Jestem właśnie po lekturze “Blondynka w Chinach” i zastanowiło mnie to, co Pawlikowska pisała na temat odżywiania chińczyków.
I rzeczywiście-raczej nie ma w Chinach ludzi otyłych, a emeryci są pogodni, pełni życia i energii (w przeciwieństwie do większości polskich zrzędliwych, zgorzkniałych i ponurych emerytów:(
To właściwie nie jest dieta chińska, tylko metoda odżywiania na całe życie: posiłki jedzone wyłącznie “na ciepło”, warzywa gotowane (nie surowe), ograniczenie do minimum cukru,soli,białej mąki i nabiału (który podobno silnie wychładza organizm)-generalnie dieta węglowodanowa. To dość kontrowersyjne podejście w porównaniu do takiej na przykład diety Dukanowskiej. Dużo warzyw, kaszy, ryżu, mięsa (nie wieprzowiny), ryb, wszystko przyprawiane ziołami i naturalnymi przyprawami, jeśli owoce to tylko krajowe-żadne cytrusy. No i najlepiej, żeby wszystkie posiłki były ciepłe- i śniadanie i obiad i kolacja.
No podobno działa cuda-nie dość że w wieku 80-ciu lat masz figurę 18-nastki, to jeszcze masz masę enegrii i sił, nie bywasz zmęczona itp.
Czy któraś z was wcieliła chiński sposób odżywiania w życie? Czy to działa?
Czekam z niecierpliwością na wasze opinie.
2 odpowiedzi na pytanie: czy któraś z Was stosowała/stosuje dietę Chińską?
Byłam w Chinach 2 tygodnie. Żarłam jak prosię (bo ja z tych co jak już gdzieś pojadą to muszą wszystkiego spróbować) i schudłam :).
Ale wg mnie dla mieszkających w PL, w naszym klimacie ta dieta zupełnie nie przystaje…
No i mamy zupełnie inne składniki (współpracuję z dużą firmą chińską w W-wie – oni mają swoją stołówkę, swojego kucharza i swoje produkty sprowadzane z Chin. Podobno z naszych nie da się tak ugotować)…
Co zaobserwowałam:
– nabiału nie jedzą wcale
– cukru nie używają wcale
– na deser dają owoce (głównie arbuzy)
– ciastka (tylko w jednym miejscu spotkałam, a codziennie jedliśmy w przynajmniej 2 restauracjach lub stołówkach) to ew. na bazie zmielonych migdałów, grochu, lotosa… Żadnych mąk pszennych/żytnich itd.
– wbrew temu co się obserwuje w “chińskich” knajpach w Europie bardzo dużo rzeczy jedzą “z wody”, bez żadnych zasmażek, przypraw, itd. Ogólnie mdło ;). No chyba że się trafi, gdzie jedzą pikantnie i słono (ja wtedy jadłam na zapas, a Francuzi nie jedli wtedy wcale ;))…
Alkoholu niewiele (nawet piwo (słabe) podają nie w kuflach tylko w szklaneczkach wielkości literatek. Wina leją na jeden mały łyk. Jak się zbuntowaliśmy i powiedzieliśmy kelnerkom, żeby nam lały po pół kieliszka to o mało zawału nie dostały ;))
– zupy to głównie przetarte warzywa – bez mięs, zasmażek, śmietan itd.
No i do tego palą jak smoki…
I mają strasznie popsute zęby i z burym nalotem (nawet bogaci, więc zakładam, że na dentystę ich stać).
I jeszcze: na śniadanie/obiad/kolację jedzą to samo… Ja po 2 tygodniach miałam serdecznie dość.
Oni tam mają taki wybór owoców (sporo nie umiałam nawet nazwać ;)), że im cytrusy nie są potrzebne…
Znasz odpowiedź na pytanie: czy któraś z Was stosowała/stosuje dietę Chińską?