Mlode Wdowy… Mlodzi Wdowcy…

Czy sa wsrod nas molde wdowy i wdowcy. Jestem ciekawa jak sobie radzicie z samotnoscia i pustka. Jak tlumaczycie pocieciecha zaistniala sytuacje. Ja od niedawna niestety dolaczylam do tego grona i wydaje mi sie, ze jakos sobie radze, ale jednak sa momenty, so sytuacje, pytania, emocje…. Jezeli jest nas wiecej (mam nadzieje, ze nie), to moze zalozymy nasz maly watek, w ktorym bedziemy sie nawzajem wspierac i pomagac.

Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Mlode Wdowy… Mlodzi Wdowcy…

  1. Zamieszczone przez bruni
    chyba smoki, bo ja sie nie wypowiadałam;)

    sorki cos mi w głowie siedzisz

    • Macie dziewczyny racje co do tych wspomnien o rodzicu ktorego zabraklo.

      Moj maz stracil ojca w wieku 8 lat. Jego matka nigdy wiecej nie wyszla za maz, nie zwiazala sie z nikim na powaznie. Argumentuje to tym, ze zawsze byla obawa, ze ten nowy partner moze sie zle odnosic do jej dziecka. A ono jest dla niej najwazniejsza istota na swiecie.

      Niestety w wychowaniu mojego M zauwazam czesto brak meskiego przykladu.

      Przez bardzo dlugi czas nie wiedzialam nic konkretnego o jego tacie. Myslalam, ze moze nie chce opowiadac, ze to go jeszcze jakos boli, choc minelo tyle lat.
      Pozniej zaczelam pojmowac dlaczego tak sie dzieje. On poprostu nic nie wie o swoim ojcu! Matka niewiele opowiadala, on sam niewiele pamieta…
      Wyobrazcie sobie, ze nawet nie mieli w domu jego zdjecia…A podobno milosc jego rodzicow byla taka piekna. Nawet gdy byla 20 rocznica jego smierci, to moja inicjatywa bylo pojscie i zapalenie swieczki, bo mamie do glowy nie przyszlo…

      Moim zdaniem, nie powinno sie dziecku dac zapomniec o rodzicu, ktory odszedl. Powinno sie pielegnowac pamiec o nim. Nie idealizowac, tylko opowiadac i wspominac czlowieka z krwi i kosci.

      Obecnie czekamy z mezem na nasze pierwsze dziecko. Chcialabym, zeby M kiedys mial co opowiedziec naszej corce gdy zapyta o dziadka.

      • Zamieszczone przez doritez
        Macie dziewczyny racje co do tych wspomnien o rodzicu ktorego zabraklo.

        Moj maz stracil ojca w wieku 8 lat. Jego matka nigdy wiecej nie wyszla za maz, nie zwiazala sie z nikim na powaznie. Argumentuje to tym, ze zawsze byla obawa, ze ten nowy partner moze sie zle odnosic do jej dziecka. A ono jest dla niej najwazniejsza istota na swiecie.

        Niestety w wychowaniu mojego M zauwazam czesto brak meskiego przykladu.

        Przez bardzo dlugi czas nie wiedzialam nic konkretnego o jego tacie. Myslalam, ze moze nie chce opowiadac, ze to go jeszcze jakos boli, choc minelo tyle lat.
        Pozniej zaczelam pojmowac dlaczego tak sie dzieje. On poprostu nic nie wie o swoim ojcu! Matka niewiele opowiadala, on sam niewiele pamieta…
        Wyobrazcie sobie, ze nawet nie mieli w domu jego zdjecia…A podobno milosc jego rodzicow byla taka piekna. Nawet gdy byla 20 rocznica jego smierci, to moja inicjatywa bylo pojscie i zapalenie swieczki, bo mamie do glowy nie przyszlo…

        Moim zdaniem, nie powinno sie dziecku dac zapomniec o rodzicu, ktory odszedl. Powinno sie pielegnowac pamiec o nim. Nie idealizowac, tylko opowiadac i wspominac czlowieka z krwi i kosci.

        Obecnie czekamy z mezem na nasze pierwsze dziecko. Chcialabym, zeby M kiedys mial co opowiedziec naszej corce gdy zapyta o dziadka.

