Szczerze lekko mnie to zaniepokoiło, bo osobiście nawet przez myśl mi nie przeszło, by magazynować żywność czy leki w razie jakiejś katastrofy, klęski czy kryzysu. A jak Wy do tego podchodzicie? Odkładacie kaszę, ryż czy cokolwiek innego w razie przysłowiowego Niemca?
Strona 3 odpowiedzi na pytanie: Czy jesteście przygotowane?
ja mam zapasy z obrzydzenia do supermarketow. mieszkam na wsi i do sklepu mam z 1.5 km. pracuje na zmiany wiec jak wracam wieczorem to zakupow nie robie. dlatego wole zamrozony chleb. Ale to z lenistwa a nie na katastrofe
Jedzenia dużo nie mam, ale mam agregat prądotwórczy 🙂
Mieszkam na wsi wiejskiej, mam sklep po drugiej stronie ulicy – otwarty w największe święta, zawieruchy i ulewy.
Za to zdarzyło się kilka razy, że jakieś drzewo się przewróciło na linię energetyczną i kilkanaście godzin prądu nie było. A mój piec bez prądu nie działa – choć na olej jest. No to mam agregat.
nie mowie, ze pisalas pejoratywnie,po prostu napisalas doslownie, ze myslisz, “ze wiekszosc z nas tutaj taki charakter reprezentuje”
wiec do tego sie odnioslam
nie sugeruje, ze dla Ciebie to pejoratywne
po prostu napisalam, jak ja to rozumiem i ze byc moze widzimy to inaczej (nie przekonuje do mojego spojrzenia)
to co zalinkowalas jest takze w sumie zgodne z tym, jak to rozumiem
czyli rozumiemy podobnie a mimo to w jakis sposob Ty wiazesz to z robieniem zapasow, a ja uwazam je za zbedne
ja po prostu zapytalam, w jaki sposob kupowanie zbednego pozywienia na 60 dni w sytuacji, gdy nic nam nie grozi, a jesli grozi, to sprawy, w ktorych takie zapasy i tak nam nie pomoga – ma byc dowodem na to, ze nie jestesmy konsumpcyjni i ma byc jakąś wartością
zas niekupowanie tego ma o konsumpcyjnosci swiadczyc
dla mnie wniosek wyprowadzony w artykuliku z onetu jest dziwny
przeciez wlasnie gdybym robila tak duze a zarazem zbedne zapasy tylko dlatego, by gdzies byly w domu i czesciowo pewnie szlag by je trafial – zmierzalabym w strone nadkonsumpcji lub marnotrastwa, a znajac mnie – byc moze nawet i paranoi 😉
rozumiem i szanuje ze masz inne zdanie na ten temat
kontynuowalam dyskusje, by zrozumiec, dlaczego to niekupowanie nadmiaru prowiantu swiadczy o konsumpcyjnosci
niestety nie zrozumialam tego (nie chodzilo mi o podlinkowanie definicji slowa tylko wyjasnienie, czemu wystepuje w tym kontekscie)
ciekawe, kto ma cel w tym, robic takie badania i w takim tonie publikowac ich wyniki
fajna sprawa w takiej sytuacji
A pomyliłam się w tym stwierdzeniu? Patrząc już zupełnie w odosobnieniu od treści artykułu, bo pisząc tak nie odnosiłam się do niego – być może powinnam była to zaznaczyć, by być lepiej zrozumianą – mój błąd – przyznaję.
Ja też nie mam takiego zamiaru
Ułomność sposobu komunikowania się. Myślę, że w realu byłoby nam łatwiej się porozumieć i dojść do podobnych wniosków
Tu się właśnie cały czas rozmijamy – absolutnie nie wiążę robienia zapasów za wyznacznik konsumpcyjnego nastawienia do życia, a wręcz uważam, że to wykładnią być nie może dlatego odnosząc się stricte do artykułu to przyznaję, że jest to spore nadużycie w kategoryzacji ludzi. W swoich wypowiedziach starałam się rozszerzyć zagadnienie i nie odnosić się jedynie do artykułu.
Pisałam przecież:
Nie wiem po co sondaż był robiony, ale gdybym była w grupie badanych to wyszłoby na to, że mam nastawienie konsumpcyjne, bo nie gromadzę zapasów i zaniżałabym wyniki sondażu.
nie zamierzam popadać w szał zapasów. Luźne przemyślenia po prostu.
nie oznacza, że nagle zacznę i teraz na dziko będę analizować zawartość lodówki i szafek w kuchni czy oby mi wystarczy, gdyby przyszedł Niemiec
nie popadam w obsesję po tym artykule, a tym bardziej nie zamierzam teraz zmieniać swojego nastawiania do życia
Nigdzie nie napisałam, że mam jakiekolwiek poczucie winy spowodowane artykułem
W odniesieniu tylko i wyłącznie do artykułu – przyznaję, że taka kategoryzacja jest krzywdząca.
