Konkurs – Wygraj kosmetyki PAT&RUB SWEET

Weź udział w naszym konkursie i wygraj zestaw kosmetyków PAT&RUB SWEET, które zapewnią maluszkom doskonałą ochronę kosmetyczną już od pierwszego dnia życia.

Są takie momenty, kiedy maluch czuje się szczególnie dobrze? to m.in. chwile głaskania przez mamę. Taki masaż podczas i po kąpieli nastraja pozytywnie, uspokaja i wywołuje radosny uśmiech dziecka. Równie kojące i troskliwe jak opieka mamy są kosmetyki naturalne PAT&RUB SWEET, które zapewnią maluszkom doskonałą ochronę kosmetyczną od pierwszego dnia życia.

Mamy dla Was 10 zestawów z kosmetykami naturalnymi PAT&RUB SWEET. W skład każdego zestawu wchodzą: Oliwka PAT&RUB SWEET, Szampon/płyn do mycia ciała i włosów PAT&RUB SWEET, Krem ochronny do twarzy PAT&RUB SWEET.

Jeśli chcesz wygrać jedną z 10 nagród wystarczy, że w tym wątku konkursowym zamieścisz w kilku zdaniach wypowiedź na temat:

Moje wspomnienia z pierwszych dni w domu z dzieckiem.

Odpowiedź zamieść w tym wątku konkursowym.

Najciekawsze wypowiedzi nagrodzimy wyżej wymienionymi nagrodami.

Przeczytaj
Na odpowiedzi czekamy od 7 do 16 marca.

Więcej o konkursie i nagrodach przeczytasz

Strona 3 odpowiedzi na pytanie: Konkurs – Wygraj kosmetyki PAT&RUB SWEET

  1. Już gwiazdy lśnią.
    Już dzieci śpią.
    Sen zmorzył mą laleczkę.
    Więc główkę złóż, oczęta zmruż,
    Opowiem Ci bajeczkę.

    Był sobie król.
    Był sobie paź
    I była też królewna.
    Żyli wśród róż, nie znali burz,
    Rzecz najzupełniej pewna.

    Kochał się król,
    Kochał się paź,
    W królewskiej tej dziewoi.
    I ona też kochała ich.
    Kochali się we troje.

    Lecz straszny los,
    Okrutna śmierć,
    W udziale im przypadła.
    Króla zjadł pies, pazia zjadł kot,
    Królewnę myszka zjadła.

    Lecz żeby Ci
    Nie było żal,
    Dziecino ma kochana,
    Z cukru był król, z piernika paź,
    Królewna z marcepana

    Ja pamiętam tę kołysankę z dzieciństwa, sama więc ją śpiewałam Majce- dlatego też pierwsze dni z życia mojej laleczki kojarzą mi się z tą melodią.

    Jak dzisiaj sobie pomyślę o tym czasie, pamiętam wielki spokój- nie obchodziło mnie nic ze świata zewnętrznego- liczyła się tylko ona. Ciągle ją tuliłam do siebie. Czasami nawet w nocy wstawałam, żeby przytulić ją do siebie, usłyszeć jej oddech- wtedy mogłam spokojnie zasnąć sama…

    Nie pamiętam zmęczenia, bo chociaż na pewno był, to się go po prostu nie zapisuje w pamięci- są tam tylko te pozytywne rzeczy. Ich zresztą jest najwięcej…

    Ten okres jest też z jednego powodu najlepszy- dzieciątko jest tak spragnione czułości, miłości i troski, że mogłoby być cały czas przy naszym sercu- a tym trzeba się nacieszyć, bo ten okres nie trwa długo:)

    • konkurs

      Pierwsze dni w domu z noworodkiem były cudowne… Jak o nich myślę, to aż łezka kręci się w oku, że ten czas tak szybko mija. Szymonek leżący w łóżeczku, nakarmiony, przewinięty i spokojny to niezapomniane wspomnienie. Taka maleńka, bezbronna istota, która może liczyć tylko na nas. Tym początkowym chwilom, w powiększonym składzie, towarzyszyło błogie uczucie spełnienia i spokoju. Uwielbiałam chwile karmienia, kiedy synek wtulony w me ramiona z błogą miną i uśmiechem pił moje mleczko. Chyba oboje czuliśmy się wtedy szczęśliwi i zaspokojeni 🙂 Taka mała, słodka istota to największy skarb jaki może przytrafić się kobiecie. Gdy przeglądam zdjęcia z tamtego okresu, aż ciężko uwierzyć, że Szymuś był taki malutki. Zawsze poprawiają mi humor.

