…że macierzyństwo to sama słodycz. A właściwie to niewiele myślałam, mama nic nie mówiła, nie było rozmów na ten temat. Teraz dziwię się dlaczego, ja swoim dzieciom będę opowiadać, że jest to piękne ale baaardzo trudne.
Kiedy zaczęły nam świtać w głowie (właściwie to mnie pierwszej) pierwsze myśli o dziecku mieszkaliśmy w mieszkaniu po mojej babci. Był tam malutki pokoiczek. I tak sobie z niemężem wtedy jeszcze snuliśmy plany: że ustawimy w tym pokoiku łóżeczko, dzidzia będzie spokojnie spała, będzie się paliła delikatnie lampka i będzie miło i cichutko. Na spacerach będziemy paradować pięknym wózkiem i bez przerwy obdarzać się miłością. Pełna harmonia i miłość.
Póżniej zaszłam w ciaże, która przebiegła ok, a od momentu urodzenia pierwszego dziecka był płacz, pot i łzy na zmianę z pelnia szczescia i poczuciem spełnienia. Wg mnie egzamin zdaliśmy i zdajemy go codziennie od nowa. Jesteśmy szcześliwi.
Śmiac mi się chce tylko jak przypomnę sobie i skonfrontuje z rzeczywistoscią moje wcześniejsze wyobrazenia o macierzyństwie.
Kto miał podobnie?
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: A ja myślalam… A wy?
ale po co te emocje>>>>>>??????
moje macierzyństwo wcale tak nie wygląda i nigdy nie wyglądało
nigdy nie myślałam nad tym jak będzie wyglądało i było tak, że przez dwa lata młody wstawał w nocy co 1,5-2 godz a ja ledwo ciepła chodziłam do pracy
nie miałam siły a ani czasu na makijaż, zakupy czy inne “przyjemności”
dziadków nawet na chwilę nie miałam do pomocy
i wcale nie wyglądałm jak ta znajoma
ja dziś mam mniej wigoru i siły w sobie niż ona
spokojnie
mam dwójke młodych i dały mi te młode co nieco w kość
Nie przesadzajmy z tymi emocjami:)
Każdy przeżywa inaczej macierzyństwo i ma do tego prawo, jeden z uśmiechem na ustach, inny trudniej.
Nie ma sensu porównywać.
eee no i wszystko zależy od dziecka są takie co noc przesypiają, kolek nie mają, spokojne i uśmiechnięte są a trafiają się egzemplarze co budzą Cię w nocy co 1,5-2 godź jak narobią w pieluchę to musisz przebierać wszystko bo, aż pod pachami wypływa wiecznie rzygają (bo refluks) drą się non stop bo kolka, niedojrzały układ nerwowy lub coś tam jeszcze nie znoszą jeździć w wózkach nie chcą spać na spacerach…i skubane wstają o 5 rano
a matka lata jak przysłowiowy zombie niewyspana, nie ma czasu zjeść, marzy o tym żeby wreszcie nastała cisza błoga chociaż na chwilę i marzy żeby się wyspać całą noc do 8 rano a co, no ale…. mały terrorysta nie odpuszcza
potem jakoś się o tym zapomina podchodzi z dystansem, wspomina ze śmiechem
a potem młode dorasta i matka wścieka się, że 10-ta w sobotę o młode jeszcze śpi….całe życie prześpi
i wtedy trzeba młodemu budzik o 5 rano nastawić i co 2 godź w nocy
Ja juz nie pamiętam za bardzo, wiem że miałąm głowe nabita karmieniem naturalnym,
a przydarzył sie zonk i jednak mocno to przeżyłam.
Jedyne co pamiętam poza tym to przewracanie się ze zmęczenia,
bo dziecko wrzeszczy cała dobę, a mi się chce potwornie spać 🙂
Stare czasy, dobrze, że mijają 😉
Starsze dziecko jest znacznie przyjaźniejsze w obsłudze,
gdyż można się zwyczajnie wyspać – dla mnie (mojego organizmu) to jednak podstawa normalnego funkcjonowania.
klucz do sukcesu
trzecie dziecko to nie pierwsze kiedy czlowiek nie ma pojecia co go czeka.
pierwsze dziecko – nietolerancja laktozy – 8 lat temu – “jedno na milion” 6 tyg diagnozowania – 6 tyg koszmaru, zero czasu dla siebie, brak organizacji i brak rutyny + maz na 2tyg urlopie po porodzie
3 lata pozniej “jeden na miloin” trafiony po raz drugi, manicure robiony mieszkanie wykanczane, placowka ze starsza zaliczana i szeroki usmiech na twarzy i malzonek bez dnia urlopu.
w kwestii wstawania o swicie to moje mlodsze ma bardzo czuly zegar zoladkowy – najpozniej o 6:05 je pierwsze sniadanie – ostatnio czesciej 5:05 niestety
o! To jest to 🙂
przy pierwszym dziecku mąż 2 tyg na urlopie, pomagał. Bardzo.
