BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

Uff jak wiecie jesteśmy już w domku i tego właśnie potrzebowałyśmy. Basiulec jak zasnął o godz. 20.10 tak spała do….9.20. non stop, bez kwilnięcia, bez pobudki na flaszkę, po prostu spała jak kamień. Ludzie to jest……..13 godzin!!!! Ja też się w końcu wyspałam i troszkę jakby lżej i na duszy i na ciele 🙂
Wysprzątała dziś chałupę, bo można się było przewrócić. Moja mama poszła na spacerek z Basiulcem w nieszczęsnym wózku. Musiałam w końcu staną z nim twarzą w twarz. Widok był opłakany. Krew wszędzie !!! Właśnie będę prała „wysciółkę wózkową”, koszmar:(

No to chyba czas na mała powieść. Nie wiem czy potrafię opisać to co się wydarzyło, bo emocje dalej we mnie siedzą, ale…..
We wtorek 24 czerwca poszłam na pocztę wysłać paczkę z ubrankami wylicytowanymi na allegro. Śpieszyłam się bo poczta do 19 a było 10 minut do zamknięcia. Po zabiegach na poczcie sturlałam wózek po schodkach i usadowiłam Basiulca. Słońce było niemiłosierne i Basiulec zaczął płakać, bo mu w oczka świeciło. Stanęłam z boku wózka spojrzałam na łapki, w łapkach grzechotka umiejscowiona w dziobku. To ja za zawiaski, dzięki którym przestawia się rączkę, zwolniłam je rzut okiem na łapki i w drugą stronę pach rączkę i stając już z tyłu wózka dociągając rączkę do tyłu………….. trzask i wrzask nie do opisania. (Ufff straszne, nie mogę o tym myśleć). Przerwa………
Basiulec wrzeszczy, krew tryska wszędzie po chodniku, po wózku, po Basiulcu, po mnie. Widok był makabryczny. Cała rączka we krwi, paluszek wisiał w drugą stronę. Basiulec dostał spazmów. Ja nie wiedziałam już czy ściskać rączkę w nadgarstku żeby krew nie leciała, czy łapać ją pod pachę i biec na pogotowie, czy dzwonić po Jarka. Jednak wzięłam się w garść. Złapałam ją za nadgarstek i ściskałam ile mogłam, uspokajałam ją, bo myślałam, że mi się dziecko udusi od krzyku. Podbiegli do mnie dwaj łepki ok. 20 lat. Pytali jak mogą pomóc. Dałam im komórkę podyktowałam numer do Jarka. Krzyknęli w aparat, żeby natychmiast przyjechała pod pocztę. On (co powiedział później) wiedział, że coś się stało bo słyszał tylko wycie Basiulca i „natychmiast pod pocztę”. Obok poczty jest apteka wpadłam tam i krzyczę, żeby mi ktoś pomógł. Pani wyleciała zza szybki i podała mi wodę utlenioną. Z jej rozhisteryzowanych ust wyleciało „pani jej poleje, bo ja nie mogę na to patrzeć! Tylko w przedsionku, bo mi pani podłogę pobrudzi”!!!! Jak ta kobieta skończyła farmację i jak ona może pracować w aptece, gdzie w każdej chwili ktoś może ją prosić o pomoc!!!!!!!!!!!! Wylałam całą butelkę wody utlenionej na łapkę basiulcową, centralnie na środku apteki i wybiegłam na zewnątrz. Jarek przyjechał, był blady i już iwdziałam, że zaraz będę musiała ratować nie jedną, ale dwie osoby. Kazałam mu rzucić wózek do bagażnika i jechać na pogotowie. Do Pediatryczej Izby Przyjęć przy szpitalu mieliśmy jakiś kilometr, może mniej (dla Lubelaczek – mieszkam na Węglinie, do szpiatala