Nie ukrywam, że natknął mnie jeden z równoległych wątków
Czy interweniujecie w każdą kłótnie między dziećmi?
Nie ukrywam, że ja staram się robić to jak najrzadziej, nie widzę powodu do interwencji jak jedno drugiemu strąci przypadkowo zabawkę, zepsuje babkę z piasku czy nawet jak zauważę, ze zabawka celowo została zabrana.
Być może błędnie ale zawsze czekam jak konflikt dzieciaki same rozwiążą dając im szansę na załatwienie sprawy między sobą
Ja przejmuję inicjatywę jeśli widzę, że konflikt narasta np. zaczyna się szarpanina, chłopaki zaczynają się bić czy też gryźć.
Podobnie zachowuję się na placu zabaw, jednak czytając to forum, obserwując niektóre mamy na placu zabaw wnioskuję, że takie zachowanie może być bardzo źle odebrane przez innych.
Przykład z wczoraj : Wojtek w piaskownicy z autem, bawi się kijem – przychodzi drugie dziecko i bez zastanowienia bierze samochód młodego- na co opiekunka stanowczo mu nie pozwala – nie wolno to nie Twoje, masz swoje zabawki i autko wyrwane z rączki malucha postawione przed Wojciem- ja rozumiem, ze powinno się uczyć, że są rzeczy moje własne i czyjeś o które powinno się pytać – ale czy w takiej np. sytuacji nie lepiej sprawę “zostawić do załatwienia” właścicielowi zabawki (ryzykując różny, nie zawsze oczekiwany finał)
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Czy zawsze trzeba interweniować w "kłótnie" dzieci?
Opiekunki bym nie chciala, ale juz np. takiego opiekuna… 😉
ciekawe… ja mam tak samo w zasadzie Jonek ma tak jak Twój Mat.
Czasami chyba wolałabym by działał bardziej zdecydowanie.
piszecie tu w większości o walkach między rodzeństwem-a powiedzcie mi co zrobić w sytuacji,gdy moje dziecko jest atakowane,popychane i pozbawiane zabawek(nie reaguje,bo jest nieasertywne)a matka agresora rozbrajająco mówi,że ma małego rządziciela?Czy zwrócić uwagę takiej matce,małemu agresorowi czy zmiatać z dzieckiem gdzie pieprz rośnie?
Zależy- jak opiekun nie reaguje to zwracam uwagę dziecku ( ale delikatnie!) i zazwyczaj dzieci słuchają;)
A jak to nie działa to zabieram z palu zabaw. Kiedyś jakis chłopak przewrócił Mata specjalnie i to dośc mocno to mój mąż nie wytrzymał i prawie na niego nawrzeszczał. Przy matce. On jakoś reaguje bardziej emocjonalnie na takie akcje- ja się wolę wycofac.
Ale gdyby ktoś bardzo dymił to na pewno bym zwróciła uwagę opiekunom! ale nie było takiej sytuacji jeszcze.
dokladnie to samo sobie pomyslałam!! 😉
hehehehe 🙂
Matce uwagi bym nie zwracała, z własnym dzieckiem bym nie uciakała – ono musi nauczyć się zachowania w takiej sytuacji, próbowała bym pomoc córce tzn. pogadać z drugim maluchem, dała bym mu obejrzeć zabawki, pozwoliła pobawić sie jedną z nich- często taki “łobuziak” bez problemu posłucha osobe obcą mimo, ze mamy zdaje się nie słyszeć
To nie jest tak, że dziecko jest “rządzicielem” tylko dlatego, ze nie ma wpajane przez opiekunów zasad
I tak co najmniej kilka razy dziennie:o… Ale po kilku chwilach kochają się
Emilka jest asertywna, nie bije, ale po kilku spokojnych uwagach wydziera jape na agresora tak, ze wiekszosc wymięka. Jak na razie sobie radzi z wszelkimi atakami.
