W przeddzień pierwszej rocznicy – dla wytrwałych i mało wrażliwych. Słowem wstępu: w 24tc dowiedziałam się, że łożysko wygląda jak przed porodem – III st. dojrzałości, liczne zwapnienia, przepływy pogarszające się, przez to hypotrofia płodu…
08.08.08 Dorota ma 4. urodziny, dwa dni później znowu kolka nerkowa – to już piąta w tej ciąży, całą niedzielę mnie trzyma, zażyłam już maximum leków które mogłam, w nocy już się nie da wytrzymać, dzwonię po brata. S zostaje z D w domu, a ten gówniarz – mój młodszy brat nie szczędzi samochodu by mi jak najszybciej pomogli.
Chwalę fakt, że w izbie przyjęć na hasło ‘kolka nerkowa’ od razu zrobił się ruch, nie było przesmradzania i wolnych kroków, nawet papierologia zeszła na drugi plan. KTG pokazało że są skurcze, których w ogóle nie czułam, bo co innego mi łzy wyciskało, za to Pyśka niewesoło…
Oddział przedporodowy i dolargan – szybko pomogło [a w innym szpitalu mi kazali no-spę łykać!!! o kroplówce z tym nie słyszeli, a zastrzyków nie mieli], język mi się plącze, przez tą całą sytuację wpadam w lekką hiperwentylację i napędzam stracha wszystkim – ze mną na czele ryczę, że wreszcie jestem w miejscu gdzie mi pomagają.
Już jest poniedziałek, przeprowadzają mnie na zwykły oddział, KTG znowu zawężona oscylacja. Decyzja lekarza – na porodówkę. Tam cała noc sama w sali, słyszę jak dziewczyny krzyczą, a ja leżę pod KTG i się ruszyć nie mogę, bo od razu inny zapis, alarmy wyją. Później się dowiedziałam, że to tętno małej tak się zachowywało i zanikało [to dlaczego mnie w nocy nie kroili???]…
Rano obchód – wszyscy mniej i bardziej święci… ordynator mówi, że nie ma na co czekać, tniemy. Jakiś młody i bardzo miły lekarz mówi, że tak lepiej, że nie będą próbować wywoływać ze względu na zły stan łożyska, głos i minę ma przepraszającą, mówię, że oczywiście, że dziecko jest najważniejsze, a myślę sobie: to są takie idiotki co się upierają by same urodzić… w imię czego… mam nadzieję, że ich dzieci żyją!
Ta samotna noc była okropna, ten strach…
Siadam na stole, ‘wygiąć się’ cyk ‘szybko się kładziemy póki nogi jeszcze mamy!’. Wszyscy mają nogi, mam i ja!!! Ale inni nie mają przejmujących dreszczy i torsji – tak podobno przy podpajęczynówkowym jest.
Majstrują mi w bebechach, staram się nasłuchiwać co mówią [jedna studentka nie wytrzymała nadmiaru wrażeń i ciekawych widoków, a że zza Uralu pochodzi, to polski personel zrobił sobie z niej w naszym ojczystym języku lachpolkę;-)))], słyszę, że zaraz będą małą wyciągać… o jest, już ją mają, zapłacze, nie zapłacze, żyje czy… Jest płacze, Niunia moja, nareszcie po tej stronie brzucha, już mój organizm jej nie skrzywdzi! Neonatolog zbadał, pokazał buźkę i zabrał, trochę to potrwa zanim ją znowu zobaczę;(
Pozszywali, wyrazili mocne zdziwienie, że pępowinę wyhodowałam na 1,5m [jeszcze raz taka wielka niż powinna być] i że to CUD że mała nie była nią owinięta!!!!!!!!!!!!! – z Weroniką to już są dwa cudy ten ciąży!!!