na Kraśnicką rzut beretem). Wjechaliśmy tam, gdzie wjeżdżać nie można i biegiem do środka. Jakaś pielęgniarka szybko wzięła Basiulca i zaopiekowała się rączką wraz z drugą panią pielęgniarką, trzecia zajęła się mną. Jednak moja kondycja psychiczna i fizyczna była na najwyższych obrotach. Pomocy potrzebował mój mąż. Lekarka chirurg na dyżurze przyleciała jak na skrzydłach. Po obejrzeniu rączki, rzuciła, że szybko trzeba jechać do Kliniki (dla Lubelaczek – Dziecięcy Szpital Kliniczny na Chodźki). Szybko, to znaczy natychmiast i expresem, żeby nie doszło do zakażenia rany i martwicy!!!!!!!!!!!! Ona już dzwoni po karetkę. Przyjedzie za 10-15 minut. O co, to nie, pomyślałam. Zapakowały rączkę basiulcową w kilo bandaża, ja ją pod pachę i mówię, ze sami pojedziemy szybciej, mamy szybki samochód. Jarek już dużo przytomniejszy za kółko, samochód na awaryjnych i ręką na klaksonie mknęliśmy na do szpitala na Chodźki. Z zawrotną prędkością (nawet 200 km/h – naprawdę)dotarliśmy do Izby Przyjęć. Tam wpadłam już z uspokojonym, lecz dalej szlochającym Basiulcem. Pani z rejestracji zaprowadziła nas do sali zabiegowej, a z niej wyprosiła nas……….. pani – lekarz dyżurny!!!!! Opatrunek Basiulcowi przesiąkł już na dobre. Jarek krążył po holu a ja z 8 kg szczęścia po korytarzu tam i z powrotem. Trwało to ze 20 minut. Koszmar, jeden lekarz, jedna sala, po prostu jedna wielka tragedia. Ja rozumiem, że byłam zdenerwowana, że dla każdego rodzica jego dziecko jest najważniejsze, ale….. czy siny noworodek też by tyle czekał. Po opuszczeniu „zabiegówki” przez mamę z chłopcem, co to zdarł sobie kolano, mogłam w końcu zająć troszkę czasu szanownej pani doktor. Po zdjęciu opatrunku, powiedziała, że kiepsko to wygląda, że palce są połamane i ścięgna pozrywane w czterech palcach!!!!!!!!!!!! Myślałam, ze się przewrócę. Nie mogłam się odezwać na pytającą twarz mojego męża. Łzy ciekły ciurkiem i mi i Basiulcowi. Wysłano nas na rentgena. Przechodziliśmy przez labirynt korytarzy, nikt nam drogi nie wskazał a na korytarzach żywego ducha. W końcu po jakiś 10 minutach znaleźliśmy odpowiednie drzwi a przed nimi jeszcze trzech klientów. Oczywiście to, że jesteśmy z wypadku i w dodatku z takim maluszkiem nikogo nie interesowało. Znieczulica ludzka nie zna granic, wrrrrrrrrrr L Kiedy w końcu zajęłyśmy miejsce przed stołem do zdjęć, bardzo miła pani (PIERWSZA) wytłumaczyła mi jak trzymać i co robić. Na korytarzu oczekiwaliśmy zdjeć z opisem. Basiulec znosił wszystko dzielnie, nawet już nie płakał, pomimo tego, że żadnych środków przeciwbólowych nie dostał. Po 10 minutach wyszła ta miła pani i musieliśmy powtórzyć sesję Basiulca, ponieważ jedno ze zdjęć… nie wyszło. Znów łzy Basiulki i znów nerwy mamusi L Znowu czekanie na zdjecia. Po jakiś 10 minutach przyszła ponownie miła pani i poleciła nam czekać i przepraszała. Zdjęcia wyszły, ale pani doktor, która je opisuje musiała……… wyjść do sekretariatu. Po ok. pół godzinie otrzymaliśmy