        Ja czasami tez sie zastanawiam czy nie pochowac zdjec meza ktore sa na wierzchu, tylko dlatego, ze z dnia na dzien wszystko co raz bardziej boli jak sie na nie patrzy. I jest co raz wieksza pustka, zal i pretensje do zycia… Nie umiem jeszcze Biance opowiadac o roznych sytuacjach, tych radosnych, smiesznych… od razu staje mi “klucha” w gardle i lzy w oczach sie pojawiaja. Nie osadzaj ludzi… sa tacy ktorzy po porostu po wielkiej stracie nie potrafia mowic, o momentach ktore juz nie wroca, o uczuciach!! Jest jeszcze cos takiego, ze osoby pozostajace na tym swiecie nie dopuszczaja do siebie mysli, ze ich najblizsi odeszli. To jest bardzo skomlikowane… nie wolno oceniac ludzi. Moze pomimo 20 lat to wszystko wciaz bardzo boli! Uwierz mi… ja osobiscie (choc jeszcze zadnej rocznicy okraglaej nie bylo), ale wiem, ze ten dzien nie bedzie dniem do swietowania, chociaz w moim przypadku zbiegl sie z urodzinami Mojego taty, ktory tez juz nie zyje, ja wrecz boje sie tej pierwszej rocznicy….

        • pierwsza rocznica jest neistety udręką:(, ale potem w każdą kolejną jest leżej na sercu, aż wkońcu stwierdzasz…,,Boże to już 20 lat”…………

          • Zamieszczone przez Su
            pierwsza rocznica jest neistety udręką:(, ale potem w każdą kolejną jest leżej na sercu, aż wkońcu stwierdzasz…,,Boże to już 20 lat”…………

            prawdopodobnie masz racje z ta rocznica… pierwsza jest chyba najgorsza.

            • Zamieszczone przez AnnaK26
              Ja czasami tez sie zastanawiam czy nie pochowac zdjec meza ktore sa na wierzchu, tylko dlatego, ze z dnia na dzien wszystko co raz bardziej boli jak sie na nie patrzy. I jest co raz wieksza pustka, zal i pretensje do zycia… Nie umiem jeszcze Biance opowiadac o roznych sytuacjach, tych radosnych, smiesznych… od razu staje mi “klucha” w gardle i lzy w oczach sie pojawiaja. Nie osadzaj ludzi… sa tacy ktorzy po porostu po wielkiej stracie nie potrafia mowic, o momentach ktore juz nie wroca, o uczuciach!! Jest jeszcze cos takiego, ze osoby pozostajace na tym swiecie nie dopuszczaja do siebie mysli, ze ich najblizsi odeszli. To jest bardzo skomlikowane… nie wolno oceniac ludzi. Moze pomimo 20 lat to wszystko wciaz bardzo boli! Uwierz mi… ja osobiscie (choc jeszcze zadnej rocznicy okraglaej nie bylo), ale wiem, ze ten dzien nie bedzie dniem do swietowania, chociaz w moim przypadku zbiegl sie z urodzinami Mojego taty, ktory tez juz nie zyje, ja wrecz boje sie tej pierwszej rocznicy….

              Anno, ja nikogo nie osadzam. Osobiscie nie doswiadczylam takiej straty i dziekuje za to Bogu… nie wiem jak ja bym sobie radzila w takiej sytuacji.

              Ja opisuje sytuacje w jakiej znajduje sie moj maz, 30-letni mezczyzna. Przykro sie robi widzac, ze on nic nie wie o swoim ojcu. A widze, ze chcialby. Jego mama bez oporow opowiada mi o swoim zmarlym mezu, ale robi to bardzo rzadko w obecnosci syna.

              Moja pozycja jest taka – pielegnowac pamiec o tym kto odszedl, wspominac w swieta, rocznice ( i nikt tu nie mowi o swietowaniu!), jego (jej) urodziny.

