No to teraz Wam trochę posmucę
Zacznijmy od tego, że zawsze uważałam się za osobę silną psychicznie i podchodzącą do życia z odpowiednim dystansem i opanowaniem, zachowując tzw. zimną krew. Wielokrotnie potrafiłam zrozumieć, gdzie tkwi przyczyna mojego złego samopoczucia i jak sobie z nim poradzić – i to pomagało. Ale teraz pomimo, że w sumie wiem, dlaczego czuję się okropnie – nie pomaga
Czuję się nierozumiana przez męża. I zastanawiam się, czy rzeczywiście mam ku temu powody, czy coś ze mną jest nie w porządku? Postaram się być obiektywna.
A zaczęło się tak… Od maja 2004 roku (6 miesiąc ciąży) “siedzę w domu”. Najpierw było to zwolnienie, potem urlop macierzyński, teraz wychowawczy. Ciążę znosiłam łatwo, tyle, że pojawiło się postępujące rozwarcie, dlatego też dostałam zalecenia oszczędzania się – co niestety nie było możliwe, ze względu na toczący się u nas wtedy remont, który niestety trzeba było zrobić. Mąż pracował do bardzo późnych godzin (nie z własnej winy – nie mógł inaczej), wracał do domu o 23-24, więc całą ciążę przesiedziałam sama. W 9-tym miesiącu, kiedy remont osiągnął apogeum, czułam się koszmarnie, bo nawet nie będąc w ciąży bardzo kiepsko znoszę upały, a co dopiero w 9-tym miesiącu. Nie mogłam spać, ledwo chodziłam, non stop miałam zgagę. Kiedy urodziła się Zuzia mąż nie mógł wziąć urlopu (też nie z jego winy), więc zostałam sama z noworodkiem. Wprawdzie mieszkamy w jednym domu z moimi rodzicami, ale moja mama bierze silne leki, które wpływają na motorykę ciała i nie mogłam się przemóc, żeby powierzyć jej opiece Zuzię – po prostu się bałam (mąż też był przeciwny). Moja teściowa jest człowiekiem, który zawsze wszystko wie lepiej i cała truchlałam na myśl o tym, że mogłaby mi pomagać, więc de facto zostałam zupełnie sama (mąż nadal wracał o tej, o której wracał).
Może wyjaśnię, bo pewnie się dziwicie, dlaczego pracował tak długo – był agentem ubezpieczeniowym, ale dostawał stałą wysoką pensję – ale w zamian za to miał postawione bardzo wysokie cele sprzedaży, do tego dochodziły wysokie standardy obsługi klientów i w efekcie wszyscy agenci tej firmy spędzali w pracy cały dzień, umawiając spotkania, chodząc na spotkania, robiąc plany ubezpieczeniowe dla klientów itp. a do domu wracali tylko spać. Ponieważ rozliczał się poprzez działalność gospodarczą, nie przysługiwał mu ani płatny urlop ani zwolnienie, a nawet bezpłatny urlop (na który zresztą nie mogliśmy sobie pozwolić) był przez pracodawcę wliczany do rozliczeń efektywnościowych. Żeby z czystym sumieniem wziąć urlop trzeba sobie było wcześniej “nadrobić” w pracy, co w praktyce tak naprawdę nie było po prostu możliwe. (W wyniku pracy w tej cholernej firmie mąż dorobił się zespołu jelita drażliwego na tle stresowym, ale to już szczegół….).
W opisanych warunkach oczywiste było, że pomimo szczerych chęci nie pomoże mi przy dziecku ani przy niczym innym. Ponieważ musiałam jednocześnie zająć się doprowadzeniem mieszkania do ładu po remoncie (m.in. “zasiedlić” nowo powstałą kuchnię) byłam kompletnie wyczerpana. Wieczorami padałam na twarz, a po całym dniu zasuwu mięśnie krocza bolały mnie tak bardzo, że nie byłam w stanie ustać na nogach – po prostu uginały się pode mną.
To wszystko trwało do 4 miesiąca życia Zuzi – wtedy mężowi udało się znaleźć inną pracę i nasze życie zaczęło wyglądać inaczej. Ale ja jakoś nie mogłam się pozbierać. Moje życie przypomina huśtawkę – ponieważ z natury jestem niepoprawną optymistką, po każdym “ataku” złego nastroju (i często awanturze z mężem) szybko mi przechodzi i wraca dobry humor, to generalnie czuję się stłamszona. Od ponad 1,5 roku siedzę w domu i czuję się jak na uwięzi Bardzo, bardzo kocham Zuzię, ale czasami nie mam już siły się nią zajmować, podobnie jak wszystkim innym. Czasami prosta czynność typu np. zrobienie posiłku wydaje mi się być równoznaczna z przeniesieniem góry lodowej. Wydawałoby się, że jest to zrozumiałe i że wystarczyłoby, żebym np. wróciła do pracy – i już. Zresztą postanowiłam otworzyć działalność gospodarczą, mam nawet pomysł. Ale niestety realizacjia nie jest taka prosta, z dwóch powodów:
1. nie mam z kim zostawić dziecka – jedna babcia bierze leki i chociaż bardzo mi pomaga, nie da rady opiekować się małą 10 godzin dziennie; druga babcia nie jest dla mnie wymarzoną opiekunką, ale mimo to i tak nie wchodzi w grę, gdyż jeszcze jest aktywna zawodowo. Na opiekunkę na razie mnie nie stać, a do żlobka nie chcę Zuzi posyłać (wiem, kontakty interpersonalne itp. ale jestem zdania, że kontakty owszem, ale na razie w towarzystwie bezpiecznej przystani – czyli opiekuna).