Definicji nie linkowałam, ale zgodnie z nią (z czym ja nie do końca się zgadzam, bo bliższe mi są słowa z linka, który wkleiłam) autorzy artykułu mogli nazwać gromadzących zapasy konsumpcjonistami. Tak ja w każdym razie to rozumiem.
Chyba Ty sama zauważyłaś tutaj, że może ma to na celu wywołanie masowej paniki – coś się może zacznie dziać, zrobi się szum – nie wiem. Tak sobie teraz tylko myślę.
Jeśli piszesz o def. którą ja linkowałam,
to w jej myśl konsumpcjonizm (hedonistyczny materializm) jest kupowaniem nadmiernych dóbr dla przyjemności ich posiadania i konsumowania (ja akurat z taką def. konsumpcjonizmu się zgadzam).
A to z zabezpieczeniem na wypadek jakiejś klęski chyba niewiele ma wspólnego 😉
a ja wlasnie staram sie dzialac w dokladnie druga strone
tzn. walcze z moim T., zebysmy kupowali tylko rzeczy zjadane na biezaco, bo nie znosze, jak cos na samym dnie polki nagle okazuje sie byc po dacie waznosci i trzeba to wywalic
chyba strasznie beztroska jestem 😀
Gacko, ja już napisałam, że nie wiem.
Nie wiem tego o “wiekszosci z nas”.
Majo 😉
Figa – właśnie o to chodzi – wg autorów artykułu i wyników sondaży większość Polaków ma nastawienie konsumpcyjne (jak dla mnie bardzo spłycono to pojęcie do szablonowej definicji rozumiane wprost – jak w załączonym przez Ciebie linku), bo zamiast gromadzić zapasy na wypadek katastrofy oni (w tym ja) kupują dobra z myślą o ich posiadaniu, a nie gromadzeniu, a do tego konsumują je (rozumiane wg mnie jako przejadanie).
Muszę dodać, że wg mnie takie nastawienie absolutnie nie ma nic wspólnego z konsumpcyjnym nastawienie do życia, o czym wiele razy tutaj już pisałam.
Chyba nie jesteś odosobniona w tym temacie
CZy ja jestem przygotowana….mhmmm na tydzień raczej tak, bo tylko raz w tygodniu jedziemy z M na zakupy (mam rozpiske co bedzie na kazdy dzien na obiad) więc tydzien bez obaw:) W zamrazalce jakies warzywa mrożone i jakieś mięsko jest, owoce na kompot też:) W szafce, paczka ryżu, ze 2 makarony, kilka słoików drzemów, marmolad, musów jabłkowych, ogóreczków mam. Ze słodkości to zostały mi pierniczki. Zgrzewka wody dla mnie i napoje dla M. Syn ma zapas mleka na miesiąc, tak samo soczków:) AAA bym zapomniała :w barku 24 butelki różnych alkoholi:)
Więc jakoś byśmy na kilka dni sobie poradzili:D:D:D
– jakiej katastrofy? (pytalam kilka razy – w jakiej katastrofie mialoby to realnie pomoc)
– “kupuja jedzenie z mysla o posiadaniu”? przeciez wlasnie nie o posiadaniu (przechowywaniu miesiacami) tylko o zjedzeniu, bo to potrzebne do życia
– “a do tego konsumuja jedzenie”? a co maja z nim zrobic? taka jest nasza potrzeba by jesc, a nie gromadzic je po kątach nie wiadomo po co
jestesmy konsumpcyjni, bo konsumujemy?
😉
Lea – nie wiem jakiej katastrofy – w artykule też o tym mowy nie ma i nie o tym artykuł był. Pytanie było ogólne “na wypadek katastrofy lub anomalii pogodowych” (nie pamiętam już dokładnie jak było to sformułowane) i na podstawie tak zadanego pytania i udzielonych na nie odpowiedzi ogłosili wyniki sondażu. Gdyby pytanie brzmiało: “Na jaki rodzaj katastrofy jesteśmy przygotowani” wówczas dowiedzielibyśmy się o czym (jakim rodzaju katastrofy) myśleli twórcy ankietki.