zdjęcia, na których wyryte były słowa, iż żadnych złamań nie ma! Całe szczęście!!! Z tymi zdjeciami zostaliśmy skierowani ponownie na Izbę Przyjęć. Po poznanych już labiryntach korytarzy z Izby Przyjęć miła pani pielęgniarka (DRUGA) zaprowadziła nas do gabinetu lekarskiego, przed którym była kolejka a gabinet był….. pusty, lekarza brak. Basiulec zasnął mi na rękach od tego krążenia po labiryntach i wylaniu morzu łez. Wpakowałam się na jakąś salę, gdzie była wolna kozetka i tam usiadłam (wokół krzeseł czy ławek brak!!!). Jarek poleciał wypisywać jakieś papierki. Po jakiś 20-25 minutach przyszła pani doktor. Załatwiła pacjenta i poprosiła następnego. Starszy pan z synkiem ok. 10 lat poprosił, żebym weszła i nas przepuszcza. Dziękując mu i kłaniając się w pół, dziękując Bogu, ze jednak są normalni ludzie na tym świecie. W gabinecie zostałam zasypana szczegółowymi pytaniami na temat mojego porodu???????/ i Basiulcowego życia oraz ostatnich kilku godzin. Basiulec wciąż śpi na rękach. Kazano mi ją rozebrać, żeby pobrać wymaz z pupy!!! Oczywiście obudziła się i w płacz. Po przejrzeniu zdjęć rtg lekarka stwierdziła, iż paluszki nie są połamane a szkoda, bo wtedy szybciutko by się zrosły i z głowy, za to ścięgna w dwóch palcach na pewno są zerwane!!! Znów załamka, morze łez. Zostałam poinformowana, ze Basiulca trzeba przyjąć na oddział i wieczorem będzie poddana operacji. Trzeba będzie jednak poczekać, jako ze Basiulec nie był na czczo. Z kwitkiem kazano mi się udać na 3 piętro do oddziału A, a Jarek z papierami musiał pójść do gabinetu anestezjologa. Znów Basiulca pod pachę i znów przeszłam abirynt korytarzy w poszukiwaniu windy. Po znalezieniu się na odpowiednim piętrze i na odpowiednim oddziale, zostałam z miejsca zjechana, że nie mam ochraniaczy na buty i fartucha i przyszłam bez dokumentów. Tak zjechałam pigułę i tak jej nawciskałam, że aż dzieciaki zamilkły na korytarzu oddziału. Zjawił się Jarek z papierami i lekarz dyżurny – pani doktor, bardzo miła (TRZECIA). Załatwiła nam miejsce na oddziale C, gdzie są takie maluszki i tam będzie nam lepiej. Lepiej, niebo lepiej, tu Basiulca chcieli położyć na korytarzu przy wejściu, koszmar !!!!!
Na oddziale C Basiulec zajął średnie łóżeczko rozmiar D, zamykane po bokach na wysokość ok. 1 metra. W basiulcowej sali leżał już Piotruś zwany przeze mnie Pietruchą, 7 miesięcy z wodogłowiem. Mamusia przez 6 miesięcy myślała, ze skoro dziecko jest duże to ma i dużą głowę, szok. A gdzie byli lekarze???/ Fakt ta kobita z zabitej dechami wioski, ale bez przesady…