2. Czuję się “wypluta” i w ogóle mam problemy z koncentracją, nic mi się nie chce, na nic nie mam siły. Zastanawiałam się, czy nie jest to depresja, ale z drugiej strony śpię dobrze (a ponoć kłopoty ze snem są jednym z objawów) a do tego to są takie “naloty”, które przeplatają się z okresami dobrego nastroju i przypływu energii. Sama nie wiem, o co tu chodzi
A generalnie nie mogę się pozbyć żalu – i to mnie przeraża. Żalu o to, że całą ciążę przesiedziałam sama, że spadły na moją głowę zadania ponad siły, a jego nie było przy mnie. Tłumaczenie sobie, że to nie była jego wina, że musiał dokonać takiego a nie innego wyboru nic mi nie pomaga – chociaż przecież wiem, że tak właśnie było. A największy żal powoduje chyba pamięć o tym, że na początku, kiedy mówiłam mu o tym jak się czuję w związku z tym, że tak było, kłóciliśmy się tylko, bo on odbierał moje słowa tak, jakbym miała do niego pretensje – a nie miałam, chciałam się po prostu “wygadać”, chciałam, żeby powiedział, że mu przykro. Powiedział to, ale dopiero po dobrym pół roku awantur, że “znowu poruszam ten sam temat” – i to tak we mnie siedzi. Irracjonalne ale prawdziwe.
Teraz jest mi ciężko, dlatego, że przytłacza mnie poczucie odpowiedzialności, bo o każdej najdrobniejszej rzeczy muszę decydować ja. Sebastian jest naprawdę wspaniałym ojcem, jak tylko wróci z pracy (teraz wraca ok 18) zajmuje się malutką, bawi się z nią, kąpie – ale dobija mnie to, że o wszystko się mnie pyta. Wiem, że to ponoć u facetów typowe – “jaką koszulkę założyć”, “jaką piżamkę” itp… tak jakby sam nie mógł zdecydować. Marzę o tym, żeby zostać na 1 dzień zupełnie sama i nie musieć myśleć o niczym, dosłownie o niczym, żeby nikt nic ode mnie nie chciał, o nic mnie nie pytał itp….
Podejrzewam, że moje samopoczucie nie jest normalne, dlatego zmusiłam się, żeby napisać tego posta (jestem osobą skrytą i nie lubię pisać o swoich problemach, a do tego ostatnio po prostu nic mi się nie chce). Przecież nie jestem jedyną matką na wychowawczym, a inne radzą sobie i nie narzekają.
Dzisiaj pokłóciliśmy się z mężem, bo powiedziałam mu o tym moim samopoczuciu, o tym, że nie jestem w stanie nic z siebie wykrzesać, że nie mogę się skoncentrować, nie mam na nic siły i że dobija mnie to siedzenie w domu. Mąż stwierdził, że to nie może być przyczyną, bo gdyby tak było, jak mówię, to kiedy pojawia się realna możliwość zaczęcia czegoś innego (działalność) nie mogę się zebrać, żeby to zorganizować (a nie jest to kwestia braku doświadczenia, bo prowadziliśmy z mężem już firmę przez kilka lat, do tego jestem po zarządzaniu). Odpowiedziałam mu, że czuję się wyczerpana psychicznie, że generalnie mam bardzo mało czasu (jak to przy dziecku i domu na głowie), a kiedy już np. mała pójdzie spać, to czuję się tak wyczerpana, że nie jestem w stanie nawet logicznie zebrać myśli i zaplanować czegokolwiek. On na to, że przecież on wieczorami przejmuje Zuzię i że wtedy mam czas. A ja na to, że 1. wtedy najczęściej doprowadzam mieszkanie do ładu a 2. sądzę, że przyczyną jest poczucie odpowiedzialności za wszystko, które mnie już przerasta, bo to, że on jest w domu i zajmuje się małą nie zdejmuje ze mnie ciągłego myślenia typu “zaraz trzeba małej zrobić kolację, potem umyć wannę, nalać wodę, wykąpać, zrobić mleko, przygotowaćpokój do spania, wywietrzyć…..” O wszystkich, najdrobniejszych nawet rzeczach muszę myśleć ja, ja muszę to zaplanować, nie mogę np. zająć się organizacją firmy, bo kiedy jest w domu to i tak wszystko “dookoła dziecka” robimy na spółkę (np. on się z nią bawi, a ja myję wannę, nalewam wodę, przygotowuję jedzenie, ciuszki, on ją kąpie itd) a do tego wiem, że jeżeli to zostawię wyłącznie jemu, to Zuzia nie dostanie witamin, bo on zapomni, że jej nie wywietrzy pokoju, bo nie pomyśli o tym, albo będzie się bał, że dziecko zmarznie, że i tak o wszystko się co chwila będzie mnie pytał…. Do tego dochodzi fakt, że wszystkie obowiązki domowe przejęłam ja – gotowanie, zmywanie, sprzątanie, pranie, prasowanie, S. w domu nie robi nic. A on to odebrał tak, jakbym mu chciała powiedzieć, że on się nie zajmuje Zuzią no i zaczęło sięrobić bardzo nieprzyjemnie Zaczął się unosić, że w końcu on też ma poczucie odpowiedzialności, bo przecież musi na nas zarobić i wie, że nikt tego za niego nie zrobi i skąd ja mogę wiedzieć, jak on się z tym czuje… Ja na to, że ja tylko mówię o swoich uczuciach i to nie ma nic wspólnego z jego uczuciami. Że jeżeli chce porozmawiać, że mu z czymś ciężko, to ja bardzo chętnie wysłucham i porozmawiam, może pocieszę, może doradzę i że po to samo przyszłam do niego, bo zdecydowałam się być matką świadomie i zdawałam sobie sprawę z tego, że może nie być łatwo, ale myślałam, że wtedy będę mogła się mu wyżalić i że on postara się mnie zrozumieć, a tymczasem on próbuje mi powiedzieć, że nie powinnam czuć tego, co czuję i dlaczego – a to przecież SĄ moje uczucia i tego nie zmienię. No i się na mnie obraził
Nie wiem, czy to ze mną coś jest nie tak? Czuję się kompletnie nierozumiana…. jest mi przykro, jakoś nie umiem się pozbierać. Czy rzeczywiście “powinnam” czuć co innego?? Mam wrażenie, że mój mąż (naprawdę zresztą kochający i wspaniały, wrażliwy i opiekuńczy człowiek) zamiast postarać się mnie zrozumieć zrobił sobie z naszej rozmowy poligon i pole do udowadniania, że on nie jest winny mojego złego samopoczucia (czego wcale nie twierdziłam) i że po prostu użalam się nad sobą…. może faktycznie?
