Kilka moich refleksji zrodzonych w czasie pobytu w szpitalu.

Bardzo dziękuje Wam za to, ze pamietałyscie o nas.
Dziekuje za esemesy, słowa otuchy.
Jestesmy juz w domu.
Jonatank śpi.

Nie chce wszystkiego ze szczegółami opisywać bo to nie ma sensu w tym miejscu.
Ale jest kilka rzeczy, które mnie ruszyły.

Kiedy zostalismy wreszcie przyjeci (na Izbie Przyjęć spedzilismy trzy godziny) mielismy cały dzień na to by nawdychać sie wszystkiego co Szpital oferuje. Jonek wyfroterował cała podłogę w świetlicy bawiac sie samochodami i klockami.
W sumie tam spedzilismy dzień bo w naszej sali leżały dzieci (sztuk dwie) po zabiegach i jakos nie chciałam by Jonek hałasował. I nie tylko to. Jakos nie bardzo mi to leżało bo przeciez my co prawda przebrani w inne niz uliczne ciuchy ale jednak z ulicy.
Nastepnego dnia my mielismy operacje.
Tego co przezywaja rodzice kiedy dziecko zabierane jest na blok operacyjny nie da sie opiać.
Mieszane są również uczucia kiedy dziecko wraca.
Reakcja na narkozę moze byc różna.
Jonek był bardzo pobudzony.
Nie mogłam go w pierwszym momencie utrzymać w łóżeczku, chciał już wychodzić.
Później próbował zasnać ale…
I tu własnie zaczyna sie moim zdaniem jakis chory film.
Obok dzieci zbierały sie do domu. Dzieci nadal w stanie wskazujacym na narkoze (odreagowujace ją) wyjatkowo marudne itd. Normalne to jak najbardziej. Ale czy normalne jest to, że zwalaja sie przy tej okazji na głowę dziadkowie, z torbami, wyposażeniem jak na Biegun?
O zachowaniu względnej ciszy mowy nie ma.
Jonek obudzony, rozdrażniony ale też i narażony na kontakt z całym bogactwem flory bakteryjnej dziadków.
Dobrze, poszli wreszcie.
Mysle, ze ok, damy rade.
Przyszła pani posprzatała, o spokoju mowy nie ma bo pani wali jak tylko sie da w metalowe szczbelki metalowego łóżka, dwóch łózek.
Poszła.
Myśle jest ok 15 chyba juz dzisiaj nam nikogo nie wrzucą do tego kilka sal stoi pustych.
Myliłam sie.
Mamy kolege, 15 miesieczniaka.
Wszystko fajnie ale to zywe dziecko, piszczałki, grzechotki itd w ruchu.
Jonek znowu wybudzony z ledwo co złapanego snu.
Ja juz mam cisnienie jak cholera.
Podchodze do dziewczyny i mówie (grzecznie) ze tam dalej jest świetlica, że Jonek po operacji, ze nawet dla niej i malucha bedzie dobrze bo mały sie pobawi.
Ona do mnie, ze ona nie wyjdzie bo lekarz jej zabronił bo mały ma miec rano zabieg i jak dostanie katarku to…
Ja juz ugotowana.
Nie mam pretensji do matki, do dziadków, do dzieci.
Mam pretensje do Szpitala o to, że niewłaściwie kładzie naciski.

Na tym oddziale ordynator zarządził, ze rodzicom nie wolno zostawac na noc z dziećmi. Poszłam zapytałam dlaczego.
Moze odpowiedź wydać sie prosta.
Z powodu bakterii.

