Mam prośbę.
Interesuje mnie to, czy i jak obecnie w praktyce
ktokolwiek (szkoły rodzenia, ginekolog, położna, pediatra))
informuje kobiety o tym, że może sie pojawić, jak rozpoznać i gdzie szukać pomocy w razie zachorowania na depresję poporodową.,
a także czy ktoś informuje o tym jak wygląda i ile potrwa baby blues lub euforia poporodowa
i co zrobić, jeśli ten stan się przedłuża.
Piszę o tym pracę i chętnie powołałabym się wyłącznie na własne doświadczenia, ale są nieco nieświeże 😉
Wystarczy mi króciutka informacja, żebym mogła zorientować się jak od strony matek
obecnie w Polsce to mniej więcej wygląda.
Jeśli ktoś zdecyduje się napisać cokolwiek, będę wdzięczna 🙂
Strona 4 odpowiedzi na pytanie: Mały sondaż nt. problemu depresji poporodowej
a dokładnie chodzi Ci o baby blues??
Tak, byłam informowana przez ginekologa, w bardzo luźny, wesoły sposób, co bardzo mi przypadło do gustu. POtem, kiedy faktycznie to przyszło, przypominałam sobie co tez pani doktor opowiadała i w koncu sama z siebie się śmiałam. Kiedy po drugim synku połozna zobaczyła, co się ze mną dzieje, także nazwała sprawę po imieniu i opowiedziała co i jak, a także ponformowała moją mamę (która akurat u mnie była), że mam prawo zachowywać się tak, a nie inaczej.
A może chodzi jednak o depresję poporodową??
NIkt mnie nie poinformował. Ale pozwolę sobie tutaj na wyrażenie własnego zdania: jeśli nie ma depresji, to nie ma sensu informowac o możliwości jej pojawienia się. Depresji poporodowej nie da się przeoczyć i wydaje mi się, że ważne jest, by zacząć działać, po zaobserwowaniu przez rodzinę objawów.
Jeszcze dodam: nikt się mną nie zajął, kiedy leżałam w szpitalu z noworodkiem “lecącym przez ręce”, kied umierałam ze strachu o dwudniowego człowieka z ciężkim zapaleniem płuc i problemami z serduszkiem.
Nikt mnie o niczym nigdzie nie iformował, ale nie chodziłam do szkoły rodzenia – moze tam by powiedzieli. W każdym razie, uważam też że za mało sie poświęca uwagi połogowi. Wszędzie się trąbi o ciąży, porodzie a później to radź sobie kobieto sama. Połóg miałam straszny i sama się sobie dziwie że w depresje nie wpadłam.
pozwolę sie nie zgodzic.
rodzina mowi: “o jezu, czego narzekasz, przeciez masz wszystko: meza, zdrowe dziecko. wez sie w garsc”
a czesto kobieta sama przed soba sie wstydzi przyznac do depresji, najczesciej dlatego, ze nie ma pojecia ze istenieje depresja – po prostu wydaje jej sie ze wszyscy dookola maja racje, a ona użala sie nad soba.
I dlatego jestem jak najbardziej ZA, w kwestii mówienia o baby blues. I nie samej przyszłej/obecnej mamie, ale także jej rodzinie. Ba… nie tylko mówić, ale krzyczeć się powinno, żeby dotarło do wszystkich. Natomiast depresja… to jest stan znacznie dalszy i nie polega tylko na użalaniu się, nieogarnianiu sytuacji, przemęczeniu i burzy hormonów. POdjrzewam, że jeśli powiedziec wszystkim położnicom, że są w depresji (w której nie są), to większośc przez wiele tygodni, jesli nie miesięcy będzie obłożnie chorymi niewiastami, nieumiejącymi radzić sobie z życiem… taki jakby efekt placebo.
Przecież inaczej postępuje się z czlowiekiem, który ma doła, a inaczej z czlowiekiem chorym na depresję.
Wydaje mi się, że określenie “depresja” jest często stosowane zamiennie z innymi, znacznie lżejszymi (co nie znaczy, że możliwymi do zbagatelizowania) stanami psychicznymi.
NO ale to tylko taka moja opinia.
Ponieważ nikt nie zna mechanizmu jej powstawania,
to w sumie trudno powiedzieć czy jest jakiś limit.
Obecnie umownie przyjęło sie m/w pół roku od porodu.
