cc a miłość matczyna

To będzie bardzo osobiste wyznanie, ale ciekawa jestem czy moja teoria jest choć trochę prawdziwa, dlatego postanowiłam opowiedzieć to na forum.

Urodziłam synka 6 tyg. temu, przez cc. Dzidziuś bardzo chciany, wyczekiwany, ciąża była zagrożona, prawie calą drżałam czy uda się ją utrzymać. Nie mogłam się doczekać terminu, ciuszki oglądałam godzinami wyobrażając sobie w nich małego, dom był przygotowany 3 miesiące wcześniej. Doczekałam szczęśliwie terminu, gdy wyjęto mi Mateusza z brzucha poczułam wielkie szczęście, że to już, że jest cały, zdrowy, no wreszcie z nami… Euforia minęła mi szybko, zaczęłam czuć paniczny lęk, po powrocie do domu bałam się z nim sama zostać w domu, gdyby nie wielka pomoc mojej mamy i męża to nie wiem jakby było. Zdziwiona byłam tym co czułam, a czułam głównie lęk, nie potrafiłabym odpowiedzieć na pytanie jakie uczucia we mnie wtedy wbudzało moje dziecko, na pewno nie była to miłość. Potem do lęku doszło rozdrażnienie, on płakał a ja byłam bezradna i nieszczęśliwa. W czasie ciąży przeczytałam mnóstwo na temat opieki nad noworodkiem, teoretycznie byłam przygotowana, rzeczywistość rozminęła mi się z wiedzą. Czułam złość do siebie, że jak to, biorę go na ręce ( ja – mama ) a on się nie uspokaja, a wręcz jeszcze bardziej krzyczy, teraz sądzę, że wyczuwał mój strach. Potem powoli było coraz lepiej, kiedyś powiedziałam mężowi, że ” zaczynam go lubić”, a dziś nareszcie poczułam, że KOCHAM moje dziecko!! Uświadomiłam to sobie w chwili gdy pielęgniarka wbijała mu szczepionkę. Zalała mnie fala miłości, natychmiast chciałam wziąć, przytulić, ukochać. Moje dziecko.
Teraz myślę, że wcześniejsze emocje były spowodowane lekką depresją poporodową, natomiast zastanawia mnie jaki udział w ruszeniu instynktu macierzyńskeigo ma typ porodu. Czy jednak gdybym rodziła “drogami natury” nie odezwałby się we mnie wcześniej?
Jeżeli któraś w was ma podobne przemyślenie, proszę, niech się nim podzieli, będzie mi łatwiej znieść świadomość, że moja matczyna miłość wystartowała z 6 tyg. opóźnieniem.

Kotagus i…

Mateuszek 28.01.04

11 odpowiedzi na pytanie: cc a miłość matczyna

  1. Re: cc a miłość matczyna

    ja miałam podobnie, ale wiedziałam, że to normalne. wydaje mi się, że rodzaj porodu nie ma wpływu na to jak szybko czuje się miłość do własnego dziecka (ja też miałam cc). jednak matki, które rodziły naturalnie są zazwyczaj tak wykończone, że nie mają na nic ochoty (nie chcę nikogo obrażać – opisuję to co sama widziałam w szpitalu).

    moja miłość ujawniła się już w szpitalu kiedy widziałam jak pielęgniarka kłuła małego w piętę i wyciskała z niej dużo krwi do badania na fenyloketonurię. widzieliśmy to oboje z mężem, i oboje mieliśmy ochotę wręcz zabić tą pielęgniarkę. ta miłość to był bardziej instynkt obronny. chcieliśmy chronić nasze dziecko. potem w domu uczyliśmy się siebie nawzajem. początki nigdy nie są łatwe, tym bardziej kiedy boli rana po cięciu, sutki ociekają krwią i drżą ręce przy przemywaniu kikuta pępowiny. ale każdy dzień posuwa nas do przodu. teraz Kuba ma 2 miesiące a ja znam go już na wylot. i rzeczywiście z każdym dniem patrzę na niego z coraz większym uczuciem. jednak staram się nie zwariować z tej miłości bo wiem, że to nie wyszłoby nikomu na zdrowie. pojawienie się dziecka to tak wielka rewolucja, że nawet uczucia muszą do niej przywyknąć. dlatego uważam, że Twoja miłość pojawiła się w sposób naturalny. dobrze, że potrafisz to sobie powiedzieć i nie starasz się udawać, że jest inaczej.

