Jest mi źle (wyrzucają mnie z domu) – długie

Nie wiem od czego mam zacząć?
Otóż mój mąż został wychowany w domu, gdzie panował i nadal panuje kult pieniądza. Wszystko – dosłownie wszystko – przeliczane jest na złotówki. Zaczynając od oszczędności, poprzez wydatki kończąc na przeliczaniu miłości na pieniądze. Ma on dwóch starszych braci – też są żonaci. Każda z kandydatek na żonę musiała przejść przez sito weryfikacyjne mojej teściowej polegającym na totalnym wywiadzie na temat zasobności portfela kandydatki i jej rodziny, a także stosunków panujących w ich domach (chodziło o to, czy pochodzi z pełnej rodziny, czy przypadkiem ojciec lub matka nie piją alkoholu itp sprawdzanie). Ja także zostałam poddana takiej analizie i niestety wypadła ona źle – wychowywała mnie i mojego brata tylko mama. Tata znalazł sobie inny obiekt westchnień, ale do dziś mieszkają z mamą w jednym domu, pogodzili się z sytuacją i nawet ze sobą rozmawiają. Nie mogę niezauwżyć, że zbliżyły ich nasze śluby (mój i brata), a potem narodziny mojej batanicy i w końcu mojej Juleczki. Teraz – pomimo tego, że ojciec nadal wzdycha do innej – widzę, że tworzą całkiem normalną parę ludzi na poziomie.
Cała ta sytuacja w moim rodzinnym domu spowodowała, że niestety pieniądze się u nas nie przelewały (żyliśmy tylko z nauczycielskiej pensji mojej mamy) więc nie było mowy o jakiś szaleństwach, nie mówiąc o oszczędnościach czy inwestycjach, które mnożą pieniądze.
Muszę dodać, że mojego męża poznałam na podwórku. Dosłownie – mieszkaliśmy na tej samej ulicy, na tym samym podwórku. A, że tu społeczność była mała więc panowały i nadal panują wśród mieszkańców liczne plotki na temat każdego – w tym na temat mojej rodziny. Na podstawie tych plotek moja teściowa wyrobiła sobie obraz mojej rodziny, który jawił się jej jako wielka patologia – bójki, kłótnie, awantury, alkohol. Nie mogę ukryć, że tata czasami faktycznie kłócił się z mamą, ale wydaje mi się, że kłótnie są w kadej rodzinie – nawet tej najlepszej.
Na podstawie tego obrazu moja teściowa niestety nie zaakceptowała mnie jako dziewczynę jej najmłodszego syna. Przez 6 lat naszego związku udawała, że mnie nie zna (a jeszcze nadal mieszkaliśmy na tym samym podwórku), nie miałam wstępu do jej domu, byłam wyklęta. Spotykaliśmy się w moim domu – w domu, gdzie były 2 pokoje i jeden z nich zajmował mój tata, a w drugim żyliśmy ja, mama i brat. Więc nasze randki spędzaliśmy w kuchni, niejednokrotnie ograniczając dostęp do niej innym mieszkańcom. Moja mama się z tym pogodziła, a przecież też nie musiała. Mogła powiedzieć, że to jej kuchnia itd, ale nie zrobiła tego, bo widziała, że mi bardzo zależy na M. i dlatego nie protestowała.
Pytałam mojego przyszłego meża o to, dlaczego jego mama nie akceptuje naszego związku – słyszałam:
bo ty jesteś starsza ode mnie (różnica jest 1 roku), a to oznacza dla mojej mamy, że ty mołabyś już rodzinę zakładać, a ja mam jeszcze szkołę do skńczenia, poza tym Ty studia kończysz, a ja mam tylko średnie wykształcenie itp tłumaczenia. Jak bardzo banalne, by nie powiedzieć prymitywne. Ja znałam przyczynę – wspomniany krzywy obraz mojej rodziny stworzony na podstawie plotek podwórkowych.