      • Na swoje pierwsze dziecko czekała dość długo aż w końcu się udało była w ciąży później oczekiwania na poród dość długie Nelka urodziła się tydzień po terminie ale przyszła na świat. 3 doby spędzone w szpitalu aż nastał ten dzień dzień wyjścia był to 21 stycznia przyjechał po mnie maż i zabrał do domu gdzie czekała tam już moja teściowa ( babcia, która dostała super prezent na dzień babci pierwszą wnuczkę ). Dostałam pyszny obiad (po 2 tygodniach w szpitalu to było niebo w gębie ) i poszliśmy do siebie razem z mężem. Mała wylądowała na środku naszego łóżka i tak przez godzinę leżeliśmy obok niej i się wpatrywaliśmy w śpiące i cudne maleństwo.to była najpiękniejsza chwila. Później trzeba było stawić czoło codziennym obowiązkom karmienie, przewijanie, mycie teściowa chciała pomagać ale ja sama chciała pierwszy raz wykąpać dziecko i mi się udało. Wiedziała że dam sobie radę sama 🙂 udało się :). Mała wypełniała mi każą chwilę i miała w sobie jakiś radar jak udało mi się już ją uśpić i chciała np. iść się wykąpać zawsze się budziła, ale wtedy teściowa mogła się wykazać. Pierwsze dni były trudne ale i zarazem cudowne

        • Moje wspomnienia z pierwszych dni w domu z dzieckiem były jak u poprzedniczek pełne obaw, ale jednocześnie pozytywnie zaskakujące.
          Z każdym dniem rodziła się we mnie coraz większa matczyna opiekuńczość i wielka miłość.
          Cóż może począć taka matka jak ja pierwszego dziecka nie mając doświadczenia, no może tylko takie teoretyczne z książek, z internetu… a jednak w praktyce wygląda to nieco inaczej.
          Moja córeczka jednak zaskakiwała mnie z każdym następnym dniem.
          Zrozumiałam, że podoba Jej się w świecie prawdziwego zewnętrznego życia, dzięki któremu zobaczyła swojego tatusia i mamusię a my rodzice mogliśmy zobaczyć naszego aniołka :).
          A jakie były moje obawy?… obawiałam się, że przy kąpieli będzie się mocno wiercić i płakać – nie było tak, obawiałam się, że będzie mnie często budziła w nocy a tak też nie było, obawiałam się również, że karmienie będzie uciążliwe a jednak cmokała “cyca” bez końca :).
          Wiem, że brzuszku mojej córeczce było bardzo dobrze, ale teraz gdy jest już na świecie będzie jeszcze lepiej :).

          • Pierwsze dni w domu z dzieckiem

            Moje wspomnienia są zupełnie inne. Byliśmy już małżeństwem 10 lat i niestety niemogliśmy miec swoich dzieci. Zdecydowaliśmy się na adopcję dziewczynki. Okazało się jednak, że do adopcji byli przygotowani dwaj chłopcy – bracia. Dylemat – wziąc jednego?. Sumienie nie pozwalało nam na rozdzielenie rodzeństwa i tak naraz dwóch chopców znalazło się u nas w domu. Początki były bardzo trudne. Musieliśmy się wszystkiego uczyc na błędach a także starac się pokochac te maleństwa. Szybko świetnie sobie z tym poradziliśmy. Dzisiaj chłopcy chodzą już do szkoły i są naszymi oczkami w głowie. Teraz wiem ile radości, szczęścia mogą dac takie maluchy.