Dodatkowo kilka badań pokazuje, że około 48% z tych zdiagnozowanych depresji poporodowych
wlecze się ponad rok (dłużej nie wiem, bo nie znalazłąm takiego badania, któe by to sprawdziło),
to niewykluczone, że depresja poporodowa może nasilać się z czasem,
a zaprowadza do lekarza dopiero, kiedy trudno już z nią żyć,
a jest na tyle długo od porodu, że przypisuje się jej genezę innym czynnikom
i diagnozuje jak depresję nie związaną z urodzeniem dziecka.
Wydaje mi się, że ja jestem przykładem osoby,
która trafiła do lekarza na tyle późno,
że nie można mieć pewności, czy miałam poporodową czy nie.
Ja czuję, że tak, ale lekarz stwierdził, że ona endogenna i już 😉
Jakie wyczucie czasu 😉
Uważam, że jesteś w błędzie.
To jakby przypisywać wszystkim kobietom skłonności hipochondryczne.
Od wiedzy o jakiejś chorobie chyba jeszcze nikt na nią nie zachorował 😉
Termin depresja ma jedno znaczenie medyczne, zestaw objawów, metody rozpoznawania i leczenia.
Jeśli komuś wydaje się, że depresje ma
lepiej, żeby odwiedził lekarza jeden raz niepotrzebnie
niż ten co lekarza potrzebuje do niego nie trafił.
No a badania wskazują, że odpowiednia informacja powoduje,
że kobiety kierują się do lekarza wcześniej,
a poprzez szybkie i skuteczne leczenie depresji
minimalizuje się długofalowe skutki dla dzieci, kobiet i ich rodzin.
Aż sprawdzałam, czy to nie Twego autorstwa
Dziewczyny,
chciałam Wam wszystkim bardzo, bardzo podziękować 🙂
Bardzo mi pomogłyście!
:Buziaki::Róża:
PS: w razie podejrzenia depresji najlepiej wybrać się do psychiatry,
to on jest lekarzem i najlepiej wie, jak zdiagnozować chorobę.
Niestety realia są takie, że na wizytę do panśtwowego lekarza czeka się z reguły długo 🙁
To też powinno sie zmienić.
Jeszcze nie tym razem 😉
i mnie też nie
Powinno się depresję nagłaśniać, robić kampanie społeczne (była chyba kiedyś taka o depresji aczkolwiek nie w połączaniu z porodem/dziećmi). Trzeba nagłaśniać, jeżeli nawet choć jedna matka to co uważa za swoje beznadziejne macierzyństwo rozpozna u siebie jako depresję i poszuka pomocy.
Od podejrzeń depresji do wewnętrznej zgody na zewnętrzną pomoc mija zazwyczaj dłuższy czas, raczej nikt tak z biegu do psychiatry nie pędzi.
Faktycznie chyba z nadmiaru wiedzy “hipochondria depresyjna” nam nie grozi. Raczej ludzie mają potrzebę wypierania niż przypisywania sobie, ale może się mylę. Wynika to z poczucia, że nie ma społeczje zgody na “choroby psychiczne” a depresją nią jest, choć nie jest to typowa ch.p.
nikt słowa nie powiedział tylko raz jak miałam nawał w 3 dobie a Kryśka się musiała świecić z powodu żółtaczki i nasz pobyt się przedłużył z planowanej soboty do poniedziałku poszłam poszlochać położnym i powiedziały – ooo 3 doba, typowe, każda wtedy płacze
a poza tym to po moim szalonym porodzie dostałam szaleńczej euforii właśnie która to trwa do dziś 😀
Mi tez nikt nie mowil o depresji, ale znalam ja osobiscie z pierwszygo porodu
Ja tez w 3-ciej dobie poplakalam sobie,poniewaz okazalo sie ze mala ma zoltaczke i nie wyjdziemy do domu tak jak to bylo planowane.
położna ani lekarz mnie nie poinformowali, w szpitalu też nikt…
dowiedziałam się o istnieniu tego “zjawiska” z gazet i netu
Nawet nie wiem, czy w szkołach rodzenia mówią o depresji poporodowej. Jest to problem, który dotyka mniejszą ilośc kobiet, ale jednak poważny i to się zdarza. Wtedy najszybciej kto może pomóc, to rodzina, znajomi, a i wydaje mi się że rzadko same kobiety szukają pomocy psychologa, bo przy obowiązkach przy dziecku brakuje czasu i rzeczywiście skąd kobieta wie gdzie ma się zwrócić, a nawet nie bardzo chce, bo to w końcu depresja, stan niechęci i ogólnego rozdrażnienia.