I tak przez 6 lat byłam wyklęta.
Po 6 latach poddano mnie próbie – zostałam zaproszona na weekend do doku letniskowego M. brata i bratowej. Widocznie stwierdzili, że ja nie gryzę i przekazali tę informację mojej teściowej. To zaowocowało tym, że zostałam przez nią zaproszona na jej działkę (jeszcze nie na salony). Przeszłam próbę chyba dobrze, bo mamusia mnie powoli zaczęła akceptować i wreszcie mogłam przekroczć próg jej domu.
W między czasie rodzice mojego męża kupili mu mieszkanie. Nie mogę powiedzieć, że nie pozwalali mi uczestniczyć w urządzaniu jego, ale wiele z moich propozycji było niestety odrzuconych i postawione było na to, co wymyśliła teściowa (nawet ne mój M, tylko właśnie ona).
W 7 roku naszej znajomości zamieszkaliśmy razem (bez ślubu). I tu zrobił się kolejny problem. Moja teściowa to doskonały przykład dewotki – coniedzielnne wizyty w kościele sprowadzają się do oglądanie ludzi, by później przez tydzień mieć o czym plotkować. Moja rodzina jest wierząca, ale nie biegaliśmy do kościoła co tydzień (to oczyiście też bardzo się mojej teściowej nie podobało). Więc jak mogłam namówić M do mieszkania razem pod jednym dachem bez ślubu????
Ale pogodziła się z tym. Niestety uzurpowała sobie prawo do tego mieszkania. Nie wspomnę, że podczas naszej nieobecności potrafiła przyjść do domu i np. umyś nam okna, wyprać firanki, pomyć naczynia, a przy okazji także polatać nam po szafkach. Wiem też, że niejednokrotnie przyprowadzała swoje koleżanki, by pochwalić się jak to pięknie mieszka jej syn. Klucze do naszego mieszkania ma do dziś – to chyba wszystko mówi. Jak poprosiłam M po ślubie, by może jednak odebrał jej te klucze, to usłyszałam, że dobrze, że je ma, bo czasami on lub ja zgubimy to będą jako zapasowe!!!
W 9 roku naszej znajomości wzięliśmy ślub. I niestety zaczęło się wypominanie. W czasie kłótni między mną a mężem już 3 razy usłyszałam od niego, że ja nie mieszkam u siebie, że to jest jego mieszkanie, że jego samochód, że ja nie dostałam nic od swoich rodziców itp.
To boli – tak bardzo boli. Wiem, że to zasługa mojej teściowej, która stale podkreśla, że mieszkanie jest M, że to oni mu je kupili, a teraz on musi być im za to wdzięczny (wielkorotnie słyszałam jak mówiła do mojego mężą:
My ci tyle daliśmy, a ty jesteś taki niewdzięczny).
Takie słowa powodują, że mój mąż odbija sobie te szantaże emocjonalne na mnie (ja Ci dałem schronienie więc musisz być mi wdzięczna). Wiele razy też słyszałam, że gdyby nie jego rodzice to nie miałabym gdzie mieszkać, że nie miałabym samochodu i w ogóle wszystkiego co mam i muszę być im i jemu za to wdzięczna.
A ja nie mogę tego pojąć – za co ja mam do cholery być wdzięczna???? Za to, że wyszłam za mąż za zwykłego faceta, którego rodzice mieli po prostu w życiu farta i udało się im zabezpieczyć byt dzieci (niejednokrotnie kosztem drobnych oszustw i cwaniactwa), a nie za księcia z bajki? Mam być wdzięczna, że wybrał właśnie mnie? Przecież na moim miejscu mogłaby być każda inna.
Wczoraj miarka się przebrała – znowu się posprzeczaliśmy i usłyszałam, że samochód jest jego więc nie mam do niego prawa, a poza tym mieszkanie jest jego i on mi robi łaskę, że pozwala mi w nim mieszkać, bo gdyby nie on, to mieszkałabym w…. KARTONACH POD MOSTEM.
