Jak wydobyto Dorotę – opis dla wytrwałych

Wspomnienia w przeddzień całego zdarzenia

Wstęp: Pod koniec lipca, czy na samym początku sierpnia byłam na ostatniej wizycie u swojej ginki, zbadała, stwierdziła, że nie ma szans, że przez 2 tygodnie urodzę, czyli umówiłyśmy się na wywoływanie zaraz po jej powrocie z urlopu około 20 sierpnia.
Na wszelki wypadek poprosiłam o namiary na kogoś, kogo ona poleca, ale tylko na wszelki wypadek [bo ja na drugie mam ‘wszelki wypadek’].

Część 1: w środę, 2 dni przed terminem byłam na wizycie u jednego z poleconych przez nią lekarzy, ale tylko dlatego, że dokuczało mi jakieś skórne uczulenie, no i oczywiście chciałam u niego zaklepać swój ‘wszelki wypadek’, zgodził się, omówiliśmy plan działania, zbadał mnie ‘ojojoj, nie ma szans by w ciągu 2 tygodni pani urodziła’

Część 2: piątek, na dzisiaj mam termin, umówiłam się do rodzinnego po zwolnienie, by nie biegł mi tak strasznie skąpy macierzyński. Lekarka się zgodziła; ‘w końcu nawet ciężarna może się przeziębić’. Zapisałam się na wizytę na poniedziałek by zdiagnozować infekcję i dostać zwolnienie.

Część 3: sobota, byliśmy nad jeziorem, ja wieloryb siedziałam na przytarganym fotelu [miło, że grean peace nie próbował ratować walenia na brzegu…], rechotałam w najlepsze jak brat z mężem toczyli wojnę na wodorosty… Po dobrej zabawie miałam ochotę zjeść coś niezdrowego, bo w końcu może to być ostatnia okazja na długie miesiące, ale nikt nie chciał ze mną jechać, buuu

Część 4: noc z soboty na niedzielę, godzina punkt 2; brat wrócił z balangi, a ja ups… leżąc na prawym boku lewą ręką szukam męża, co nie było trudne, bo za łoże małżeńskie służył nam mały tapczan; ‘wstawaj, coś ze mnie wyleciało i boję się zobaczyć co’, mąż zerwał się na równe nogi. Sprawa się wyjaśniła; pękł pęcherz, odchodziły mi wody. Wstałam, poszłam pod prysznic zrobić się względnie higieniczną [bo apetyczną to już dawno nie byłam], punkt obowiązkowy każdej zaczynającej rodzić – mycie włosów. Wychodzę z łazienki i co widzę; mąż z bratem już w blokach startowych. Ja pierworódka mówię ‘spoko loko’. Dołożyłam do torby tylko dowód osobisty [bo reszta była gotowa od 2 miesięcy]. Poszłam wciągnąć kromkę chleba [info dla nie-poznanianek: kromka = dupka chleba, czyli to czym chleb się zaczyna i kończy]. Mężowi prowiant zrobiłam. Odmeldowałam się mamie że jadę i pojechaliśmy: ja, mąż i brat, hehehe

Część 5: na izbie przyjęć byliśmy punkt 3, kobiety stwierdziły, że dziś mają wysyp, bratu kazały wywiesić na drzwiach ‘dżuma’ celem odstraszenia następnych rodzących. Dostałam koszulę, przebrałam się, przyszła młoda lekarka do badania. Pomacała, nic nie powiedziała, zdjęła rękawiczki, umyła ręce, chciała wyjść. Pytam się co tam słychać ‘1cm rozwarcia’ – to się kobieta nagadała i poszła. Wróciłam załatwić część papierologi i potem na oddział…

Część 6: zanim trafiłam na oddział mąż zadzwonił do lekarza u którego w środę byliśmy, zdziwił się, bo nie miałam tak wcześnie rodzić. Był daleko za Poznaniem, ale powiedział, że nam kogoś załatwi, załatwiał…*