              Rozumiem, ze Tobie ciezko jest teraz rozmawiac z Twoimi dziecmi, Straciliscie tate niedawno i do tego masz jak rozumiem male dzieci.
              Sciskam Was mocno i mam nadzieje, ze nie urazilam Twoich ani niczyich uczuc

              • ja takze stracilam tate gdy mialam 8 lat i moge powiedziec ze do tej pory jest mi ciezko o tym pisac. bylo tak wiele moment w w moim zyciu gdy chcialam by byl obok mnie ale go nie bylo…
                Aniu jezeli chodzi o zdjecia i inne pamiatki po mezu to nie chowaj bo przeciez on byl i bedzie czescia waszego zycia…
                Potwerdzam za Su ze warto byscie sobie na nowo kiedys poukladali zycie. Pamietam jak zmienila sie moja mama gdy poznala Z. na nowo zaczela zyc, chociaz wam sie wydaje ze zachowujecie sie normalnie, nie pokazujecie bolu przy dzieciach i jestescie szczesliwi to i tak wasze dzieci dostrzegaja roznice w waszym zachowaniu. Ona na nowo zaczela ta normalnie zyc chociaz nie ukrywam na poczatku tego zwiazku nie bylo latwo, w trakcie jego trwania takze byly trudne chwile. Moze to wynikalo z tego za zarowano mama byla wdowa z dziecmi a on wdowcem z dziecmi i brak bylo wspolnego-wiecie moje twoje…. jedak to gdzies zawsze wychodzi, bo dziecko robi cos czego nie powinno a wychodzi na to ze sie go czepiasz no sama nie wiem…. w kazdym badz razie oni ( rodzice) byli szczesliwi….
                a teraz mama ma 56 lat a w pazdzierniku mina 2 lata jak jest wdowa drugi raz… wiem ze sie z Z. klocilam ale i tak bardzo go kochalam, gdy umarl znowu stracilam bardzo bliska osobe… a ona chociaz ma nas i wnuka to caly czas powtarza ze zycie stracilo sens, czuje sie jak piate kolo u wozu i takie inne, no i zalozenie odgorne jest takie ze ona juz nie chce z nikim byc, przynajmniej nie chce z nikim mieszkac spotkac sie wyjsc na kawe ok ale nic poza tym…

                mam nadzieje ze to co napisalam komus pomoze, rozwiklac co dzieje sie w dziecku. W kazdym badz razie wasze dzieci nie zapomna o zmarlych rodzicach pamiec o nich trwa nadal chociaz glos zna sie z kaset-jezeli takie sa, twarz ze zdjec lecz najwazniejsze poamiec wspolnych chwil nadal jest w sercu i tak juz pozostanie na zawsze

                • Nie jestem wdową i Boże broń, jestem jakby w odwrotnej sytuacji, bo “zostawiło” mnie dziecko. Znalazłam piękny artykuł, którym postanowiłam się z Wami podzielić. Ostrzegam!!Wyciskacz łez!!
                  ?MOŻESZ ODEJŚĆ, BO CIĘ KOCHAM?
                  Tekst: Renata Arendt-Dziurdzikowska
                  (artykuł pochodzi ze?Zwierciadła?, nr 11/1909, listopad 2005 r.)

                  Śmierć to nie jest chwytliwy temat, umieranie najbliższych tym bardziej. Więzi nas lęk i przerażenie. A jednak żyją wśród nas ludzie, dla których towarzyszenie bliskim w ich odchodzeniu stało się doświadczeniem najważniejszym i najpiękniejszym. Mimo bólu.