W porządku jasne jest, ze skoro wymaga tego zdrowie a nierzadko życie dzieci to nie dyskutuje.
Jednak zaraz napisze Wam co mnie totalnie wytraciło z równowagi.
Jest godzina ok16.
Do matki maluszka przychodzi ekipa kolegów, koleżanek.
Wszystko to chce wejsc do naszego malutkiego wydawało mi sie pooperacyjnego pokoiku.
Dodam, ze towarzystwo zdecydowanie pijace i palące.
Do tego nie koniecznie używajace mydła. Smród tego wszystkiego wyprzedzał ich.
Dobrze, ze mój maz zareagował i ich nie wpuscił.
Zrobł awanture.
Dla mnie tego juz było za dużo.
To ja nie mogę zostać z moim dzieckiem po operacji, trzy godziny (bo można zostać nieoficjalnie do 3 i o 6 rano być z powrotem). A wpuszcza sie na sale gdzie ma teoretycznie byc aseptycznie każdego kto ma ochote tam wejsc?????????
Do tego wiedziałam, że Jonatan bedzie sie w nocy budził i nie wyobrażałam sobie tego, ze miałoby mnie przy nim nie byc.
Na moje wyraźne życzenie Jonek był monitorowany cała noc. Normalnie byłby tylko po operacji jakis czas.
Po narkozie wymiotował, niedużo ale wystarczyło by mi nakrecic film jak to on w nocy sie zachłystuje tymi wymiocinami. I juz wiedziałam, ze zostaje.

Cieszę sie, ze tak zrobiłam.

Matka tamtego maluszka poszła jak tylko młody przyłożył głowe do poduszki. Zostawiła go z butelka w buźce i tak mały zasnał. Później okazało sie ze wystepuje zwiazek miedzy butelka i jego snem.
Sielanka nie trwała długo. Mały obudził sie ok drugiej z wrzaskiem bo mu butelka uciekła.
Próbowalam go jakos uspokoić (nie wpadłam na butelke) i w końcu podałam mu smoczek od drugiej butelki, bo nie miał innego. Cisza, ok myslę Jonek sie nie obudził jest ok.
Nie trwalo to długo.
Mały znowu ryk.
Nie mogę dać mu butelki z piciem bo ma miec rano zabieg. Pielęgniarki śpią.
Jestem normalnie w szoku.
Poszłam obudzic je bo musiałam zajac sie wkurzonym juz nieźle Jonkiem.
Przyszła kobicina cos tam próbowała zrobic ale skończyło sie na butelce z piciem!!!!

Byłam wściekła głównie z powodu wg mnie braku podstawowych zasad majacych na celu zapewnienie nawet minimum ochrony malutkich pacjentów przed bakteriami i innym badziewiem.
Byłam wściekła bo moje dziecko nie mogło odpocząć, nie mogło miec czasu spokojnego snu, który jak widziałam sprawiał, ze z kazda drzemka stawał sie silniejszy.

Chcę Wam napisac, ze nie mam pretensji do lekarzy, pielęgniarek.
Mam pretensje do Dyrektora Szpitala, ze nie zadbał o to by była właściwa sala pooperacyjna (sali wybudzen też nie maja ale wybudzaja na sali operacyjnej wiec ok).
Uważam, ze to jest skandal, że wpuszcza sie na oddział krewnych i znajomych Królika ale matce nie pozwala sie byc z dzieckiem 3 godzin w nocy. Zwłaszcza kiedy pielęgniarki śpią a dzieciak po operacji jest w ostatniej sali na korytarzu i nie sposób usłyszeć ani zobaczyc czegokolwiek gdyby coś sie działo.

Zamierzam napisac o tym do Dyrektora Szpitala i NFZtu.

P. S. W Szpitalu tym maja cudownych lekarzy. I dlatego w ogóle wybrałam ten Szpital ale ci sami lekarze przyjmują prywatnie. Prywatnie w Klinice robia te same operacje. Z ciekawosci dowiedziałam sie ile taka jak nasza kosztuje. Więc jest to koszt ok 1800 zł.
Dzisiaj rozumiem dlaczego rodzice czesto wybieraja tę opcje.
Wiem, że jeżeli (oby nigdy) trzeba bedzie nam sie zmierzyc z podobnym wyborem będe wolała zapłacić.

P. S.2 wybaczcie tak długi post ale musiałam to z siebie wyrzucić.

Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Kilka moich refleksji zrodzonych w czasie pobytu w szpitalu.

