zastanawiam się
czy z tego można wyjść tak “raz na zawsze”?
nie pytam o siebie, bo wiem, że ja sama sobie winna jestem. jeśli już zaczynam leczenie, to przerywam od razu, kiedy jest lepiej, zamiast doprowadzić sprawę do końca.. człowiek uczy się na błędach, może i ja się nauczę..
ale interesuje mnie, czy można się z tego całkiem wyplątać, zupełnie wyleczyć? czy może jest inaczej – że jak ktoś już ma tendencje depresyjne, to zawsze musi liczyć się z tym, że TO może wrócić, nawet po pełnym leczeniu i dobrych jego efektach?
Strona 7 odpowiedzi na pytanie: depresja
Jakbym swojego M słyszała – stwierdził kiedyś, że jestem wariatką i mam się w szpitalu zamknąć, bo ze mną żyć się nie da. Teraz jest już ok, zrozumiał, że ja nie panuję nad pewnymi rzeczami, że to silniejsze ode mnie, że to choroba jak każda inna jednak ciężko ją zrozumieć komuś, kto świat widzi normalnie. Nie był w stanie pojąć dlaczego ja tak się zachowuje, uważał, że swoje lenistwo tłumaczę chorobą, że tak naprawdę nic mi nie jest tylko udaję, by nic nie robić, a jak mnie dopadały lęki to albo mi je pogłębiał albo olewał.
No własnie ja też! i falstart haha kurde ( gorzki to smiech)
Co jest okropne w depresji- jestem absolutnie odległa emocjonalnie od swoich dzieci np. Obsługuje ich itd. ( w miarę) ale na nic więcej mnie nie stać teraz.
Staram sie jakos przetrwac dzień z nimi. Potrzebuje ciszy- nie mam jej.
Itd. itd. No więc prosiłam o pomoc- a jaki opór od razu ho ho był!
Z druiej str nie dziwi mnie to. Ale spróbowałam.
no żesz…..k….mać 🙁
jak mnie ktoś prosi o pomoc to jest to dla mnie zaszczyt…
serio
i kiedy naprawdę nie mogę pomóc to boli mnie to jak cholera
nie żebym sie reklamowała
ale ja naprawdę ciągle wierzę w ludzi….
Bralam cipramil to odpowiednik citalopramu, rowny miesiac. Zle samopoczucie i sennosc przy dawce 10mg (chyba 10mg – nie dam reki uciac).
Ja sama z malym dzieckiem calymi dniami jestem i balam sie tez, ze za bardzo mnie te leki otumaniaja
Dzięki Laurka.
U mnie uczucie, że muszę zjeść coś słodkiego zdarza się baaaaardzo często zazwyczaj jest to czekolada.
W tych moich stanach, gdzie podejrzewam, że spada mi cukier czuję wewnętrzne drżenia (uczucie roztrzęsienia wewnątrz ciała, ale też drżą mi ręce, nogi mam jak z waty, głowa mi się kiwa i mam tak jakby oczopląs).
Cudownie
Ta znieczulica zaczyna naprawdę przybierać niebezpieczną postać.
Właśnie.
Dla partnerów chorych powinny być jakieś grupy wsparcia? Poradniki? Nie wiem, ale coś, żeby łatwiej im było zrozumieć “nasz” świat.
Najważniejsze, że prosiłaś, zrobiłaś krok. Szkoda, że się przejechałaś 🙁
Ja też z tych, co jak tylko mogę, to pomogę.
Może mi dzieciory wyślesz kurierem? Przezimują u mnie 2 tygodnie 😉
I tu się też mogę podpisać. Radochę mam jak ludzie chcą mojej pomocy, normalnie czuję się wyróżniona, a jak okazuje się, że nie mogę, nie umiem pomóc to mocno to odchorowuję.
Niestety nie umiem łazić i o pomoc prosić. Mam wyryte w głowie, że wszystko, co w życiu mam, co osiągam musi być zrobione przeze mnie – w obawie, by ktoś kiedyś mi nie wytknął, że mam coś dzięki niemu.