                  Maja Wołosiewicz (36 lat) rok temu pożegnała ukochanego tatę. W ostatniej fazie wyniszczającej choroby nowotworowej, gdy leżał nieprzytomny, bez kontaktu, nagle na kilka sekund otworzył oczy i powiedział, jak bardzo ją kocha. Opiekowała się nim do końca, w domu, przez ostatni tydzień siedziała w jego łóżku oparta plecami o ścianę i odmawiała buddyjską modlitwę: skoncentrowana na sercu wysyłała tacie światło miłości z intencją ulżenia w cierpieniu.?Jeśli jesteś gotowy, możesz odejść, odejdź? powtarzała w myślach.? Damy sobie z mamą radę. Wszystko będzie dobrze?.
                  Paweł Fiuk (30 lat) 12 września ubiegłego roku trzymał w ramionach umierającą żonę Ewę; czerniak zaatakował cały organizm. Umierała w domu, Paweł był w kontakcie z lekarzami, podawał lekarstwa, mył, tulił. Już nic nie mówiła, momentami zamknięta w swoim świecie, nieobecna. Tego dnia przyjechała mama Ewy, jej brat, więc Paweł mógł wyjść do apteki. Padał ciepły jesienny deszczyk. Niebo płacze, dobrzy ludzie umierają, tak pomyślał. Wrócił, pożegnał gości i zrobił sobie kolację. Zaczął jeść, ale poczuł, że to nie czas na jedzenie; czas, by położyć się obok żony.?Przytuliłem się do niej i śpiewałem, że ją kocham. Objęła mnie za szyję. Chcesz odejść, prawda? Zapytałem. Oddychała spokojnie. Patrzyła mi w oczy. Ciągle mówiłem, jak bardzo ją kocham i wiem, jak bardzo ona kocha mnie. Z każdą sekundą oddech stawał się wolniejszy, aż ustał. A potem potężna chwila bez oddechu, ale oczy ciągle żywe, szokujący kontrakt; i ostatnie tchnienie, oczy zgasły, odeszła. Było kilka minut po osiemnastej. Łzy popłynęły ciurkiem. Zawiadomiłem rodzinę, umyłem Ewę, zadzwoniłem po lekarza?.
                  Bożena Cofta-Małecka (40 lat) w niedzielę wielkanocną położyła się obok umierającego męża Wojtka. Zawsze leżeli?na łyżeczkę?, on z tyłu, zagarniał ją ramionami, tym razem to ona położyła się za nim i przytuliła do jego pleców. Od półtora roku cierpiał na nowotwór mózgu. Wiedziała, że to agonia: wzrok wbity w ścianę, dusił się.?Nie bój się, jestem przy tobie?? szeptała. Przy łóżku klęczała 15-letnia córka Ula, czuwali Wojtka siostra i brat, na łóżku siedział kot Magik.?Nie myśl o nas, damy sobie radę, myśl o sobie??. Pamięta ten moment: pociemniałe z bólu oczy w jednej chwili rozjaśniły się, stały się intensywnie błękitnie, stężona cierpieniem twarz rozluźniła się, odetchnął ostatni raz i uśmiechnął się, łagodnie, spokojnie. Magik przeciągnął się i wyszedł. Bezmiar współczucia dla męża? tak nazywa to, co wypełniało jej ciało, gdy razem z córką myły ukochanego mężczyznę i ubierały go.
                  Miała czas, aby pożegnać się z mężem; od wielu tygodni widziała, że umiera.?Co było do wyjaśnienia, zostało wyjaśnione, co do wybaczenia, wybaczone?? mówi z ulgą. A gdyby się nie pożegnali, gdyby do końca udawali, że nic się nie dzieje, że zaraz mąż wstanie i wszystko będzie dobrze? Bożena kręci głową:?piekło?.

                  Śmierć jest całkowicie bezpieczna

                  ?Podczas pracy z umierającymi miałem wielokrotnie okazję przekonać się, że moment śmierci jest chwilą ogromnego wyciszenia i spokoju? pisze Stephen Levine w swojej znakomitej książce?Kto umiera? Sztuka świadomego życia i świadomego umierania?.?Prawdopodobnie stosunek do umierania, do porzucenia ciała zmienia się w chwilach poprzedzających śmierć. Można wysunąć przypuszczenie, że umysł i ciało stopniowo stapiają się w jedno. Jak zauważył kiedyś człowiek, który umarł i wrócił, by o tym opowiedzieć:?Śmierć jest całkiem bezpieczna?. Wydaje się, że dla wielu ludzi w tych ostatnich chwilach życia piekło ich doświadczenia przeistacza się w niebo, a opór w szczodry spokój, w płynne przekroczenie dotychczasowych granic. Umieranie przypomina rozpuszczanie. Trwałość roztapia się w płynność?.
                  Śmierć jest całkowicie bezpieczna. Tak jak całkowicie bezpieczne jest życie. A jednak? jak się zdaje? tylko nieliczni z nas przeczuwają, co to znaczy.?Jest w nas tyle niechęci do pełnego doświadczania siebie, tyle lęku, poczucia winy, gniewu, zagubienia, żalu. Zwątpienia, marnych wymówek i wykrętów? pisze Levine.?Boimy się tego kogoś, kim być może jesteśmy, kto? naszym zdaniem? nie zasługuje na miłość?.
                  Stephen Levine towarzyszył wielu chorym rozpaczliwie uczepionym gwałtownie niszczejącego ciała w szalonej nadziei, że jednak zdarzy się cud; opanowanych przez lęk, czy znajdą w końcu nieobecne w ich dotychczasowym życiu poczucie spełnienia. Spotkał również ludzi, którzy umierali, emanując tak wielką miłością i współczuciem, że ich otoczenie przepełnione było radością, która utrzymywała się wiele tygodni, a nawet miesięcy.
                  Erica Jong napisała wiersz o śmierci?Czy życie to nieuleczalna choroba??. Kończy się tak:?Blade radośnie chwalił Pana/ na łożu śmierci,/ Moja babka/ żadna z niej była poetka/ uśmiechała się,/ Nigdy wcześniej/ nie widzieliśmy u niej takiego uśmiechu./ Może ciało to tylko stara suknia,/ co kiedyś była opięta,/ a teraz wisi na nas, bo rozpoczęliśmy dietę/ śmierci. Może zrzucimy ją/ lub oddamy ubogim duchem, którzy jeszcze nie poznali,/ jakim błogosławieństwem jest/ nagość??.
                  ?Została tylko miłość?? mówi Bożena. Gdy mąż żył, sprzeczali się, ranili, normalnie, jak to w małżeństwie. Teraz nic oprócz miłości, która wypełnia i koi. Towarzyszenie tacie w chorobie i umieraniu Maja porównuje do wspinania się na najwyższy szczyt świata:?I doszłam tam, stałam na szczycie?.
                  Opowiadając o kochanych, którzy odeszli, płaczą, bo smutek jest i będzie. Ale jest też doświadczenie porażającego wręcz piękna tej chwili, piękna?nagości? z wiersza Eriki Jong.

