Spłacam dług – przed porodem przeczytałam masę opisów porodów zamieszczonych w tym kąciku przez forumowiczki. Taka byłam żądna wiedzy 🙂 A im dłuższy opis tym lepszy 🙂
Oto jak przebiegał mój drugi poród – ponieważ jednak pierwsze było cc, więc praktycznie był to mój “pierwszy raz” 🙂
PORÓD
W sob (28.04) ok. 15 zaczęłam odczuwać pierwsze regularne pobolewania krzyża. Takie jak miesiączkowe, co 8 minut. O 22 położyłam się spać i obudziłam się o 3, bo ból się nasilił. Odszedł mi czop, i jak sobie mierzyłam zegarkiem, to wyszło mi ból co 4 minuty. Wyobraziłam więc sobie, że na pewno szyjka się ruszyła 🙂
29.04 o 4:00 byliśmy w szpitalu – brak rozwarcia. Lekarka powiedziała, że odesłałaby mnie do domu, gdyby nie to, że jestem po cięciu cesarskim. Tak trafiłam na patologię ciąży. Mąż wrócił do domu i przyjechał do mnie spowrotem po 9:00. Na ktg wychodziły mi jakieś śmieszne skurcze na 20 pkt i nawet nie co 5 minut. Gdzieś koło południa badanie – szyjka nadal zamknięta. Mnie krzyż zaczyna powoli wykańczać – ból z krzyża przyćmiewa mi odczuwanie skurczy “brzusznych”, teraz gdy już wiem jak powinny wyglądać rozumiem, czemu na ktg wychodziły mi ciągle takie śmieszne wartości. Wtedy byłam
jednak zdezorietnowana – cierpię, a maszyna pokazuje tyle co nic. Do tego ich regularność pozostawiała trochę do życzenia. Jak chodziłam to krzyż bolał mnie co 4 minuty, jak się kładłam to się uspokojało do 8-9 minut.
Położna doradziła mi skorzystanie z prysznica – co za ulga. Ból krzyża łagodzę sobie ciepłą wodą. Siedzę pod prysznicem 2 razy po 40 minut tak mi dobrze.
O 16:00 nadal nic – podają mi dolantynę na rozluźnienie i przeciwbólowo. Czuję się odurzona, ale na krzyż nic mi to nie dało. Za to koło 18 zaczęłam wreszcie czuć brzuch. I czułam, że się napina na dłużej niż dotąd. Wreszcie doliczyłam się skurczy co 3 minuty – o 19:00 znowu badanie i… znowu nic 🙁 Jestem załamana. Położna i doktor postanawiają mnie otrzeźwić i pokrzykują na mnie, że mam się wziąć w garść, że stresuję męża i sąsiadki na sali na patologii, bo leżę i jęczę, a przecież jeszcze nic się zaczęło nawet. „Poród boli, proszę pani! Niech pani się rozluźni i oddycha” – łatwo powiedzieć.
Tu miałam kryzys – tyle czasu, żadnego postępu, po co ja sie tak męczę, jak to nic nie daje. Kazali mi nic nie jesć, na wypadek jakby miała być cesarka – kolejna załamka. I ciągle na tej patologii – biedne kobitki z pokoju. Wsadzili im taką jęczącą przez cały dzień.
O 20:00 męża odesłali do domu, bo to nie wiadomo kiedy się zacznie, więc niech się prześpi. Biedny, jeszcze mu powiedzieli, że ja się nie mogę przy nim wziąć w garść. Wyszłam na rozczulającą się przed mężem babę. Zresztą się nie dziwię – na ktg wychodziło przecież byle co – za słabo, za rzadko i za krótko.
Kolejne ktg – przez godzinę leżę na łóżku. Ale nareszcie pokazuje skurcze na 100, choć nadal za krótkie. Ja co chwila zwijam się w kłębek, już nawet nie myślę to tych kobietach obok, tylko swobodnie sobie jęczę z bólu. Najlepsze, że między skurczami, które już były co 2-3 minuty przysypiałam. Nie myślałam, że to możliwe 🙂 Ale po całym dniu, głodna i niewyspana, odpływam.
Dodatkowo masuję piersi – nakaz położnej, która pożycza od sąsiadek dla mnie balsam do ciała. Zalecenie – po 15 minut każda pierś.
