Termin miałam na 12 maja, lekarz wysłał mnie do szpitala już 10 maja. Poszłam grzecznie, choć niechętnie. W szpitalu wszystkie badania i zastrzyki na przygotowanie szyjki macicy, rozwarcie na dwa palce. Jest poniedziałek. We wtorek badanie wykonane przez ordynatora i zalecenie – jutro idzie pani na porodówkę. Byłam przerażona. Razem z mężem nie mogliśmy uwierzyć, że to już jutro. Najbardziej się bałam, że kroplówka mnie nie ruszy i wrócę z powrotem na oddział. Z wtorku na środę, o dziwo, udało mi się przespać noc. Rano przyjechał mąż no i porodówka. Przyszła po nas położna (uśmiechnięta, miła, radosna – dodała mi otuchy). Zbadała rozwarcie, zrobiła lewatywę (nic strasznego), podłączyła mnie do ktg i podpięła kroplówkę. Była 8.15. Po 45 min odpięła ktg i zaczęło się chodzenie. Co 15 min położna wołała mnie na salę i sprawdzała tętno dziecka. Skurcze były po godzinie słabe. Dostałam 2 czopki na rozwieranie się szyjki, potem jakiś zastrzyk. Szyjka się zaczęła rozwierać ale powoli. O 9.30 położna przebiła mi – nie wiem jak to się fachowo nazywa- chyba pęcherz płodowy i odeszły wody. No i od tego momentu zaczęły się skurcze. O 10.15 były już bardzo silne. Dostałam dolargan, po którym było mi bardzo wesoło, ale niestety na krótko. Znowu jakiś zastrzyk, potem jeszcze jeden. Próbuje chodzić, częściej jednak wiszę na mężu. W końcu o 12.30 położna stwierdza, że rozwarcie jest już dość duże, przychodzi druga położna i chcą mi wytłumaczyć na czym polega parcie. Robie pierwsze parcie i niestety tętno dziecka zanika. Byłam przerażona ale starałam się nie panikować, przebiega mi tylko w głowie myśl, żeby zdąrzyli chociaż zrobić cesarkę. Położne zawołały lekarza, który przyszedł i powiedział tylko dwa słowa: spokojnie, spokojnie. I po chwili usłyszałam jak powoli zaczyna bić serce mojego dziecka. Kilka razy parłam i zaczął się poród. Przyszła jeszcze lekarka. I wszystko przebiegło tak, że nawet nie wiem kiedy urodziłam. parłam jeszcze kilka razy, a ponieważ tętno było ciągle niskie, lekarze przystąpili do akcji. Nie zapomnę ostatniego parcia chyba nigdy. W jednym momencie ja parłam (i darłam się jak szalona), położna naciągała mi krocze, lekarz nacinał, a lekarka rzuciła mi się na brzuch. Ból jak diabli. I nagle czuję, że coś ze mnie wychodzi. Wyskoczyła Alicja. Jest po bólu. Pytają męża czy chce przeciąć pępowinę, ale miał już dość wrażeń. Cały czas trzymał mi rurkę z tlenem przy nosie, a ponieważ rzucałam głową we wszystkie strony to nieźle się nagimnastykował. Przyznam, że był bardzo dzielny. Położyli mi Alicję na chwilkę na brzuchu, mąż poszedł z lekarką i dzieckiem do pokoju obok. Mnie puścili kroplówkę bardzo mocno, zleciała cała, raz pchnęłam i wyszło łożysko. Potem szycie, w międzyczasie przyszła pani doktor i powiedziała, że dziecko jest zdrowe i ma 10 pkt. Wywieźli mnie z sali porodowej, przyszedł mąż z dzieckiem. Byliśmy zmęczeni wszyscy w trójkę ale szczęśliwi. Dostałam zastrzyk przeciwbólowy, bo krocze mnie strasznie bolało, no i zawieźli mnie na odział. I tak to było. Urodziłam o 13.15. W sumie 5 godzin.
Wszystko przebiegło dla mnie bez większych stresów, bo lekarze i położne byli przemili. I to w pańswowym szpitalu. Super opieka.
No i oczywiście nie mogę zapomnieć o mężu. Na początku nie wiedziałam czy chcę żeby był ze mną przy porodzie. Ale teraz wiem, że bez niego byłoby mi bardzo ciężko.
Teraz Alicja ma ponad miesiąc, płacze niewiele (odpukać), chociaż czasami da popalić.
Życzę Wam wszystkim szybkich, udanych porodów
Kasia
Edited by Kaccha on 2004/06/16 11:24.
1 odpowiedzi na pytanie: Jak urodziłam Alicję
Re: Jak urodziłam Alicję
Bardzo miło sięczyta o takich “ekspresach”-
chociaż trochę mnie zdziwiło, kiedy piszesz że miałaś najwięcej wrażeń porzy parciu..podobno mówią ze partcie boli najmniej..wiesz, ja urodziłam przez cc, ale zanim do tego doszło- doszlam w siedem godzin do 10 cm i bardzo bolało… A parcie- pozostaje dla mnie czymś tajemniczym, niewyobrażalnym, trudnym? sama nie wiem..raz żałuję że nie mogłam normalnie urodzić, innym razem, kiedy wspomne owe 7 godzin….dziękuję Opatrzeności za CC…
życzę dużo radości, oby malutka nie zaczęła płakać, i żebyście były szczęsliwe!!!!
Anita i Zosia 20 03 04 .
Znasz odpowiedź na pytanie: Jak urodziłam Alicję