Wygląda to tak: mały się budzi, jedno krzyknięcie i mąż przynosi mi go do łóżka, jedzenie i odbijanie trwa równo 7 minut, a potem spowrotem do łóżeczka i dalej wszyscy śpimy. Siedem minut, a jaka ulga dla moich nabrzmiałych piersi!
Gorzej, jak się nie obudzi… Wtedy budzę się ja. Budzę się i czekam, nasłuchuję – cisza. Próbuję zasnąć, ale zwykle się to nie udaje, bo na brzuchu, ani na boku się nie da, a na plecach nie potrafię. Więc czekam i walczę sama ze sobą – budzić go, czy nie? Jeśli będę go budzić, to nigdy nie nauczy się przesypiać nocy. Jeśli nie zbudzę, to sama nie zasnę już do rana, a w konsekwencji jutro będę nieprzytomna. Walki wewnętrzne trwają do czasu, kiedy Wiktorek się wreszcie zbudzi. A jeśli się nie zbudzi, to przeważnie po jakiejś półtorej godzinie daję za wygraną i sama go budzę. Dla niego to tylko mała przerwa, 7 minut i śpi dalej, ale ja jestem już tak rozbudzona, że jeszcze z godzinę nie mogę zasnąć.
Och, niech już lepiej on się budzi pierwszy….
Kra i Wiktorek (19.11.2003)
3 odpowiedzi na pytanie: Jak ja lubię nocne karmienie…
Re: Jak ja lubię nocne karmienie…
Jeszcze troche i bedziesz spała jak kamień po tych 7 minutach zobaczysz
Kaśka i Franek 2/5/03
Re: Jak ja lubię nocne karmienie…
Ale masz wspaniałego męza a do przerwy 7minutowej niedługo sie przyzwyczaisz i bedziesz spać jak kamień gdy tylko głowa znowu dotknie poduszki
Kaśka i Franek 2/5/03
Re: Jak ja lubię nocne karmienie…
No tak, po siedmiu minutach od razu zasypiam, ale jeżeli najpierw kitwaszę się półtorej godziny, bo cycki mi rozsadza, a dziecko śpi, to potem nie mogę już tak łątwo zasnąć. A mąż faktycznie cudowny 🙂
Kra i Wiktorek (19.11.2003)
Znasz odpowiedź na pytanie: Jak ja lubię nocne karmienie…