Przyjęto nas na oddział ok. 21.30 a lekarz mnie zapytał dlaczego tak późno córka trafiła do szpitala!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Myślałam, ze go za jaja powieszę na suficie. Późno……?????????????? byliśmy w szpitalu po 30 minutach od zdarzenia!!! Lekarz, który miał cerować Basiulca miał właśnie jakąś poważną operację. Cała w nerwach siedziałam z przy łóżeczku basiulcowym i mówiłam do niej non stop. Zasnęła. O 1.20 zabrali Basiulca na salę operacyjną i odtąd zaczął się horror. Wydeptałam dróżkę od jednego do drugiego końca korytarza. Jarek siedział na kanapce i się nie odzywał. Zadzwoniłam do moich rodziców, zaraz przyjechali. Po ok. 2 godzinach wyszedł chirurg i powiedział, że Basiulcowy paluszek nr 3 i 5 są w stanie dobrym, ścięgna nie ruszone tylko lekko zgniecione tkanki. Zaś paluszek nr 4 jest w poważnym stanie. Zacytuję czego pan doktor dokonał: „Dokonano rewizji i rekonstrukcji rany zeszycia pochewek ścięgien i skóry palca IV ręki prawej”. Co będzie z paluszkiem nie wiadomo. Miałam się modlić, żeby nie doszło do martwicy i stanu zapalnego. Od wyjścia lekarza minęła ok. godzinka i na holu pojawiły się dwie pielęgniarki z moim Basiulcem. Biedactwo, buźka otwarta, na rączce kilo bandaży, kroplówka, na paluszku u nóżki podłączony monitor, w Pampersiku, na golaska. Łzy lały mi się potokiem. Usłyszałam muzykę w uszach zaśpiewaną przez pigułe: „Już się wybudziła z narkozy, teraz już śpi”. Dzięki Bogu i chwała Ci za to!!!!! Na salce siedziałam przyłóżeczku i patrzyłam jak zahipnotyzowana w ekran monitora, nierytmiczne pipczenie i przy każdym odchyleniu dostawałam gęsiej skórki. Kaszlało biedactwo od zaintubowania i jęczało przez sen. W sali na termometrze 26 stopni, zakaz otwierania okien, w tym flizelinowym fartuchu pot lał mi się po plecach. Dostałam stołek drewniany, cztery nogi połączone kwadratem o szerokości ok. 20 cm. Moje dupsko siedziało na nim w 3/5 całości. Zakaz opuszczania boczku łóżeczka. Po jakiś 2 godzinach coraz rytmiczne pipczenie, nerwy, szlochy dały się we znaki, zaczęłam być senna. Liczyłam okna w blokach naprzeciwko, kafelki w sali. Pielęgniarka prze okres 2 i pół godziny przyszła….2 razy!!!!! (ja po cesarce byłam odwiedzana przez położną co 15 minut!!!!) Trzeźwiałam na odgłos alarmu w monitorze, kiedy spadał ten „czujniczek” z paluszka Basiulcowego. Czy ktoś wtedy przyszedł, chyba żartujecie, sama go zakładałam!!!! Około godziny 7 rano była zmiana dyżuru pielęgniarek i dzięki Bogu. Przyszła piguła ANIOŁ (CZWARTA) przyniosła mi krzesło z oparciem i kubek mocnej kawy. Potem przychodziła co pół godziny. Basiulec obudził się koło 10 rano. Oczka zapuchnięte, żadnego uśmieszku, blady i tylko oczkami starał powiedzieć mi jak mu ciężko. Po południu przyjechała moja mama do Basiulca, ja wróciłam do domu coś zjeść i się przespać. Wyglądałam jak zombi. I tak przez dwa dni siedziałam u Basiulca całymi dniami z przerwą 2-3 godzinną zmieniana przez mamę. W szpitalu jakoś leciało, a le w domu tragedia, bicie się z myślami, totalne wyrzuty sumienia, co zamykałam oczy słyszałam trzask i wrzask a przed oczami krew L(( Po dwóch dniach lekarze zmienili opatrunek i debatowali nad paluszkiem Basiulcowym. Niestety było podejrzenie martwicy i duży stan zapalny rany. Znowu załamka mnie dopadła. Po wizycie u ordynatora (jak już wam pisałam) było jeszcze gorzej. Na szczęście