                  Miłość, czułość, ból i zwierzęce zmęczenie

                  Oczy widzą co innego niż serce. Oczy widzą, że najdroższy nam człowiek leży bezradny, zawstydzony tym, że nie panuje nad fizjologią.?Bo śmierć nie wygląda tak jak na amerykańskich filmach? mówi Maja.? Nie ma kwiatów, świec, fruwających aniołów, delikatnej muzyki w tle i uśmiechniętego, czystego umierającego?. Śmierć krwawi, dusi się, dygocze, wymiotuje, traci oddech, rzęzi, sinieje. Przez ostatni tydzień przed śmiercią taty Maja prawie nie spała. Mycie, karmienie i doglądanie chorego zajmuje całą przestrzeń życia. Doświadczyła tego, o czym mówi bliski jej buddyzm: żeby żyć tak, że już nie ma ciebie, w całości oddajesz się drugiemu człowiekowi.
                  ?Porozumiewając się z Ewą bez słów, wiedziałem, czego chce, co jej przeszkadza, co mam robić? mówi Paweł.? Nawet gdy było źle, upierała się, żebym chociaż na dwie godziny wyszedł do pracy, odpoczął od choroby?. Gdy wychodził, zastępowała go mama Ewy. A potem wracał do żony, którą zajmował się dzień i noc. Bożena i jej córka Ula czuwały przy Wojtku, wychudzonym, z twarzą stężałą od lęku, ledwo przypominającym dawnego silnego, wysportowanego mężczyznę.
                  W sercu jest miłość i ból. I cisza. W ciele spokój i zwierzęce zmęczenie, na granicy otępienia. Serce czuje bliskość i czułość nie do wyrażenia, połączenie dusz, dotknięcie Boga.?Myłam tatę z miłością?? mówi Maja.?Cudownie było zajmować się żoną, dawała mi tyle miłości?? zapewnia Paweł.
                  Serce wie, że nic nie umiera.?Wojtek obiecał mi, że spotkamy się w następnym wcieleniu, na zawsze będziemy razem Wiedział to. Ja też wiem?? opowiada Bożena. Paweł z żoną mieli taki układ: teraz on opiekuje się nią, a po śmierci Ewa będzie czuwać nad nim. I tak jest, czuje jej obecność cały czas. Tata Mai jest jej opiekunem na nowej drodze życia.