  1. Zamieszczone przez aniast
    Rzeczywistość szpitalna jest okropna.
    Nie dalej jak wczoraj dostałam skierowanie z przychodni aby ktoś na laryngologii obejrzał uszy Mateusza (od poniedziałku wysoko gorączkuje, pediatrzy nie widzą nic niepokojącego ale on się na uszy skarży )
    Prosto z przychodni pojechałam do miejskiego.
    W szpitalu poruszenie, ze za późno przyjechałam i na laryngologi już lekarza nie ma(ok 19.30)
    Wysłali mnie na oddział dziecięcy
    Na oddziale dziecięcym poinformowali, że oni uszu nie oglądają, mam jechać do wojewodzkiego w Gdańsku- wrociłam do domu 🙁
    Dzisiaj dziecko dalej gorączkuje i jestem w kropce co robić

    Kochana, mam namiary na wspaniałą lekarkę – pediatrę pulmonologa – ze szpitala miejskiego (nie zrażaj się miejscem, w którym pracuje). Przyjeżdża prywatnie do domu, wizyta kosztuje 100 zł, ale uważam, że warto… Jest świetnym diagnostykiem. Uszka też ogląda. Zaraz Ci wyślę namiary na priva – jeśli chcesz.

    • Zamieszczone przez ajax
      Kochana, mam namiary na wspaniałą lekarkę – pediatrę pulmonologa – ze szpitala miejskiego (nie zrażaj się miejscem, w którym pracuje). Przyjeżdża prywatnie do domu, wizyta kosztuje 100 zł, ale uważam, że warto… Jest świetnym diagnostykiem. Uszka też ogląda. Zaraz Ci wyślę namiary na priva – jeśli chcesz.

      Poproszę, usiłuję się jeszcze dodzwonić do laryngologa..

      • Zamieszczone przez majowamama
        Czy piszesz o szpitalu w Redłowie?

        tak
        Szpital cenie tylko z jednego powodu.
        Dobrych, niektórzy twierdzą, ze najlepszych specjalistów a w sumie o to głównie chodzi.
        Warunki znam dobrze jednak byłam zaskoczona tym, że nie mogę zostać z Jonkiem bo akurat w grudniu byłam z nim na Pediatrii i tam mogłam.
        Wiem inny oddział. Bardziej rygorystyczne przepisy powienien mieć ale czy na pewno w tych sprawach ma?
        Widzę, ze ktos gdzieś cos starał sie zrobicale wg mnie to nie działa skoro na oddział i do sali gdzie leza maluszki po operacji moze władowac sie cała rodzina.
        W ubraniach (kurtki jedynie zostaja przy drzwiach) bez fartuchów ochronnych. Z siatami jak na zakupach w Tesco.

        Nie mam nic przeciwko przepisom majacym chronic dzieci nawet jeśli miałby to bycprzepis o niezostawaniu z maluchem (chocaż wg mnie dla niego lepiej kiedy mama jest przy nim).
        Nie wystarczy wymyslic zasadę jeszcze trzeba konsekwentnie do niej przygotować miejsce i personel.

        • Zamieszczone przez kasia236
          Współczuję przeżyć.
          Pielęgniarki śpią??? ! Jak Zuzia miała operację,
          to wogóle nie było czegoś takiego żeby pielęgniarki spały.
          Na oddziale chirurgii dziecięcej jest to niedopuszczalne !!
          Można było siedzieć do 19-stej,na sali przy jednym dziecku mogła przebywać tylko jedna osoba, i nie wolno było wchodzić z większymi pakunkami !
          Ona na POP-ie leżała przeszło tydzień,więc trochę widziałam,potem przeszliśmy na odcinek,gdzie mogłam być z Nią 24h ale w nocy chodziłam 2-3 razy na zmianę opatrunku i siostry zazwyczaj były przy dzieciach,One ciągle latały i miały coś do zrobienia.Zazwyczaj w nocy były niemowlaki i noworodki,na 4 sale ok 2-3 dzieci,dwie pielęgniarki. Starsze dzieci po kilku godzinach po operacji pod opieką mamy przenoszone były na oddział.
          Wiele razy widziałam jak zaglądały do płaczących dzieci,miałam poczucie że kiedy wracam do domu,moja Zuzia jest pod dobrą opieką.

