Powiedzcie, jak ja się mam zachować? Co robić?
Sytuacja wyglada następująco:
Ja jestem 2 tygodnie po zabiegu – drugim w tym roku – nerwy w strzępach. Postanowiliśmy wyjechać na weekend do znajomych w innym mieście, gdzie jakis czas mieszkaliśmy i mamy trochę przyjaciół. Zapraszają nas już od dawna – pomyśleliśmy – fajnie, trochę się oderwiemy. Zatrzymujemy się tam zwykle u przyjaciół, którzy nie mają dzieci. Ich historia jest strasznie smutna. Jakieś 6 lat temu ta dziewczyna straciła dziecko w bardzo zaawansowanej ciąży – nie wiem, czy to nawet nie było urodzenie martwego dziecka… Potem mieli długą przerwę, wiem, że po jakichś 3 latach postanowili się znowu starać… I nic… Nie pytaliśmy, nie wnikaliśmy – nie było tematu… Kiedyś (na początku tego roku) wyrwało im się, że oni to już raczej pożegnali się z nadzieją… Smutne…
No i wczoraj – mój mąż dzwoni do nich, zeby potwierdzić przyjazd… Umawiamy się do zaprzyjaźnionej knajpy na wieczór i – ona nie pójdzie – bo jest w ciąży!!!
Boze, przecież to powinna być taka cudowna wiadomość!!! Sześć – a może więcej – lat niepowodzeń, strata nadziei – i nagle coś takiego! I ja naprawdę cieszę się z tego niezmiernie, życzę im obojgu wszystkiego co najlepsze!
Ale na litość boską, jak ja sobie tam poradzę??? Nie mogę patrzeć na nic, co ma jakikolwiek związek z dziećmi – reklamy, produkty w sklepie, ubranka, wózki na ulicy… Ten weekend to miało być takie zapomnienie, oderwanie sie, trochę szaleństwa i włóczenia po klubach. I trafię w sam środek wielkiego ciążowego szczęścia! No i co? Nie jechać? Zaskorupić się i zgorzknieć? Wstrętna jędzowata baba, która ma za złe innym ich szczęście? To nieprada, nie mam nic nikomu za złe – ale jak to wyglada z zewnątrz? Własnie tak! Dlaczego takie rzeczy zdarzają się zawsze nie w porę? Dlaczego nie mogę sie z nimi cieszyć ch szczęściem? Ta wiadomość to jak kopanie leżącego… Chociaż wiem z drugiej strony, ze powinno mi to dać nadzieję – im się udało, wiec może i u mnie nie wszystko stracone… Tylko, że rany zbyt świeże, bolą przy każdym muśnięciu… Właśnie teraz mieliśmy wszystkim powiedzieć… I już nie mamy o czym…
Musiałam to z siebie wywalić. Mam do siebie pretensję o taką reakcję…
A na dokładkę – okazało sie, że koleżanka – dosć bliska – która niedawno wyszła za mąż i za cholerę nie chciała mieć jeszcze dzieci – jest w ciąży! I wcale sie z tego nie cieszy – jest wsciekła, bo jej to krzyżuje plany… A najbardziej się przejmuje tym, ze znajomi ją potępią, bo teraz to się najpierw robi karierę zawodową, a potem ewentualnie myśli o dzieciach… A ona tak zaraz po studiach… Cholera mnie bierze, jak tego słucham… Ci co chcą – nie mogą, ci co nie chcą mają w nadmiarze… Wszystko na odwrót. Nawet dobre wiadomości nigdy nie przychodzą w porę – tylko jeszcze dobijają!
Jak zaczynaliśmy myśleć o dzidzi, to marzyłam o tym, zeby jakaś blismka koleżanka była w ciąży albo,żeby się chciała starać o dziecko… To nie – wtedy nic – a teraz? Jak z rękawa, jedna za drugą. Aha, jeszcze bratu mojej najbliższej przyjaciółki urodziła się córeczka – też już nie miał nadziei na dizecko… No i zachwycałam się wczoraj zdjęciami maleństwa, cóż mi pozostaje… (oni nie wiedzą…)
No, to tyle, przepraszam za te wywnętrzenia, ale właściwie dokąd z nimi jak nie tutaj?
Agata
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Kpiny losu… No i co ja mam zrobić?
Re: Kpiny losu… No i co ja mam zrobić?
Ludzie potrafią być cholernie wredni. Ale tak naprawdę, to mi ich żal. Bo są ograniczeni i brak im uczuć. Wrrrr. Tylko skąd im się to bierze???
Pozdrawiam, A.
Re: Kpiny losu… No i co ja mam zrobić?
wiesz my staraliśmy się o dziecko 7 lat. co prwada nigdy nie poroniłam, ale tez w ciążę zajść nie mogłam, a tu koleżankki kuzynki jedna za druga i to okropne, nachalne pytanie : A WY KIEDY???? nikt nie pomyślał, że może my nie możemy, że coś jest nie tak… dobra mina do złej gry. Borys pojwaiłsię w momencie kiedy chcieliśmy zacząć się leczyć. nie wiem jakim cudem, ale wiem, że to napewno był cud 🙂 więc głowa do góry bo wszystko bedzie oki.
Paula i Borysek 07.07.2003
Re: Kpiny losu… No i co ja mam zrobić?
Super!
Takie wiadomości sprawiają, ze chce się żyć trochę bardziej.
Swoją droga, to ciekawe. Nasi znajomi starali się 8 lat z okładem. Nic. Jak ich związek zaczął się trzy lata temu rozpadać w paskudny sposób, okazało się, że dzidziuś jest właśnie w drodze! Gdyby nie to, nie byliby już razem. A tak – właśnie się dowiedzieliśmy, że będzie jeszcze jedno. Rodzinka w rozkwicie 🙂
Do wścibskich koleżanek i kuzynek dorzuciłabym jeszcze wredne cioteczki w trakcie przechodzenia w menopauzę… wrrrrr.
Gratuluję ślicznego maluszka, pozdrawiam, Agata
Znasz odpowiedź na pytanie: Kpiny losu… No i co ja mam zrobić?