            • Malutka

              Nie wiem, czy wiecie, ale w szpitalu nikt nie daje do domu instrukcji obsługi bobasa!!! Szkoda, bo mam wrażenie, że każdemu z rodziców… No dobrze, może nie każdemu, ale na pewno większości, bardzo by się ona przydała. Nam na pewno.
              Malutka urodziła się trzy tygodnie za wcześnie. Malutka – bo 2250 gr, to nie są jakieś horendalne wagowo wyniki. Ja – pocięta jak po starciu z Kubą Rozpruwaczem, walcząca z karmieniem (nikt nie mówił, że to tak boli!!!), obolała wróciłam do domu.
              Powrót do rzeczywistości był bolesny – dosłownie. Każdy krok bolał, na jakieś dwa tygodnie ugrzęzłam więc z malutką na trasie fotel – łóżko, traktując te dwa miejsca jako podstawowe przystanki na mojej trasie. Karmiłam, jadłam, opijałam się herbatkami laktacyjnymi i z nienawiścią spoglądałam na atakującą mnie ze wszystkich stron Audrey Hepburn, którą uwielbiam, ale której wtedy miałam serdecznie dość.
              Czy byłam w tych pierwszych dniach dobrą Mamą? Nie wiem. Wiem, że mój świat zamknął się do mnie i dziecka i czułam, że tak powinno być, że tak jest dobrze. Ale mogłam tak żyć dzięki mojemu partnerowi, który (pracując w domu) był tak na prawdę na każde moje zawołanie.
              Razem rozgryzaliśmy zawiłości kąpieli (uratowało mnie podglądanie położnych i pielęgniarek przez tydzień w szpitalu). Zastanawialiśmy się po co położna zostawiła nam witaminy (nikt nie mówił, że KiD są tak ważne!!!???). Co mogę jeść? Czego jeść mi nie wolno! Razem zapoznawaliśmy bobasa z psem i psa z bobasem. I razem, i to uważam za wspaniałe, uczyliśmy się rodzicielstwa.

              A ja? W głowie swój świat poukładałam szybko. Ten psychiczny zwłaszcza. Z fizycznością było gorzej. Na wszystko brakowało czasu, fryzjer – owszem, ale prócz powrotu do normalnej fryzury była walka z wypadającymi włosami. Ubiór? Dres?! Wiem, aż wstyd się przyznać. Bo tak wygodniej. Tyle, że trudno mówić o atrakcyjności.
              Dopiero po dłuugim czasie zabrałam się za siebie. Pewnie – zdaniem wielu wyzwolonych i spełnionych kobiet, zrobiłam to za późno.

              Prawda jest taka, że próbując “poukładać się” na nowo musiałam sobie przede wszystkim wyznaczyć priorytety. Jedyną rzeczą “ważną i pilną” jest moja córka i jej ojciec (dokładnie w tej kolejności :), potem pies :). Inne rzeczy mogą być ważne i niepilne i po prostu nieważne. Trzeba tylko umieć je nazwać.
              Ciągle się tego uczę.
              I mam nadzieję, że dobrze mi idzie 🙂

              • To był prawdziwy armagedon !
                Wszędzie pieluszki, zasypki, chusteczki nawilżające, ubranka i inne niezbędne do życia dziecka akcesoria.
                Dopiero co założone śpioszki i już nadawały się do przebrania.
                Nawet nie było czasu tego porządnie posprzątać, bo upragnioną ciszę przerywał głośniejszy od śpiewu śpiewaka wrzask,taki po którym nawet kieliszki pękają.
                24 godziny na dobę oczy na zapałkach, nadsłuchiwanie w nocy czy maleństwo oddycha, czy nie daj Boże, nie przewróciło się na brzuszek.
                Ale też ogromna radość z wypachnionej niemowlęcej skóry, pięknych uśmiechów i bystrych oczek:)

