Czy ja mam pecha, czy może wam też zdarzają się takie historie?
Moja Emilka pije niestety nutramigen i to w ilościach dość dużych, więc często muszę to smaczne i pożywne mleczko kupować w aptece. Przy realizacji m.w. co drugiej recepty mam kłopot, bo urocze panie aptekarki czepiają się charakteru pisma mojej lekarki, wmawiając we mnie, że próbuję je oszukać. Zazwyczaj prośbą i groźbą (raczej prośbą) uzyskuję to po co przyszłam, ale nienawidzę jak ktoś mi robi łaskę w sytuacji gdy naprawdę jestem ok.
No a wczoraj się zdenerwowałam. Najpierw stałam 0,5h w kolejce w dusznej aptece (jedna z klientek nawet zemdlała) z niecierpliwiącym się coraz bardziej dzieckiem. A potem zaczął się normalny cyrk. Pani wzięła receptę i zniknęła na dobre 5 minut. Po powrocie stwierdziła: „Co mi tu pani przyniosła? Ta recepta jest już nieważna, bo była wystawiona w sierpniu.” Recepta była wystawiona 18.09. co też pani aptekarce wytłumaczyłam. Ona dalej, że to nie dziewiątka tylko ósemka. Pokazałam na liczbie dnia 18 – jak lekarka pisze ósemkę a jak dziewiątkę.
Pani znowu zniknęła w pokoiku dla personelu. Wróciła do mnie z informacją, że w takim razie to jest trójka, a więc recepta była wystawiona w marcu . Pytam się grzecznie – po co miała bym chomikować receptę przez pół roku??? stwierdzając przy okazji, że wtedy moje dziecko było jeszcze na cycu i nutramigenu nie używało. No ale to kiepska linia obrony, bo przecież mogła go pić od urodzenia – tego nie udowodnię.
Pani ponownie zniknęła zza lady. Z ciekawością czekałam jakie tym razem rewelacje przyniesie z kantorka… no i się doczekałam: „Ilość opakowań jest dopisana innym długopisem”. Już mniej grzecznie pytam się tej baby czy ona myśli, że ja to na handel kupuję? Czy co? Usłyszałam, że ona nic nie myśli (no to akurat było po niej widać) i że recepty nie zrealizuje.
Ja wymiękłam a Emila zaczęła się drzeć. Cała recepta była napisana przy mnie, widziałam jak lekarka ją pisała jednym długopisem. Poprosiłam o rozmowę z kierownikiem, ale ponieważ on ratował klientkę, która wcześniej zemdlała – a moje dziecko wszelkimi sposobami dawało mi do zrozumienia, że ma dość tego uroczego miejsca – wściekła wyszłam. Wychodząc rzuciłam jeszcze, że stracili klienta, bo ja więcej już tu nie przyjdę – ale oczywiście to ich nie ruszyło.
Dla warszawianek dodam, że było to w Galerii Mokotów.
Ja rozumiem, że są pewne przepisy, które należy respektować, ale wydaje mi się, że czasami wystarczy troszeczkę dobrej lub złej woli ze strony aptekarki i sprawa wygląda zupełnie inaczej.
Ps. Receptę zrealizowałam w aptece pod domem, bez żadnych kłopotów (tyle tylko, że nie mieli na stanie aż 10 szt. i muszę przyjść jutro po resztę)
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: kłopoty w aptece
Re: kłopoty w aptece
Hej.
Rozumiem Twoje zdenerwowanie bo patrzysz ze strony klijenta a ja chciałabym troszkę stanąć w obronie aptekarzy. Ja sama pracuję w aptecę i wiem co przechodzię kiedy przyjmę podejrzaną receptę. Zdarzają się różni ludzie i Ty z tego sobie nie zdajesz sprawy jak potrafią oszukiwać. Jeśli przyjmę receptę na której jest poprawa, inny kolor to muszę ją poprawić u tego lekarza który ją wystawiał. Lekarze często mylą się, wystawiają błędną datę ale prawie żaden nie chce się przyznać do winny i zrzucają odpowiedzialność na farmaceutów. Ja jestem sprawdzana przez kogoś w aptece a oprócz tego NFZ też czepia sie do wszystkiego i nie chce refundować leków z takich recept. W Twojej recepcie podejrzana była ilość opakowań bo aż 10 i dlatego pewnie babka się czepiała. Ty nie jesteś temu winna że Twój lekarz pisze brzydko. Znam lekarzy którzy piszą na maszynie bo mają brzydki charakter pisma. W aptece w której wykupiłaś w końcu tą receptę pani może Cię już zna, zna już pismo tego lekarza. Wiem że nie powinno Cię to wszystko obchodzić ale ja często jestem w takiej sytuacji że nie moge przyjąć recepty i nie chcę żeby ktoś był na mnie zły. Pewnie w każdym zawodzie są jakieś głupie przepisy niezrozumiałe dla postronnych.
