Jak w tytule: Czy, a jeśli tak to kiedy można zacząć dawać dziecku takie rzeczy?
Syn ma 9 miesięcy. Nie śpieszę się do podawania mu “dorosłych” produktów, ale może powinnam zacząć o tym myśleć?
Nie pamiętam już jak to było ze starszym synkiem (6 lat temu). Poza tym cały plan żywienia niemowląt się zmienił w tym czasie, więc może to też.
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Danonki, Kinder-kanapki, itp.: Czy i kiedy dawać dziecku?
nie ma na to reguly – moja glownie na sloikach i nie mam z nia ( odpukac ) zdrowotnych problemow.
znajoma tez tylko leciala na zdrowej zywnosci, niestety jak dziecko podroslo i zjadlo cos “niezdrowego” zaraz zaczely sie problemy. zoladek nie mogl sie przestawic na jajka nie ze wsi, kurczaka ze sklepu itd. ( czego Ci oczywiscie nie zycze )
no proszę Cię nie opowiadaj, że sposób żywienia nie ma wpływu na stan zdrowia i jak będę dawać zdrową żywność i syf to efekt będzie taki sam.
Do żłobka nie chodzi, ale trzy razy w tygodniu chodzi na zajęcia muzyczno-taneczne do piętnastoosobowej grupy, basen, plus obowiązkowo rano jest cztery godziny na placu zabaw. Mąż jest z tych chorowitych, więc mała ma survival w domu i jak narazie nawet anginy ropnej od tatusia ni złapała mimo, że dawała mu buziaki.
Co do jedzenia to teraz je to co my, z preferencjami na ostro tj. śledzie, mięso ostro doprawione, barszczyki, żurki i obowiązkowo do wszystkiego czosnek za którym przepada. Słodyczy nie je wogóle bo nie lubi, za to je tony owoców.
Nigdy nie było żadnych problemów nawet po jedzeniu z restauracji albo u znajomych.
pozdrawiam
oczywiście, że to co jemy jest b. ważne
ale moja pediatra by powiedziała, że to bardzo źle, że nawet kataru nie miała bo takie lekkie przeziębienia budują układ odpornościowy
Ja też nad tym dumam ale syn moich znajomych jest taka bestia odporna, ma już osiem lat i naprawdę jeszcze nigdy nie miał nawet kataru, chłopak jeździ na nartach, pływa i ma dwóch bardzo chorowitych starszych braci, więc kontakt z choróbskami ma a on nic. Nadmienię tylko, że jak był mały to byłam jego nianią, zajmowałam się nim przez trzy lata, ładowałam ile się da owoców, ryb, mleka z miodem i czosnku w okresie zimowym, hartowałam na spacerach w deszczu etc. Jego starsi bracia mieli już swoje nawyki żywieniowe wyrobione przez wcześniejsze nianie tj. tego nie, tamtego nie i tak im zostało do dziś. Nie chcę tu zadzierać nosa bo napewno ameryki nie odkryłam ale jak widać patent mam sprawdzony;) i to na dziecku znajomej:D
I niech nikt nie wmawia mi, że dobrze odżywiony organizm nie ma lepszej odporności
tylko co to znaczy dobrze odżywiony? 😉
no napewno nie chodzi mi o to, że dziecko ma być grube, moja Emi ma 21 msc waży 13,5kg wzrost 90cm, stąd parametry ma idealne
je pięć posiłków dziennie plus przegryzki owocowe między posiłkami
je tylko ciemne pieczywo, mięso, makarony, ryż, kaszę, musli, warzywa, pije jeszcze mleko Nestle junior przed snem, codziennie talerz zupy, wędliny, jajka, ryby, zwłaszcza wątróbki z dorsza, kefiry, jogurty, herbatka z miodem i cytryną, woda tylko butelkowa zarówno do picia jak i gotowania, soki
Staram się tak układać zbilansowany jadłospis
Nie wiem o co dokładnie pytasz, ja tak pojmuję dobre odżywianie, być może się mylę
jak by sie tak czepiac, to te owoce teraz takie podejrzane, sztucznie pedzone 😉 Czy aby na pewno one zdrowe? 😉
Moje dziecko jadało i je podobnie jak Twoje – kwasne, dosyc ostre i czosnek bardzo chetnie. Pamietam tez te zupki, ktore jadala za młodu – czasami łyzka stala. Ale to stan przejsciowy. Co do slodyczy to porozmawiamy jak pojdzie do przedszkola. Zadatki ma dobre z tego co piszesz, ale czasami koledzy bardzo psują te dobre nawyki 😉
