Po długim pobycie w szpitalu udało sie w końcu szczęśliwie powrócić do domku.
Patryk urodził sie 3 marca, 9 dni po terminie. Poród był wywoływany trzykrotnie. Pierwsza indukacja spowodowała troche skurczy, ale bolało mnie jak przy średnim bólu miesiączkowym, nawet czytałam prasę siedząc sobie na worku sako…. oczywiście z przerwami na skurcze. Po indukcji szyjka skróciła sie o pól cm i rozwarła o 1 cm. Razem było 1,5 cm. Mozna było zrobic aminioskopię i sprawdzić wody. Wiedziałam, że jak druga indukcja nie ruszy, na trzeciej przebija sie pęcherz i wtedy skurcze wywołują poród. Dzień przed drugą indukcją przeniesiono kilka dziewczyn z patologii ciazy z powodu remontu na oddział połozniczy. I wtedy naprawdę sie przetraszyłam. W nocy odbywał sie poród. Dziewczyna darła sie niemiłosiernie. Jej krzyk podczas ciszy nocnej wydwał się jeszcze bardziej przerażający. Nie mogłam spać w nocy, przetraszona na dobre. Druga indukcja nie spowodowała żadnego skurczu! Szyjka nie drgnęła, a mnie pocieszano, ze trzecia indukcja jest juz ostatnią.
Trzecie wywyołanie po 4 godzinach lekkich skurczy zakończyło sie przebiciem pęcherza. I wtedy skurcze pojawiły sie co 3 mniuty, potem bardzo szybko co dwie. Dostałam jakis czopek na rozluźnienie szyjki i zastrzyk przeciwbólowy. Skurcze były reguralne i mocniejsze. Jednak poród nie postepował. Przed 16 zbadał mnie lekarz i stwierdził, ze wszystko przez bliznę na szyjce, która jest po leczonej nadżerce. Zaserwowoał mi zastrzyk w szyjke, który miał ją zmiekczyc i znieczulić. I po chwili bezboleśnie rozszerzył ja do 4 cm. Teraz miał pójśc jak burza…. jednak nie szło, a w pewnym momencie, pewnie już z powodu mojego zmeczenia i regularnych skurczy, co 2 minuty, które były naprawdę bolesne nie mogłam prawidłowo oddychać. Dziecku spadło tętno bardzo drastycznie. Podłączono mnie do tlenu i po wyrównaniu tętna jeszcze jakiś czas wiłam sie w skurczach i z przerażeniem myślałam o jeszcze ileś…. godzinnej akcji porodiowej. Ja już opadałam z sił. Przed osiemnastą przyszli do nas, tzn do mnie i mojego męża, który cały czas siedział przy mnie i oznajmili, ze będzie cesarka. Byłam juz tak zmęczona tym porodem
/oksytocyna podłączona od 7 rano/, ze było mi juz wszytko jedno. Chciałam miec już dziecko przy sobie.
Operacja była w znieczuleniu zzo i bardzo się cieszę, że takie właśnie wybrano, mogłam ujrzeć mojego synka po wyciagnięciu z brzucha, słyszeć jego kwilenie i patrzeć, jak go oczyszczali i badali. Na koniec dali mi go jeszcze pocałować i wtedy się rozpłakałam… Jak mnie zszywano mąż juz trzymał małego w swoich ramionach i porobił pierwsze zdjecia.
Po przywiezieniu na salę dosyć szybko przywieziono synka. Położyli go koło mnie, a on zaczłął ślicznie otwierac usta, szukał cycka i nie płakał… Wtedy mąż wraz z położną pomógł mi go przystawić do piersi i mały ssał chyba z 40 minut. Potem zabrano mi synka, była bardzo wyczerpana i macica po takim ssanku zacząła mnie bardzo boleć.
Myślałam, że to dosyć atrakcji na jeden dzień… niestety….
nagle poczułam przerażajace zimno, przykryto mnie kocem, a ja trzęsłam się jak galareta. Po jakims czasie, zaczęłam dziwnie się czuć…. zrobiło mi się gorąco, słabo, maiałam zawroty głowy i czułam jakbym latała…odpływała… jakbym kęciłą sie na karuzeli. Dziewczyny z sali zawołaly położną. Ta tylko zmierzyła ciśnienie i wybiegła…. za chwile ujrzałam nad sobą pełno ludzi, ja ciągle odpływałam… nagle zaczęli mi naciskac brzuch. Chlusnęło krwią i od tej pory niewiele ju z pamietam. Wiem, ze wyłam z bólu, bo wyciskano ze mnie skrzepy, ból jest nie do opisania, resztkami sił próbowałam oderwać ich ręce od mojego brzucha…. Dziewczyny z sali mi opowiedziały, że podłączyli mnie do tlenu, wbijano trzy wenflony na raz, podłączali kroplówkę, potem przetoczano krew. Powoli dochodziłam do siebie, łapałam oddech. Nie wiem, ile to wszystko trwało. Przez długi czas stała przy mnie położna, a ja jak doszłam do siebie podobno miałam przerażenie w oczach i… bałam sie zasnąć… bałam się, że juz sie nie obudzę. Położna wyjaśniła mi, że to był krwotok i miałam tzw. leniwą macicę.