          Bardzo wam wspłczóję,dobrze że już po wszystkim.

          Spały, byłam jedyna osoba dorosłą, która nie spała.
          Wiem, ze tak robia i dlatego zostałam wiem, ze Joenk, który był spragniony (mógł juz pić małymi łyczkami) nie dostałby ani grama wody. Nie zlicze ile razy go poiłam łyzeczka przecierałam buźke wilgotna chusteczką.
          Wybudzał sie z drezemek i widział mnie i wiem, ze bardzo ale to bardzo sie z tego cieszył.
          Ja nie wyobrażam sobie inaczej.

          Widziałm tę kobietę od tego 15 miesieczniaka.
          Nawet kiedy go juz przywieźli to poszła sobie do siostry (jej siostra tam lezała tez) na ploty. Pielęgniarki musiały ja wołać by była przy małym by nie wstawał.

          • taaa, prawie to samo przeszłam ponad rok temu…
            U nas można było zostawać na noc, wręcz było im to na rękę bo pielęgniarki mogły spać lub układać pasjansa na kompie całą noc, a nie zajmować się lataniem do dzieci. Reszta bardzo podobna.

            Dobrze, że macie już to za sobą. Obyście więcej nie musieli oglądać takich miejsc.

            • Zamieszczone przez wobysk
              Ciarki po plecach, łzy w oczach i strach mnie ogarnął. Nas też czeka operacja. Jeszcze nie wiem kiedy i już się boję. Między innymi dlatego też wybrałam szpital, w którym rodzice mogą być z maluszkami w nocy. Cieszę się, że Wy już po

              kierowałam sie dobrym specjalistą niestety nie wiedziałam, ze warunki są takie bo w grudniu na pediatrii było wg mnie ok.
              Nie patrz na to, ze tam na tym oddziale tak jest.
              Mogłam wybrac inny szpital np w Wejherowie.
              Ale tam nie ma takich lekarzy.
              Przyjęłam z pokorą info o tym, ze nie można w nocy bycz dzieckiem
              Miałam nadzieje, że pielęgniarki bedą robiły co do nich należy.
              Bo inaczej to wychodzi, że dziecko jest pozostawione samo sobie.
              To mnie najbardziej wkurzyło.

              Bo idziesz masz zaufanie, mówia ci “mamy wspaniała opiekę” a tu figa z makiem 🙂

              • Widziałm tę kobietę od tego 15 miesieczniaka.
                Nawet kiedy go juz przywieźli to poszła sobie do siostry (jej siostra tam lezała tez) na ploty. Pielęgniarki musiały ja wołać by była przy małym by nie wstawał.

                Boże… jakie to smutne :(.

                • Dobrze że ten koszmar już za Wami…

                  • cieszę się że macie to już za sobą
                    dzielny chłopczyk !

                    co do szpitala – to smutne, że lekarze nie rozumieją, że do komfortu psychicznego dziecka potrzebna jest obecność kogoś bliskiego, również kiedy śpi;
                    Krzysiowi usuwałam migdały prywatnie; mogłam zaprowadzić go na salę operacyjną, pomóc wejść na łóżko operacyjne, wyproszono mnie dopiero kiedy usnął; i byłam przy przebudzaniu, to ja do niego mówiłam… anastazjolog twierdził, ze wtedy dzieci wybudzają się łagodniej, sytuacja jest dla nich mniej stresująca; sama przeniosłam go do pokoju pooperacyjnego i tam z nim zostałam przez cały dzień i noc (do dyspozycji miałam dodatkowe łózko, ale i tak leżałam z Krzysiem); wyszliśmy nastepnego dnia rano;
                    i nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie przy nim nie być w nocy ! Krzyś obudził się z wielkim płaczem, bo bolała go rączka od wenflonu; to ja podałam mu leki (tabletki doustne) i tylko dlatego, na moją wyraźną prośbę, pielęgniarka zgodziła się wyjąć mu wenflon (bo już połykał – w innym przypadku wenflon zostałby na wypadek potrzeby podania leków dożylnie);
                    i gdybym miała jeszcze raz zapłacić – to bez wahania;