                • Ojciec ma najgorzej!:) Wiem to po sobie. Pierwsze dziecko = strach w oczach tatusia. Wioząc żonę i synka do domu, jechałem chyba max 50 km/h ;). Przyjechali z nami moi rodzice i teściowa. Wszyscy biegali w koło, każdy przejęty, nikt się nie mógł odnaleźć, mleko leciało…;) Jedną z pierwszych czynności było obcięcie paznokci! Do dziś tego nie robię, mimo, że Maks ma już 4,5 roku;). Próbowalem, ale miałem wrażenie, że mu odetnę całą rękę!:) W pierwszych dniach to miałem chęć co chwilę dzwonić do pediatry;) A jak żona zaczęła płakać z bólu piersi, a młody z kolki to od razu wzywałem karetkę!:) Oczywiście musiałem wręcz prosić by przyjechali, ale byli i poczułem się wtedy lepiej. No a dalej to mierzenie temperatury wody, całe “procedury” przygotowania bezpiecznej kąpieli;), a wyjścia na spacer? Przygotowania trwały godzinę!:) Ale za to teraz jest już lepiej, wyrósł mały zbój, ale za to go kochamy!:)

                  • Jako świeżo upieczona mama wprost nie mogłam się doczekać powrotu do domu ze szpitala zwłaszcza, że mój pobyt trwał tam prawie dwa tygodnie. Ponieważ był czerwiec było bardzo ciepło i słonecznie wiec podroż ze szpitala była dość mecząca zarówno dla mnie jak i malucha. Po powrocie ze szpitala najbardziej utkwił mi w pamięci moment kiedy wszystko dookoła wydało mi się takie wyraziste i kolorowe w porównaniu z dość przygnębiającą atmosferą jaka panowała w szpitalu. Pomimo wówczas ogólnie panującego chaosu i wszechobecnego bałaganu w domu czułam się szczęśliwa, że mój skarb i ja jesteśmy nareszcie w domu. Pierwsze dni były bardzo ciężkie ze względu na mój niezbyt dobry stan w jakim byłam po cesarce, który znacznie utrudniał mi opiekę nad córeczką. Na szczęście miałam wokół siebie męża oraz moich rodziców,którzy bardzo mi pomogli w tych niełatwych dla mnie chwilach. Spośród wszystkich odczuć jakie mi towarzyszyły w pierwszych dniach macierzyństwa jedno szczególnie utkwiło mi w pamięci a mianowicie dziwne wrażenie,że zostając mamą stałam się całkowicie inną osobą. Miałam poczucie, że coś w moim życiu nieodwracalnie się skończyło a coś niewyobrażalnie pięknego się rozpoczęło tj. nasza wspólna piękna przygoda bycia już zawsze razem :).

                    • Pierwsze dni z synkiem: pełnia szczęścia i radości, ale też momenty wahania, niezdecydowania, co i jak robić…to dni wzajemnego odkrywania i uczenia się siebie nawzajem, uczenie się bycia rodzicami.
                      To cała plejada doznań wcześniej nieznanych, nowych uczuć i emocji, zapachów, rosnącej bezgranicznej miłości i świadomości odpowiedzialności za los tego małego człowieka 🙂
                      Było szaleństwo, spokój i cisza, płacze i nocne pobudki…. i zdziwienie nad cudem narodzin :Buziaki:

                      • Szpital… nie lubię tego miejsca dlatego też i tym razem chciałam być po prostu już u siebie.
                        W szpitalu spędziłam 3 dni, podczas których to ja kąpałam córeczkę (w asyście siostry), to ja ją karmiłam, zajmowałam się praktycznie sama tym malutkim stworzonkiem. Siostry przychodziły tylko na obchód oraz ze śniadaniem, obiadem, podwieczorkiem, lecz świadomość tego, że gdybym sobie z czymś nie radziła to mogę w każdej chwili zadzwonić i zjawi się ktoś z dyżurki napawała mnie optymizmem i dodawała siły.
                        Gdy wróciłam do domu nie obawiałam się niczego, wszystkiego nauczono mnie w szpitalu, gdzie siostry oceniają ile miłości i troski matka wkłada w opiekę nad dzieckiem, uczą kiedy dziecko je, a kiedy tylko udaje, by być blisko mamy…
                        Uważam to za rewelacyjne rozwiązanie, w przypadku gdy mama jest “na chodzie” i może opiekować się dzieckiem.
                        Wiem, iż kilkakrotnie siostry zaobserwowały, że matka źle zajmuje się dzieckiem, nie chce się nim zajmować itp. wtedy po rozmowie z psychologiem i rodzinami te mamy wychodziły na prostą. One mają świadomość, że bycie matką nie jest łatwe i nie są krytykami, a starają się pomoc.
                        Cieszę się, że dane mi było urodzić córeczkę w danym szpitalu, gdzie na wyjście do domu zostałam dobrze przygotowana, bo żadna szkoła rodzenia, poradniki i porady nie są w stanie nam pomoc, to życie weryfikuje nasze umiejętności.
                        Po powrocie do domu pozostało mi tylko cieszyć się z bycia we trójkę oraz w dalszej trosce i miłości opiekować się naszym Delikatnym Skarbem.