Boże – jak mnie to zabolało – 6 lat spędził w tych KARTONACH i było mu dobrze, nie przeszkadzało mu to, bo tak było wygodniej – jego mamusia nie pozwalała wchodzić na swoje salony więc kartony były ok. A teraz zapomniał jak to było, bo wielki pan ma swój pałac i nie pamięta jak to było.
To było już za wiele. Postanowiłam, że się wyprowadzam. Zaczęłam się pakować. Mój genialny mąż jednka przyszedł do pokoju i zaczął wyrzucać z torby moje rzeczy i stwierdził, że nigdzie nie pójdę. Płakałam, ale pakowałam rzeczy na nowo. Byłam gotowa się naprawdę wynieść. Kłóciliśmy sie nadal i niestety świadkiem naszej kłótni była śpiąca w wózeczku Julka. Nie chciałam, by słyszała nasze podniesione głosy. Poszłam do garderoby i tam zaczęłam pakowanie na nowo. Łzy zalewały moją twarz, ale wydawało mi się to jedynym rozsądnym rozwiązaniem. W końcu nie mieszkam u siebie więc pójde tam, gdzie będę u siebie, gdzie mnie kochają nie “za” lecz “pomimo”.
Mój mąż przyszedł za mną i pierwszy raz w życiu – naprawdę pierwszy raz – przeprosił mnie za to, co powiedział. Zostałam z nim, ale wiem, że to nie rozwiązuje problemu. Liczę się z tym, że jeszcze usłyszę to, że nie mieszkam u siebie, że to jego dom. Ale co mam zrobić? Jest Julka. Ona jest też jego córką i nie chcę się z nim o nią szarpać, ale też nie zniosłę już takiego upokażania, takiego traktowania.
A te uwagi w stronę mojej rodziny? Te ciągłe pretensje, że coś mu się nie podoba, a to, że moja mama chodzi ze mną i z Julką na spacery (wg niego powinnam chodzić sama lub z nim, bo dziecko mam z nim, a nie z mamą), a to, że mój brat coś tam powiedział, a to się jemu niepodobało, a to, że za często przychodzą do nas moi rodzice, za dużo rozmawiam z bratem (dodam, że mieszkamy 250 km od siebie więc widujemy się maksymalnie 4 razy w roku), że moja kuzynka coś tam źle powiedziała, zrobiła itd, itp. Stale się czepia, a nie widzi tego, co jest u niego w rodzinie. Że mamusia pozbadła go całkowicie, że go szantażuje i gra na jego emocjach (stwierdzenia typu – my dla Ciebie tyle, a Ty nawet nie zainteresujesz się, czy my żyjemy). Dodam, że mamy taki układ, że nasz samochód zostawiamy pod oknami teściowej, bo u nas jest po prostu niebezpiecznie więc mój mąż codziennie jest w pobliżu jej domu i codziennie do niej zagląda). Czasami jednak jest tak, że nie wejdzie do niej, bo sie np. spieszy do żony i córki więc automatycznie jest telefon, dlaczego nie wszedł lub obraza i przestaje się do niego odzywać i później robi mu wymówki.
Coś we mnie wczoraj pękło. Coś się już wypaliło. Jest mi źle, a nie mam wyjścia. Jestem meelkiem w jego domu, który bawi jego oko. Taka sentencja mi teraz przyszła do głowy:
“Jest obrazą nie do darowania, kiedy odkrywamy, że tam, gdzie byliśmy przekonani, iż nas kochają, uważano nas tylko za sprzęt domowy i upiększenie komnat, którym pan domu zadowalał swą próżność wobec gości.”
Znalazłam to kiedyś w Internecie. Nie wiem dlaczego, ale sądziłam, że może mi się to kiedyś przydarzyć. Długo nie musiałam na to czekać:(
Ech – jest mi źle, bardzo źle. Pocieszcie mnie proszę. Powiedzcie, co mam zrobić? To tak boli.

