Tak ja w tytule „do trzech razy sztuka” :o))). Bardzo dawno nie było mnie na forum, pewnie już poszłam w zapomnienie hihihi, ale… zacznę od końca :o).
06.02.2006 r. zostałam mamą :o))))). Mam cudowną, upragnioną, ukochaną Córeczkę Olivkę :o), która jest całym moim światem i wszechświatem, ale nie było łatwo, wręcz przeciwnie. I teraz od początku. Pierwszy raz poroniłam w lutym 2004 r., ciąża zatrzymała się na etapie 8 tyg. a obumarcie odkryto w 12 tyg :o(. Oczywiście wg. lekarzy-tak się zdarza, odczekać jedni mówili cykl, inni 3 msce jeszcze inni 6 a nawet 12 mscy. Jako,że z natury jestem nieufna i niepokorna, po za tym jestem kobietą i mam swoją intuicję, a ponadto pracuję naukowo w dziedzinie związanej bezpośrednio z medycyną postanowiłam jednak porobić wszelkie możliwe badania. Wyniki badań okazały się „niby” w normie (niby, ponieważ w praniu czyli podczas 3 ciąży zakończonej sukcesem w postaci Olivuni :o), okazało się, ze jednak nie wszystko jest ok, ale o tym dalej). Jako, ze badania immunologiczne należy powtarzać i to często, tak też robiłam. Nadal ok- wszystko w normie. Zaczęłam obwiniać siebie i swoją pychikę za to co się stało- przecież zaszłam w ciążę, dlatego, bo Mężuś tak bardzo pragnął dziecka, ja zawsze twierdziłam, ze najpierw kariera naukowa, a dziecko po 30-tce… Szukając, pytając trafiłam jednak na przecudownego Pana Doktorka z zakresu hematologii- mam nadzieję, ze nie będzie miał mi za złe :o) jeśli wymienię Jego nazwisko- dr Andrzej Mital z Katedry i Zakładu Fizjopatologii AMG, pracujacy w Klinice Hematologii. Ow Pan Doktor poznawszy moją historię wziął mnie „w obroty”. Badanka zaraz po otrzymaniu poprzednich wyników- tak, zeby uchwycić stan organizmu pod względem immunologicznym w każdym cyklu-osłabienia i spadku odporności i tak co 4 tyg., czasami bywało, ze miałam i 40 badań na raz do zrobienia- mimo zakładania wenflonu do pobierania krwi musieli to robić na 2 razy. Wyniki dalej „niby” w normie. Już zaczęłam wierzyć, ze pierwsza ciąża zakończyła się poronieniem ze względu na cytomegalię, bo przeciwciała wówczas wykryto zarówno w klasie IgM jak i IgG-te bardzo wysokie 480. Jednak nie dawał nam spokoju wynik p/ ciał kardiolipinowych- w normie, ale jednak były, niskie, bo 3,4 ale jednak. Po za tym kompleksy immunologiczne podwyższone, czyli albo przewlekła infekcja albo stała słaba odporność, ale od czego (?). Drążyliśmy dalej. Okazało się, ze mam bardzo wysoką prolaktynę i mikrogruczolaka, ale nie przejmowałam się tym skoro z zajściem w ciążę nie miałam żadnych problemów. Jednak brałam Parlodel. W tym czasie na forum poznałam przecudowną Osobę, którą dziś nazywam swoją największą podporą, wsparciem, swoją PRZYJACIÓŁKĄ- to o Tobie mowa Olinko :o). Wspierałyśmy się wzajemnie i ustaliłyśmy, ze w 2005r. rodzimy! Olince udało się dotrzymać słowa :o)- całuski dla mojego ulubieńca Jonka :o)- mi niestety nie :o(. W listopadzie 2004 r. kolejna druga ciąża-wielka nadzieja, radość i strach, Mężuś „w skowronkach”, nie mógł spać, jeść z radości-do czasu. Znowu klęska mimo ogromnych dawek Duphastonu (a propos jeśli istnieje faktyczna potrzeba podawania Duphastonu- nie tylko profilaktycznie, żądajcie również wprowadzenia Kaprogestu-tak naprawdę D. to bardzo mała dawka progesteronu). Teraz zaczęliśmy się naprawdę martwić, jednak nie poddaliśmy się, uczepiliśmy się tych p/ ciał kardiolipinowych i od razu po drugim poronieniu zrobiłam to badanie- wyszły w normie, ale wyższe niż poprzednio 7,4. Wtedy wiedziałam, ze to one są powodem, chociaż lekarze negowali całkowicie moje przypuszczenia. A jednak. Kolejne badanie na stopień gęstości krwi i podejrzenie przez Doktorka rulonizację, znaczną agregację krwinek. Bingo. Mieliśmy rację. Krwinki miałam pozlepiane tak,że cud, że nie miałam zakrzepów. Postanowiłam też powtórzyć bad. hormonalne LH i FSH wynik-taki jak wyrok- wczesna menopauza, ciąża tylko in vitro i to z komórki dawczyni! Szok, histeria, łzy. Myśli o adopcji. Potem opamiętanie- jak to 2 miesiące temu było ok, a teraz raptem taki nonsens? Okazało się, ze pomylili wyniki i otrzymałam należące do 50 letniej kobiety!!!