Mega deprecha, bo dziecko ma problemy ze zdrowiem, wszystko mnie przerasta…..
po urodzeniu drugiego – stwierdziłam bardzo szybko że jestem bardziej zorganizowana niż przy pierwszym
2 tyg. po porodzie trzeciej – śmigałam po galerii handlowej 😀
Dawno temu to było 😉 więc trochę emocje się zatarły
ale jakiegoś super silnego zderzenia marzeń z rzeczywistością nie pamiętam
Czas dla siebie miałam, dziecko było niezbyt problemowe,
więc jakoś lajtowo weszłam w rolę matki 😀
Dlaczego do szału? Mnie dodawały energii, wiary – skoro inni swietnie sobie radzą dlaczego ja mam być gorsza? Nic na mnie tak dołująco nie działa jak użalanie się wspólnie w grupie – nic tylko usiąść w kółeczku i razem wyć
Mam podobnie
Dla mnie trudy macierzyństwa narastają w czasie
Jak miałam macierzyński to był lajcik, pierdzielnik zaczął się jak wróciłam do pracy – młody 4.5 miesiąca, praca 70km od miejsca zamieszkania
Tak pisałam na tym forum 3 lata temu
i w sumie niewiele się zmieniło
Dzieci chorują mniej ale moje zdrowie nieco się sypnęło
Doszły moje zajęcia dodatkowe, doszły zajęcia dzieci, szczęśliwie dobrnęliśmy do komunii starszego syna i juz czasu nieco więcej
Co mi się marzy – kwartał w domu, kwartał który mogła bym tylko z najbliższymi spędzić-odpocząć, bez poczucia w głowie, że może powinnam coś do roboty zrobić, coś policzyć, napisać, wysłać, do kogoś zadzwonić…
No mnie niestety takie teksty dołowały okrutnie, pogłębiały tylko poczucie winy, że inni sobie świetnie radzą, a ja nie… Zazdroszczę Ci podejścia 🙂
Jesteśmy inne, każdy ma prawo do swoich odczuć.
Mnie doprowadzały do szału i już.
Nie użalałam się nad sobą, nie wyłam z innymi, aczkolwiek słowa inne sobie radzą a ty nie potrafisz, dołowały jeszcze bardziej, że coś ze mną nie tak, nie umiem się zająć jednym dzieckiem, a inne potrafią kilkoma.
Potem doszły bliźniaki, łatwo nie było, ale znacznie lepiej, nie było szoku.
Mimo, że mi w miarę dobrze szła opieka nad trójką, potrafię do tej pory zrozumieć trudność opieki nad pierwszym dzieckiem, każde dziecko jest inne, jedne mniej kłoptliwe, drugie bardziej, jedna mama bardziej przechodzi depresja, inna mniej, podobnie z wytrzymałością mam.
Mnie też, a teściowa mi to w kółko powtarzała, a brak snu na mnie działał tragicznie.
Konrad budził się co godzinę, do pierwszego roku życia.
Dokładnie
Dlatego uważam, że fajnie, że Rena napisała o tych co w role matki wskakują bez problemu
Jak by tego nie napisała ciężarówka wchodząca w taki wątek mogła by doła załapać nim dziecko urodzi, negatywnie się nastawić – żadna skrajność przedstawiania macierzyństwa nie jest dobra – ani ta że polega na błogim czasie przytulania na słoneczku różowego uśmiechniętego bobasa ani taka, że matka z podpuchniętymi oczami, zapłakana trzyma na kolanach w poczekalni wysypanego, zasmarkanego malucha z termometrem pod pachę.