przed oddziałem na ścianie wisi tablica z nazwiskami lekarzy na dyżurze danego dnia i mój tato zauważył nazwisko naszego sąsiada sąsiada, którego poznał na imieninach u tego naszego sąsiada (ale zamotałam). W te pędy do niego (PIĄTY i ostatni normalny człowiek z ludzkimi odczuciami) i od tego czasu byłam informowana na bieżąco co się dzieje z Basiulcowym paluszkiem, o amputacji nie było mowy i wszystko było na dobrej drodze. Baaa mało tego miałam nawet dwie rozmowy z psychologiem! Dostawałam przepustki na pobyt w szpitalu o każdej porze (odwiedziny dla każdego od 12 do 20, dla kobiet karmiących piersią też!!!!) Jestem przeciw machlojom po znajomości i łapówkarstwie, ale wtedy byłam w stanie nawet oddać się temu lekarzowi, zebym tylko mogła być przy moim dziecku. Po trzech dniach Basulec zasypiał ok.22 i spał do 8.30. Nie było sensu siedzieć całą noc. Przyjeżdżałam do domu ok. 23.30 i wracałam do szpitala ok. 4.30. Robiłam pranie (szczególnie śliniaków!!!) i ciuszków, za dużych na nią (dzięki Bogu kupiłam na Allegro 6 body na zaś i się bardzo przydały), suszyłam na grzejniku olejowym, szykowałam torbę, zjadłam coś i zasypianie w męczących myślach na 2-3 godzinki. Co drugi dzień przychodziła piguła ANIOŁ. Reszta bab pod ścianę i do rozstrzelania bez sądu. „Znieczulica zawodowa”, maleństwa drą się, wejść na salę obok nie wolno. Karmienie co 3 godziny. I co z tego, ze za 2,5 godziny maluszki 2-5 dniowe i te starsze są głodne, 3 godziny i basta. Kołki w uszach i koniec. Po szpitalu ganiali mnie ochroniarze żądając okazania przepustki i to w taki sposób, jakbym miała zaraz linoleum z podłogi wynieść!!! Dziękuję Bogu, ze serwowano mleko Nan’a, kaszką była mieszanka mleka i chrupek kukurydzianych (swoją mogłam wnieść tylko zupkę w słoiczku). Do picia marchwianka, cokolwiek to było Basiulcowi przechodziło przez gardło. Stan szpitala dobry, stan sprzętu szpitalnego bardzo dobry (ukłony do WOŚP – serduszka na każdym kroku), personel, z małymi wyjątkami, pod ścianę na rozstrzał. Ja naprawdę nie jestem z tych przesadzających i wymagających, ale tyle co się wydarłam, tyle ile ja tam kurew narzucałam to się w pale nie mieści. Pietrucha pupa i buzia odparzona, dziecko w odleżynach, wiecznie zarzygane. Co mogłam to przy nim robiłam. Wieszałam misia pozytywkę między łóżeczkami i ładnie wtedy usypiały, karmiłam go zupką jarzynową ze słoiczka (za pozwoleniem piguły ANIOŁA) podrzucałam Pampersy. Tak mi go szkoda i tylko raz widziałam jego mamę, w dodatku na 2 godziny!!! A reszcie dzieciaczków mogłam pomóc tylko duchem. Sale były przeszklone i widać było wszystkie maleństwa. Koszmar. Maluszki 1-dniowe w inkubatorach, wcześniaki. Wodogłowie, dziecko upuszczone przez matkę na beton, urodzone bez jelit, z dwoma żołądkami, upadki z wózków, przewijaków, było też 3-miesięczne maleństwo przypięte pasem w samochodzie na kanapie z tyłu. Tatuś zahamował i wiadomo jak to się skończyło. Nie życzę nikomu takich obrazków.