                  Uczucia na wierzchu, bez masek, bez wstydu

                  Pozwolić odejść, nie czepiać się, nie rozpaczać:?Co ty mi robisz, jak możesz mnie zostawić??, bo to egoizm i sprawa ból temu, kto odchodzi? mówią Maja, Paweł i Bożena.
                  Jest czas na walkę z chorobą. Opowiadają o niej. Wiele miesięcy starań w najwyższej gotowości. Wszystko, co konieczne: operacje, naświetlania, chemia, często specjalnie kontraktowana, grupy wsparcia, medycyna alternatywna: diety, masaże, zioła, cudowne materace, cudowne leki. Aż wreszcie przychodzi kres.?Tata miał już przerzuty wszędzie, dziesięć guzów po kilka centymetrów każdy, w wątrobie, płucach, w węzłach chłonnych, a lekarze zalecali trzecią trepanację czaszki, która przedłużyłaby mu życie o dwa tygodnie? mówi Maja.? Każda operacja trwała siedem godzin i tracił po niej pięć kilogramów. Pomyślałam, że to szaleństwo narażać tatę na takie cierpienie, że będzie lepiej, gdy te dwa tygodnie spędzi ze mną i z mamą w domu. Wtedy zrozumiałam, że lekarze nie szanują śmierci?.
                  ?Do końca wierzyłem, że choroba się cofnie? przyznaje Paweł.? Bo tak się zdarza. Ale byłem też przygotowany na to, co ma być?. Każdego wieczoru leżeli z żoną obok siebie na plecach, trzymając się za ręce, i modlili się, to znaczy na głos opowiadali, co zdarzyło się tego dnia, co było dobrego, za co dziękują, i prosili Boga, żeby? jeśli to możliwe? przywrócił Ewie zdrowie.
                  Z czasem widać, że tylko cud mógłby odwrócić bieg wydarzeń. Bliski człowiek niedołężnieje z każdym dniem, wyniki potwierdzają pogorszenie. Kończy się czas walki, zaczyna czas pożegnania. Rozmowy, jakich wcześniej w rodzinie nie było. Uczucia, nawet te najintymniejsze, na wierzchu, bez masek, bez wstydu. Porządkowanie życia. Święty czas bycia ze sobą, delektowanie się chwilą.
                  ?Nagle zapragnęliśmy pozjeżdżać na sankach, lepić razem bałwana? opowiada Bożena.? Ja lepiłam, Wojtek, już bardzo słaby, nagarniał mi śnieg. Śmialiśmy się, cieszyliśmy jak dzieci?. Albo leżeli razem i słuchali piosenek Osieckiej i karczmarskiego, rozmawiali o życiu i przemijaniu. Wojtek chciał być pochowany na cmentarzu obok swojego ojca, pod brzozą, chciał, aby jego ciało zostało skremowane. (Bożena:?Oczywiście zrobiłam to ku zgorszeniu części rodziny?). Trzy razy pytał żonę, czy wybaczy mu, gdyby nie miał już siły walczyć i chciał odejść. Odpowiedziała:?Ależ oczywiście. Podziwiam cię za to, że walczysz, ale tylko ty wiesz, jak długo dasz radę. Bez względu na to, co się stanie, będę przy tobie?. Chciał, aby ułożyła sobie życie z mężczyzną, pod warunkiem że Ula go zaakceptuje.
                  Ósmego maja na kilka miesięcy przed śmiercią Ewy odbył się ich z Pawłem ślub. W łódzkim mieszkaniu w bloku w obecności najbliższych, czyli tych, którzy nie zadręczają pytaniami, tylko się cieszą.?Tydzień wcześniej dowiedzieliśmy się o przerzutach do kręgosłupa i rozmawialiśmy o śmierci? przywołuje tamten czas Paweł.? Ewa powiedziała, że chce, abym miał żonę i dzieci, które będą mnie kochały. Wtedy uświadomiłem sobie, że nie będę mógł być z inną kobietą, jeśli Ewa nie będzie moją pierwszą żoną. Przeżyliśmy razem pięć lat, faktycznie była moją żoną, najwspanialszą, jaką można sobie wyobrazić. Byliśmy zaręczeni, spytałem, czy chce za mnie wyjść w tej sytuacji. Przyznała się, że marzyła o tej chwili. W jeden dzień załatwiłem formalności, kilka dni później wzięliśmy ślub?. Najlepsza decyzja, która przyniosła dzień z nieba: Ewa nie brała leków i nic nie bolało.
                  W lipcu wyjechali jeszcze na kilka dni na działkę, świętowali Ewy urodziny. Niezapomniany czas, tylko dla siebie, ptaki, drzewa, pachnąca ziemia, wschody i zachody słońca. Najbliżej życia, jak się tylko da.