Życie (nie tylko z dziećmi) ma to do siebie, że chwile które chcemy zatrzymać w pamięci jak najdłużej są przeplatane z tymi o których szybko chce się zapomnieć – taka przeplatanka towarzyszy nam całe życie, nie tylko w okresie wczesnego matkowania
O i pod tym sie podpiszę!!! Mimo iż nie miałam nigdy dołów, ze sobie z czymś nie radzę. Radziłam sobie najlepiej jak umiałam (po latach sie dowiedziałam, że mam po prostu dziecko z zaburzeniem a nie nieudolność wychowawczą) i zdecydowanie lepiej sobie sama radziłam z trójką w domu (żadne nie chodziło wtedy do p-la – czterolatek, dwulatek i noworodek ) niż z jednym małym Jonatanem i mężem do pomocy
Porównywanie jest bez sensu – każde dziecko jest inne, każda matka ma inną wytrzymałość, podejście i cierpliwość, ilosć dzieciaków też nie jest bez znaczenia. A słuchanie, że istnieją “matki idealne” wiecznie uśmiechnięte, zadbane z dziećmi z grzecznymi dziećmi w wyprasowanych ubrankach… może rzeczywiście dobić. Może taka “mamusia idealna” jedzie na wspomagaczach
Ja napisałam, że mnie doprowadzały do szału, nie wszystkich
Nie myślę, bo wiele mam pisze, że lajtowo przechodziła pierwsze macierzyństwo, a inne że nie.
Czyli pierwsze dziecko można przechodzić różnorako,, ja chciaŁABYM to wiedzieć, będąc cieżarówką.
Trzeba też wiedziewć o baby blues, a nie winnić siebie, że jest się kiepską matką, a wtedy teksty, że matki sobie doskonale radzą, na pewno większości nie pomogą.
Dla mnie cenne było by utwierdzenie matki w tym, że – to TY i TWOJE dziecko. To TY w głownej mierze decydujesz jak go wychowasz, jak wykarmisz, jak dzień ustawisz, w co ubierzesz, jakie mleko podasz, jak będziesz usypiała, jak wolny czas spędzała, kiedy wrócisz do pracy, komu powierzysz dziecię pod opiekę – od poczatku nie dac się i podziękować za “rady” babciom, matkom, sąsiadkom, koleżankom, położnym, lekarzom – owszem mogą coś podpowiedzieć ale nie żadać być coś robiła tak a nie inaczej bo tak teraz wypada.
Do dzisiaj nie zapomnę sytuacji ze szpitala – uczyłam młodego ssać pierś – akurat przyszli goście, ciotki, mama, położna… – wszyscy “doradcy” a ja jedna głupia bo dziecka dobrze przystawić nie mogłam, młody nerwowy bo głodny, mi krwawią brodawki, wokoło same super rady od osób z których chyba żadna dłużej niż kwartał nie karmiła – podziękowałam za rady, poprosiłam by sobie już poszli bo my potrzebujemy czasu dla nauczenia się siebie – walczyliśmy całą noc, z sukcesem.
A gdyby ktoś w tej sytuacji zaczął opowiadać Ci, że ta i tamta, i jeszcze owa świetnie sobie radzi z karmieniem to dostałabyś energii, czy doła? 😉
podejrzewam, że nie wywołało by to u mnie żadnych emocji – jakoś nie wzrusza mnie tekst “ja robiłam to tak czy siak”, “daj spokój już z tym karmieniem cycem”, “daj mu herbatki”, “nie jedz tego bo zaszkodzisz”, “daj smoka bo sobie z Ciebie zrobił smoczek”, “twój pokarm jest małowartościowy”, “o rany taka chuda i chce karmić”…wleci jednym uchem a i tak zrobię swoje
Ja z gatunku upartych zośsamoś – jak sobie coś ubzduram muszę wszystko sama spróbować, ciężko mnie przekonać do zrobienia czegoś innego niż sobie obmyśliłam
Zwykle każdej “rady” wysłuchałam, “Dziękuję, mam inne plany/pomysły na wychowanie mojego dziecka “
To zazdroszczę po wielokroć, poważnie 🙂
Teraz na szczęście jest już inaczej, ale początki wspominam jako pełne niepewności w nowej roli…
pierwsza córka to był szok
byliśmy młodzi i w dużej mierze nieprzygotowani, nowej roli uczyłam się z dużym trudem – było to wyzwanie, na pewno 😉
druga – to właśnie sama słodycz i ogromna radość dla nas wszystkich, niezaleznie od tego ile marudzi, czy daje czadu czy nie (a jest naprawdę spokojna) – pojawiła się w znacznie lepszym momencie,coś w tym jest że macierzyństwo po 30-stce to jednak inna bajka 😉 przynajmniej u mnie się sprawdza
zresztą wiele czynników nałożyło się na to, że inaczej teraz czuję sie w roli matki niemowlaka – jestem pewniejsza, mieszkamy osobno, nie mam wszędzie dookoła siebie doradców w postaci naszych mam 😉
Myślę, że w ogóle to drugie macierzyństwo takie jest;) to inna bajka po prostu:)
Znasz odpowiedź na pytanie: A ja myślalam… A wy?