                    • Ja poznałam rzeczywistość szpitalną, gdy mój 15 miesięczny wtedy Jaś miał zapalenie płuc.
                      Na oddziale niemowlęcym ogólnym mogłam spać na leżaczku przy łóżku. Większość rodziców zostawała na nocki, więc dzieci miały opiekę. Tam leżeliśmy 2 tygodnie. Następne 2 przeleżeliśmy na pulmonologii i tam już nie mogłam zostawać. Na usilne prośby pozwolono mi rozkładać leżak (taki plażowy z rurkami) na noc i składać o świcie. Ze względu na to, że większość dzieci była tam przewlekle chora (niektóre wogóle nie znały domu :(), poza mną nie było rodziców. Ile ja się nasłuchałam niewybrednych uwag pielęgniarek na temat małych pacjentów. Byłam też świadkiem obcesowego ich traktowania.

                      Na tym oddziale musiałam walczyć z siostrą przełożoną o specjalną dietę dla synka. Gdy tuż przed wyjściem zauważyłam objawy charakterystyczne dla rota, siostra stwierdziła, ze to się przechodzi tylko raz w życiu i że na pewno nie jest rota. Ja wbrew temu przyniosłam bebilon pepti i nim karmiłam Jasia. Wypisałam go na własną prośbę, bo kolejne dni w szpitalu wiązaly się z kontynuacją końskiej dawki antybiotyku. Potem badania potwierdziły obecność rotawirusa.

                      Innym razem do synka, który nie mógł w tym czasie złapać jakiejkolwiek infekcji, dostawiono łóżeczko chłopczyka, który mógł jeszcze zarażać. Tu na szczęście zareagował lekarz i przeniósł chłopca do innej sali. Było jeszcze kilka sytuacji, w których moja lub męża obecność okazywała się niezbędna. Nie wspominam już o sferze emocjonalnej.

                      Co do zachowania niektórych opiekunów, można mieć wiele zastrzeżeń. Zdarzały się osoby pijące piwo, śpiewające (a raczej ryczące 🙂 kołysanki, kichające, kaszlące, itp.
                      Czasami było głośno jak w ulu i totalny brak warunków do zdrowienia. Kilka tygodni po naszym powrocie ze szpitala (bez związku z naszym pobytem :D) ordynator zaapelował na łamach lokalnego dziennika o odpowiedzialne zachowanie rodziców i współpracę z personelem :), by nie było konieczności ograniczenia ich obecności przy dzieciach.

                      Renata, Jaś i Ewa

                      • Olinuś, najważniejsze, ze Jonuś już w domku i wszystko za Wami. Ale nie myslałam, ze ponownie tak jak podczas rozmowy z Tobą łzy mi same popłyną. Widze Jonka jak chce pić i gdyby Ciebie nie było to ach…
                        A najgorsze jest to, ze jak zapłacisz albo powołasz się na protekcję to masz warunki nieporównywalne do tych w jakich Wy musieliście przebywać. Wiadomo, ze kazdy rodzic jeśli moze to zapłaci za bezpieczeństwo swojego Skarba, więc tym bardziej z tego wszystkiego najgorsze jest to, ze personel szpitalny nie informuje o takiej opcji, bo w wiekszości (a raczej we wszystkich państwowych) szpitali jest to zabronione, bezprawne, w wiekszosci zapewne nie ma nawet takich na stałe przygotowanych indywidualnych sal. Tak więc czeka się na inicjatywe rodzica, a takowy, wiadomo w takiej sytuacji trzeźwo nie myśli o tym w jakich warunkach fizycznie bedzie przebywał po i do głowy nie przychodzi myśl, zeby zapytać, wręczyć kasę, zawsze ma zaufanie do lekarzy, pielęgniarek- niestety jak widać, często na wyrost. Nie składnie to wszystko napisałam,ale jakoś, mimo, ze rano po Twoim telefoniku sie uspokoiłam o Jonka, to teraz jestem tak wzburzona, ze szok!!! Trzymaj sie Kochanie, jesteście już w domku i obyście już nigdy nie musieli wracać do jakiegokolwiek szpitala.