Zmartwie Cie. Mój kuzyn byl takim okazem zdrowia. Braci jest dwoch, jeden łapal co popadło, drugi najmniejszego kataru, pomimo przedszkola, szkoly i wiążących sie z tym regularnych epidemii. Do tego rodzice pracowali w duzych skupiskach ludzi i tez znosili co sie dalo do domu. On nic – ŻADNYCH leków, a tym bardziej antybiotyku. Megasilny organizm. Facet odzywia sie zdrowo, uprawia regularnie sporty (siłownia tez, wiec wiadomo ze wgryzl sie w sprawy komponowania diety), co wiecej pracuje duzo na powietrzu, zreszta zawsze tak bylo odkad pamietam – wiecznie w ruchu, calymi dniami sport na dworze, czy to lato czy to zima. Moja ciotka zawsze gotowala w domu, nigdy zadnych gotowców czy produktow wysokoprzetworzonych (nei widzialam u niej nigdy kostki rosolowej!), a gotuje posilki bardzo zbilansowane i przemyslane. Skonczylo sie po 30tce. Zaczął nagle chorowac na wszystkie choroby wieku dzieciecego, ze nie wspomne o katarach, grypach itp. Pierwsza choroba byla w sumie zabawna, bo okazalo sie ze Michu nie ma nawet ksiązeczki zdrowia. Bo i po co skoro nigdy nie chorowal Powiem Ci szczerze – odrobil z nawiązka to czego nie odchorowal jako dziecko. Nie twierdze ze to regula, ze tak bedzie z kazdym dzieckiem ktore nie choruje w pierwszych latach zycia, ale mysle, ze jest spore prawdopodobienstwo, ze predzej czy pozniej trzeba swoje odchorowac. Ja niestety od jakiegos czasu tez nadrabiam to czego nie wychorowalam w dziecinstwie. Nie chodzilam do przedszkola, w szkole tez sie za duzo nie nachorowalam, wiec teraz choruje na to co mi funduje dziecko w pakiecie z przedszkolem.
dąbro manifest zdrowego zywienia ktory przedstawiasz oczywiscie jest swietny dla tych dla ktorych jest swietny
wierze ze dla twojego dziecka taki jest
ale nie dla wszystkich
i taka dieta dla jednych dobra dla innych moze byc zabojcza
pewnie ze trzeba zdrowo sie odzywiac ale to bardzo niejednoznaczne okreslenie i nie gwarantuje unikniecia infekcji nawet dla tych ktorym sprzyja a nie szkodzi
gratuluje unikniecia ich do tej pory i zycze jak najdluzszego zycia bez zmartwien infekcyjnych
e tam zaraz oberwalo 🙂
dla mnie ta kinder kanapka jest tak samo podejrzana jak inne tego typu produkty, juz sama “pianka” brzmi mi chemicznie 😉
o tym dzemiku juz Ci odpisala Olencja – zreszta niektorzy sami robią dzemy
o owocach tez – mrozonki (echhh, koncza mi sie juz moje, z niekupnych owocow, ma te moje dziecko zachcianki 😉 )
zupy – no jak to z czego, z tego co kupisz, naprawde, nie ochronimy dzieci przed calym zlem tego swiata 😉 Mozna co najwyzej poszukac sobie dostawcow, sklepow, w ktorych jest szansa, ze warzywa są jakos normalnie hodowane, a mieso pochodzi ze zwierzatek, ktore nie jadly tylko tych “nowoczesnych” pasz
Co do slodyczy i junk-food – ja nie jestem maniaczką i przyznaje bez bicia, ze moje dziecko od jakiegos czasu zjada kilka chipsów Mamy z męzem ze 2-3 razy w roku takie napady, ze po prostu MUSIMY zjesc paczke chipsów. Nie wiem ki czort, ale moj chlop leci wtedy o 21 do nocnego 😉 Swinia bym byla, gdybym sie napychala, a dziecku mówila prosto w oczy ze nie dam jej, bo to nie zdrowe 😉 Generalnie zna smak, ale w sklepie nigdy sie nie upomina, tak jak i o inne slodycze. Wszystko dla ludzi – to ja jej dalam pierwszego lizaka, ciasteczko czy loda. Grunt zeby nie w za duzych ilosciach 🙂
Ale ja nikogo do niczego nie namawiam i nie twierdzę, że ja karmię idealnie. Padło pytanie więc ja piszę jak ja żywię. może ktoś sobie skorzysta, wiem, że dzieci są różne, mam świadomość występowania różnych alergii i konieczności unikania różnych produktów. Ja tylko piszę o swoich doświadczeniach i o tym co u mnie się sprawdza. Podkreślam nie jestem autorytetem. A co do choróbsk to co ja poradzę, że moje dziecko nie choruje, nic nie łapie choć ma kontakt z innymi chorymi dziećmi? Ostatnio bawiło się sąsiadem chorym na oskrzela i lizali jednego lizaka jak się okazało i nic. Nie choruje, i nic się z tym nie da zrobić niestety:)
O! To tak, jak my… ale my świnie, zajadamy, jak już dzieci śpią.