Chyba powinnaś z innym lekiem spróbować. Efekty niepożądane powinny się po ok 2 tygodniach wyrównać, więc cita jest nie dla Ciebie, to wg mnie.
Dla mnie jest świetny, mimo kilku dni mega mdłości i bólu głowy.
No to może faktycznie zmien? a może escitalopram? Bo to są dośc dobre leki…
Tzn. ja tak głośno myśle tylko- lekarz zadecyduje!
Mnie tak ścinała wenafleksyna…..matko! ( kanta wtedy była w T. a ja ledwo nogami powłóczyłam;D)
Spoko- nie Ty masz sie czuc źle:D
Po prostu sie nie dorobiłam jak widać przyjaciół.
Bywa.
Bierz na noc
Przy duzym niedoborze serotoniny moga utrzymywac sie mdlosci
Nic nie poprawialo sie?
myślisz że to ma jakiś związek z tym naszym niższym poczuciem wartości?
ktoś mnie potrzebuje= potrafię coś…jestem coś dla kogoś warta (ja, moje umiejętności)
nie prosimy… No bo przecież tak trudno przyznać się do porażki…
Ja tez nie lubie prosic o pomoc mimo iz sama pomagam i to dosc sporo..
Tez mi sie prawie zwiazek rozpadl przez moje czepianie sie i wieczne niezadowolenie.. Gdyby nie dziecko to pewnie juz by bylo po…
Co ciekawe nie znalam nikogo z tym problemem wczesniej a gdy zaczelam mowic o tabsach okazalo sie, ze kilka osob z mojego otoczenia tez je bierze
i znow moge sie podpisac recami i nogami 🙂 ale ja wiem skad u mnie to jest moja mama i siostra ciagle przypominaja ile to dla mnie kiedys nie zrobily…
Cześć, pierwszy post i w takim temacie… trudnym. Piszę tu, do Was, bo podejrzewam u siebie depresję w dość zaawansowanej postaci a szczególnie martwi mnie fakt, że uczestniczą w tym moje dzieci. Na różnych etapach życia pojawiały się u mnie objawy, które możnaby podpiąć pod depresję, ale zazwyczaj zwalałam bezsenność (zdarzają mi się kilkunastodniowe okresy bez snu), nerwowość i niechęć do wszystkiego na moje usposobienie, charakter, jak zwał, tak zwał… Po urodzeniu pierwszego dziecka czułam się bardzo źle, byłam nawet u psychiatry. Zapisał mi leki, których nigdy nie zażyłam (poczucie winy, że nie będę mogła karmić piersią, a przecież “tak trzeba”…). Potem jakoś to szło, raz lepiej, raz gorzej. Miewam okresy fantastycznego samopoczucia, kiedy to jestem najlepszą na świecie mamą, super żoną, w pracy mogę przenosić góry (zwykle wtedy nie mam potrzeby jedzenia, tracę po 10 kg w przeciągu miesiąca-dwóch, namiętnie uprawiam sport itp). Są okresy względnie dobrego samopoczucia (wykonuję wszystkie swoje obowiązki, całkiem dobrze daję sobie radę z ewentualnymi problemami). I są takie, jak teraz… właściwie takie coś przeżywam pierwszy raz w życiu. Pod pretekstem pracy zadekowałam się w nieużywanym przez nas jakoś konkretnie pokoiku. Leżę albo siedzę na łóżku i udaję przed mężem i dziećmi, że piszę pracę (od której notabene zależy moja zawodowa przyszłość). Właściwie od dwóch dni stąd nie wychodzę… tzn czasem muszę, bo dzieci domagają się uwagi, a tak strasznie mnie irytują, że ledwo się powstrzymuję, żeby im czegoś przykrego nie powiedzieć. Dziś u synka była koleżanka, usłyszałam, jak jej powiedział: mamie by się lepiej bez nas żyło, ona musi pracować, a my jej przeszkadzamy. i to bez jakiejś złości. Oboje widzą, że coś jest nie tak, bo to raczej nienormalne, żeby mama płakała, kiedy suszy dziecku włosy albo kiedy pyta, co chce jeść na kolację… Czuję się koszmarnie winna a przy tym nie mam siły ani fizycznej ani psychicznej, żeby to zmienić. Jak mam im wytłumaczyć, że ich kocham, ale jestem tak zmęczona, że nie mam siły im tego okazywać. No i czy ja rzeczywiście mam depresję, czy tylko się nad sobą użalam, zrzucając odpowiedzialność za swoje życie, dzieci, obowiązki na “chorobę”? Wiem, że pierwszym krokiem jest wizyta u lekarza, ale paraliżuje mnie choćby myśl o wyjściu z domu, nie mówiąc już o mówieniu tego wszystkiego komuś obcemu twarzą w twarz…
Przepraszam, że tak długi ten post.