                        • Włos się jeży na głowie jak czytam jak to jest w szpitalach.
                          Dobrze, że macie to już za sobą, szybkiego powrotu do zdrówka dla Jonka 🙂

                          • koszmar jakiś 🙁
                            najważniejsze, że macie to wszystko już za sobą…

                            • Olinjo,

                              Dobrze, że macie to już za sobą.
                              Ja w czasie naszego ostatniego pobytu w szpitalu z Maksem zostałam bardzo źle potraktowana na Izbie przyjęć przez pielęgniarkę dyżurna, której zadaniem było poinformować lekarza dyżurnego o potrzebie zbadania dziecka. Przyjechałam z dzieckiem na rękach ledwo oddychającym z dusznościami i zapaleniem oskrzeli. Pielegniarka chciała mnie w sobotę odesłać z dzieckiem w takim stanie do przychodni. Ugryzłam się w język i zniosłam to cierpliwie.
                              Na lekarza czekałam 40 minut. Na miejscu Maks dostał inhalację w taki sposób, że inhalowanie go już na oddziale było już praktycznie niemożliwe jeśli nie spał. Trauma. Zanim jeszcze przyjęto nas na oddział dostaoiśmy skierowanie na RTG. Po powrocie z wynikiem na Izbę przyjęć nie zastałam nikogo. Pielęgniarka (ta sama) pojawiła się po 15 minutach z reklamówką zakupów i bułką w ustach i pyta mnie :” A pani to przepraszam, gdzie tak długo była!”
                              Byłam oburzona i wściekła ale po raz drugi ugryzłam się w język.

                              W trakcie pobytu wróciłam na tą cholerną izbę przyjęć, odszukałam oddziałową i złożyłam skargę uprzedzając, iż sprawdzę, czy w stosunku do owej pielęgniarki zostały wyciągnięte konsekwencje.
                              Tłumaczenie, że lekarze i pielęgniarki są jedną z najbardziej sfrustrowanych grup zawodowych nie są dla mnie żadnym tłumaczeniem. jeśli komuś praca nie odpowiada, proszę bardzo- zmienić!
                              Uważam, że w sytuacji kiedy naruszane są prawa pacjenta przede wszystkim do godnego traktowania, do informacji o jego stanie zdrowia, nie powinno się pobłażać, bo takie pielęgniareczki dalej się będą panoszyć, lekarze wywyższać, traktując dociekliwe matki dzieci, chcące tylko uzyskać informacje na temat stanu zdrowia dziecka jako zło konieczne.
                              Trzeba reagować w sytuacjach kiedy się dzieje zło. To jest dla mnie nie do pomyślenia, że na oddziale dziecięcym, gdzie są dzieci po operacjach, małe dzieci, płaczące pielęgniarki śpią. Nie można się na coś takiego godzić! Obowiązkiem jest reagować, inaczej nic się nie zmieni.

                              • horror….. A nas czeka zamkniecie operacyjne botala -juz sie boje tego pobytu w szpitalu

                                • Koszmar…
                                  Dobrze, że macie to już za sobą. I obyście nie musieli tam nigdy wracać.