                        • To było całkiem niedawno, więc dobrze pamiętam ten dzień. Przez pierwsze tygodnie mieszkaliśmy z teściami i ten dzień kiedy przyjechaliśmy do domu to była akurat niedziela, teściowie siedzieli w ogrodzie, a my z “zawiniątkiem” weszliśmy do domu. Zjedliśmy obiad, a potem ja z Hanusią poszłam się położyć, nakarmiłam Hanię piersią i obie zasnęłyśmy. Kiedy się obudziłyśmy teściowa wyszła z domu, a ja zauważyłam deser rabarbarowy, więc się zjadłam miseczkę…o wpływu rabarbaru na brzuszek maluszka nigdy nie zapomnę, Hania płakała całą noc. Rano zasnęła, a my byliśmy z mężem jak zombie. Teściowa żałowała, że wyszła z domu i mnie nie przestrzegała przez wpływem rabarbaru na mleko matki.
                          Tego dnia dokładnie poczytałam, czego nie wolno oprócz tego co wiedziałam (ostrych przypraw, wzdymających potraw, truskawek itp)
                          Było mi wstyd, że tak się stało, przykro, że moja malutka córeczka cierpiała przez moją niewiedzę. Na szczęście później już bardzo uważałam na to co jem 🙂 z korzyścią dla wszystkich.

                          • Pierwsze chwile w domu… prawie 3 lata temu! Kiedy to minęło? Pamiętam jak przez mgłę, ale pamiętam… Niestety na pierwszy plan wysuwa się wspomnienie morderczej walki o karmienie piersią. Od zawsze było dla mnie pewne, że będę karmić wyłącznie piersią, pokarm miałam, ale co z tego jak Maluch nie chciał ssać? Ponieważ w czasie porodu nastąpiło zagrożenie życia miałam nagłą cesarkę i już przez to nie czułam się komfortowo (jak to, nie jestem w stanie urodzić własnego dziecka? co ze mnie za matka?), jak doszły problemy z karmieniem, złapałam okropnego doła, bo mimo konsultacji laktacyjnych, stawania na głowie, wypróbowania wszelkich sposobów, Młody nie chciał ssać 🙁 Co ze mnie za matka jak nie potrafię nie tylko urodzić ale nawet nakarmić własnego dziecka? Załamka… Po 3 tygodniach opętania tematem kamienia, kupiłam laktator i karmiłam Synka moim pokarmem… z butelki 😉 Wyluzowałam, odpuściłam i oboje byliśmy szczęśliwi 🙂 I wtedy już mogłam wspominać piękne momenty z pierwszych chwil w domu… dziwne samopoczucie bez wielkiego brzucha (w ciąży przytyłam 30kg, głównie w obrębie brzucha!)… poczucie pełnej odpowiedzialności za nowe życie, za nową istotkę, dumę, że udało mi się powołać na świat tak wspaniałego człowieczka, radość, że ze wszystkim (oprócz karmienia) tak świetnie sobie radzę, wielka ulga, że Synek jest zdrowy (mimo kłopotów w trakcie porodu), a w ogóle to był maj, więc kwitło wszystko wokół łącznie z uśmiechem na moich ustach… a wkrótce także i na ustach Synka 🙂