Nie wiem, co się ze mną dzieje. To nie jest chwilowe, te złe nastroje wracają co jakiś czas, czasami raz, dwa razy dziennie, czasami raz na kilka dni…. Czy to depresja? Czy powinnam się przejść do lekarza? W może faktycznie powinnam się raczej przestać użalać nad sobą i “wziąć w garść”… Mąż twierdzi, że jestem kompletnie niezorganizowana i nie angażuję się w planowanie biznesu.. Że się boi, że zainwestujemy kasę, na dodatek pozyczoną, a nie naszą, a ja to brzydko mówiąc “oleję” i będziemy poźniej tylko spłacać, a po mnie to “spłynie”. Te wszystkie słowa bardzo bolały Nie są sprawiedliwe, bo nie wynika to z mojej złej woli… ale w sumie tak to wygląda. W domu ciągle bałagan, pranie wisi, prasowanie czeka, bo nie nadążam ze wszystkim. Ciągle jestem zmęczona i najchętniej to bym się położyła i nie myślała o niczym. Nie radzę sobie. Tak bardzo się staram… ale nie mam na to siły. Po prostu nie mam. Nie wiem, co robić.
Przepraszam serdecznie za długośc wypowiedzi, chciałam się po prostu wygadać…. w sumie to po raz pierwszy. Z tego, co czytam, wynika, że nie ma lepszych słuchaczek od Was Niemniej tym, którzy dotarli aż tutaj, gratuluję…. i dziękuję. To dużo dla mnie znaczy.
Zuziaczek (23.08.04)+starania za chwilę
39 odpowiedzi na pytanie: Chyba potrzebuję psychologa…. :( Już nie mam siły…. (długie)
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
Twoj maz, jak i moj, jak i pewnie wiekszosc facetow, nie rozumie, ze Ty potrzebujesz sie czasem po prostu wyzalic i powiedziec, ze Ci zle. On stara sie poszukac konstruktywnych rozwiazan. I jak mowisz mu ciagle ze to nie o to chodzi, to on sie bedzie wkurzal. Bo przeciez dba o Wasza rodzine najlepiej jak potrafi – zarabiajac pieniadze.
Powiedz mu czasem (jak Ci zle) zeby Ci nie dawal, zadnych rad, bo chcesz sie po prostu wyzalic. I moze umowcie sie, ze jak on zajmuje sie dzieckiem o ty chociaz na godzinke dwie wychodzisz z domu i robisz cos dla siebie. Moze nawet nie codziennie, ale co drugi, trzeci dzien. Musisz sie troche oderwac od tej rutyny. A czasu nie cofniesz. Zal zostanie, ale zbyt czeste wracanie do tego co bylo ani Tobie nie poprawi nastroju, ani nie polepszy relacji miedzy Wami. Jak juz to pogadac raz i dobr ze,nawet sie poklocic i do przodu.
I jak masz pomysl na dzialalnosc, to nie mnoz trudnosci przed soba, tylko usiadzcie z mezem i pogadajcie jak te trudnosci rozwiazac. Zajmij sie robieniem planu, kalendarza, co kiedy, zabierz sie za szukanie opiekunki i zobaczysz, ze wszystko powoli nabierze barw!
I musisz odpoczac troche od rutyny. Moze choc jeden dzien w tygodniu – zostaw dziecko z tata i pojedz gdzies sama, albo jeden dzien dziecku z tesciowa tez sie nic nie stanie, a Wy pojedzcie gdzies razem i przypomnijcie sobie jak to jest byc tylko razem:-) My jak po 2 latach niebywania (najpierw trudna ciaza, potem nie bylo z kim dziecka zostawic, bo nawet do tesciwej pare tysiecy kilometrow;-)) to poczulismy sie troche jak “za dawnych lat”:-) Takie chaotyczne przemyslenia po Twoim oscie:-) Tylko sie w swoim stanie nie pograzaj, tylko ZROB COS. Cod innego niz zwykle
elik i antek 20 mies
Re: Chyba potrzebuje˛ psychologa…. 🙁 Juz˙ nie m
Jak twoj chlop wieczorem zajmuje sie mala (kapie ja itd) idz na spacer. podobno pol godziny spaceru dziennie zapobiego depresji i takim wachaniom nastroju. Wiec… idz wieczorem na spacer bez malej, bez meza, idz sie przewietrz. Poogladaj ludzi, wystawy. cokolwiek. POMAGA!!!