Mamy za to inny kłopot. Emilka jest bardzo niesmiala. Sytuacja na placu zabaw: bawila sie w piaskownicy z kumpelkami, potem gdzies pobiegly i ich zabawki zostały. Zazwyczaj ktos sie zajmuje tymi zabawkami – normalne. Gdy zbieramy sie do domu dziewczyny zbierają swoje rzeczy i tutaj akcja zazwyczaj wygląda tak. Emilka zbiera to czym nikt sie nie bawi, ale klopot sie zaczyna gdy jakies dziecko bawi sie jej zabawką. Gdy jest to ktos w wieku podobnym lub starszy – zazwyczaj pytają czy to jej i oddają sami, gdy widzą, ze patrzy znacząco 😉 Gorzej, gdy zabawką bawi sie maluszek, a przy nim siedzi ktos dorosły – za nic sie nie odezwie (czasami dorosły zorientuje sie co oznaczają TE spojrzenia i westchnienia 😉 ). Wtedy przychodzi i mówi “mamusiu, wiesz, mam pewien problem” 😉 No i w sumie jestem głupia co mam robic, bo dotychczasowe działania na nic sie zdają. Przechodzilam przez wspolne zalatwienia sprawy, wiec instruktaz zalatwiony. Potem zachęcałam do samodzielności – nie moze sie przelamac – czeka, az dziecko samo odłozy zabawke. Jesli zbiera zabawki z kolezankami, zazwyczaj konczy sie na tym, ze to kolezanki mówią, ze to zabawka Emilki i ze juz idziemy do domu. Mam nadzieje, ze to kwiestia czasu i w koncu sprawa sie rozwiąze, ale chetnie poczytam jakie jest Wasze zdanie.
Przepraszam za taki offtopic
Też tak się zachowuję jak Ty. Interweniuję gdy idzie na łopatki
Jeśli jakieś dziecko chce zabawkę moich chłopaków a ci nie lamentują z tego powodu, pozwalam. Zdarzyło się jednak kiedyś tak, że wyszłam z chłopakami do sklepu. Wrzuciłam pod wózek dwie łopatki. Po zakupach zahaczyliśmy o piaskownicę. Jakiś chłopczyk wziął łopatkę Igiego mimo jego płaczu. Babcia która była z tym chłopcem to skwitowała tak “no widzi pani cudze lepsze”. Zero reakcji a moje wyło, bo nie miało się czym bawić.
W ogóle sytuacje piaskownicowe są dla mnie w wielu przypadkach niezrozumiałe i mnie drażnią
Szczerze??? Ja moją wyręczam w tym “trudnym” zadaniu o ile widzę że nie ma śmiałości podejść.:o
czego sie wstydzisz? 😉
Ja tez czesto to robie. Gdy nie ma Emilki kolezanek, po tekście “mamusiu, mam problem”, wstaje i pomagam (sama nigdy sie nie wyrywam, bo moze kiedys sie zdecyduje). Gdy na placu bawi sie z kumpelkami staram sie zachecic Emilke by chociaz poprosila kolezanki o pomoc. Jako dziecko bylam bardzo niesmiala, późno mi to przeszlo, ale tak sobie mysle, ze moze sa jakies metody ktore pozwolą dodac dziecku odwagi hmmm
o właśnie – ja też byłam nieśmiała strasznie i pamiętam ile mnie kosztowały takie akcje i dlatego pomagam. A zawstydziłam się bo sobie pomyślałam że taką nieprzebojową istotę mogę wychować;)
Może nie przebojową ale wrażliwą, delikatną i taktowną.
Moja siostra (duuuuzo młodsza) miała dokładnie takie same problemy, bardzo drażniło mnie zmuszanie przez mamę aby ona sama te sprawy załatwiala. Widziałam ile stresu ją to kosztuje a i tak nie przynosiło zamierzonego efektu
Ja pewnie wzieła bym dziecko za łapkę, choć pożegnamy się z maluchem, powiemy, że idziemy do domu a zabawkami wspólnie pobawimy się następnym razem
robię podobnie jak Ty,
interweniuję jak zaczyna się wrzask 😉
ale też denerwuje mnie bardzo inna rzecz – stwarzanie w piaskownicy takiej atmosfery, że wszystko, co tam leży, “należy” do wszystkich, że nie wypada się nie podzielić czy nie pozwolić np. pojeździć na swoim rowerku innemu dziecku…
Jak moja się uprze, że pożyczyć jakiemuś obcemu dziecku nie chce, to jak mam jej wytłumaczyć, że powinna? i dlaczego niby powinna? Jej zabawka i ma prawo rozporządzać nią jak chce… Wiem, że nie jest to powszechne, bardzo często słyszę te namowy “no pożycz dziewczynce, daj na chwilkę, trzeba się dzielić…” i tak dalej… Czy na pewno trzeba? Z każdym, nawet obcym dzieckiem? Tylko dlatego, że to dziecko płacze, że chce…?