                            • Zima Wielkich Zmian 🙂

                              Minus dwadzieścia dwa stopnie, na podjeździe dla karetek czeka rozgrzane auto, by nareszcie zawieźć mnie i Kruszynkę do domu. O dniach spędzonych w szpitalu chciałabym zapomnieć, niestety były tak okropne, że nie potrafię…
                              Po wejściu do mieszkania, patrzyłam na niby znane sobie kąty i wszystko wydawało mi się zupełnie inne. Na nowo wyznaczałam szlaki, ustalałam ulubione miejsca, zachowania, przyzwyczajenia… Już nie leżenie na podłodze, tylko kanapa, oparcie i… karmienie, które nie miało końca 😉 Już nie śniadanie przy kawie i porannej gazecie, tylko prędziutko łykana zbożówka i serek wiejski podżerany po łyżeczce przez dwie godziny!
                              Nagle okazało się, że mój czas, moje ciało i moja codzienność nie należą do mnie! I pogodzenie się z tym było chyba dla mnie najtrudniejsze. Nie przebieranie Kruszynki, choć taka była maluśka, nie kąpanie Jej, choć wydawało mi się to na początku niewykonalne, nie uporczywe wsłuchiwanie się nocami w Jej oddech… Najtrudniejszym było uświadomienie sobie, że nie mogę po prostu wstać i wyjść, że muszę reagować, a nawet wyprzedzać, a przede wszystkim… że już NIGDY nie będzie tak samo. Bo największe szczęście, a równocześnie największy paradoks macierzyństwa polega na tym, że nawet, gdy marzysz o tym, by mieć czas dla siebie, by ktoś inny zajął się dzieckiem, to równocześnie wydaje ci się, że tylko ty jesteś do tego zdolna i natychmiast, gdy dziecko znika z twojego pola widzenia, dopadają cię wyrzuty sumienia!
                              Pierwsze dni w domu z Maleńką to boksowanie się z własną psychiką i układanie życia na nowo. Nie chciałam odwiedzin, nie odbierałam telefonów, skupiłam się maksymalnie na wsłuchaniu się w Dzieciątko. I dzięki temu już po około tygodniu nie musiałam “spać” przy zapalonej lampce i w okularach – tak, by niczego nie przegapić 😉
                              Zima Wielkich Zmian… jak teraz pomyślę, że na pierwszy spacer wyszłyśmy po miesiącu, bo wcześniej była zbyt niska temperatura, nie chce mi się w to wierzyć… Choć czułam się jak w klatce, wiem, że nikt nawet siłą by mnie z tej klatki nie ruszył 😉 Klatki pachnącej mlekiem, oliwką i ciepłym, beztroskim, magicznym snem, który tylko ja – mamusia, mogłam zapewnić 🙂

                              • Droga córeczko!
                                Twoje pojawienie się na świecie było jak tęcza, która nadaje niebu nieznanych dotąd barw…Jak jasny promień rozświetlający szare, pochmurne niebo… Szare niebo, które dotąd było moim życiem… Twoje narodziny dały mi siłę na walkę…Walkę o swoje własne szczęście…Walkę o szczęście swoich bliskich i zupełnie obcych dla mnie ludzi… To Ty prowadziłaś mnie w zupełnie nieznanym dla mnie labiryncie ludzkich uczuć… To Ty zupełnie jak gwiazda polarna oświetlałaś mi w nim drogę… Nauczyłaś mnie cieszyć się życiem…Z wiatrem we włosach tańczyć na krawędzi życia… Twoja wrodzona dobroć i bezinteresowna życzliwość otworzyła moje serce na świat i zamieszkujących go ludzi…Z zimnej, wyrachowanej kobiety przeistoczyłam się w ciepłą, wrażliwą istotę… Nauczyłaś mnie kochać,okazywać emocje i głośno mówić o swoich uczuciach… Pokazałaś,że można być dobrym dla innych nie oczekując niczego w zamian… Codziennie dawałaś mi prawdziwą lekcje cierpliwości… Przypomniałaś o dawno zapomnianych uczuciach… Wskazałaś same pozytywne aspekty mojego życia… Nauczyłaś mnie od nowa ufać ludziom… Patrząc w Twoje niewinne, radosne oczy wiem że zrobiłaś to zupełnie nieświadomie… Naturalnie… Chyba tylko dzieci mogą być tak rzeczywiste i prawdziwe w swoich gestach, słowach i czynach… Chyba tylko od dzieci możemy nauczyć się prawdziwej, bezinteresownej życzliwości, miłości i otwartości na drugiego człowieka… Chyba tylko dzięki Tobie znowu o tym pamiętam…
                                Twoja mama