    pozdrawiam!!!

    iza, paweł i kubuś

    • Re: cc a miłość matczyna

      Myślę, że to nie sposób porodu decyduje o momencie obudzenia się instynktu macierzyńskiego. Bardziej hormony, ewentualna depresja poporodowa. To, że miłość do dziecka narasta i ujawnia się dopiero po pewnym czasie jest bardzo częste. Wiem o tym i z teorii (książki o macierzyństwie) i z praktyki (moje pierwsze dziecko).

      12 lat temu, gdy urodziłam córkę (przez planowane cc) zobaczyłam ją dopiero po 12h, na chwilkę ot, taki biały tłumoczek. Potem przez cały pobyt w szpitalu (10 dni) przynosili mi wrzeszczący tłumoczek co 3 godz. Dziecka nie wolno było rozpakować z tłumoczka. Karmiłam, ale bez żalu oddawałam ją pielęgniarkom. Gdy wróciłam do domu, dopiero po pewnym czasie poczułam, że to moja córka, moje ukochane dziecko.

      Teraz urodziłam znowu przez cc (ale po 6 godz porodu naturalnego) i od razu pokochałam Emi z całej siły. Jak tylko dostałam ją (2 godz po zabiegu) nie oddałam nawet na chwilę – jak ją badali – zawsze szłam na oddział noworodków. Miałam od razu (i mam do tej pory ) kompletnego fijoła na jej punkcie.

      Kwestia wieku, świadomości, wiedzy czym jest macierzyństwo…..???? Nie wiem.

      Nie jest ważne czy istynkt obudzi się od razu, czy za jakiś czas. I tak kocha się potem swoje dzieci najbardziej na świecie.
      Pozdrawiam

      • Re: cc a miłość matczyna

        Ja rodzilam drogami natury, a u mnie bylo podobnie. Dodam, ze sam porod wspominam fantastycznie, zadnego wycienczenia, bylo sielankowo. No i caly czas mialam Natalie przy sobie. Potem pojawila sie deprecha, po wyjsciu ze szpitala balam sie ze cos sie stanie z dzieckiem, ze ja nie umiem, nie poradze sobie. Jak miala tydzien, zachlysnela sie pokarmem, nic sie nie stalo ale ja spanikowalam, balam sie ze moze to sie powtorzyc jak mnie przy niej nie bedzie i Natalia umrze. Balam sie zostac z nia sama, na szczescie na 2 tygodnie przyjechala moja mama. Wypytywalam, czy czesto sie zdarza, zeby dziecko umarlo, bo sie zachlysnelo. Teraz wiem ze to durne, ale tak wtedy myslalam.
        Ale z kazdym dniem bylo coraz lepiej, zaczelam czuc, ze to MOJE upragnione dziecko, ze bez niej nie potrafie juz zyc.
        I mysle ze u Ciebie to nie byl brak milosci do synka, ale bezradnosc podczas jego placzu, lek ze sobie nie poradzisz i ze cos mu sie stanie. Ciesze sie ze juz jest lepiej. I zycze powodzenia.
        Pozdrawiam