Trzymaj sie. Kazda z nas przez cos takiego przechodzi, mniej lub wiecej!!!
Ania i Bianca
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
Nikt nie zrozumie kobiety lepiej niż druag kobieta:) Współczuje Ci, bo masz ewidentnego doła a i moim zdaniem ku temu powody. Ja wiem, ze faceci nie wiedzą którą założyć koszulkę i zapomną o witaminie na noc, ale…. ODPUŚĆ TROCHĘ!
Wyluzuj. Nie myj wanny, nie sprzątaj, nie wariuj. Ja mam w nosie sajgon w domu, jak mi sie nie chce – nie sprzątam. Mój dom, moje brudne naczynia a i moje zdrowie i samopoczucie. Za dużo wzięłaś sobie na głowę. Ja też siedzialm w domu 1,5 roku sama najpierw w ciaży, potem z dzieckiem. Mój mąż też pracował od 6.00 do wieczora i musiałam mysleć o wszystkim. Na początku też prasowałam, sprzątałam i gotowałam obiady (bo przeciez on pracuje ja siedzę w domu), ale… przeszło mi. To co napisalm wyżej. Jak czułam się wyczerpana – ograniczałam się do obiadu i to w trybie ekspresowym: pierogi z woreczka:) A co?
Musisz zaangażować męża bardziej w życie domowe. Fajnie, że zajmuje się Zuzią, ale niech zajmuje się od początku do końca: chce kąpać? Proszę: przewietrzyć pokój, nalać wody do wanny, przygotować koszulkę, witaminy, wykąpać, wytrzeć, nakarmić (?). Jest sajgon w domu? Sprzątamy w sobotę (niedzielę), ja myję naczynia, ty odkurzasz, itd. Jestem zmęczona Zuzią? Ty się z nią bawisz ja wychodzę na półgodzinny spacer:))
Uwierz mi, że można. A faceci nie są tacy zagubieni – są po prostu wygodni:)
Twój żal do niego, o to, że go nie było powinnaś stłumić, może ten post w którym się wyzalilaś pomoże? Bo jak sama piszesz – musiał pracować, rozumiesz to, więc nie możesz mieć żalu. Gdyby chodził na piwo z kumplami – żal rozumiem, ale chodził do pracy. Mój nawet nie dostał dnia wolnego jak urodziłam. Zdążył mnie tylko przywieźć do domu i pracował dalej, mimo, że mu się zgodnie z kodeksem należało. Też nie byłam najszczęśliwsza, ale co? Miał rzucić pracę, bo ja jestem w ciązy, czy urodziłam? Trudno, takiej pracy się podjął, na tamten moment nie miał innej, a żyć i płacić kredyty trzeba:(
Dziś tak, jak Twój ma inną pracę, jest w domu po południu i jakoś dzielimy te obowiązki, bo ja też pracuję:)
I jeszcze coś: ja swojemu męzowi wrzuciłam na głowę wszystkie sprawy do załatwienia w instytucjach, bankach itd. Przypominałam mu, ale on załatwiał i wyżarł się bardzo na tych akcjach z urzędnikami – teraz jest pierwszy załatwiacz:)
A co do powrotu do pracy – może jednak opiekunka się znajdzie i nie taka znowu kosztowna? Naprawdę są kobiety – anioły, które za niewielką kwotę zaopiekują się dzieckiem dla przyjemności, bo czują się samotne:)
Życzę Ci mądrych decyzji i… uśmiechu, energii. Wstań, uczesz włosy, pomaluj usta, olej stos naczyń, wypij dobrą kawę i daj mężowi na obiad trzy kanapki z żóltym serem:) Odpocznij. Wypoczęta głowa – to milion pomysłów.
Pozdrawiam,
Beata + Szymek (25.04.2004)
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
Wiesz – miałam swego czasu podobny problem, z tym, że ja pracuję odkąd Miśka skończyła 4,5 m-ca, więc czasu na wszystko mi brakowało i czasem nadal brakuje. A mój mąż uważa, że on pracuje ciężej niż ja, bo fizycznie, to powinien przynieść pieniądze do domu i mieć czas na odpoczynek. W związku z czym miam wszystko na głowie i czasem juz mnie cholera bierze. Do tego nasza Dominika to istny diabełek – wyprowadza mnie z równowagi średnio kilka razy dziennie 🙂
I dziewczyny mają racje – czasem trzeba po prostu wziąć się zebrać w sobie i wyjść z domu jak jest możliwość – mąż napewno zrozumie, że czujesz, że potrzebujesz trochę odpocząć po prostu i nabrać sił.
A słuchaj – widzę, że Ty dbasz o wszystko bardzo dokładnie, ale chciałam Ci powiedzieć, że jak dziecko raz na jakiś czas zaśnie w nieprzewietrzonym pokoju, czy wykąpie się w wanience, która przed nalaniem wody nie była wypłukana, to nic mu się nie stanie – naprawdę 🙂 Można naprawdę postarać sobie ulatwić życie 🙂 ja np. nie prasuję w ogóle, tylko porządnie rozprostowuję jak wieszam pranie, itp. 🙂 gotuję czasem na 3 dni 2 różne dania i na zmianę to jemy, dzięki czemu mam 2 dni z głowy gotowania obiadów.