                                Gdy osiemnastego stycznia trafiłam do szpitalnej Izby Przyjęć nie spodziewałam się nawet, że na Oddziale Patologii Ciąży spędzę kilka najbliższych tygodni… Pięć długich tygodni…
                                ,, – Niewydolność szyjki macicy… Przepuklina pęcherza płodowego…Zostawiamy Panią na oddziale…” – słowa lekarza brzmiały jak wyrok…W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli…,, – Boże!Dlaczego?Dlaczego spotkało to właśnie mnie?Przecież jeszcze wczoraj wszystko było w porządku…?Co takiego mogło się wydarzyć..?Przecież Ona jest jeszcze taka maleńka… Boże nie pozwól Jej jeszcze przychodzić na świat…” – myślałam gorączkowo dławiąc się łzami. Powoli docierało do mnie, że moja 28 – tygodniowa córeczka może lada chwila pojawić się na świecie. Na szczęście, po wielu kroplówkach i ogromnych dawkach leków, skurcze ustały…,, – Pani Ewelino, udało nam się zatrzymać akcję porodową. Teraz musi Pani odpoczywać i przyjmować lekarstwa. Najważniejsze, że maleństwo jest bezpieczne…” – starał się pocieszyć mnie lekarz prowadzący. Jednak mimo wysiłków wielu lekarzy i końskich dawkach prze najróżniejszych medykamentów moja ciąża zakończyła się w 31 tygodniu. Ida przyszła na świat jako wcześniak, ważąc 1800 gram i mierząc 45 cm. Dostała jedynie 6 punktów w skali Apgar. Była taka bezbronna i maleńka…Ale ku zdumieniu wszystkich, posiadała niezwykłą siłę… Siłę życia…
                                Mimo to na szpitalnym oddziale neonatologii spędzić musiała aż dwa tygodnie… Pierwsze, najważniejsze dwa tygodnie swojego życia… Niestety nie mogłam jej wówczas towarzyszyć… Zostałam bowiem wypisana do domu zaraz po porodzie i chociaż odwiedzałam ją niemalże codziennie to wydawało mi się, że Samotny powrót do domu był dla mnie okropnie bolesny i trudny… Och, jak ja bardzo wówczas zazdrościłam wszystkim świeżo upieczonym mamom które mogły zabrać ze sobą swoje nowo narodzone dzieci… Byłam bezsilna… Chciałam czuć ciepło jej maleńkiego ciałka, spokojny miarowy oddech na swojej piersi… Chciałam nosić ją na rękach, dostawiać do piersi, przewijać…Wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany dzień… Nie jestem w stanie opisać towarzyszącego nam wówczas szczęścia…Łzy, kołatanie serca, drżenie rąk, nieokiełznana euforia… Niemalże natychmiast wzięłam ją na ręce… Byłam tak bardzo spragniona jej obecności, że nie mogłam wypuścić jej ze swoich ramion… Nie chciałam… Czas zatrzymał się w miejscu…

                                • Po raz kolejny Redakcja stanęła przed trudnym wyborem.

                                  Ze wszystkich zgłoszonych do konkursu odpowiedzi wybraliśmy 10 naszych laureatów.

                                  Oto oni:

                                  [*]merus
                                  [*]ewelka21
                                  [*]jolenka1312
                                  [*]79magda
                                  [*]meteor24
                                  [*]ewanna
                                  [*]agnessa
                                  [*]tusiek
                                  [*]ania_jukej
                                  [*]Beautymelissae

                                  GRATULUJEMY!!!!

                                  Wszyscy laureaci otrzymają ode mnie wiadomość prywatną z dalszymi instrukcjami.

                                  • DZIĘKUJĘ

                                    Gratuluję pozostałym!!

                                    • Ależ się cieszę.,Dziękuję

                                      • 🙂

                                        Ależ się cieszę:) dziękuję i gratulacje dla pozostałych laureatek:)

                                        • dziękuję:)

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: Konkurs – Wygraj kosmetyki PAT&RUB SWEET

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general