Część 7: na oddziale czekało mnie proceduralne przesłuchanie.
*Siedziałam na krześle, obok zadzwonił telefon, poleciano po młodą lekarkę… Dziś już nie pamiętam co dokładnie mówiła, ale wiem, że brzydko się wyrażała, a to dzwonił ‘mój’ gin szukający dla mnie indywidualnej opieki – dobrze, że ona się nie zgodziła!
Po załatwieniu formalności miałam chwilę wolnego na ‘widzenie’ z mężem, zadzwonił ‘mój’ lekarz z informacją, że znalazł kogoś i ten ktoś zaraz do nas przyjdzie. I przyszła bardzo sympatyczna, drobna lekarka, porozmawialiśmy, zbadała mnie + usg. Odesłała męża do domu, bo to trochę potrwa zanim się rozkręci. Położono mnie na oddziale przed porodowym. Ja na środku, z lewej kobieta w 6 ciąży, z prawej pierwiastka… położne podłączyły ktg, zgasiły światło, powiedziały ‘dobranoc’ i kazały spać. OK., w końcu normalni ludzie o tej godzinie śpią. Długo nie trwało kobieta z lewej zasnęła – szczęściara, z nami było gorzej – ona tak strasznie chrapała, że aż dziw, że wtedy nie zaczęłam rodzić, w przeciwieństwie do kobiety z prawej… Leżałam tak pośrodku między chrapiącą i stękającą z prikazem SPAĆ? tja… Po jakimś czasie odłączyli ktg, kazali mi chodzić, a nóż coś się rozkręci. To wyrabiałam przez godzinę kilometry. Zrobiła się godzina 8. Poród się nie rozkręcił, decyzja – kroplówka i na salę porodową. Podłączyli dożyłki i ktg, zgasili światło kazali odpocząć… Zadzwoniłam po męża bo strasznie mi było samej, w dodatku inne rodzące strasznie krzyczały… Mąż przyjechał, skurcze się rozkręcały. O 9 zadzwoniła teściowa: ‘zapraszam was dzisiaj na grila, wpadniecie?’ ‘nie mamo, trochę nam nie po drodze, bo leżę na łóżku porodowym’… Do dzisiaj wspominamy z uśmiechem tą rozmowę.
Potem już nie pamiętam co o której godzinie było. Wiem, że odłączali kroplówkę, kazali chodzić, znowu kroplówka, co chwilę ktoś przychodził, a jak nie to mąż kogoś wołał i opierniczał, że chyba kroplówka za szybko leci bo mnie za bardzo boli;) kochany. Dostawałam coś przeciw bólowego… Raz poszedł zastrzyk, na co zareagowałam z pełną kulturą ‘będę rzygać’ i przechyliłam się przez prawą burtę, o-o ktoś tam obcy jest, ale wstyd! Podobno podano mi toto i położna powiedział, że mogę mieć po tym nudności, które się pojawiły jak tylko skończyła mówić [piszę podobno, bo te rzeczy już do mnie nie docierały]. I tak sobie próbowałam rodzić, helikoptery w głowie, jacyś ludzie, urywany film, rozwarcie na 4 po tylu godzinach… A jak bolało!

Część 8: Po jakimś czasie zaczęto robić małej gazometrię – pierwsza była w porządku. Potem druga i jak strzała położna wleciała z wynikami, zrobiło się zamieszanie, jakieś papiery do podpisu. Pytałam się czy skarpetki mogę mieć… W tym zamieszaniu jakoś się wgramoliłam na inne łóżko, wieźli mnie jakimś korytarzem a ja wiłam się w bólach z podkurczonymi nogami, jadąc wśród obcych ludzi na korytarzu i wtedy zamiast szybko sklecić jakąś zdrowaśkę patrzyłam na sufit i myślałam ‘o! Rzeczywiście jest jak pokazują w filmach!!! Te lampy na suficie tak szybko uciekają!?' Pamiętam, że powiedziałam ‘dzień dobry’ wszystkim na sali operacyjnej. Był cewnik, była maska na twarz… zasnęłam.

Nie pamiętam jak się obudziłam, z czyją pomocą, ale pamiętam, że byłam zakręcona i ręką ruszałam i że dostałam opr od pielęgniarki anestezjologicznej, że mam się nie ruszać, bo jej aparatura wariuje! Następne co pamiętam to słowa męża: ‘Kochanie, mamy śliczną córeczkę!’. Po cc doszłam do siebie szybo, wszystko ładnie się goiło…
I tyle i tak sobie żyjemy razem i jest nam ze sobą cudownie!