        • Re: cc a miłość matczyna

          Wiesz, nie wiem czy pojawienie sie miłości do dziecka ma jakiś związek z rodzajem porodu. W każdym razie u mnie było podobnie. Urodziłam wcześniaka, miesiąc przed terminem przez cc, wogóle, absolutnie nie byłam na to przygotowana, to miało miejsce nagle. Owszem, wiedziałam,że będę mamą, ale dopiero za miesiąc.. Poród ( a właściwie cała otoczka porodu) były koszmarem, o czym niejednokrotnie pisałam na forum. Gdy zobacvzyłam córeczkę w 12 godz. po urodzeniu jakoś tak… Nie mogłam uwierzyć. Wiem, ze to głupie co napiszę, ale pomyślałam sobie wtedy tak:…Jak to, to moje dziecko??Przecież moje jest jeszcze w brzuchu…. Potem czułam,że to przecież nie ja ją urodziłam, tak jakby mi ktoś dosłownie podarował moje dziecko. To było tak strasznie głupie. Ale nie mogam jej wziąć na ręce, dotknąc, karmić( była w inkubatorze)… Nie czułam się przez to jakbym była matką. Potem nie miałam dość pokarmu i znów to głupie uczucie…co ze mnie za matka??Po przyjezdzie do domu nic kompletnie nie zrobiłam przy małej, jak nie stała nade mną moja mama. Bałam się. Przez to,że ciągle wołałam mamę, znów czułam jakby to nie było moja córka, tylko np. siostra. Ale od jakiegoś czasu to wszystko minęło, zajmuję się sama córeczką i uwierzyłam w to, ze jestem naprawdę mamą!! I kocham tego szkraba jak nikogo innego na świecie!!! Natomiast co do rodzaju porodu jaki miałam, to do dziś nie mogę sobie przedarować,że było to cci to w takich okolicznościach. Nie mogę się do tej pory pogodzić z tym faktem. Ostatnio zapytałam mojego gina, czy jest szansa na to,że kiedyś urodzę naturalnie, powiedział, ze teoretycznie jest,ale raczej nastawiał by się na drugie cc. Po jego słowach całkowicie się załamałam, do tego stponia,że zaczłam tracić pokarm i w tej chwili walczę o niego, ale coś mi nie wychodzi. A to jest błędne koło…znów czuję się beznadziejna jako matka… Tak bardzo kocham moją coreczkę, a nie dość,że nie dałam rady jej donosić to teraz nie daję rady jej wykarmić…A w dodatku nie mam z kim na ten temat porozmawiać, a zresztą wstydziłabym się swojej beznadziejności i chyba nie odważyłabym się na powiedzenie tego komuś w cztery oczy. Tak pragnęłam tego dziecka, było zaplanowane, wyczekane, a teraz kiedy ono mnie tak potrzebuje, to ja jestm do niczego. Także nie martw się swoimi uczuciami,że pojawiły się trochę pozniej, wkoncu caly twoj dotychczasowy świat został wywrócony do góry nogami. do wszystkiego trzeba dojrzeć i się odpowiednio przygotować,a niestety wiedza książkowa to nie wszystko, to dopiero namiastka tego co się dzieje jak rzeczywiście pojawi sie dziecko. Pozdrawiam Cię serdecznie!!

          • Re: cc a miłość matczyna

            Oj chyba sie nie zgodze. Ja mialam cc, a moja milosc od poczatku byla tak wielka ze potrafilam patrzac na malego plakac ze tak mocno go kocham i ze mozna wogole tak kochac! A moja kolezanka po naturalnym porodzie zaczela malutka kochac dopiero po okolo 2-ch miesiacach. To raczej wina depresji. Pozdrawiam.

            Asia i Oliwierek 14.01.2004 r

            • Re: cc a miłość matczyna

              Kocham od samego poczatku i to tak mocno, ze az trudno mi to wyrazic słowami.

              Przyznam jednak, ze zaraz po przebudzeniu z narkozy byłam w takim szoku, ze nie zabardzo wiedziałam co jest grane.
              W nocy serce mi pekało, gdy słyszałam jak na sali noworodkow ktores z dzieci zapłakało a niedaj boze właczył sie alarm od czujników tetna!
              Nie mogłam wstac, nic zrobic, nie wiedziałam, czy z moim dzieckiem jest wszystko w porzadku!
              Na drugi dzien wyłam jak mi je przyniesiono do karmienia!
              Moja miłosc z kazdym dniem jest coraz wieksza!
              Synku!
              Koicham Cie!