Poza tym jak widzę jak mój mąż coś olewa, to olewam też i w końcu się on skapnie, że też mógłby coś zrobić.
Tak czy siak, musisz pomyśleć o sobie nie jako o kimś, dzięki komu dom funkcjonuje, tylko jak o człowieku, kobiecie, która potrzebuje czasu tylko dla siebie, na spacer, zakupy (nie dla dziecka ale 🙂 ), kino, wyjście z koleżankami raz na jakiś czas na kawkę, czy piwko – 3maj się – napewno przyjdą lepsze dni – poza tym wiesz – jesień idzie i to pewnie też wpływa na nasze samopoczucie.
No to teraz ja się rozpisałam 🙂
Pozdrawiam.
PS. Prześliczna Wasza Zuzia 🙂
Ola i Dominika ur. 8.12.2002 r.
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
Jakiś czas temu przeżywałam coś podobnego (ale widzę, że wcale nie było ze mną tak źle!), pamiętałam o całym otoczeniu, a zapominałam o sobie (zapomniałam gdzie np schowałam swoje rajstopy), było źle, rozmowy z mężem kończyły się jak u Ciebie, te rajstopy przeważyły szalę – pewnego dnia po prostu zakomunikowałam, że przestaje się zajmować jego sprawami… Pomogło, moja psychika wróciła do równowagi – Tobie też to polecam, może się uda.
Dziękuję 🙂 (odpowiadam hurtem)
Kochane, dziękuję. Samo to, że napisałam tego posta dużo mi pomogło, wygadałam się i jest lepiej A do tego nie umiem powiedzieć, jak mi się miło zrobiło dzisiaj, kiedy weszłam na forum i zobaczyłam aż pięć odpowiedzi na moją wiadomość, pomimo, że jest dopiero 9.00, a zamieściłam ją w nocy Zawsze można na Was liczyć
Odpowiadam hurtem, bo nie ma sensu, żebym pisała w każdym poście to samo
Zacznę od tego, że udało mi się pozbyć tego rozżalenia spowodowanego samotnością w ciąży i potem w pierwszych miesiącach życia dziecka. Tak jak napisała BeeM
– pomogło Z tym, że muszę Wam wyjaśnić, że ja nie miałam w sumie żalu do niego samego – bo jak pisałam, wiedziałam o tym, że nie mogło być inaczej – tylko było to rozżalenie spowodowane całą tą sytuacją. Można to nazwać żalem do losu, który niesprawiedliwie spadł na mojego męża, gdyż musiał zostać jakoś “uosobiony” Bo przecież wiem, że to nie była jego wina, robił, co mógł.
To tylko takie luźne przykłady – nie jestem taką perfekcjonistką (za to mój mąż jest ) – chodzi o to, że o każdej najdrobniejszej rzeczy muszę pamiętać ja… i sama nie wiem, czy to kwestia tego, że mój mąż podświadomie przyjął, że ja o wszystkim co dotyczy Zuzi myślę, więc on już nie musi, bo się dowie co i jak? Tak podejrzewam, bo sądzę, że gdybym go zostawiła samego z małą na cały dzień czy nawet miesiąc, to poradziłby sobie świetnie. Chyba więc faktycznie powinnam odpuścić i pójść na spacer, tak jak radzi AnnaK26 – i chyba tak zrobię. Oboje skorzystają, jeżeli mama i żona będzie miała uśmiech na twarzy i więcej energii. Problem tylko w tym, że jak argumentował też mój mąż – on jest najpierw w pracy, a potem do wieczora zajmuje się małą – więc dla niego tego wolnego czasu też dużo nie zostaje… dlaczego ja miałabym go mieć więcej? Inna sprawa, że w jego życiu coś się dzieje – pracuje, mnie przytłacza rutyna dnia codziennego.
Jak pisała elik
– to prawda. Sebastian oczekuje konkretów, a ja czasami chcę sobie po prostu ponarzekać. On to odbiera jakbym miała do niego pretensje i jakoś nie umiem mu wytłumaczyć, że tak nie jest. Ale będę nadal próbować
– no właśnie on ma do mnie żal, że tego nie robię, ja sama wiem, że powinnam – i nie mogę właśnie na to znaleźć siły. Ale obiecuję sobie, że się za to wezmę w końcu, bo tak dalej być nie może, każdy dzień pogrąża mnie bardziej i bardziej.