Potem już było coraz lepiej. Jednak w szpitalu przetrzymano mnie troche dłużej, bo mały miał infekcje i podawano mu antybiotyk.
W między czasei ja tez załapałam się na kuracje antybiotykiem, bo od nieregularnego karmienia po cesarce zrobił mi sie zastój pokarmu i pojawiła się gorączka 38 st.
Teraz juz nie czuje dolegliwości bólowych po cesarce i z każdym dniem odzyskuje siły.
Patryk swoim zachowaniem wynagrodził mi wszystkie trudy. Jest bardzo spokojnym dzieckiem, rzadko płacze. I tak slicznie otwiera swoje ciemne oczka i wpatruje się we mnie.
Wiem, że jeszcze wiele przede mną, ale warto było troche pocierpieć i zostać mamą.
Pozdrawiam wszystkich
Beata i Patryk (03.03.03)
9 odpowiedzi na pytanie: Jak Patryk na świat przychodził
Re: Jak Patryk na świat przychodził
Gratulacje nasza dzielna Beatko!!!! Duzo zdrowka dla calej rodzinki! Jak przeczytalam,to zaczelo mnie skrecac z nerwow,bo ide w piatek na prowokacje…. A nie chce takich sensacji jak Ty mialas…..moze jak sie porzadnie zdenerwuje,to zaczne rodzic i nie doczekam piatku w jednym kawalku!!!!! hihihi…oby! Caluski
KINGA
Re: Jak Patryk na świat przychodził
No to kochana przeszłaś drogę przez mękę!!! Podziwiam i gratuluję synka!!! Z całego serca życzę by wszystko już było z górki!!!
Pozdrawiam
GOHA i Dareczek
14. 04. 2003
Re: Jak Patryk na świat przychodził
no i sie poryczalam……Gratuluje oczywiscie!!! Na szczescie wszystko sie dobrze skonczylo…….. Teraz sama radosc…..:-)) Cos pieknego…..:-)) Pzdr!
gucia i mala kwietniowa dziewczynka (26.04) :-)))
Re: Jak Patryk na świat przychodził
dzielna z ciebie kobieta!!!!!!!!!
wszystkiego naj!!
pozd
dorota…termin…1 czerwca!
Re: Jak Patryk na świat przychodził
Beatko! Jesteś bardzo dzielna! Wycierpiałaś się biedaku. Ja też już jestem po terminie i strasznie boję się tego wywoływania porodu.
Życzę całej rodzince jak najwięcej szczęśliwych chwil!
CCCelinka + Kacperek 41 tydz.
Re: Jak Patryk na świat przychodził
takim kobietom, które tak rodziły prezydent powinien wreczać medale… ale coż po takim medalu, kiedy Ty najiekszy medal już otrzymałaś… Gratuluje Synka i czekamy na dlasze wiesci o Was…
Rodzice Filipka
Re: Jak Patryk na świat przychodził
kochana beatko!
tos wycierpiala sie jeszcze wiecej niz ja…bidulko… Ale najwazniejsze ze juz po wszystkim i teraz mozesz sie tylko cieszyc swoim skarbem!
gratulujemy i zyczymy jak najbardziej pogodnych dni dla calej waszej trojki!!
fajnie byc mama co? 🙂
kiuiczyca – matka z jasiem u boku
Re: Jak Patryk na świat przychodził
Ale przeszłaś….Dobrze,że już po wszystkim. Gratulujemy Patryczka
Izolda i Agatka (26.02.03)
Re: Jak Patryk na świat przychodził
Gratulacje Beatko.. widzę, ze miałyśmy podobne przejścia, choć ja bez krwotoku, ale za to 2 dni oksytocyny i w ogóle… znieczulenie miałam POP – ciekawe, jaka jest róznica w praktyce.. tzn w skutkach dla dziecka i w naszym odczuwaniu… dziecka do karmiienia nie dano mi przez dwa dni 🙁
Cieszę się, że masz to już za sobą, widzęze po cc wiekszosc kobiet ma gorączkę… u nas tak było i u Ciebie też 🙁
Lea i Mati tańczący z pępowinami (14.03.03)
Znasz odpowiedź na pytanie: Jak Patryk na świat przychodził