Teraz jesteśmy już w domu, Basiulec ma opatrunek, na rączce lewej i obu nóżkach ranki po wenflonach, ale jest pogodny i uśmiechnięty. W piątek kontrola i prawdopodobnie zdjęcie szwów.

Tu i teraz chciałam Wam moje kochane bardzo gorąco podziękować za słowa otuchy, podtrzymywanie na duchu, trzymanie paluszków za paluszka, kłaniam się w pół i całuję Wam stopy za pamięć i miłe słowa. Szczególne podziękowania dla EwkiM za „kablowanie”. Ewuniu czułam się jakbyś stała obok mnie i trzymała za rękę, bardzo wieli buziak za to!!!

Dużo bym mogła Wam jeszcze napisać, ale tak bardzo jeszcze jest to świeże dla mnie i cała sytuacja jeszcze mnie przerasta. Opis opisem a odczucia odczuciami. Obecnie jestem już mniejszym, ale nadal chodzącym wyrzutem sumienia.

Napisałam dużo i kto dotrwał do końca ma u mnie puchar.

KILKA UWAG
Nikomu nie życzę takiego przeżycia!
Czasami warto mieć znajomości i dać w łapę (jeżeli chodzi o zdrowie dziecka)!!
Należy tępić taki „fałszywy” personel medyczny i obsługę!!!
Trzeba się dowiadywać i dowiadywać, być na bieżąco z sytuacją!!!!

Może już wystarczy tyle mam jeszcze w głowie, ale wiem, że już przynudziłam.

DZIĘKUJĘ ZA WSZYTSKO, ZAWIEDLI PRZYJACIELE (ZWŁASZCZA DZIEWCZYNY) A W WAS NIE ZWĄTPIŁAM I NA WAS SIĘ NIE ZAWIODŁAM :))

Anka i Basiulec (6 miechów i 1/4)

Strona 2 odpowiedzi na pytanie: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

  1. Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

    Medal dla Ciebie i Twojego Skarba….
    Więcej nie napizę, bo nie widzę klawiszy…łezki płyną…

    • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

      Po prostu brak mi słów. Nie moge jeszcze ochłonąć.
      Za jaja i za cyce bym powiesiła co niektórych!!!

      No, ale. Cieszę się, że już w domku jesteście i możecie teraz naprawdę wracać do dzdrowia i fizycznego i psychicznego, a dla Basiulca to szczególnie ważne:-)
      Duża buźka.

      JoannaR i (21.09.2003)

      • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

        To na prawdę tragedia. Jak widaćwystarczy mała nieuwaga (ja Izie prawie – na szczęście tylko prawie – zmiażdżyłam palec szufladą, miała rączkę zupełnie z drugiej strony jak patrzyłam, no a jak zaczęłam zamykaćto nagle zobaczyła jej palucha pomiędzy szufladą a szafką- mówięci mało brakowało, bo już zaczynała wrzeszczeć że boli).

        I ten wstrętny szpital. Boże, oby żadne więcej dziecko nie musiało tam trafić. A jak już to do normalnego i z normalnymi wrażliwymi ludźmi!!!!!!!!!!! Strach pomyśleć, że gdyby nie ty i twoja obecność to pewie Basia została by sama sobie. (to tak jak z Filipkiem – gdyby nie Bruni to by go tam jeszcze gorzej załatwili!!!)

        Medal za siłę i upór.

        I oby paluszki były tak samo sprawne jak przed tym nieszczęściem.

        Buziaki od całującej wszystkie misie Izy 🙂

        Ani_ani i Izunia-Kropunia (9 miesęcyi 1/2)

        • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

          Aniu, to co piszesz mrozi krew w żyłach….. Brak mi po raz kolejny słów na służbę zdrowia!!!! Aniu….. wiem, żę już masz dość słuchania czy czytania takich rzeczy, ale TO NIE BYŁA TWOJA WINA!!!! ZROBIŁAŚ WSZYSTKO CO W TAKIEJ SYTUACJI POWINNO SIĘ ZROBIĆ. Dzieci są od nas szybsze!