i my tez tacy wyrodni ze mlodocianym nie dajemy ;D
jessuuuuu
nie jestem sama!
siostro!
nie dosc ze zdrowiej niz ja zywicie dzieci, to jeszcze Wam wczesniej chodzą spac??
deklaracja nie brzmi szczerze, jeśli w poprzedniej linijce przyznajesz, że nie znasz nawet składu
przy okazji podaję za producentem:
mleko (40%), tłuszcz i olej roślinny, cukier, mąka pszenna, odtłuszczone mleko w proszku, miód (5%), masło odwodnione, drobne otręby, kakao (jak dotąd nie wyglada zbyt przerazająco)
ale potem następują: substancje spulchniające i emulgator – nawet nie wymieniam pełnych nazw, ale doczytam sobie na ich temat.
zgadzam się. i nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej. nawet ich nie porównałam. o czekoladzie pisałam w kontekście starszego. chyba nie sugerujesz, że mam 9-miesięczniakowi dawać czekoladę?…
ok, mam skłonność do rozbudowanych zdań 😉 już wyjaśniam:
szczytem trucia małych dzieci wg mojej skali jest podawanie im parówek (=homogenizowanych odpadów mięsnych), nabytych podczas spaceru w pierwszym z brzegu sklepie, podawanych z ręki do ręki, tymi samymi łapami co pieniądze i obieranych ze skóry matczynymi zębami.
obserwowałam to zjawisko nie raz i wciąż napawa mnie ono tym samym obrzydzeniem i refleksjami na temat ludzkiej głupoty. po prostu zauważyłam, że wiele z was takie same odczucia ma na temat kinder-kanapki i mnie w jej kontekście, stąd to porównanie.
zgadzam się po raz kolejny. zresztą już pisałam, że naturalne jogurty wykorzystam 🙂
i jasne, że danonki to nie jogurty tylko serki homogenizowane. jakoś w dyskusji płynnie przeszły jedne w drugie, ale rozróżniam, spokojnie 🙂
przy okazji: kinder-kanapka ma mniej więcej tyle wspólnego z batonem (wg mnie: mars, snickers, a co najmniej princessa) co danonki z jogurtami.
no właśnie te najlepsze jakie kojarzę mają ok.60% owoców… przyjrzę się jeszcze, może znajdę coś lepszego. łowicze muszę dokładniej przestudiować – oni mają takie wypasione serie dżemów i konfitur.
marchewka gotowana czy surowa? bo pozostałe jarzyny gotowane of course – podoba mi się 🙂 że też na to nie wpadłam…
próbowałam pobierać energię bezpośrednio z kosmosu, podczas medytacji, ale od kiedy mam dzieci nie mam czasu medytować i… zgłodniałam
ok, ale w całym tym wątku chodzi właśnie o to COŚ. o wybór.
a jak 😀 😉
porzadek musi byc nie bedzie nam stonka czpisow podzerala
no właśnie, mnie też ta pianka kojarzy się z tymi spulchniaczami i emulgatorami z etykiety. i to jest główny powód moich dylematów…
zazdroszczę niektórym. mnie nie bardzo wychodzą. potem rodzina i tak woli przetwory teściowej albo z łowicza…
głos rozsądku… ufff 😉
sprowadzanie produktów z przydomowych wiejskich ogródków jest dla mnie nierealne (mam na wsi ciotkę. ponad 80km od mojego miasta. ale ona nie ma nawet warzywnika przy domu…) i dlatego waham się, czy lepiej gotować z tego co mogę normalnie kupić, czy zostać jak najdłużej przy słoiczkach?
mnie nachodzi na chipsy indywidualnie (mężula kategorycznie odmawia współudziału), kupuję małą paczkę, pożeram i… długo żałuję. sól mi podniebienie wypala i mam spokój na jakiś rok. ale Adachowi wciąż nie daję. no way.