Właśnie tak myślę- co ja bym zrobiła na ich miejscu? I… Nie wiem! poważnie.
Trochę to rozumiem. Bo ja nauczyłam sie zdrowego egoizmu- bo inaczej bym sie wykonczyła. Musiałam. Już nie lecę z pomoca zawsze- analizuję czy MNIE NA TO STAC.
Np. moj brat jest chory-to wiecie- i potrafił dziwnic do mnie o 3.00 w nocy- bo się źle czuje, bo coś tam. Te tel. były ( są ) straszne.
Bo w słuchawce słysze np. tylko samo wycie-jak cierpiącego zwierzęcia i bełkot. To na serio ryje psychę. A ja sama ledwo już zipiałam- więc powiedziałam dość.
Ja sie obawiam drugiej str medalu- tzn. wykańczania psych. męża- bo ileż lat można patrzeć na takie stany???
BLAD!!!!! zrozumcie- musicie najpierw same miec siłę by móc ja oddawac.
kurcze chyba na noc bralam.. niestety ciagle sie zle czulam… i to otumanienie, zamulenie musialam odstawic 🙁 (ze wzgledu na dziecko me bo nie mam nikogo do pomocy). Wiem, ze wroce do lekarza po cos innego. Tymbardziej jak widze ile osob tu odczuwa poprawe bo mi sie juz wierzyc nie chcialo, ze bedzie lepiej. Tymbardziej iz mam lepsze i gorsze okresy…
Jestem przekonana, że to właśnie z niskiej samooceny wynika – ktoś mnie o coś prosi = dostrzega mnie, jestem coś warta.
Nie udało się pomóc = jestem do du**, znów zawiodłam.
Nie poproszę o pomoc = boję się usłyszeć “nie” więc dumnie nie proszę i tłumaczę sobie, że lepiej dochodzić do wszystkiego w życiu samemu, bo wówczas nikt nie będzie mógł mieć do mnie pretensji, nikt nie będzie mógł mnie rozliczyć. Będę sama przed sobą tylko odpowiadać. Tworzymy sobie ochronkę, którą pozornie nas obroni.
A tak naprawdę wiemy, że czasami nie da się żyć bez pomocy innych i wściekamy się, że ludzie tego nie widzą, ale same o pomoc nie poprosimy w obawie przed “nie”.
Ooo- znam to!! bardzo dobrze. Reszte też w sumie.
Pociesze, że psychiatra to nie psychoterapeuta i jak ktoś mysli, że wizyta wygląda jak na filmach to jest w błędzie!:D
Nie musisz sie spowiadac…. No przynajmniej ja tak miałam- co było mi na rękę.
Suche objawy i tyle- co pomoże dobrać leki.
Nie wiedziałam, jak to ubrać w słowa.
Wściekam się, jak ktoś się nie domyśli, że przydałaby mi się pomoc. Ale sama nie poproszę o nią. Narasta frustracja, złość, wyładowuję to na kimś, albo tłumię w głowie. I błędne koło się zamyka.
Znasz odpowiedź na pytanie: depresja