Wiedząc na czym mniej więcej stoimy postanowiliśmy odczekać moment kiedy kompleksy immunologiczne spadną. Przyszła piękna wiosna 2005 roku, ostatni majowy weekend, wyniki badań wykazały spadek kompleksów immuno, Doktorek nakazał- do dzieła!!! No i zadziałaliśmy :o). Od początku ciąża zagrożona- plamienia, ogólnie złe samopoczucie. Niedziela późny wieczór telefon do gina-również przeogromne ukłony dla prof. Preisa :o) z Kliniki Ginekologii i Położnictwa AMG- mimo urlopowania, od razu zadzwonił do kliniki, ze przyjadę, już na mnie czekali. Duphaston, Kaprogest, Fraxiparyna od tego momentu były moim chlebem powszednim. No i leżenie plackiem. Ginek przerywając urlop wizytował mnie w szpitalu :o). Po 11 dniowym pobycie w szpitalu powrót do domciu i zakaz wszystkiego co związane z najmniejszym ruchem. Fraxiparyna codziennie w brzuch, Kaprogest co 2 dni w pupcię, Duphaston 4 razy dziennie po 2 tabl. Niby wszystko się unormowało, a jednak nie. Na usg okazało się, ze przepływy maciczne mam beznadziejne i trzeba było wcześniej niż planowaliśmy wprowadzić Encorton tzn. w 11 tyg. Dawka Encortonu końska-zaczęliśmy od 40 mg i stopniowo w 7 mscu zeszliśmy do 5 mg. Cały czas leżałam, a jednak nadal coś nie tak z przepływami- gin wprowadził Theovent, Doktorek Polfilin i kwas foliowy 5 mg dziennie, oczywiście No Spa i Scopolan po 6 tabl. dziennie. We wrześniu usg rewelka -pozwolenie na poruszanie się, jednak nie minęły 2 tyg. kolejne usg- znowu leżenie :o( i tak do końca ciąży, zeby nie ryzykować. Monitorowana byłam co 2 tyg., telefonów do prof. Preisa nie zliczę ;o) i jestem wdzięczna za cierpliwość. Oczywiście przesądzona była cesarka-z tego akurat się cieszyłam, bo moja wrażliwość na ból i kondycja po 9 miesiącach leżenia plackiem pozostawiały wiele do życzenia ;o). Koniec stycznia ustalamy termin cc na 14 lutego w Walentynki, w tydzień później „nakazuję” Ginkowi zmianę terminu na tydz. Wcześniej czyli na 6 lutego, bo Skarbulka tak daje w kość od początku ciąży, że nie wytrzymam ani dnia dłużej. Mam pozwolenie Ginka, zapewnienie o najlepszej opiece, zaklepany termin, więc niespokojnie hihihi czekam…
I tak leżąc 9 miechów doczekałam się przecudownego szczęścia, największej radości mojego zycia- mojej Oliveczki ukochanej :o))).
Cała ciąża nie dość, ze zagrożona maxymalnie to i ze wszystkimi jej objawami- wymioty, nudności niesamowite, senność, zaparcia okrutne, zgaga straszliwa, jadłowstręt, węchowstręt hihihi,ucisk na spojenie łonowe taki, ze wyłam z bólu, ale warto było i zniosłabym to jeszce z 100000 razy i jeszcze więcej :o). Jedno wiem na pewno gdyby nie moja Mamulka najdroższa, która calusieńką ciążę nie odstąpiła mnie na krok- w dzień i w nocy, nie pozwoliła wstać samej z łóżka, nie podawała wszystkiego „pod nos”, która podtrzymywała mnie na duchu i ciele :o), mówiąc: „ co z tego, że dolega Ci to czy tamto, co z tego, ze tony leków przyjmujesz, co z tego, ze musisz lezeć- najważniejszy jest efekt końcowy, a ten będzie taki jaki sobie zamarzyłaś- zostaniesz mamą a ja babcią Olivki:o).