Duża (smutna dziś) buźka

Gacka i Julka 01.03.2004

Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Jest mi źle (wyrzucają mnie z domu) – długie

  1. Dziękuję Wam dziewczyny-podsumowanie

    Dzięki Wam kobietki za Wasze słowa. Żadna z Was na pewno mnie nie uraziła. Wszystkie Wasze posty czytałam z zapartym tchem, bo jest mi naprawdę z tym źle i szukam rady, kogoś, kto stojąc z boku oceni to wszystko.

    Kilka z Was sugerowało, bym napisała list do M. Już to wiele razy robiłam – nie tylko w tej wczorajszej sprawie. Po przeczytaniu tych listów mój mąż sprawiał wrażenie, że zrozumiał, wyciągnął wnioski, że będzie starał się nie powielać błędów.
    Inne zaś sugerowały spokojną rozmowę – wczoraj taka się odbyła. I wiecie co usłyszałam? Że mój mąż celowo mówi mi takie rzeczy, by mi po prostu dopieprzyć, bo wie, że ja jestem na tym punkcie bardzo czuła (nie ukrywam, że w czasie kłótni zdarza mi się także wyciągać najgorszą i najcięższą broń, która go najbardziej rani = rzucam ostre słowa w kierunku jego mamusi i całej rodzinki). A poza tym to mój mąż twierdzi, że ja po prostu wyciągam mu z gardła takie słowa, bo tak kieruję rozmową, że on musi mi tak odpowiedzieć. Czyż nie banalny powód? Jak można zmusić kogoś do mówienia czegoś? Jeżeli ja w jakiś tam sposób nie myślę, to nie mówię tego. Mówię to, co myślę. Więc ten argument akurat mnie śmieszy.
    Uwierzcie mi – byłam gotowa w środę naprawdę się wynieść. Spakowałam rzeczy Julki. Miałam już je w torbie. Ale co dalej? A jak miała zabrać łóżeczko, wanienkę, stelaż, pościel, wózek? Nie miałabym jak tego ze sobą wziąć. A najgorsze było jednak to, że mój mąż stwierdził, że ja mogę iść, ale Julka zostaje. Gdy chciałam zabrać wózek, w którym ona spała zaczął się ze mną szarpać i trząść wózkiem. Nie mogłam przecież pozwolić, by Julka na tym cierpiała. Odpuściłam. Ale bez niej bym się nie ruszyła. Potem wyjął ją z wózka i zaniósł do drugiego pokoju i położył na sofie. Gdybym chciała ją zabrać na pewno starałby się mi ją odebrać. Jak miałam to zrobić? Jak mogłabym na coś takiego narażać Juleczkę? Musiałam spasować.
    Następnym razem (ostatnim już na pewno, gdy to usłyszę) wyjdę z nią w momencie jak go nie będzie w domu. Jakoś sobie to zorganizuję – poproszę tatę, by mi pomógł przewieźć wszystko i zniknę. A on niech się udławi tymi ścianami w swoim domu wraz ze swoją mamusią. Wiele razy z resztą mu mówiłam, że rodzinę i dom nie tworzą mury. Tworzą to wszystko ludzie, kochający i szanujący się ludzie. Groch o ścianę, ale taki wzór wyniósł z domu więc może nie mam prawa wymagać, by było inaczej?
    Jedna z Was wspomina, że ja przecież zajmuję się domem, piorę, sprzątam, prasuję, gotuję, a to też jest praca. Do tego zarabiam (w tej chwili jestem na macierzyńskim, ale pieniądze normalnie dostaję) i wkładam je do naszej wspólnej kasy. Z mojej pensji jest opłacany czynsz, opłaty, też jest kupowane jedzonko, czyli nie jest też tak, że on mnie utrzymuje. Gdy mówię o tym w czasie naszych kłótni, to otrzymuję odpowiedź, że skoro mieszkam w tym domu to łaski nie robię, bo gdybym wynajmowała mieszkanie lub mieszkała z mamą to też musiałabym dokładać do życia. A na to nie mam już niestety kontrargumentów (może Wy macie?). Mówię też, że w takim razie era służących i niewolnictwa się skończyła i skoro mam sprzątać i dbać o jego dom to zrobię cennik – będzie mi za to płacił.
    Dla mnie również niepojęte jest to, że po ślubie słyszę wyliczanie – to moje, a to twoje. Ja zawsze myślałam, że w małżeństwie jest wspólnota, że wszystko jest Nasze. Nie ma ja, Ty, tylko jesteśmy My. Ale widać myliłam się.
    Nie potrafię też zrozumieć, że pieniądze i przeliczanie wszystkiego na nie są w życiu takie ważne. U mnie w domu nie przelewało się nigdy, ale to nauczyło nas szacunku – przede wszystkim szacunku do siebie i tego, że zawsze możemy na siebie liczyć. Jak jednemu z nas żyje się biednie, to drugie robi wszystko, by mu pomóc. I przez myśl nam nie przejdzie, by oczekiwać za jakąkolwiek pomoc wdzięczności. Jeżeli tylko mogę, to na pewno pomogę. A też wiem, że nie muszę się krępować prosząc o pomoc. To jest takie naturalne, takie normalne. A w rodzinie mojego męża? O, tam to w takich sytuacjach chowa się głowę w piasek. Tam nie można iść i powiedzieć, że ma się jakieś problemy, bo zawsze jest jeden argument – my już ci i tak dużo pomogliśmy. Teraz radź sobie sam, a jak już pomogą, to wypominają to do znudzenia i oczekują wdzięczności.