                  Dorastanie w piętnaście minut

                  Wystarczy piętnaście minut rozmowy z lekarzem, aby wydorośleć? mówi Maja. Wbrew otoczeniu podjęła decyzję, że nie będzie trzeciej operacji, że zajmie się tatą w domu. Ukochana jedynaczka, rozpieszczona córeczka przeistoczyła się w dojrzałą kobietę. Twierdzi, że doświadczenie towarzyszenia tacie w umieraniu stało się fundamentem jej osobowości.?Wiem, że jestem silna. Zdałam najtrudniejszy egzamin z życia. Dam radę ze wszystkim?? mówi mocnym głosem. Absolwentka historii sztuki przez wiele lat prowadziła prestiżowe galerie w centrum Warszawy. Po śmierci taty rozliczyła się ze wspólniczką i odeszła. W założonej przez siebie Fundacji?U źródła? prowadzi zajęcia o umieraniu; o tym, że można się przygotować i że takie przygotowania służą życiu, bo wtedy? paradoksalnie? żyjemy mocniej i pełniej.

                  Marzy, aby akcja Fundacji?Umierać po ludzku? stała się tak ważna jak kilka lat temu akcja?Rodzić po ludzku?. Bo w polskich szpitalach nie umiera się po ludzku. Śmierć to ciągle wstydliwy akt fizjologiczny. Umiera się na zbiorczej sali wśród obcych ludzi odwiedzających chorego obok, wśród nerwowej bieganiny lekarzy i pielęgniarek, wyjącej aparatury, za parawanem, w samotności. Marzy o specjalnych pokojach dla tych, którzy odchodzą, o miejscach odwiedzin i spokojnych pożegnań. Bo chory potrzebuje swojej przestrzeni, ciszy i spokoju, żeby go jak najmniej absorbować. Marzy o liderach w całej Polsce, psychologach, pedagogach, którzy uczyliby, jak rozmawiać o śmierci. Fundacja dostała już na ten cel pierwsze pieniądze z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich finansowanych przez UE.

                  Maja przekonała się, że jest w nas ogromna potrzeba oswajania śmierci, przekraczania lęków. (Z pilotażowej ankiety, którą przeprowadziła Fundacja, wynika, że chcemy umierać w domu). Pyta siebie, co warto robić w życiu. I odpowiedź przychodzi natychmiast: otwierać oczy na śmierć, bo to ważne, najważniejsze.

                  Planuję 100 lat, ale zgadzam się umrzeć jutro

                  Stephen Levine pisze o mężczyźnie, aktorze, który umarł przed własną śmiercią, czyli umarła stara tożsamość. Ten człowiek po wielu miesiącach ciężkiej choroby mówił tak:?Nigdy w życiu nie żyłem tak mocno. Dzisiaj, kiedy nie jestem w stanie robić tego wszystkiego, co robiłem, żeby być w życiu kimś, odkrywam, jak bardzo było to złudne. Widzę, że moja aktywność izolowała mnie od ludzi, sprawiając, że życie było niemal monotonne, pozbawione smaku. Jakie dziwne wydaje mi się życie innych ludzi! Tracą tak wiele czasu na kształtowanie osobowości. Są wręcz dumni z tego, że izolują się od innych, rywalizują z nimi i sprawiają im ból. Wygląda na to, że nikt nie delektuje się życiem. Wszyscy traktują je tak strasznie poważnie. Nigdy dotąd nie czułem miłości do tylu osób. Nawet nie chodzi o to, że kocham bliźnich, ale że czuję miłość. Istniejemy razem z miłości. Ani muzyka i taniec, ani wszystkie owacje, pochlebne recenzje i pieniądze nigdy nie dały mi tak głębokiej satysfakcji jak obecne doświadczenia?.
                  Gdy słyszymy podobne historie, komentuje Levine, myślimy z lękiem, że ten poziom świadomości, ta bezkresna przestrzeń umierania znajdują się poza zasięgiem naszych możliwości. A jednak z jego obserwacji wynika, że jest inaczej. Śmierć często wydobywa z nas to, co najlepsze.
                  Wydaje się, że także towarzyszenie w umieraniu jest szansą na ujawnienie tego, co w nas najlepsze. Po śmierci Ewy Paweł jeździł po Polsce, odwiedzał przyjaciół. W Kołobrzegu szedł sam plażą i morze, swoim szumem, przywołało go. Kupił ziemię w Ustce, gdzie wkrótce zacznie budować dom. Uczy się robić witraże i lepić z gliny. Na razie jeszcze żyje z pracy dotąd wykonywanej, z audytów energetycznych. Ale przyszłość widzi inaczej: dom będzie miał gościnne pokoje, pracownia ceramiczna i witrażowa, z ofertą zajęć dla dzieci i dorosłych.
                  Byłem cholerykiem, mówi. Kłócił się, dyskutował o sprawach, o których nie miał pojęcia. Ludzi doprowadzali go do szewskiej pasji. Perfekcjonista, wszystko zaplanowane: praca, kobieta, zaręczyny, ślub, dom, dzieci. Miało być po kolei. I los zagrał mu na nosie. Już nie ma żadnej pewności. Jeździ po Polsce, może przecież zginąć w wypadku w każdej chwili. Planuje 100 lat, ale żyje tak, jakby miał umrzeć jutro. Bez napięcia, z minuty na minutę. Z coraz większym skupieniem na ludziach. Z coraz większą świadomością, że nie wie. Nie wie, dlaczego musiał stracić żonę, ale nie obwinia nikogo, ani ludzi, ani Boga.
                  Działa, pracuje, ale nie przywiązuje się do wyniku działania. Jeśli coś nie wychodzi, widocznie nie to miejsce i nie ten czas. Jeśli tak jest zapisane, będzie miał rodzinę i dzieci, bo tego pragnęła Ewa. Przeżyli ze sobą pięć dobrych lat, czuł się kochany i otoczony opieką. Gdy zachorowała, byli razem i nie zepsuli ani jednej chwili. To już wiele, wiele szczęścia. ”