Poród rodzinny, sprawiedliwy podział ról, ktoś pracuje ktoś odpoczywa

Nasze pierwsze spotkanie

I tak nam rosła


aż urosła

Lipiec 2011

24 odpowiedzi na pytanie: Jak wydobyto Dorotę – opis dla wytrwałych

  1. Następne co pamiętam to słowa męża:?Kochanie, mamy śliczną córeczkę!.

    co racja to racja;)

    • Brunka, masz hajne foty

      • Zamieszczone przez Kasiasta
        Brunka, masz hajne foty

        dziekuje:)
        nareszcie! bo z eFem ani pół, przez co musiałam zajsć ponownie;)

        • ijutro 5 lat stuknie 🙂

          Najlepszego. piekne wspomnienie 🙂

          • Zamieszczone przez bruni
            dziekuje:)
            nareszcie! bo z eFem ani pół, przez co musiałam zajsć ponownie;)

            Bruni super fotki:)Żaluje, że ja takich nie mam.

            • Kasiasta to miałaś 2 cesarki?

              • Zamieszczone przez annamaria84
                Bruni super fotki:)Żaluje, że ja takich nie mam.

                Ja też

                Zamieszczone przez annamaria84
                Kasiasta to miałaś 2 cesarki?

                Tak

                • Kasia – boski opis, czyta się jednym tchem 🙂
                  co cię skłoniło do opisania porodu Doroty po 5 latach?
                  a gdzie opis porodu Weroniki?

                  • Madzia, zbierałam się 5 lat do tego opisu a Werkę opiszę za 4 dni ale nie będzie to już taka pieśń radosna

                    PS: musimy się umówić

                    • Świetny opis i czekamy teraz na historię przyjścia na świat Weroniki !!!!!!!!

                      • Super się czytało- czekam na drugi opis 🙂

                        • wszystkiego najlepszego dla Dorotki
                          w dniu jej urodzin

                          • Zamieszczone przez Kasiasta
                            Wspomnienia w przeddzień całego zdarzenia

                            Wstęp: Pod koniec lipca, czy na samym początku sierpnia byłam na ostatniej wizycie u swojej ginki, zbadała, stwierdziła, że nie ma szans, że przez 2 tygodnie urodzę, czyli umówiłyśmy się na wywoływanie zaraz po jej powrocie z urlopu około 20 sierpnia.
                            Na wszelki wypadek poprosiłam o namiary na kogoś, kogo ona poleca, ale tylko na wszelki wypadek [bo ja na drugie mam ‘wszelki wypadek’].

                            Część 1: w środę, 2 dni przed terminem byłam na wizycie u jednego z poleconych przez nią lekarzy, ale tylko dlatego, że dokuczało mi jakieś skórne uczulenie, no i oczywiście chciałam u niego zaklepać swój ‘wszelki wypadek’, zgodził się, omówiliśmy plan działania, zbadał mnie ‘ojojoj, nie ma szans by w ciągu 2 tygodni pani urodziła’

                            Część 2: piątek, na dzisiaj mam termin, umówiłam się do rodzinnego po zwolnienie, by nie biegł mi tak strasznie skąpy macierzyński. Lekarka się zgodziła; ‘w końcu nawet ciężarna może się przeziębić’. Zapisałam się na wizytę na poniedziałek by zdiagnozować infekcję i dostać zwolnienie.

                            Część 3: sobota, byliśmy nad jeziorem, ja wieloryb siedziałam na przytarganym fotelu [miło, że grean peace nie próbował ratować walenia na brzegu…], rechotałam w najlepsze jak brat z mężem toczyli wojnę na wodorosty… Po dobrej zabawie miałam ochotę zjeść coś niezdrowego, bo w końcu może to być ostatnia okazja na długie miesiące, ale nikt nie chciał ze mną jechać, buuu