– ale ja wcale nie jestem taka dokładna Też mam właśnie takie dość luźne podejście. To mój mąż jest perfekcjonistą (ale takim skrajnym perfekcjonistą) – i dlatego staram się, żeby wszystko było zrobione jak najlepiej – co nie znaczy, że on tego ode mnie wymaga. Ale potrafi zrobić mi jakąś uszczypliwą uwagę typu “nigdy się z niczym nie wyrabiasz” – i to mnie strasznie denerwuje i boli, bo mam wrażenie, że on sobie nie zdaje sprawy jak dużo mam obowiązków na głowie i że niemożliwością jest poradzenie sobie ze wszystkim “na tip-top” – a mimo to próbuję. Wkurza mnie to strasznie, bo to wszystko jest przez moją teściową, która zawsze musi być we wszystkim najlepsza, najwspanialsza itp nigdy nikogo nie doceniała, a własne dzieci najmniej i przez to teraz Sebastian do dzisiaj podświadomie próbuje jej udowodnić, że jest wartościowym człowiekiem. Tymczasem jego żona pod względem organizacji dnia itp nie dorasta teściowej do pięt, bo teściowa (to jej słowa, nie męża, żebyście nie myślały, że jest mamisynkiem, bo z pewnością nie jest) zawsze miała wszystko zrobione na czas, posprzątane, uprane i uprasowane, zawsze był obiad na stole i jednocześnie ona była umalowana, ubrana itp. i w ogóle chodzący ideał. To taki paradoks – im ktoś bardziej nas nie docenia, tym bardziej my staramy się zasłużyć na to docenienie – i ja właśnie wpadłam w taką pułapkę, bo staram się jej pokazać, że jestem “dobra” i robię to na jej warunkach, bo na moich ona tego nie dostrzeże. Dla mnie np. ważne jest, żeby mówić Zuzi często, że ją kocham, żeby się z nią bawić i zapewnić jej spokój psychiczny – natomiast moja teściowa jest człowiekiem, który nie umie mówić o uczuciach i dla niej najważniejsze jest, żeby Zuzia duuuużo zjadła (a ja jestem przeciwnikiem wmuszania w dziecko jedzenia), żeby miała duuuuuużo różnych i koniecznie drogich rzeczy (dlatego ciągle kupują jej prezenty i manifestują jak to dużo wydali, a to, co my kupujemy małej jest oceniane nisko – chociaż paradoksalnie my cenimy sobie jakość i to co kupujemy dziecku z pewnością dziadostwem nie jest, bo wolimy wydać więcej, a żeby na dłużej starczyło), żeby była ślicznie ubrana w koroneczki i falbaneczki (czego ja osobiście nie cierpię, bo uważam, że małemu dziecku najwygodniej jest w dresach, a nie w spódniczce z koronką). Muszę to zmienić i zacząć olewać ich zdanie oficjalnie, bo jak na razie to byłam grzeczną synową i się nie oddzywałam za dużo, żeby nie zranić ich uczuć (no bo przecież chcą dobrze – tyle, że tak naprawdę dla siebie). Tyle, że moja teściowa jest niewolnikiem pozorów – ważne, aby dobrze wyglądało, a jak jest naprawdę to nieistotne. Ja tak nie umiem, dlatego często jestem przez nią odpowiednio nisko oceniana – bo ja o te pozory nie dbam.
Kasiu – ja chyba też powinnam zacząć myśleć więcej o sobie i przestać się przejmować zdaniem innych (no bo co sobie np. teściowa pomyśli o mnie, jak zobaczy, że mam stos garów w zlewie) – nie myślcie tylko, że ja sobie nie zdaję sprawy z irracjonalności takiego postępowania… Powiem tyle, że moi teściowie, a zwłaszcza teściowa, to bardzo specyficzni ludzie…. ale to temat na osobny post i to duuuuużo dłuższy niż ten…..
Eh, zamotałam, ale mam nadzieję, że rozumiecie o co chodzi.
Chyba udało mi się trochę zasypać ten dół. Żeby jeszcze udało mi się wytłumaczyć mężowi, o co naprawdę tu chodzi…..
JESZCZE RAZ BARDZO WAM DZIĘKUJĘ, BARDZO, BARDZO MI POMOGŁYŚCIE. Dużo mi lepiej.
Ola – dziękujemy bardzo za komplement Twoja Dominika (moja imienniczka ) też jest przesłodka, a te wielkie oczy…..
Zuziaczek (23.08.04)+starania za chwilę
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
O qurczę, Dominika, ale dół! Nie mam pojęcia jak Ci pomóc, chcę tylko napisać że przeczytałam do końca i współczuję nastroju, jednak -tylko nie zrozum mnie źle, ja wiem że jest Ci smutno i źle -ale nie masz na szczęście prawdziwych problemów -że facet nie rozumie wyżalania się? Żaden chyba nie rozumie takiego jęczenia dla jęczenia (chociaż nam jest potrzebne -dlatego lepiej ponarzekać koleżankom, zwłaszcza dzieciatym, które zawsze zrozumieją że choć dziecko to największa radość w życiu to bywa męczące, a najpiękniejszy czas w życiu, czyli ten który spędzamy z nim w domu bywa nużący a czasem wręcz nie do zniesienia).
Ja nie jestem psychologiem ale moje wrażenie jest takie -chciałabyś już wrócić do “normalnego” życia, zacząć robić coś innego niż tylko zajmować się dzieckiem ale masz poczucie że w jakiś sposób skrzywdzisz tym Zuzię więc się wahasz. Pewnie że dziecku jest fajnie być z mamą ale jeśli ta mama jest przybita, stłamszona, rozdarta sprzecznymi uczuciami? Dominika, moim zdaniem uświadom sobie najpierw że Zuzi będzie dobrze jak posiedzi czasem z kimś innym, nawet z kimś kto inaczej wyobraża sobie świat niż Ty. Może zacznij od rzeczy mniejszych, nie rzucaj się od razu na głęboką wodę? Umów się z mamą że zajmie się Zuzią godzinkę, dwie dziennie? A Ty w tym czasie po mału zacznij przygotowywać się do swojej pracy -poobmyślaj wszystko, przygoyuj plan, ciesz się tym co robisz a wtedy większą radość zacznie Ci sprawiać również to co musisz zrobić (mam tu na myśli obowiązki domowe których niestety żadna kobita nie uniknie)
A może częściej umawiaj się z sierpniówkami na ploty? -my łatwiej zrozumiemy co Ci na sercu leży bo w większości mamy te same problemy a tak bezpośrednio jednak łatwiej jest sprawę obgadać bo napisać czasem jest trudno to co po głowie chodzi.