w ogóle tak się zaczęłam zastanawiać nad naszym żywieniem i naprawdę nie jest źle. nie miewamy w domu (nawet okazjonalnie) chipsów, coli, żelek, landrynek, lizaków, nawet krówek. orzeszki ziemne prażone kupuję w wersji light (bez soli i podobno bez tłuszczu też). z przegryzek mamy najczęściej mieszankę studencką, ptasie mleczko, suche ciasteczka typu digestive albo lu-petitki, czasem czekoladę albo delicje. no i kinder-kanapki 🙂 ostatnio jest wypas bo mężula (!) zażyczył sobie kinder-pingui i maxi-kingi :szczeżuja:
ale Adacho i tak dostaje słodkie tylko w weekendy (musiałam go przycisnąć, bo mógłby jeść wyłącznie słodycze gdybym mu pozwoliła, za to przy obiedzie wymięka…).
lubimy ciemny ryż, smażę na oliwie z oliwek, ziemniaki gotuję na parze i niewiele solę gniotąc je na pure, pieczywo smarujemy masłem a nie żadnymi mixami, zresztą pieczywo też najczęściej jemy ciemne (ze słonecznikiem, z orkiszu, z dynią, bułeczki-grahamki). fakt, zdarza mi się stosować gotowe sosy pomidorowe (ale kupuję takie “bio” w carrefourze) i stosuję głównie mrożone warzywa, ale z tego co wiem mrożenie jest jednym z lepszych sposobów na przechowywanie żywności, więc nie jest to grzech ciężki 😉
z grzechów ciężkich natomiast przyznaję się do pożerania zastraszających ilości majonezu kieleckiego i pozwalania Adachowi na smarowaniem ketchupem czego sobie tylko zechce. nikt nie jest święty 😉
generalnie nie uważam się za ignorantkę w kwestii żywienia. a tu widzę na kinder-kanapce poległam 😉
U nas w tygodniu podobnie (z tą różnicą, że ja wolę świeże warzywa, ale zgodzę się, że mrożenie to bardzo dobry sposób przechowywania żywności, w weekendy grzeszymy;).
Olenko, no to coz, pozostaje sępic od tesciowej 😉
a sklepy eko?
ja gotowalam, bo mi mlode zbojkotowalo sloiki, ale jak to sprobowalam to i sie wcale nie dziwilam jej fochom – jakos chyba lepiej gotuje niz Gerber czy inna BoboVita 😉 Zreszta kolegi ojciec ma spore gospodarstwo – wiekszosc sąsiadow dostarcza warzywka dla jednego z producentow zupek. Jak mu wreczyli szczegolowy opis cyklu produkcyjnego z wykazem nawozow to… :Szok: Jedna cholera czy kupisz marchewke w sklepie i ugotujesz czy dasz ten sloiczek.
małą powiadasz
ja nastepnego dnia czuje sie jakbym miala kaca – autentycznie
Ze slodyczy mam w domu w tej chwili czekolade gorzką 1 szt, herbatniki korzenne 1 opakowanie i pierniczki wedlowskie z nadzieniem sliwkowym 1 torebka – wystarczy jeszcze na dlugo. A i mama wcisnela mi bombonierke – dobra lezy otwarta od 4 dni na stoliku kawowym w duzym pokoju – moje mlode mnie tylko codziennie pyta czy mam ochote na cukiereczka – no i jak tu odmówić??? ona nie ma ochoty
Jajko mądrzejsze od kury echhhhhh
wiesz, nie wiem
najpierw pytasz o zdanie od kiedy można młodemu dawać takie rzeczy jak kinder kanapka
dostajesz odpowiedź, że takie rzeczy dla młodego to nie bardzo
potem piszesz w kontekście starszego syna:
ja Ci piszę, że w sumie dla mnie czekolada jest lepsza od kinder kanapki itp.
a Ty mi odpisujesz to co wyżej……..
ja bym mojemu 9 miesięcznemu dziecku nie dawała (i nie dawałam) żadnych słodyczy, ani czekolady, ani lizaków, ani ciastek, ani kinder świństwa. ZERO.
bo po co niby?
Kiedy starsze dziecko chciałoby coś słodkiego wolałabym żeby zjadło czekoladę niż kinderkanapkę.
Znasz odpowiedź na pytanie: Danonki, Kinder-kanapki, itp.: Czy i kiedy dawać dziecku?