Przed 22:00 nagle czuję pierwszy skurcz party. No nie, pomyślałam, co jeszcze mi się przytrafi, szyjka zamknięta, a ja mam parte. Zwlokłam się z łózka, dopadł mnie kolejny, więc ja na podłogę i tyłek do góry. Na to wchodzi położna 🙂 „Co pani robi?!” Szybko na badanie – jest pełne rozwarcie 😮
Pędem jadę na porodówkę. Jeszcze telefon do męża. Akurat 15 minut wcześniej położył się spać 🙂 W końcu miał nabrać sił przed właściwą akcją 🙂 „Kochanie rodzę!” – szybko rozłączam się. bo przychodzi kolejny party. Zdążył przyjechać zanim jeszcze zaczęła się ostateczna akcja. Jak poród rodzinny to rodzinny 🙂 Na samą końcówkę wychodzi, ale zaraz wraca, żeby wziąć Piotrusia na ręce. O 23:20 przychodzi na świat nasz synek 🙂
Faza parcia mnie zaskakuje. Wyobrażałam sobie, że gdy tylko zaczynają się bóle to jeszcze kilka razy i dziecko jest na świecie. Nic takiego J Zdezorientowana leżę na łóżku porodowym, mój organizm w regularnych odstępach stara się wypchnąć coś ze środka, a zza biurka położna w przerwach między pytaniami o moje dane osobowe rzuca zdawkowe „Proszę oddychać”. Jakie oddychać, przecież teraz mam okazję się wykazać, mam nabrać powietrza, przeć, o co chodzi. Wreszcie wydobywam z nich, że jeszcze główka nie zeszła do kanału rodnego. Pierwsze bóle parte przesuwają dziecko na pozycję startową, nie należy im zbytnio pomagać, tylko leżeć na boku i ew. lekko „popierać” (ha ha),
„Będziemy Panią jeszcze pionizować. Proszę przynieść worek sako.” Jak to, to jeszcze nie koniec, mam jeszcze wstawać? To ile to jeszcze potrwa….
Niedługo 🙂 Niewiele po tym już ustawiłeś się jak należy, przygotowano mi łóżko i doczekałam się swojej aktywności 🙂 „Nabierz powietrza i przyj! Trzymaj! Nie mrucz, nie marnuj powietrza, jeszcze, jeszcze! Zmień powietrze i jeszcze! Dobrze!” Poszło bardzo ładnie i całkiem szybko. Chociaż skurcze miałam rzadko (tak jak rozwierające) „Nie możemy żadnego zmarnować” mówi położna, więc staram się, słucham jej jak wyroczni, choćbym się miała udusić nie wypuszczę powietrza.
I nareszcie jest. Nie płacze w pierwszej chwili, ale już za moment słyszę jego pierwszy krzyk. Kładą mi moją kruszynkę na piersi.
Jeszcze tylko godzina szycia – Piotr przez cały czas na rękach u taty. Czekam niecierpliwie na swoją kolej.
Nacierpiałam się przez te cholerne bóle krzyżowe, które tylko dają w kość, a nic nie rozwierają. No i znowu – się naczytałam to różnych ćwiczeniach na piłkach, workach itp., które pomagają w przebiegu porodu, mieliśmy mieć poród rodzinny, a tymczasem na salę porodową trafiłam dopiero z partymi, a tak całą resztę czasu spędziłam na patologii. Znowu zmyłka – jak z zajęciami w szkole rodzenia, na które regularnie uczęszczałam w ciąży z Łucją – wtedy skończyło się cesarką „na zimno” 🙂 Nic się nie da zaplanować 🙂
Kinga, Łucja (3l) i Piotruś (29.04.2007)
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Dołączam swój opis porodu
Re: Dołączam swój opis porodu
Przeczytałam jak kryminał Agaty Christie ;o)
Ciekawe jaka będize moja powtórka z rozrywki. Za pierwszym razem marzyłam o CC, a rodziłam naturalnie, teraz myślę – tylko nie CC, muszę szybko wrócić do Nadii, do domu.
Jak tam z dwójką? Jestem spragniona sielankowych relacji :o)
Nadia, 7/02/2004 i jeszcze ktoś 19/12/2007
Re: Dołączam swój opis porodu
“Jak tam z dwójką? Jestem spragniona sielankowych relacji :o) ”
🙂 Na pewno za drugim razem jest łatwiej – dużo mam już przetestowane, mniej rzeczy mnie stresuje, mam świadomość, że płacz, kolka, kryzys laktacyjny – to wszystko mija.
Z drugiej strony martwi mnie, że mam mniej czasu dla Łucji. Przed porodem byłam 1,5 m-ca na zwolnieniu i bardzo dużo się bawiłyśmy razem. Teraz udaje mi się z godzinkę, max dwie na cały dzień wygospodarować. Łucja trochę bardziej rozrabia – raz żeby zwrócić na siebie uwagę, dwa ja mniej ją pilnuję. A skoro więcej rozrabia, to i więcej na nią pokrzykuję 🙁
Z drugiej strony stała się bardziej samodzielna. A jak pomaga przy przewijaniu 🙂 Zdejmuje pieluszkę, pupę małemu podnosi, żebym mogła wsunąć świeżą.
Sielankowe są na pewno relacje między maluchami, póki co 🙂 Łucja ciągle go zamęcza, trzyma za rączkę i szczebioce “maluchu, maluchu, Piotruś, to ja – Twoja starsza siostra”. Jak tylko kwęknie, to woła “Mamo, on płacze!” i leci się “zaopiekować” braciszkiem 🙂
Trzymaj się cieplutko, na pewno będzie super – ja się obawiałam jak to będzie i jestem miło rozczarowana 🙂
Niech brzuszek Ci rośnie zdrowo 🙂
,
Kinga, Łucja (3l 4m) i Piotruś (1m-c)
Znasz odpowiedź na pytanie: Dołączam swój opis porodu