                            Część 4: noc z soboty na niedzielę, godzina punkt 2; brat wrócił z balangi, a ja ups… leżąc na prawym boku lewą ręką szukam męża, co nie było trudne, bo za łoże małżeńskie służył nam mały tapczan; ‘wstawaj, coś ze mnie wyleciało i boję się zobaczyć co’, mąż zerwał się na równe nogi. Sprawa się wyjaśniła; pękł pęcherz, odchodziły mi wody. Wstałam, poszłam pod prysznic zrobić się względnie higieniczną [bo apetyczną to już dawno nie byłam], punkt obowiązkowy każdej zaczynającej rodzić – mycie włosów. Wychodzę z łazienki i co widzę; mąż z bratem już w blokach startowych. Ja pierworódka mówię ‘spoko loko’. Dołożyłam do torby tylko dowód osobisty [bo reszta była gotowa od 2 miesięcy]. Poszłam wciągnąć kromkę chleba [info dla nie-poznanianek: kromka = dupka chleba, czyli to czym chleb się zaczyna i kończy]. Mężowi prowiant zrobiłam. Odmeldowałam się mamie że jadę i pojechaliśmy: ja, mąż i brat, hehehe

                            Część 5: na izbie przyjęć byliśmy punkt 3, kobiety stwierdziły, że dziś mają wysyp, bratu kazały wywiesić na drzwiach ‘dżuma’ celem odstraszenia następnych rodzących. Dostałam koszulę, przebrałam się, przyszła młoda lekarka do badania. Pomacała, nic nie powiedziała, zdjęła rękawiczki, umyła ręce, chciała wyjść. Pytam się co tam słychać ‘1cm rozwarcia’ – to się kobieta nagadała i poszła. Wróciłam załatwić część papierologi i potem na oddział…

                            Część 6: zanim trafiłam na oddział mąż zadzwonił do lekarza u którego w środę byliśmy, zdziwił się, bo nie miałam tak wcześnie rodzić. Był daleko za Poznaniem, ale powiedział, że nam kogoś załatwi, załatwiał…*

                            Część 7: na oddziale czekało mnie proceduralne przesłuchanie.
                            *Siedziałam na krześle, obok zadzwonił telefon, poleciano po młodą lekarkę… Dziś już nie pamiętam co dokładnie mówiła, ale wiem, że brzydko się wyrażała, a to dzwonił ‘mój’ gin szukający dla mnie indywidualnej opieki – dobrze, że ona się nie zgodziła!
                            Po załatwieniu formalności miałam chwilę wolnego na ‘widzenie’ z mężem, zadzwonił ‘mój’ lekarz z informacją, że znalazł kogoś i ten ktoś zaraz do nas przyjdzie. I przyszła bardzo sympatyczna, drobna lekarka, porozmawialiśmy, zbadała mnie + usg. Odesłała męża do domu, bo to trochę potrwa zanim się rozkręci. Położono mnie na oddziale przed porodowym. Ja na środku, z lewej kobieta w 6 ciąży, z prawej pierwiastka… położne podłączyły ktg, zgasiły światło, powiedziały ‘dobranoc’ i kazały spać. OK., w końcu normalni ludzie o tej godzinie śpią. Długo nie trwało kobieta z lewej zasnęła – szczęściara, z nami było gorzej – ona tak strasznie chrapała, że aż dziw, że wtedy nie zaczęłam rodzić, w przeciwieństwie do kobiety z prawej… Leżałam tak pośrodku między chrapiącą i stękającą z prikazem SPAĆ? tja… Po jakimś czasie odłączyli ktg, kazali mi chodzić, a nóż coś się rozkręci. To wyrabiałam przez godzinę kilometry. Zrobiła się godzina 8. Poród się nie rozkręcił, decyzja – kroplówka i na salę porodową. Podłączyli dożyłki i ktg, zgasili światło kazali odpocząć… Zadzwoniłam po męża bo strasznie mi było samej, w dodatku inne rodzące strasznie krzyczały… Mąż przyjechał, skurcze się rozkręcały. O 9 zadzwoniła teściowa: ‘zapraszam was dzisiaj na grila, wpadniecie?’ ‘nie mamo, trochę nam nie po drodze, bo leżę na łóżku porodowym’… Do dzisiaj wspominamy z uśmiechem tą rozmowę.
                            Potem już nie pamiętam co o której godzinie było. Wiem, że odłączali kroplówkę, kazali chodzić, znowu kroplówka, co chwilę ktoś przychodził, a jak nie to mąż kogoś wołał i opierniczał, że chyba kroplówka za szybko leci bo mnie za bardzo boli;) kochany. Dostawałam coś przeciw bólowego… Raz poszedł zastrzyk, na co zareagowałam z pełną kulturą ‘będę rzygać’ i przechyliłam się przez prawą burtę, o-o ktoś tam obcy jest, ale wstyd! Podobno podano mi toto i położna powiedział, że mogę mieć po tym nudności, które się pojawiły jak tylko skończyła mówić [piszę podobno, bo te rzeczy już do mnie nie docierały]. I tak sobie próbowałam rodzić, helikoptery w głowie, jacyś ludzie, urywany film, rozwarcie na 4 po tylu godzinach… A jak bolało!

