakichkolwiek kroków. Bo faktycznie człowiek nie jest na to przygotowany….
                                          Jako 21-latka byłam wolontariuszem w Domu dziecka przez rok. Przeszłam 3 dniowy kurs przygotowawczy, no ale czego można się nauczyć przez 3 dni 😉
                                          Ale nie o tym chciałam…
                                          Obserwowałam wiele, rozmawiałam z tymi dziećmi…..wiele z nich na weekendy/święta / wakacje jeździ do domów rodzinnych, do starszej siostry/babci.
                                          ale są takie, które nie mają do kogo jechać….
                                          Dla tych dzieci rodzina zaprzyjaźniona jest jedyna namiastką normalnej rodziny jaką mogą zobaczyć….
                                          Myślę że warto.
                                          I bardzo, ale to bardzo chciałabym również brać do siebie jakieś dzieci…. Ale jeszcze nie teraz.
                                          Ja też sobie niestety wiele muszę poukładać

                                          Myślę że ważne jest by dziecko miało jasne zasady i wiedziało czego się spodziewać, choć nadzieję pewnie będzie miało zawsze….

                                          Ale i tak uważam że to jest lepsze niż,,nic”
                                          Dla swoich maluchów zorganizowałam wycieczkę, paczki na święta, wśród znajomych zrobiłam zbiórkę ciuchów (były tam dziewczyny ok 17 lat), wyczarowałam 3 dziewczynkom sukienki komunijne…..

                                          Jak przypomnę sobie radość w ich oczach…..:)

                                          Żałuję że to się skończyło……

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: RODZINA ZAPRZYJAŹNIONA

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general