    Sugerujecie też, że powinnam się z nim rozstać. Ja wiem, że jest to wyjście z sytuacji. Tylko myślę, że jeszcze poczekam – do następnego razu, którego niestety się spodziewam, bo znam go – wiem, że to wróci. Teraz któraś z Was może pomyśleć – to po co jeszcze siedzisz, skoro to wiesz? Ja poczekam, ten ostatni raz poczekam jeszcze, by ze spokojnym sumieniem spakować się i wyjść, bo zawsze jest gdzieś iskierka nadziei, że jednak coś się zmieni, mimo tego, że rozum podpowiada co innego.
    Czasami jest mi żal tego mojego chłopa. Co on jest winien, że ma taką mamusię? Co ja bym zrobiła będąc na jego miejscu? Nie wiem, nie znam tego. U mnie w domku nie musiałam się niczego bać, zawsze mogłam powiedzieć co myślę i czuję, bo nikt z tego powodu nie robił mi problemów ani wyrzutów. Siadaliśmy i gadaliśmy. Też czasami bywało ostro, ale po ochłonięciu rozmowa i wyjaśnianie. Nie było chowania urazy. Nigdy tez nie czułam, że muszę być za cokolwiek wdzięczna, a też dostałam dużo. Nie ma to wartości materialnej, ale za to ma równie wysoką wartość – mogłam się uczyć, studiować, zdobywać wiedzę. A przecież mama mogłaby powiedzieć, że skończyłam 18 lat i muszę się usamodzielnić, że mam iść do pracy, a jak chce się dalej uczyć, to mam na to zarobić. A tak nie było. Dostałam też wiele miłości, dobrego wychowania, szacunku do innych, a to przecież też w życiu jest ogromnie ważne, tylko nie można niestety przeliczyć tego na złotówki. Jednak jest to mój posag, mimo wszystko.
    Co do teściowej – to jest przypadek kompletnie nie do zreformowania. Ona jak sobie coś w łeb włoży, to nie ma siły, by to zmienić, a jak tylko jest coś nie po jej myśli, to mój Boże. Mogłabym starać się ustawiać ją po swojemu – zabronić wchodzenia do nas pod naszą nieobecność, mieszania się w nasze życie itd., ale po pierwsze to odwróci się przeciwko mnie, bo usłyszę, że to ona kupiła ten dom więc ona ma do niego większe prawo niż ja, a poza tym to odbije się na moim mężu, a nie chce tego. W ogóle chore wydaje mi się mieszanie między nas rodziców.
    Mój mąż uważa i wiele już razy dał mi to do zrozumienia, że ja bardziej kocham swoją mamę i brata niż jego. Wypomina mi to argumentując, że skoro jestem jego żoną, to tworzymy już odrębną rodzinę i nie powinnam tak czuć się związana z mamą czy bratem. Typowe odwracanie kota ogonem. A poza tym co to oznacza, że jak jestem już żoną to nie jestem już córką i siostrą? Każe mi wybierać – albo on i Julka albo mama i brat. A jak można porównywać dwa silne uczucia i kazać między nimi wybierać? Przecież obojętnie jakiego wyboru dokonam to ktoś będzie cierpiał, a miłość nie powinna ranić. A on chyba nie rozumie, że można kochać i męża i mamę, ale też nie można kazać wybierać pomiędzy tymi osobami. Zadałam mu kiedyś pytanie czy kocha mamę – usłyszałam, że tak. Zapytałam, czy kocha Julkę – usłyszałam, że tak. Więc sam sobie przeczy. Bo tworząc nową rodzinę ja pomnożyłam miłość, przybyło mi jej, a on każe mi wybierać. Ja wiem, że to forma obrony, ale jak słyszę słowa – ty bardziej kochasz brata niż mnie to mnie po prostu krew zalewa. Tak, kocham brata, ale inną miłością, miłością jaka darzy się brata. Nie można porównywać miłości do męża z miłością do brata. Chore to jest. Ale widocznie takie ubogie było jego życie uczuciowe w domu rodzinnym, że nie potrafi mnożyć miłości. Żal mi go. Ale taki przykład wyniósł z domu. Aha – coś mi się przypomniało. Ostatnio właśnie mój teściu opowiadał mi, że jakaś tam jego znajoma pytała się go o wnusię – pytała jak ma na imię. I wiecie co? Mój teściu stwierdził, że nie pamięta jak ma jego wnuczka na imię !!! Powiedział tylko – a nie wiem, to takie nowoczesne imię, coś na J, ale nie wiem dokładnie. Bez komentarza – tak rodzinni są rodzice mojego męża. Ale przecież to nie ma wartości, bo gdyby można było wyrazić to złotówkami, to z pewnością pamiętałby. Rozumiem, że nie musi pamiętać, kiedy ja – jego synowa mam urodziny, ale imię wnuczki????
    Reasumując – bo znowu się rozpisałam – zostaję jeszcze w tym domu, bo mimo wszystko kocham tego drania, wiem, że on też na swój sposób mnie kocha (wiem, że wiele dla mnie jest w stanie zrobić), a z jego mamusią chyba faktycznie będę musiała inaczej to wszystko rozgrywać, ale jak to zrobić skoro nie chce nikogo skrzywdzić?
    Głupia jestem – wiem.