Fajny masz temat i ciekawy, pozdrawiam.
a ja kiedyś myślałam ze depresja poporodowa to wymysł rozpuszczonych mamusiek które myślą że życie to bajka a one to królewny i jak dochodzą obowiązki opieki nad dzieckiem to one wymyślają depresję
az pewnego dnia moja przyjaciółka na nią zachorowała
trwało to b. długo po urodzeniu drugiego dziecka zaczeły nachodzić ją myśli że ona go wcale nie chce i lepiej go oddać itp.
lekarz przepisał tabletki miała brać 2 lata po pół roku przestała a problem wrócił,ona nie mówiła o tym nikomu bo się wstydziła aż pewnego dnia obudziła się z krzykiem nie poznawała nikogo,męża,dzieci,po zawiezieniu do szpitala psych. schowała się pod biurko i wyła, dostała okresu i nie wiedziała co to.
Posiedziała tam ze 2 mieś. i wyszła taka roślinka ja nie mogłam sobie tego darować że nie miałam czasu na rozmowy z nią i postanowiłam jak wyszła ze szpitala to będę z nią spędzać dużo czasu,rozmawiać i może wyjdzie z tego. Wzięłam ją na spacer a ona o niczym nie mówiła tylko o tym żeby oddać malca (miał wtedy ok.9 mieś.)albo modlić się z nią o śmierć dla małego. Była jak dzikie zwierzątko które boi się ludzi i żyła w swoim świecie, najważniejsze było dla niej palenie papierosów potrafiła w ciągu godz wypalić paczkę.
Potem M załatwił jej pobyt w Warszawskim szpitalu, tam pobyła ze 3 m. i wyszła super babka.Dziś mały ma 4.5 roku ona cały czas jest na lekach tak powiedziala czuje się bezpieczniej bo pamięta wszystko z tego okresu.
Idziś ja wiem że depresja to żadne fanaberie tylko b. ciężka choroba
sorki że tak długo ale to i tak w b. wielkim skrucie
No to jestem w szoku…
Wydaje mi się, ze pojęcie depresji poporodowej jest sztucznie wyolbrzymione. Gdy czyta się gazety “dzieciowe” to depresja opisywana jest prawie tylko i wyłącznie na takim poziomie, że matka ma zamiar skrzywdzić własne dziecko. Zabić je, oddać, wyrzucić na śmietnik.
I nikt nie zauważy… że depresja jest dużo szerszym pojęciem…. że może istnieć tam gdzie pewne myśli i sprawy spychane sa strasznie głęboko….
Matka w depresji niekoniecznie planuje zrobić krzywdę swojemu dziecku.
Powinno się mówic o tym… że pierwszym sygnałem jest to… że matka nie rozumie własnych działań i myśli…. mówi i myśli coś zupełnie innego… nie potrafi pojąć skąd w jej głowie pojawiają sie zlepki myśli zupełnie irracjonalnych…
Wiele kobiet przechodzi stany depresyjne… nie mając pojęcia co to jest i dlaczego ją to spotyka. A wstyd i poczucie winy za własne irracjonalne myśli jest tak silny… że nigdy przenigdy nie pójdzie z tym do psychiatry.
Nawet w psychotestach – “czy masz depresję poporodową” jeśli nie zaznaczysz… TAK chcę unicestwić swoje dziecko… odpowiedź na psychotest jest negatywna.
Dobrym byłaby społeczna kampania…. opowieści tych, które się dzisiaj nie wstydzą… które wiedza, co ich spotkało i dlaczego zachowywały się tak a nie inaczej…. Żeby udowodnić matkom… że ich zryta psychika to nie novum, że ktoś już coś takiego przerabiał i wie, jak sobie z tym poradzić.
PS. Mi też ktoś pomógł, ktoś z tego forum. Bardzo jej za to dziękuję.
pięknie to napisałaś i widać że dobrze znasz temat taka pomoc przez kobiety które przez to przeszły to b. dobry pomysł bo one wiedziałyby jak dotrzeć do takich osób
Znasz odpowiedź na pytanie: Mały sondaż nt. problemu depresji poporodowej