I tak w 38tc3d, 6 lutego 2006r. zasypiając pod narkozą o godz. 11.40 i budząc się o 11.50 zostałam mamą mojego Słońca :o))).
Dziewczynki, wyszło dłużej niż myślałam, ale to i tak w pełni nie oddaje mojej drogi „pod górkę”, opisałam to bo wiem ile nadziei, podbudowania i sił moze dać taki post-sama tego doświadczałam. W tak trudnych chwilach takie wsparcie osoby, która przeszła to samo mi dało wiele, a gdy dowiadywałam się, ze w końcu jej się udało to dostawałam skrzydeł i wiedziałam, ze mi też się uda pomimo wszystko.
Dziewczynki róbcie badania,powtarzajcie je i nie dawajcie się zbywać słowami „tak się zdarza, nie ma przyczyny, proszę próbować dalej”. Tak więc nie poddawajcie się, bo ja też mogłam tylko usiąść i płakać, ale działałam, szukałam i dzięki temu i dzięki Bozi teraz w swoim łóżeczku śpi moja cudowna Księżniczka, moja Córeczka, moja Olivunia.
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: “Do trzech razy sztuka” :o)-baaardzo długie
Re: “Do trzech razy sztuka” :o)-baaardzo długie
jejku jaką Oliwka jest śslicznaa dziewczynką….
oki, dzięki za info nt. Invicty, tym razem męska intuicja mojego meża (jeżeli o takkiej można mówić) tkneła go że z tą invicta cos nie tak bo za drgo kasująa (choć nam na NFZ się udało)
to powiedz kochana co radzisz…jak i gdzie się zapisac by ci “mądrzy” llekarze mnie nie zniszczyli bardziej…
wnioskuję z poprzedniego postu że zasugerujesz AMG… a jesli taak to kogo…
przzepraszam za 1000 pytań, ale musze sie wywiedzieć, 🙂
pozdrawiam Asia
moje gg 1755137
Re: “Do trzech razy sztuka” :o)-baaardzo długie
Dziękujemy- dla mnie jest oczywiście najpiękniejsza na świecie :o).
Asiu, ja na Twoim miejscu na pewno poszlabym do prof. Preisa na dokladne usg. W tym na pewno jest stuprocentowym fachowcem, a z Twojego postu wynika, ze takowe usg jest Ci potzrebne. Przy okazji przedstawiłabym mu swoja historię i zapytała co robić. Jakie badania, jakie ew. leki podczas ciąży, itd. Fakt faktem wizyta u niego do tanich nie należy- kosztuje 200 zł razem z usg. Myślę jednak, ze chociaż na usg powinnaś do niego się wybrać. Bardzo dobry jest rownież dr Grzybowski, bardzo dokładny, jednak do niego bardzo dlugo się ponoc czeka na wizytę. Prof. Preis przyjmuje częściej, więc u niego termin na pewno będzie krotszy. Jeśli chcesz poszukam namiary do dr Grzybowskiego. I pamiętaj- wiara, nadzieja i pozytywne nastawienie mimo trudności i problemów, a na 100% się uda!!!
Pozdrowionka. Agnieszka.
Re: “Do trzech razy sztuka” :o)-baaardzo długie
dzięki kochana,
jak byś mogła to podaj mi tez do dr Preisa namiary i do grzybowskiego….
kurcze wziełam skierowanie od mojej lek 1 kontaktu na “niepłodnośsć” i ponieważ troche dobrego słyszałam o Inviccie, to tam poszłam, i to jedno moje skierowanie taam szostało, w czerwcu chodziłam do dr Samoć fajna babkaa, tym baardziej że jaa uznaję naturalne metody, sama jestem instruktorem :), bardzo miła ale za każde 5 czy 60 minut płacilismy 120 zł + 50 USG :/ ale sprzęcio nie nowwe…
jedno co powiedziałaa i potwierdziła nasze przeczucie, że gdyby mnie nie olali w redłowie 5 lat temu ( bo mysieli ze kobitka ma okres) to byśmy mieli martę a taak to mi nawet nie podali “głupiego duphastonu” i poroniłaam 🙁
w tym redłowie to cuda na kiju sie twirza, dr samoc powiedziała czytając tylko moje wyniki i wypisy żze gdyby mnie porządnie zoperowali w 2001 to bym nie musiała miec operacji 2006 bo ten typ torbieli nie odtrasta… gamonie….
a ja co raz bardziej zdołowana, z watroba co raz bardziej rozwaloną, przez ćwiczenia medyków….:(
Znasz odpowiedź na pytanie: “Do trzech razy sztuka” :o)-baaardzo długie