    Duża buźka

    Gacka i Julka 01.03.2004

    • Re: Dziękuję Wam dziewczyny-podsumowanie

      Wiesz co? Mam podobna sytuacje, z tym, ze my z mezem mieszkamy u mnie.. ale wszystkie meble, tv, radio SĄ JEGO. Jego tez jest komputer, ktorego nawet nie pozwala mi wlaczyc. Lodowka… jedzenie… Musze schodzic na kompa do siostry… a jak sie poklocimy, to jak chce jesc to po prostu ide do rodzicow… z opisu waszych klotni widze kilka podobienstw miedzy naszymi zwiazkami… ja tez nie mam nadziei, ze to sie kiedys skonczy.. wiem, ze nastepna klotnia bedzie i bedzie tylko pretekstem do nawrzucania mi i udowodnienia, ze jestem nic nie warta, a wszystko jest jego i ze nie poradzilabym sobie bez niego… raz juz go wywalilam z domu. na tydzien. wrocil, zmienil sie.. na dwa tygodnie?!
      ja tez dopatruje sie winy w jego wychowaniu, z rodzinnego domu… u niego tez liczyli kazda zlotowke i tez wiekszosc winy zwalam na jego… ojca. Jego mama jest w porzadku, ale ojciec…. moj maz chyba ma zakodowany sposob traktowania kobiet i podejscia do zycia na podobienstwo tatusia… najsmiesniejsze jest to, ze jego ojciec mu tlumaczy jego bledy (wiedza ze mamy problemy glownie z postepowania Jacka- mojego meza) a jest identyczny.
      Wiem jak trudno odejsc.. zawsze jakas nadzieja jest, czasami przeciez jest lepiej… a przeciez przed slubem bylo tak fajnie.. prawda?

      Dana&Gabi 23.09.03

      • Re: Dziękuję Wam dziewczyny-podsumowanie

        Wiem, ze chcialas juz podsumowac, ale przyszlo mi cos do glowy. Moze jak sie spakujesz i wyniesiesz (oczywiscie pod nieobecnosc meza), to podziala to na niego jak wiadro zimnej wody czy terapia wstrzasowa. Moze uda mu sie przerwac ta chora juz w jego wieku pepowine laczaca go z matka. A raczej wyrwac, bo na przerywanie delikatnie i po kawalku juz zdecydowanie za pozno.
        I moze jak minie troche czasu, a on zrozumie swoj blad, to wrocicie do siebie. Mam taka nadzieje, ze Twoja wyprowadzka spowoduje u Was w zyciu rewolucje. Przewroci wszytsko do gory nogami. Ze Twoj maz postawiony przed wyborem – Mama i Ty oraz Julka, dokona wlasciwego wyboru.