                            Część 8: Po jakimś czasie zaczęto robić małej gazometrię – pierwsza była w porządku. Potem druga i jak strzała położna wleciała z wynikami, zrobiło się zamieszanie, jakieś papiery do podpisu. Pytałam się czy skarpetki mogę mieć… W tym zamieszaniu jakoś się wgramoliłam na inne łóżko, wieźli mnie jakimś korytarzem a ja wiłam się w bólach z podkurczonymi nogami, jadąc wśród obcych ludzi na korytarzu i wtedy zamiast szybko sklecić jakąś zdrowaśkę patrzyłam na sufit i myślałam ‘o! Rzeczywiście jest jak pokazują w filmach!!! Te lampy na suficie tak szybko uciekają!?' Pamiętam, że powiedziałam ‘dzień dobry’ wszystkim na sali operacyjnej. Był cewnik, była maska na twarz… zasnęłam.

                            Nie pamiętam jak się obudziłam, z czyją pomocą, ale pamiętam, że byłam zakręcona i ręką ruszałam i że dostałam opr od pielęgniarki anestezjologicznej, że mam się nie ruszać, bo jej aparatura wariuje! Następne co pamiętam to słowa męża: ‘Kochanie, mamy śliczną córeczkę!’. Po cc doszłam do siebie szybo, wszystko ładnie się goiło…
                            I tyle i tak sobie żyjemy razem i jest nam ze sobą cudownie!

                            Poród rodzinny, sprawiedliwy podział ról, ktoś pracuje ktoś odpoczywa

                            Nasze pierwsze spotkanie

                            I tak nam rosła


                            aż urosła

                            super opis:) usmialam sie:) chce jeszcze:):)

                            • 100 lat DOROTKO!!

                              • 100 LAT 100 LAT!…..
                                Najlepszego Dorotka

                                • Teraz to opisałaś w miarę sympatycznie 😉 ale 5 lat temu to napędziłaś mi takiego stracha, że chyba nigdy w życiu tego nie zapomnę…

                                  • Dziękuję za życzenia w imieniu jubilatki

                                    Zamieszczone przez frida
                                    Teraz to opisałaś w miarę sympatycznie 😉 ale 5 lat temu to napędziłaś mi takiego stracha, że chyba nigdy w życiu tego nie zapomnę…

                                    Czas jednak łagodzi pewne sprawy i bardzo dobrze

                                    • sto lat sto lat sto lat sto lat niechaj żyje nam Dorotka
                                      w zdrowiu, szczęściu pomyślności niechaj żyje nam!!!!

                                      od cioci Madzi i jej chłopaków moc najlepszych życzeń!

                                      • Dzięki Madzia

                                        Dorota teraz chodzi i powtarza jaka to ona już duża nie jest
                                        Niewiarygodne jak czas leci, ja ciągle pamiętam szpital i ją taką malusią a tu taka salacha już

                                        • Zamieszczone przez Kasiasta

                                          Niewiarygodne jak czas leci, ja ciągle pamiętam szpital i ją taką malusią a tu taka salacha już

                                          ja też tak widzę Pawełka a on też już spory chłopaczek…
                                          za to Kuba mojej siostry… pamiętasz jak go przytargałam do ciebie jak miał 2 miesiące??? Teraz to chłop 15 – letni, wyższy ode mnie a wiesz, że ja malutka nie jestem…
                                          to dopiero znak czasu

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: Jak wydobyto Dorotę – opis dla wytrwałych

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general