          Kaśka z Natusią (15 miesięcy 🙂

          • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

            Gratuluje przytomnosci umyslu ! Teraz wracajcie do siebie a tamto – niech idzie w zapomnienie

            Geronde i Nataszka (10 i pol miesiaca)

            Geronde

            • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

              Nie mam słów…
              Już to gdzieś pisałam – takie rzeczy nie powinny w ogóle sie dziać, a tym bardziej dobrym ludziom… Pijaczki, narkomanki rodzą dzieciaki, te wychowują sie na ulicy i są zdrowe – a tu masz – takie nieszczęście !!!
              Teraz to tylko życze zapomnienia tych strasznych chwil i duuuuuuuuuuuuuuużo zdorwia…

              Ola i Dominika ur. 8.12.2002 r.

              • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                aniu! nie wiem co napisać. Wycieram łzy. Trzęsło mną i płakałam czytając ten przerażający opis. Widziałam was oczami wyobraźni na Kraśnickich i Chodźki (wiem jak tam jest na izbie przyjęć – tragedia). A wasza szalona jazda samochodem – niesamowite, dobrze że wieczorną godziną jest już luźniej na drodze. Przejęłam się strasznie tą historią. Nie wiem czy ja dałabym radę, ale myślę ze bycie matką wyzwala duuuuże pokłady siły, i to co teraz wydaje mi się niemozliwe, przetrwałabym i to całkiem nieźle. Na bieżąco śledziłam wasze losy i bardzo się cieszę że wróciłyście do domu. Na pewno minie trochę czasu zanim ochłoniecie i wrócicie do normalności, ale czas leczy rany. Dobrze że basieńka nie będzie tego pamietać.
                Na gorąco to tyle. Pozdrawiam was cieplutko. Trzymajcie się dzielnie i niech Basia szybko wraca do formy.

                pa,pa – ciocia ania z lublina (sąsiadka z Łęgów)

                Ania i Maleńka być może Asieńka (10.08.03) 🙂

                • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                  Glowa do gory Aniu!

                  Pozdrowienia
                  Marta i Gabrysia (27.03.2003)

                  • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                    Dziewczyno dostajesz największy medal ode mnie i Zuzi, za Twoje opanowanie przy tym całym koszmarze. Twój wypadek dowodzi tego ile matka może wytrzymać dla dobra dziecka. A dla Basiulca gwiazdkę z nieba bym sięgnęła. Fajnie że jesteście już w domu, teraz będzie już tylko lepiej.
                    Całuski

                    Izka i Zuzanka (12.V.2002 r.)

                    • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                      aniu b wiele przeszliscie wszyscy… po raz kolejny podziwiam cie za zachowanie zimnej krwi…zrobilas wszystko by uratowac plauszki, a cale zdarzenie to koszmarny wypadek – uwazam ze skoro po dwukrotnym sprawdzeniu cos takiego sie wydarzylo to jest wina wozka!!!
                      zachowania personalu nawet nie chce komentowac….zenada :((

                      ale teraznajwazniejsza basia…mam nadzieje ze bedzie sie juz tylko usmiechala do ciebie 🙂
                      sciskamy mocno
                      kiuiki

                      kiuiczycaZjasiemUboku (21.02)
                      [Zobacz stronę]

                      • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                        Brrrrr….. Aż mi ciarki szły po plecach…I łezki tez poleciały…:((
                        Boże, jaka Ty musisz byc opanowana! Ja bym trupem padła! Nawet sobie wyobrazić nie mogę siebie w tej sytuacji… Nie musisz mieć żadnych wyrzutów-super matka z Ciebie!