Mam nadzieję że nas trochę zrozumiałaś. Buźka. Pa
Re: kłopoty w aptece
No szczęka mi opadła. Omijaj Ty ta aptekę z daleka!
Ja mam jedną taka aptekę do której “uczęszczam” od 10 lat, a bywam częstą klientką, panie mnie tam znają i czasami wystarczy porozumiewawczy usmiech i wszystko (albo prawie wszystko) da się załatwić.
Pozdrawiam
Lilianka i Mikołaj (19.06.2004)
Re: kłopoty w aptece
I właśnie to mnie zastanawia, że pomimo przepisów, kontroli itp. o których napisały w tym wątku dziewczyny pracujące w aptekach (i mają one racje), w niektórych placówkach mozna wszystko załatwić – a w niektórych traktują cię jak największego wroga, który na pewno chce oszukać i wyłudzić zniżkę.
I to jest wkurzające.
Do tamtej apteki już nie pójdę – dla zasady, chociaż jest w centum handlowym gdzie robię zakupy – a więc było mi wygodnie.
pozdrawiam
Re: kłopoty w aptece
To jeszcze ja się wypowiem:
to “załatwienie” może wyglądać tak – zakładając, że recepta FAKTYCZNIE ma pewien feler uniemożliwiający refundację lub powodujący kłopoty ze strony NFZ – w danej aptece przyjmuje się recepty “jak leci” a potem stażystka np. jedzi po lekarzach po poprawki na recepcie. Bo OCZYWIŚCIE nie powinnien być to problem pacjenta, że lekarz niekompetentnie wypełnia druk, ale równocześnie apteki też mogą nie chcieć wziąć tego problemu na siebie ( o ile nie mają tejże stażystki do załatwiania formalności). Tylko część problemów da się rozwiązać telefonicznie, czasami potrzebna jest ta cholerna pieczątka. A jak się “załatwia” te prawie wszystkie rzeczy, o których pisała Lilianka? W znanej mi aptece wygląda to tak, właścicielka apteki na w rodzinie lekarza, który zapewnia jej pokrycie w receptach na wszystko. Dziewczyny dają każdy lek, nawet psychotropowy, zapisują sobie do kajeciku a potem mają receptę. Oczywiście, jak się domyślacie, jest to baaardzo popularna apteka, by nie rzecz przyjazna dla pacjenta. Ja osobiście takie apteki uważam za nieetyczne, choć jestem przekonana, że “przeciętny Kowalski” absolutnie się ze mną nie zgodzi i chetnie bedzie dalej się “samoleczył”. A co do Twojej apteki zakładam albo brak dobrej woli albo brak wspomnianej stażyski, bo powiedz komu chciałoby się jeździć po własnej pracy z receptami do podbicia do lekarza z powodu nie-własnej pomyłki??
Mati 28.01.04? 20.04.05
Re: kłopoty w aptece
Tak, tak – masz rację.
Ja też uważam że sprzedawanie “jak leci” a potem fałszowanie (no bo jak to inaczej nazwać?) recept przez apteki jest nie w porządku.
Ale…
Mi chodziło o podejście do człowieka.
W długiej kolejce stoi matka z małym dzieckiem. Wykupuje za ciężkie pieniądze mleko z dobrze wystawionej recepty. Bo akurat ta moja recepta była dobrze wystawiona, a szukanie dziury w całym przez panią aptekarkę (bo parę razy zmieniała przyczynę swoich wątpliwości) było jak dla mnie dużym przegięciem. Jej zabrakło po prostu życzliwości i tyle. Bo życie składa się z kompromisów…
Zresztą to nie tylko dotyczy aptek, ale i przychodni, urzędów i tysiąca innych miejsc w których załatwiamy różne sprawy. I to we właściwym pojęciu słowa “załatwiamy”.
pozdrawiam
Znasz odpowiedź na pytanie: kłopoty w aptece