        Doskonale Cie rozumiem, bo wiele nas laczy. Ja tez pochodze z domu, gdzie nie bylo wiele pieniedzy. Rodzice dali mi wyksztalcenie – skonczylam studia. I wyszlam za maz za czlowieka, ktory rowniez pochodzil z rodziny gdzie bylo ciezko materialnie (jego ojciec zmarl jak maz mial 9 lat, matka samotnie wychowywala dwoch synow – a byla ciezko chora na serce, na rencie). Potem wyjechal zagranice, ciezko pracowal zeby czegos sie dorobic. Poznalismy sie, pokochalismy. Mieszkamy w jego mieszkaniu, spedzamy wakacje w domku, ktory odziedziczyl po babce. Jezdzimy jego samochodem (ja codziennie, a on tylko w weekendy). A teraz jestem w ciazy i od samego poczatku siedze w domu, bo maz nie chcial zebym pracowala. Tez mam czasem wyrzuty sumienia, ze nic nie robie, a on haruje calymi dniami. A on podchodzi do tego zupelnie inaczej. Wiec na pewno postawa Twojego meza nie jest jakas norma. Na pewno sa faceci, ktorzy mysla inaczej. I zycze Ci, zeby Twoj maz tez tak zaczal myslec.

        Co do spraw technicznych – przemysl i zaplanuj wszytsko wczesniej. Na pewno da sie to zrobic. Ostatnio ewakuowalam kolezanke od faceta, ktory ja bil i ponizal. Tez grozil, ze nie odda jej ich 8-miesiecznego synka. Samochod mam niewielki, ale jakos udalo nam sie zabrac najwazniejsze rzeczy. A dziewczyna uciekala z Holandii do Polski (cale szczescie, ze pozniej juz troche wiekszym autem).

        Co do jego walki o Julcie. Prawda jest taka, ze w PL marne jego szanse na wywalczenie praw do dziecka przed sadem (jesliby do tego doszlo), jesli dotychczas opiekowalas sie dzieckiem bez zarzutu. Pewnie bedzie Cie tym starszyl, ale zwykle jest tak, ze im slabsza pozycja faceta i jego swiadomosc wlasnej niemocy, tym bardziej straszy kobiete. Ta moja kolezanka po porodzie podpisala formularz, w ktorym zgodzila sie na nadanie dziecku nazwiska ojca, ale nie podpisala takiego, w ktorym przyznaje mu rowne prawa w kwestii rodzicielstwa (tu jest troszke inne prawo rodzinne). A on dzwoni do niej do PL i straszy ja teraz holenderskim sadem. Poradzilam jej, zeby mu sie rozesmiala w suchawke na takie argumenty, bo on stoi na z gory przegranej pozycji. A jednak probuje ja zastraszac i szatazowac…

        Chyba sie troche rozpisalam… W kazdym badz razie trzymam kciuki za to,by cala ta historia skonczyla sie jak najlepiej dla Was i Waszego Malenstwa. Nie daj soba pomiatac Dziewczyno – to nie przyniesie nic dobrego ani Tobie ani Julce.

        Trzymaj sie i uwierz ze wszytsko bedzie dobrze!

        M&M

        • Re: Dziękuję Wam dziewczyny-podsumowanie

          Gacka- nie jesteś głupia!
          Po prostu w takich sytuacjach czujemy się bezsilni. Całkiem inaczej sparawa wygląda, gdy człowiek jest silny psychicznie. Ja niestety nie jestem i po kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu wymówkach po prostu zaczynam wierzyć w to, co o mnie mówią.
          Napisałam do Ciebie na gg.

          Gosia i Artek

          Znasz odpowiedź na pytanie: Jest mi źle (wyrzucają mnie z domu) – długie

          Dodaj komentarz

          Angina u dwulatka

          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

          Czytaj dalej →

          Mozarella w ciąży

          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

          Czytaj dalej →

          Ile kosztuje żłobek?

          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

          Czytaj dalej →

          Dziewczyny po cc – dreny

          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

          Czytaj dalej →

          Meskie imie miedzynarodowe.

          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

          Czytaj dalej →

          Wielotorbielowatość nerek

          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

          Czytaj dalej →

          Ruchome kolano

          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

          Czytaj dalej →
          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
          Logo
          Enable registration in settings - general