Nie wiem czy coś z tego co napisałam ma sens ale to moje pierwsze odczucia w związku z Twoim postem -może jak przemyślę jeszcze sprawę to napiszę Ci coś “do rzeczy”
Uszy do góry i nie daj się żadnym dołom -szkoda życia
Pozdrawiam -Marta mama Jurka (05.02.02) i Jasia (28.07.04)
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
Hmmm, pisałam tę odpowiedź na raty bo Jacho chore, ciągle mi chodzi przy nodze i jęczy -jak zaczynałam to nie było jeszcze innych odpowiedzi -cieszę się że już Ci lepiej
Pozdrowionka raz jeszcze.
Pozdrawiam -Marta mama Jurka (05.02.02) i Jasia (28.07.04)
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
Ja nie jestem psychologiem, ale wydaje mi sie ze w przypadku wiekszoci z nas przychodzi taki moment ze zle sie czujemy z tym czy owym, czyli z siedzeniem w domu, zajmowaniem sie domem itp. Mi w takim momencie pomogl powrot na 1/2 etatu do pracy, mimo ze wczesniej planowalam prace w domu, ale nie dalo sie bo nie moglam sie skoncentrowac – caly czas mialam na mysli zupki, kupku, pranie i sprzatanie. Poza tym jesli nie masz mozliwosci wyjscia do pracy to zapisz sie do jakiegos klubu fitness. Godzinka dla samej siebie dwa razy w tygodniu napewno duzo Ci pomoze. Ale wcale nie pozbedziesz sie wyrzutow sumienia, ze Zuzia zostala z mezem i moze on cos zle jej poda. Ale tak nie mozna. Moj maz jak jest sam to radzi sobie swietnie. Pomijajac gafy pt wyjazd do znajomych i ubior dziecka (czerwone rajstopki, fioletowe spodnie – domowe dresy, i brazowe body w paski ). Mi w takim zrozumieniu ze maz da rade pomogl kilkudniowy pobyt w szpitalu, no ale tego Tobie nie zycze. Jesli chodzi o rozmowy z mezem to Ci nie pomoge, bo u nas tez roznie z tym bywa. Ale za to powiem Ci zebys wrzucial na luz ze sprzataniem. Gdzies kiedys czytalam, ze tylko nudne kobiety maja idelanie czyste domy i jak mam dola ze czegos nie zadzylam sprzatnac to o tym mysle. Poza tym prasuje tylko to co MUSI byc wyprasowane, reszte odpuszczam. Kupilismy zmywarke i naczynia wstawiam do zmywarkie, wiec nie ma wrazenia nieladu. Pranie robie jedno dziennie, ze wzgledu na suszenie, no ale jak jest pogoda to staram sie wyprac wszystko jednego dnia i wieszam na dworze i mam z glowy. Naprawde to tylko kwestia przymkniecia oka. Nie musisz byc matka/gospodynia idealna!!!!!!!!!!
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
Dominika może jakbyś zobaczyła jak żyją inni ludzie np tak jak ja mając 4 dzieci. Porównałabyś sobie to od razu poczucie szczęścia by Cię ogarnęło.:)Właśnie już muszę kończyc znosic wózek z drugiego pietra sama po krętych wąskich starych schodach póżniej Marysię bo trzeba zaprowadzic pierwszoklasistkę do szkoły, zrobic zakupy,posprzątac,chałupe.Dziewczyny starsze przyjdą ze szkoły trzeba zrobic coś do jedzenia.Z młodszymi trzeba pocwiczyc lekcje,bo ta najstarsza 13 lat jest najbardziej samodzielna i nawet chce na jutro na 14 rocznicę ślubu sama upiec ciasto.:)
Maż cały dzień w pracy i na budowie. Mieszkam 14 lat z teścviami warunków nie ma.Ale jestem cała happy,że są perspektywy. Tyle czasu musiałam byc cierpliwa,żeby doczekac się swojejo domku………………………………………..itd itd
Nie wiem kochana czy to coś Ci pomogło?????::)
Marysia 8.07.05
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
Twoja historia bardzo przypomina moją, ja niestety nie uporałam się z tym sama i wylądowałam u psychologa, nie wiem na ile się źle czujesz, ale jak jużjest kiepsko to polecam taką rozmowę.
A żal tłamszony w sobie zwykle obraca się przeciwko nam w formie depresji czy nerwicy, trzeba wiele spraw przewartościować żeby się samemu nie wykończyć…
Zycze Ci powodzenia i w raqzie czego służę radą.
MY:)
ps.friko.pl
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
ech… nie jesteś sama z takimu uczuciami.
Trzymaj się.
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
Dominiko – przeczytałam wszystkie posty. Tyle rad i podtrzymania na duchu, ze ciezko napisać coś nowego.
Ale ja powtórzę kilka rzeczy – wyluzuj. Ja też mieszkam z rodzicami (to nie to samo co teściowie) ale nie raz słyszałam – znowu naczynie nie zmyte.
A ja – jak nie miałam siły to nie zmywałam.
ostatnio usłyszałam od mamy – jak ja Ciebie wychowałąm, że nie robisz żadnych zapasów na zimę.
A ja na to – nie jestem matką idealną – ustalam priorytety – krzyś jest najważniejszy niż niepozmywane naczynia czy brak słoików na zimę.
Fakt – ja pracuję. ALe siedziałam w domu i też nie zawsze sie wyrabiałam.