                                  • Niestety my też poznaliśmy smak szpitalnego koszmaru. Młody leżał 6 dni z rota-wirusem. W maleńkim pokoju stały 4 łóżeczka. Wszystkie dzieci z tą samą przypadłością. Wymęczone ciągła biegunka i nieustającymi wymiotami. Przed wejściem na oddział dziecięcy (zwany uważam bardzo nietrafnie “oddziałem z sercem”) wyraźny napis: przy dziecku może przebywać 1 osoba.
                                    U nas w pokoju przy każdym łóżeczku całe rodziny dosłownie, babcia, dziadek, ciotki. Jednego dnia naliczyłam 13 osób (włącznie z 4 malutkimi, zmęczonymi pacjentami). Zwróciłam im uwagę ale nie nikt nie zareagował. Poszłam do pielęgniarki a ona mi na to:” wie Pani tam leżą dwoje dzieci z rodzin “lekarskich” także dorośli robią sobie co chcą!!!!!!!Tragedia. Dzieci spać nie mogły, płakały, a wszyscy śpiewali na swoją nutę. Ogólnie jeden wielki wrzask.
                                    A teraz posiłki: dzieci z rota-wirusem, nie przyjmują żadnych posiłków, a jeśli nawet to niewielkie płynne ilości a tu wjeżdża śniadanie – wielka bułka, z masłem i pasztetem bądź z kiełbasą. Na obiad barszcz tak pikantnie doprawiony ze ja przełknąć nie mogłam nie mówiąc że buraki chyba wogóle nie były pokrojone, tylko gotowane w całości.
                                    I najgorsze – pobieranie krwi do badania u mojego dziecka. Łzy same płynęły mi po policzkach.
                                    W czasie 6 dni krew była pobierana 4 krotnie. Pielęgniarki stwierdziły, że dziecko jest pulchne i nie mogą znaleźć żyły. Kuły go dosłownie po 12 razy w czasie jednego pobrania. Młody darł się, wymiotował. Nie mogły pobrać z rączki, przechodziły na nóżki po czym na główkę. I zawsze taki sam scenariusz – przychodziły około godziny 9:00 rano kiedy on jeszcze spał, kazały go wybudzić i przyjść na pobranie. Po trzech dniach miałam wrażenie, że on aż bał się budzić. Bo zawsze ktoś na niego czekał, jak nie lekarz, to pielęgniarka ze strzykawką w ręku. Ledwo otworzył oczy to ktoś go szarpał. A jak tylko buzię otworzyłam aby zwrócić uwagę lub choćby poprosić o coś to miałam wrażenie że wszystkim nóż w kieszeni się otwiera bo: mamuśka czegoś chce.
                                    Okrutne przeżycie i cieszę się że synek jest na tyle młody że zapomni choć ja nigdy.

                                    • na szczęcie Jonek już lepiej 🙂 znam polskie szpitale – ten rok zaczął nam sie szpitalowo…i fakt lekarze świetni siostry fajne ale cała organizacja chora…

                                      • Niestety tak jest w Ppolskich szpitalach:(
                                        Tez przerabialam z Dawidkiem Sprzatanie sali w czasie Jego snu, wizyty GLOSNYCH babc i dziadkow. na szczescie wobu szpitalach w jakich bylismy rodzice moga zostac z dzieckim na noc (spia na lozkach,nie na krzeslach)
                                        dziwie mnie tylko fakt, ze nie moglas zostac na noc z dzieckiem, bo bakterie. Nie rozumiem tego – przeciez przebywajac z Dzieckiem w ciagu dnia tez sa bakterie, wiec co za roznica? Na szczescie bylas z synkiem i trzymam kciki zeby byl zdowy jak przyslowiowa ryba 😉

                                        • Brak słów. Przeczytałam bo podobnie wygladał mójpobyt z miesięcznym filipem w szpitalu. Podobni lokatorzy, matki zostawiające same dzieci (paromiesięczne!!!) na noc, dodam że matki mogły tam spac -na podlodze – ale spałyśmy. Niektóre jednak przychodziły rano wypoczęte, zadowolone i centymetrm pudru na gębie.
                                          Denerwowały mnie tez tłumy gości, w tym moja tesciowa i teść. Po co goście miesięcznemu dziecku, może dla mnie przyszli po co – żeby zobaczyc jaka jestem zmęczona?
                                          Rozumiem co przeszłaś i wiem że jeszcze przez lata niestety nic sie nie zmieni.

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: Kilka moich refleksji zrodzonych w czasie pobytu w szpitalu.

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general