                        Izka i Iga 23.08

                        • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                          Anuś, spłakałam się jak bóbr czytając tą historię. Az mi się wierzyć nie chce, że w dziecięcych szpitalach taka znieczulica panuje….. :-((((
                          Strasznie sie cieszę, ze wszystko się dobrze skończyło – a to przecoeż najważniejsze:-)) teraz będzie już tylko lepiej.
                          Ucałuj Basiulca i trzymaj się dalej dzielnie.
                          Ps. Jesteś najdzielniejsa mamą na świecie – nie wyobrażam sobie nawet ja ja zachowałabym się w podobnej sytuacji.
                          Teraz powiem juz Mateuszkowi że może puścić kciuki..:-)

                          Ola i Mateuszek (09.05.03)

                          • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                            To straszne, że na oddziele dla dzieci panuje taka znieczulica. Popłakałam sie wyobrazając sobie te maleństwa płaczące z głodu i samotnosci 🙁
                            Na szczeście paluszki Basiulca już sie goją i wierz mi za jakiś czas malutka juz nie będzie pamietała tych strasznych chwil. A i Ty z pewnością zaszyjesz te wspomnienia w najdalszych zakamarkach mózgu…czas leczy rany…
                            I wierz mi, jesteś cudowna matką, najlepszą jaką Basiulec mógł mieć 🙂
                            cieplutko i dalej trzymamy kciuki z Was

                            Magda i Tymek (ur.17.05.03)

                            • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                              Bożę co ta dziewczyna przeszła……
                              Ma niewyobrażalną siłę…… Ponoć matka by ratować dziecko jest w stanie unieść ciężarówkę….

                              Całujemy biedne paluszki i niech się goją…..

                              PS. No właśnie – co to był za wózek? Pod sąd producenta…..

                              Mama z Zużką (10 i 1/2 miesiąca)

                              • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                                Ja teraz też jestem jedym wyrzutem sumienia, bo przez jakiś czas nie mogłam wchodzić na forum i własnie wtedy spotkał Was wypadek, a ja nie mogłam sie za Was modlić, pisac do Was, trzymac kciuków, bo…o tym wszystkim nie wiedziałam. Czytając to co napisałaś ryczę jak bóbr, nie umiem Ci powiedziec jak bardzo współczuję Basiulcowi i Wam, no i jak niesamowicie się cieszę, że jesteście już w domciu w komplecie. Teraz myślę o Was cały czas, staram się posłać pozytywne emocje, siłę, wiarę i optymizm. Mam nadzieję, że to odczuwacie. Całuje paluszki Basiuleczki…
                                ada77 i miki-6 tygodni

                                • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                                  Kobieto ale Cię podziwiam.
                                  Dołączam do innych w pozdrowieniach i przesyłam ogromnego Buuuuuziora dla Basiulca i dla Ciebie i “aguuuu” od mojej Żabuchy.

                                  Sylvia i Natka (06.03.2003)

                                  • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                                    to-prwie-tak-jak-rekonstrukcja-zdarzeń-które-spotkaly-mnie-i-mojego-synka…-DOKLADNIE

                                    PS-SpACJA-MI-SIE-SPIPRZYLA-wylalam-kawe-na-klawiature;))

                                    Bruni i Filipek

                                    • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                                      poryczałam się jak bóbr…..
                                      dobrze że koledzy z pracy nie widzieli.
                                      kolejna dobra wiadomość- jesteście już w domciu…
                                      czas leczy rany- te fizyczne i psychiczne…
                                      obyście szybko o Waszych zapomnieli

                                      /

                                      • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                                        Boze, na szczescie juz wszystko dobrze! Ryczalam jak bobr, jestes naprawde dzielna, nie wiem czy w takiej sytuacji nie stracilabym glowy… w tych szpitalach to czesto pracuja jakies roboty, a nie ludzie, okropnosc…

                                        Ola i mala Ninka ur. 30 maja 2003

                                        • Re: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                                          Ryczałam czytając tą opowieśc… Najwazniejsze, że wszystko skończyło się dobrze i nie miej wyrzutów sumienia….jesteś tylko człowiekiem……..

                                          Julka i Karolek (rok i pięć dni)

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: BASIULCOWA HISTORIA (BARDZO DŁUGIE)

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general