I kilka rad:
Zrób cos tylko dla siebie
Zaplanuj i zacznij realizować pomysł z biznesem
A Zuzi – jeśli raz nie dostanei witamienek – nic się nie stanie
A chłopa musisz nauczyć samodzielności. Oni tak robią z nadzieją, że jeżeli raz zrobią żle – to potem my, żeby było dobrze robimy same – przemilcz to – i niech następnym razem jeszcze raz zrobi. Jak zobaczy, ze nie reagujesz – to zacznie robić dobrze – tym bardziej, że jest perfekcjonistą.
I poza tym wszystkim – to jak masz ochotę sie wygadać – to pisz, pisz, pisz.
Klawiatura wszystko zniesie – a jak kto nie będzie chciał – to niech nie przeczyta.
Buźka
Kasia i Krzyś
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam
Zajrzałam na ten wątek i po przeczytaniu Twojej wypowiedzi wcale na miejscu Dominiki bym się nie pocieszała swoją sytuacją, bo Twoja nie brzmi tak strasznie 🙂 To wręcz wspaniałe mieć 4 kochane córki, które (ta najstarsza) są coraz samodzielniejsze i z Twojego opisu widać jaką jesteście kochającą się rodziną. I szczęśliwą. No i jesteś optymistką, masz perspektywy przeprowadzki do siebie, więc Twój opis czyta się z przyjemnością 🙂 Życzę szybkiego skończenia budowy i powodzenia!
Dagmara i Emilia 13.06.04
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
świetnie cię rozumiem. Ja też tak mam. Najlepszym rozwiązaniem byłoby gdzieś wyjechać, ale że to nie jest możliwe to ja funduję sobie wizytę w solarium (opalam się nie dla ładnej opalenizny tylko żeby poprawić sobie humor – dużo wit. C) do tego długa kąpiel w wannie z wielką pianką, tona kremów wklepana w całe ciało i jeśli do tego dodam jeszcze masaż to ja już jestem “zdrowa”. Co prawda każdy z nas jest inny i potrzebuje innego lekarstwa, ale może i na ciebie też to zadziała, polecam.
Viccy + Sara 11.07.2005
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
ale słodziutka ta twoja pociecha…te oczka błękitne…piękna !!!
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam
Szłam do szkoły i zastanawiałam się,czy jej pomogłam i czy dobrze odpisałam.Rozumiem Dominikę bo co jakis czas każdą z nas z pewnoscią dopada jakis stres,depresja monotonnośc i taki stan duszy.Ale to chyba z tego powodu,że chciałybyśmy miec wszystko zapięte na ostatni guzik.Dzisiaj naprawdę mam tyle roboty,że na przekór wszystkiemu wszystko wolno robię niestresując się.Wracając ze szkoły zostałam na spacerku chociaż w domku bajzer,wzięłam sobie druty i robiłam Marysi czapeczkę dopóki nie zrobiła kupki i musiałam przyjśc do domu.A kiedy mężowi zaczynam narzekac ile to ja mam pracy i się nie wyrabiam to on mi zaczyna wymieniac ile on ma na głowie ( bo praktycznie ja mu nie pomagam,ani w jego biznesie,ani przy budowie) i wtedy mi wszystko przechodzi.
Najważniejsze w tej gonitwie znależc czas wyciszenia dla siebie.Kiedyś wychodziłam sobie na siłownię teraz Marysia jest jeszcze za mała żeby ją zostawiac komuś,wiem,że ten czas muszę przetrwac. Troszkę kiedy posiedzę z wami na forum to jest mi lepiej
Marysia 8.07.05
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)
Mysle, ze powinnas troche wyluzowac! ja tez staralam sie byc idealna matka! sama doprowadzalam do tego zeby sie zacharowac na smierc. jak dziecko spalo robilam wszystko w takim tempie zeby sie wyrobic w 2 h(pranie, sprzatanie prasowanie, gotowanie ) zero czasu dla siebie ! przyszedl momen, ze stwirdzilam (sorry za wyrazenie ) mam to w dupie…!!!! i jak np mlody spal ja wtedy, siadalam pilam sobie spokojnie kawke, siedzialam w komputerze, po prostu ten czas byl dla mnie i koniec. dopiero jak mlody wstawal zajmowalam sie obiadem i innymi rzeczami!!
tak to bym chyba w psychiatryku wyladowala ! a jak wychodzilam na spacery to odwiedzalam kolzanki (no nie codziennie, oczywiscie)ale od czasu do czasu wpadalam na kawe !
ps. dziwie sie ze juz staracie sie o dzidzie, jak masz takiego dola !
trzymaj sie !!!!
martyna i mikolaj 2 l
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam
Tyle madrych rad (naprawde!) napisaly juz inne forumowiczki, ze niewiele dodam. Ale po 1) olej tesciowa (macie wlasna rodzine i tworzycie swoj model; zreszta przeciez nie chcesz byc do niej podobna?), a po 2) jak moj maz zadaje zbyt duzo pytan, zaczynam robic dokladnie to samo. Ze slodkim usmiechem ;pytam go o kazda drobnostke: w co malego ubrac, a ile mililitrow ma zjesc, gdzie jest oliwka, czy go juz przewinac etc. Maz sie wtedy smieje i stopuje przynajmniej na pewien czas. 😉
Mateusz 08.05.2005
Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam
Dominiko, doczytalam k. zdjecia coreczki, ze “starania za chwile” – no to nie bardzo rozumiem w tej sytuacji…
Mateusz 08.05.2005
Znasz odpowiedź na pytanie: Chyba potrzebuję psychologa…. :( Już nie mam siły…. (długie)