Jeszcze w kwestii zabawek…mam odwrotny problem, bo Mat leci do dzieci i się pyta; chcesz się pobawic moją zabawką?
Ale kiedyś się popłakał bo chłopak wziął jego ulubiony samochód, który on sam szanuje i zaczął nim walic o beton! a mamuśka chłopaka: och, krzysiu przestań bo posujesz a krzyś miał to w d…i następnie uciekł z zabawką. A potem nie chciał jej oddac a matka stała nad nim bezradnie i nic nie robiła. A mi się spieszyło…przeczekałam, aż odda ten samochód ale żałuje,że mu po prostu nie odebrałam!:(
też bym chciała umieć nie interweniować 😉
niestety najczęściej są u nas sytuacje, że mus jest. a jak nie ma musu, to Maciek się drze w stylu “mamaaaaaa, on mi to zabieraaaaa” i nie zawsze wystarczy powiedziec “Kubusiu nie zabieraj”.
w ogóle zauważyłam, że im bardziej staram się nie ingerowac tym bardziej Maciek ode mnie te interwencje egzekwuje hmmm
w zabawach z innymi dziecmi – raczej interweniuje, ale nie na zasadzie jak opisany w pierwszym poscie tutaj, tylko jak konflikt się robi.. a że robi się czesto, to..
dla mnie też, dlatego unikam jak mogę 😉
do piaskownicy chłopaki chodzą głównie z tatusiem 🙂
Niecierrrpię piaskownicy!!! I miałam opiekunkę głównie od tego, hehe. To ona siedziała z Matem w piaskownicy a ja z małym w wózku na spacer. Teraz on w przedszkolu a ja może jeszcze przez rok uniknę piaskownicy?hmmm
A potem będzie chodziła opiekunka!
Witam.
Ja reaguję tak. Jeżeli nie ma szarpaniny, tylko wymiana zdań, to nie reaguję, ale adolutnie nie pozwalam na rękoczyny. Moje dzieci ą nauczone zawsze pytać, czy mogą. Jeżeli przychodzi inne dziecko i podbiera zabawki, mówię do niego, że powinno spytać, dziecko pyta i Liw lub Olo pozwalają.
Inna sprawa jest ze znanymi mi dobrze agresorami. Od początku interwenniuje, nie pozwalając na rozwój sytuacji. Zwyle dopadają do Olka wyszarpując mu z ręki samochodzik, łapie delikwenta za rączkę i odbieram zabawkę, tłumacząc, że tak nie można. Zwykle potem dopada mama z krzykiem na dzieciaka i wyciąganiem na siłe z piakownicy. Czasami mówię córci, żeby nie pozwoliła zabierać sobie zabawki lub żeby broniła małego.
Kiedy na placyk przychodzi dziecko bijące siedzę i bardzo pilnuję cizzabawy, w ostateczności biorę pod pachy delikwenta i przenoszę w drugi koniec piaskownicy, ewentualnie do mamy.
Natomiast bardzo denerwują mnie zupełnie nie reagujące mamy.
Przykład: Olek pierwsze dobiegł do bujawki. Chłopiec, który obok miał wolną dopadł do małego i go odpycha. Mama nic, więc odczepiam wrzeszczącego malucha od bujawki i oddaje mamie, która dopiero tłumaczy mu, że tak nie wolno. Mój mały abolutnie nie jet agresywny, woła mnie lub Liwię na pomoc i bardzo się z tego ciesze.
Nietety u nas na placu jezst pełno agresywnych dzieci:(
Znasz odpowiedź na pytanie: Czy zawsze trzeba interweniować w "kłótnie" dzieci?