moja historia jest długa i skomplikowana ale pomyslalam ze piszac tutaj troche wywale z siebie tego smutku, rozczarowania…
Poznalismy sie z D w 2008 roku, zamieszkalismy razem, to byla piekna i prawdziwa milosc, oparta na partnerstwie, zaufaniu…pokazał mi i mojej coreczce jak wyglada prawdziwa rodzina…obiady u jego rodzicow, wspolne plany…od pierwszych dni jak go poznalam wiedzialam o nim wiecej niz najblizsi…wiedzialam ze bedzie mial dziecko z inna kobieta, przypadek…. Ale nie skreslilam go za to….bo przeciez nie znalismy sie wczesniej jak do tego doszło.. Niestety tamta kobieta pewnego dnia przyjechala do jego rodzicow i powiedziala o wszystkim… Na poczatku było piekło ale i duzo rozmow z jego mama i tata….po narodzinach zrobil badania genetyczne i wtedy sie zaczelo…jego rodzice razem z ta kobieta zaczeli wbijac mu do glowy ze ma mnie zostawic i obce dziecko i zajac sie synem…dac mu milosc…..bronilismy sie kilka miesiecy…ucieczki, rozmowy, potem otrzymywalam telefony od jego mamy ze mam zostawic ich syna, ze mnie zniszcza… Az pewnego dnia wyjechal…tam do synka….mnie oszukujac ze jedzie do pracy… Niestety sie to wydalo…po 2 miesiacac tamta kobieta wyrzucila go z domu i rozmyslila sie co do zdobywania go i milosci na siłe…. Ale on juz nie wrocil…spotykalismy sie pokryjomu, raz w tygodniu byl u mnie…rodzice nadal upierali sie ze ma walczyc o syna… A mnie skreslili…i tak w grudniu zaszłam w ciaze…byl to dla mnie szok…. Niestety nie planowane….on jednak postanowil ze nas teraz nie zostawi i wraca… Niestety dowiedzieli sie jego rodzice i znowu pieklo…z powrotu nici….znowu widywania sie po kryjomu…i ta cholerna nadzieja i złudzenia…ja za chwile bede rodzila a on sie jeszcze bardziej oddalil..powiedzial ze boi sie juz wszystkiego, nawet mnie….ukrywa mnie nadal przed rodzicami i chyba czeka na cud… Nie umiem juz z nim rozmawiac, nie wiem czy bedzie ojcem czy nie…zamknal sie w sobie i nie odpowiada na moje tak wazne pytania…jego rodzina okazalo sie juz poraz kolejny ze ma tak wielki wplyuwa na niego…. A do tego zeby mnie nie ranic albo wlasnie ze strachu karmi mnie kłamstwami ktore i tak wychodza na jaw ciagle…..
jestem juz tak zmeczona…juz nawet nie chodzi o mnie i jego… Ale nawet nie wiem co bedzie jak urodze…zostalam tutaj sama.. A jego rodzina znowu mi wykrzyczala ze nie chca mnie ani dziecka znac:(
i nie wiem czy sie odciac chociaz i tak niewiele zostalo do porodu czy jakos walczyc…tylko juz nie wiem jak….
a nadal go kocham i wiem ze jest poprostu tchorzem…i ze tak bardzo go wszystko przerosło…młody facet ktory juz za chwile bedzie mial 2 swoich dzieci i rozwalone zycie…
ufff…to tak w skrócie
Strona 4 odpowiedzi na pytanie: jak telenowela
no i była rozprawa… Niestety bedzie kolejna bo nie stawił sie tylko przysłał swojego pełnomocnika…i myslalam ze umre bo tym pełnomocnikiem była ta kobieta z ktora ma juz dziecko i teraz u niej nawet mieszka…kolejna sprawa 12 stycznia…on proponuje teraz 150 zł alimentow i wykazuje ze nie ma pracy i ma syna na utrzymaniu…chyba tylko moja córcia bedzie pokrzywdzona:(
za kolejną rozprawę.
I dużo dużo siły życzę!
NIe ogarniam (tak ogólnie), jak facet może nie chcieć utrzymywać własnego maluszka…
Syrenka…. dużo siły Ci życzę… bo do borykania się z takim skurczybykiem będziesz jej potrzebować
Ta inna kobieta to jego żona? stała partnerka? czy też taka “na chwilę”?
Pytam poważnie…bo nie wyobrażam sobie włażenia komuś z butami w związek a potem płacz, bo nie zostawił tamtej rodziny… Albo ja czegoś nie kumam.
Jeśli to taki pan co to z kwiatka na kwiatek i tu sobie machnie dziecko potem tam- to po prostu szczerze współczuję!!!
A teraz to już w ogóle- skoro ma na tyle “odwagi” by się wyrzec.
Faktycznie chyba trzeba gościa odprawić definitywnie. 100% toxic.
No cóż…jak widać jednak te scenariusze są do znudzenia powtarzalne…
Ludzie się cudownie nie zmieniają.
Znasz odpowiedź na pytanie: jak telenowela