Kupują jedzenie nie z myślą o przechowywaniu tylko po to, by je posiadać i zjeść. Nie da się kupić jedzenia i nie być w jego posiadaniu. W moim rozumowaniu kupują je z myślą o posiadaniu, zjedzeniu,a tym samym zaspokojeniu własnych potrzeb – bardziej czy mniej podstawowych, ale kupując nie myślą o katastrofach tylko o potrzebach własnych właśnie. Ciężko jest tutaj nazwać kogoś konsumpcjonistą, bo punkt widzenia zależy od wielu rzeczy – to, co dla jednych jest zaspokajaniem podstawowych potrzeb dla drugiego może już być konsumpcjonizmem.
O tym jak ja rozumiem konsumpcjonizm pisałam zarówno sama jak i podesłałam link, w którym zawarte jest moje stanowisko w tym temacie.
Gacko, ja wiem ze podalas mi rozumienie tego slowa przez siebie.
Ja o to juz nie prosze – pytalam o inne rzeczy przeciez.
Jesli sie kupuje, zeby posiadac, nawet jesli chce sie je za chwile zjesc, to tym bardziej sie je posiada, gdy nie chce sie go zjesc tylko trzyma sie je na czarna godzine.
Nie kupuje jedzenia, BY je posiadac. Jesli przy okazji je posiadam, to nie jest to cel sam w sobie. Posiadam – owszem; kupuje – by nie krasc, bo polowac nie umiem 😉 Ale nie jest to celem, tylko stanem posiadania przy okazji zaspokajania prostej potrzeby fizjologicznej, ktorej zaspokojenie jest celem. Nie posiadanie.
Natomiast gdy ktos gromadzi to jedzenie, choc nie chce go zjesc, tylko przechowac na dluzej, choc nie potrafi wymyslic ani jednego powodu, dla ktorego to jedzenie trzyma, bo nie ma katastrof, jakie mogloby go realnie nawiedzic – to wlasnie on gromadzi dla posiadania. A nie dla jakichs wartosci.
Mnie nie chodzi o to, zebys Ty sie tlumaczyla z tego, jak zrozumialas artykul czy jakies slowo. Bardziej zastanawia jego cel, jego wymowa i to, co chcial wywolac. I celowosc gromadzenia pokarmu na da miesiace, kiedy sie nie ma pomyslu na to, jak by to sie mialo przydac.
Leosiu:Buziaki:(nie wiem, czy mogę tak odmienić Twojego nicka, ale tak mi się nasunęło).
Myślę, że mogłybyśmy tak w nieskończoność wymieniać się spostrzeżeniami, jednak drugiej pokazywać jak dany aspekt sprawy widzi i rozumie, rozważać kwestię czy posiadanie zapasów na dzień, tydzień czy miesiąc jest konsumpcjonizmem czy nim nie jest, bo tak jak pisałam – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Mogłabym pisać, że dla mnie konsumpcjonizmem jest kupowanie co roku nowego samochodu, a to dlatego, że mierzę w tym przypadku swoją miarą – mój portfel nie pozwala na takie “luksusy” więc mogę powiedzieć, że wg mnie to już jest konsumpcjonizm (osobiście nie wnikam w to, podaję jako przykład), ale dla tego kogoś, kto co roku wsiada do nowego auta jest to coś normalnego – skoro mnie na to stać nie widzę w tym nic dziwnego, spełniam marzenia, dokonuję wolnego wyboru. Dla mojej sąsiadki, która ledwo wiąże koniec z końcem zawartość (skromna, bez zapasów) mojej lodówki stanowi także pewnego rodzaju konsumpcjonizm, bo jej portfel uniemożliwia takie działania, a dla mnie jest to zaspokajanie podstawowych potrzeb, fizjologicznych, ludzkich. Dlatego pisałam cały czas o tym, że absolutnie nie można Polaków biorących udział w ankiecie nazywać konsumpcjonistami, bo nie robią zapasów. To nie może być jedynym wykładnikiem i było to dla mnie również pewnego rodzaju nadużycie znaczenia tego słowa w moim rozumowaniu itd, itd.
Przepraszam, że się wtrącam
Potraktujcie to z humorem
Jak Wam się chce to wałkować
Czytam pół wieczoru, dokładnie i ze zrozumieniem
pytanie nie do mnie, ale…
jak Ci sie chce tyle tego czytac?
😉
o mamo
😀
Właśnie w ostatnim poście to zasugerowałam – ja w każdym razie pasuję i dziękuję Lei za miłą konwersację.
nie lei, tylko leosi 😀
😉
Znasz odpowiedź na pytanie: Czy jesteście przygotowane?