Sala operacyjna zawsze kojarzyła mi się ze sterylnością, z miejscem, gdzie wchodzą tylko wybrani, a tymczasem to był pokój odwiedzin i konsultacji, co chwilę ktoś wchodził i od kogoś coś chciał – wpuścili nawet S, ale widział tylko moją wyciągniętą rękę a niunię słyszał jak płakała.
Leżę na sali poporodowej, S poszedł do małej, zdjęcia porobił, dobrze że teraz mamy takie cuda techniki, że od razu mogę je zobaczyć choć na wyświetlaczu!
Skończył się jeden strach – zaczął drugi
Kiepska mała była, apatyczna, cały czas spała, nie płakała przy pobieraniu krwi, nie budziła się na jedzenie, a butlę trzeba było jej wmuszać i dosłownie wkraplać. Nie przybierała, z 1900g spadła do 1700g. Pewnej nocy dostała zapaści, a ja prawie zeszłam jak to rano usłyszałam. Miała wkłucie lędźwiowe robione, matko taki kurczaczek, RTG – musiałam ją trzymać, pod paszki? wyglądała jak na ukrzyżowaniu… i ciągły strach, teraz bałam się że mi na rękach umrze. Jeść dostawała sondą… było jeszcze wiele strachu jak była na oddziale, ale tamten dzień był najgorszy. Po 3 tygodniach wyszła jak miała 2kg i zaczęła ciutek pić.
I tak ten piękny stan jakim jest ciążą był koszmarnym rozmyślaniem jak to się skończy i oby się nie skończyło prędzej niż powinno. Strach wszechogarniający, każda komórka ciała była nim przesiąknięta, nie było błogiego głaskania po brzuszku i uśmiechania się na samą myśl o lokatorze, trudne chwile… cieszę się, że tamto już za nami, że Weronika jest tu z nami…. ale nadal się boję, bacznie ją obserwuję czy oby prócz tego że jest malutka nie ma innych oznak tego co przeszła bo mojej cholernej nerce zachciało się szwankować!!!!!!!!!!!!
Teraz z apatycznego Krasnoludka
rośnie nam chyba niezłe ziółko
nie ważne, byle na zdrowie Skarbie mój!!!!!!!!!!!!!!
Lipiec 2011
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Jak to się Weronice udało – ponownie dla wytrwałych
ale śliczna 🙂
Patrzę na tego małego broja i z podziwu nie mogę wyjść, że było z nią tak źle, a teraz wszędzie jej pełno!
o tym samym sobie pomyślałam jak zobaczyłam jej ostatnie zdjęcie;)
dzielna dziewczynka i jaka cudna!!!!
spóźnione, najlepsze życzenia!!!!!!!!
Dziękuję
Sentymentalnie wyciągam;)
Nadal tkwię w szoku, ze to moje żywe srebro było takie niemrawe
Kolejny już rok za nami
Z okazji 5 rocznicy przybycia do domku musiałam odkopać swój wąteczek
nooo bomba, nie dość, że sliczna to jeszcze kibic
Jeszcze raz zdrówka, uśmiechu, beztroski a Rodzicom pociechy z obu skarbów!
Dziękuję
ależ minęło, nie?
Piękna panna ci rośnie 🙂
No zleciało! ale te wszystkie sensacje do dzisiaj dobrze pamiętam
Piękna panna Ci rośnie, oby zdrowo!
Dzięki Madzia, to jest najważniejsze na świecie! [o zdrowiu piszę ;-)]
Ale fajna kibicka
dobrze, że po ciężkich początkach nie ma nawet śladu 🙂
Asiuku zewnętrznie nie ma, no może poza okularkami, ale nadal borykamy się z wieloma problemami zdrowotnymi, generalnie jest słabym dzieckiem, ale mogło być znacznie gorzej! Więc na prawdę nieźle się wylizała z tej całej biedy:)
i to najważniejsze, oby tak dalej
Znasz odpowiedź na pytanie: Jak to się Weronice udało – ponownie dla wytrwałych