Ja i mój mąż, a w sumie i Emilka… Mieszkamy u teściów już miesiąc i końca nie widać, a miały być 2 tygodnie! Pierwszy tydzień panowie fachowcy robią ogrzewanie centralne u nas w mieszkaniu. Super, wyrobili się do piątku. Następny tydzień to w jakichś naiwnych planach miała byćcała reszta, czyli wyrównanie ścian i położenie płytek, przykręcenie kibelka, kabiny, umywalki, no i pomalować sufit. Niewykonalne… Nie będę już szczegółowo pisać co stało nam na drodze każdego tygodnia i przedlużało sprawę, już nawet nie względy finansowe, bo przygotowaliśmy się na remont, no wiadomo. Wyszła m. in. konieczność wymiany pionu kanalizacyjnego, spółdzielnia miła – chcą zrobić ale pani sąsiadka z góry się nie zgadza – mija kilka dni i się zgadza, uff, zrobili. No i tak dalej. Nie wspomnę już (a właśnie wspominam), że w tym czasie poroniłam, więc miałam kilka dni w szpitalu. Wszystko idzie na opak. No i w końcu zaczęli układać płytki, wychodzi im to pięknie (mój mąż z pomocą teścia), dziś widziałam kawałek. Może teraz rzeczywiście już tydzień wystarczy by dokończyć?
Ale i tak mi ciężko, po to piszę tego posta. Bo mój mąż jest przemęczony, wyobraźcie sobie, on wstaje o 6:20, jedzie do pracy do Krakowa, do domu zatem wraca o 17:30. Je obiad i praktycznie od razu wychodzi do naszego mieszkania robić. Wraca o północy! A jak wracali np. o 22 to dlatego tak “wcześnie” bo miał jeszcze robotę mąż na komputerze (dodatkowe zlecenia) i siedział do 1-2 w nocy. Wcale nie ma czasu dla siebie, dla nas, dla dziecka. Nasze życie jest takie przez ten miesiąc “na przeczekanie”. Ja mam za zadanie zajmować się Emilką, no i wyszukiwałam wcześniej te rzeczy co chcemy do łazienki kupić, dziś np. kupiłam umywalkę z szafką. Mąż z tego wszystkiego jest drażliwy, nerwowy, on ma dość słabą psychikę i czasem wydaje mi się, że się załamie, bo coś nie wychodzi tak jak powinno, czasem się wyżywa na nas, wiecie coś bez sensu krzyknie, choć nie ma o co.
Wiem, że musimy to przetrwać i że już przynajmniej widać jasność na horyzoncie, ale gdybym wiedziała, że zamiast 2 tygodni to potrwa 5, to bym się chyba nie zdecydowała!
Miałyście takie przedłużajace się sprawy?
A co do pasożytowania to miałam na myśli, że siedzimy tak rodzicom męża na głowie, że już się mama dopytuje kiedy skończymy i się przeniesiemy… Pewnie już mają dosyć, w końcu to inaczej żyje się w domu, gdzie jest jeszcze ktoś, jakiś “gość”. A i nam nie swojo, choć wcześniej z nimi mieszkaliśmy ale jak już człowiek myśli, że skończył ten etap to nie chce do tego wracać.
Tak się wyżaliłam… Idę poczytać co u Was, widzę, że nie ja jedna smęcę 🙂
Dagmara i
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Jesteśmy pasożytami…
Re: Jesteśmy pasożytami…
No to sie pochwale – w koncu dzisiaj połozyli nam panele – po nerwach kłutniach przesuwaniu terminu montazu itd… to juz nie wazne… wazne że mam podłoge i moge zacząć składac kuchnie do kupy i moze w końcu za jakieś 2 tygodnie sie przeprowadzic 😀
Justonka i groszek 😀
Re: Jesteśmy pasożytami…
Daga wiem coś na ten temat. Nie wiem jak przeżyliśmy budowę domu,ale to był strasznie ciężki okres,a najgorsze były 3 mies do sierpnia kiedy zaczeliśmy go wynajmować. Tego nawet nie da sie opisać co ja przeżyłam. To był najcięższy czas w moim życiu i chyba nikt tego nie zrozumie.Dopiero teraz psychicznie dochodzę do siebie.I wiele razy rozmawiając z mężem mówiliśmy,że jeśli byśmy wiedzieli ile to nam czasu sił i pieniędzy zeżre to nie wiadomo czy byśmy się podejmowali,ale teraz już zaczynamy się cieszyć,że podjęliśmy słuszną decyzję.
Daga ta gonitwa nie bedzie trwać wiecznie i napewno przetrwacie ten czas:-)
Maria-MagdaLena
Re: Jesteśmy pasożytami…
Daguś my też wykańczamy mieszkanie jak wiesz, najpierw miesiąc na dzień przed odbiorem mój parszywy wujek – złota rączka wystawił nas do wiatru , na szczęście znaleźliśmy fachowców, glazurnicy zwodzili przez cały pierwszy tydzień , ale teraz już wszystko wyglazurowane i wyfugowane, wanna obsadzona, kibel chyba juz podłączony, zlew przywieziony, trzeba zamówić szafki kuchenne, od poniedziałku mają kłaść parkiet, jak położą to zamówimy szafę u komandora no i chyba powoli trzeba bęzdie się zacząć przeprowadzać (teraz mieszkamy w wynajętym przez ścianę z rodzicami moimi)
tymczasem na koniec miesiąca opaeracja DoDo zaplanowana (o ile będzie zdrowy)
a jak tam aktualna sytuacja u was?
DoDo 2l 5m
Re: Jesteśmy pasożytami…
O fajnie, czyli nie tylko panele Was czekały. W każdym razie byle do przodu, bo widzisz jest 4 XI a my ciągle u teściów 😉 Ale naprawdę koniec już widać, jeszcze parę dni…
Dagmara i
Re: Jesteśmy pasożytami…
No bo widzisz, u nas robi mąż i teść, zresztą pisałam, nie calymi dniami tylko wieczorami. Także nasz etap jest taki, żę płytki położone, jutro fugowanie, a potem już “tylko” dokręcanie brodzika, kabiny, kibelka, umywalki. Musimy jeszcze kupić lustro, lampki (2 po bokach lustra, chyba, że lustro będzie miało w komplecie), no i farbę do wykończenia sufitu ale to można pmalować jak już bedziemy mieszkać. Emilka teraz chora, ja zresztą też i nawet nie mogę tam pojechać posprzątac coś, bo wiesz w całym mieszkaniu nasyfione. Ale tak naprawdę to mnie już nie martwi, tylko właśnie ta choroba Emilki – no taki okres. Dobrze, że Dodo zdrowieje, bo czeka Was operacja.
Dagmara i
Re: Jesteśmy pasożytami…
u nas robili fachowcy (glazury) a tak to ojciec po pracy i mój brat mu pomaga
ja mam teraz kursy, w piątek egzamin i kończę ten co jest popołudniami, we wtorek jadę myć łązienkę bo już gotowa i okna, muszę się też pouczyć (nie wiem kiedy)
lustro zamierzam kupić z oświetleniem, wiem że są takie 🙂
zdrówka dla Emilki, zaciśnij zęby, jakoś wytrzymacie tą końcówkę 🙂
DoDo 2l 5m
Znasz odpowiedź na pytanie: Jesteśmy pasożytami…