              Ala i Filipek
              ur 29.07.2003

              • Re: cc a miłość matczyna

                Milosc chyba jednak nie ma nic wspolnego z rodzajem porodu…. rowniez mialam cc, planowane i pokochalam Jasia odkad sie pojawil… w szpitalu nie spalam prawie w ogole przez 4 doby po urodzeniu (tyle uczuc w sobie mialam i “wylwewaly” sie ze mnie litrami ;-)) i nie oddawalam Jasia pielegniarkom bo serce mi pekalo na sama mysl ze bedzie plakal tam ze wszystkimi malenstwali…. przez pierwsze 6-8 tygodni jak sie budzilam na jego karmienie ok 2 w nocy, za kazdym nowym tygodniem (liczac od urodzenia, a urodzil sie wlasnie ok 2 w nocy) mialam lzy w oczach bo mijal kolejny tydzien Jasiowego zycia…. fakt niewiele pamietam z pierwszego 1,5 miesiaca w takim stresie bylam ale kochalam Jasia i bylam czasami zla na siebie ze sie zloszcze, ze nie potrafie go uspokoic, ze moze sie nie sprawdzam…. ale kochalam go od poczatku i tak juz zostanie :-)))

                Ewa i Jaś – 8 miesięcy!

                • Re: cc a miłość matczyna

                  Depresja poporodowa bierze sie głównie z gwałtownego obniżenia hormonów oraz ze zderzenia naszych wyobrażeń o macierzyństwie z brutalną rzeczywistością. To jest mit że dziecko musi sie kochać od samego początku – od urodzenia, moim zdaniem bardziej sie kocha jek jest jeszcze w środku, w brzuszku niż po samym porodzie – miości do dziecka se trzeba nauczyć :)) A jeżeli chodzi o cc – ja zobaczyłam Mikołaja dopiero po paru godzinach i jak mi go przynieśli – nie czułam nic, nie wierzyłam że to moje dziecko – wszyscy go nosili na rękach oprócz mnie, denerwowało mnie to że nie chciał ssać itd Miłość przyszła po paru tygodniach – teraz nie zawahałabym sie oddać za niego życia. Nie wiem jak jest po porodzie naturalnym, może faktycznie ta miłość szybciej przychodzi?


                  Kaska i Mikołaj 18.09

                  • Re: cc a miłość matczyna

                    wydaje mi się, że to bardziej wpływ hormonów niż formy porodu. ja miałąm planowane cc i kocham mojego synka od pierwszego momentu kiedy pojawił się na świecie.

                    Paula i Borysek (7 miesięcy)

                    • Re: cc a miłość matczyna

                      u mnie chyba też miłość dojrzewała z czasem…
                      po koszmarnie długim porodzie zakończonym cc byłam tak wyczerpana, że poprosiłam pileęgniarki, żeby wzięły mała na oddział, bo nie spałam 2 doby. i może to był malutki błąd?
                      potem czułam, że muszę się opiekowaćtym maleństwem, bo jestem jego mamą. tak po prostu.
                      szaleńczo i boleśnie poczułam, jak bardzo ją kocham, kiedy zachorowała, patrzyłam, jak się nie rusza, nie reaguje, nie je, potem reanimacja…………. jeszcze ciągle wyć mi się chce, jak sobie to przypomnę. i taki fizyczny ból…….
                      dopiero wtedy uświadomiłam sobie w pełni, co czuję.
                      niewiele nam kobiet, które mają tak silnie roziwnięty instynkt macierzyński, że potrafią,kochać dzidzię przed urodzeniem i zaraz po. u większości miłość dojrzewa, z czasem poznawania małego człowieczka…

                      • Re: cc a miłość matczyna

                        Ufff… bałam się tu zajrzeć… ale nie było tak źle 🙂

                        Również nie zgodze się z tą teorią. Raz, że czytałam tu nie raz posty mam, które po porodzie naturalnym czuły się jak Ty lub m/w tak (np. cykl postów Bruni, bartdzo utkwił mi w pamięci i wzrusza mnie do dziś).
                        Z kolei ja rodziłam najpierw narturalnie i nawet nie pamiętam, co było na końcu 😉 po tych 36 godzinach jak by mi ktoś powiedział, ze to było naturalnie, to bym uwierzyła 😉 mimo że na końcu było cc.

                        Znasz odpowiedź na pytanie: cc a miłość matczyna

                        Dodaj komentarz

                        Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                        Logo