                  Przytulam Was z całego serca.

                  • Artykul dobry tylko bardzo szblonowy, ukazuje przebaczenie, rozmowy, wyjasnienia, przebaczenia, przygotowanie do smierci. Ci wszyscy bohaterowie wiedzieli jaki los ich spotka, mieli czas na przygotowanie. Tylko co zrobic jak nie ma na to wszystko czasu? Jak smierc przychodzi nagle i zupelnie nieoczekiwana – jak grom z jasnego nieba. Moj maz w poniedzialek wrocil z pracy z drugiej zmiany… posiedzial jeszcze na internecie, jeszcze porozmawialismy jak zawsze… poszedl spac okolo 2:15 nad ranem, i juz nigdy sie nie obuzil…. nic na to nie wskazywalo, dzien jak dzien, noc jak noc, wszystko normalnie, jeszcze mielismy jechac do banku, do apteki na zakupy i co?… Tylko dziecku pozostanie szrama-blizna w sercu, bo to Ona odnalazla tatusia w lozku z sina twarza…

                    Nie kazdy ma tyle “szczescia” aby moc sioe przygotowac do smierci bliskiej osoby.

                    • Zamieszczone przez AnnaK26
                      Artykul dobry tylko bardzo szblonowy, ukazuje przebaczenie, rozmowy, wyjasnienia, przebaczenia, przygotowanie do smierci. Ci wszyscy bohaterowie wiedzieli jaki los ich spotka, mieli czas na przygotowanie. Tylko co zrobic jak nie ma na to wszystko czasu? Jak smierc przychodzi nagle i zupelnie nieoczekiwana – jak grom z jasnego nieba. Moj maz w poniedzialek wrocil z pracy z drugiej zmiany… posiedzial jeszcze na internecie, jeszcze porozmawialismy jak zawsze… poszedl spac okolo 2:15 nad ranem, i juz nigdy sie nie obuzil…. nic na to nie wskazywalo, dzien jak dzien, noc jak noc, wszystko normalnie, jeszcze mielismy jechac do banku, do apteki na zakupy i co?… Tylko dziecku pozostanie szrama-blizna w sercu, bo to Ona odnalazla tatusia w lozku z sina twarza…

                      Nie kazdy ma tyle “szczescia” aby moc sioe przygotowac do smierci bliskiej osoby.

                      Aniu, myslisz że na śmierć, gdy wie się że nadejdzie, łatwiej się przygotować?
                      Łatwiej nam ją oswoić, pogodzić się?

                      ….
                      ja myślę że nie….
                      Moja córka odeszła w 36 tc
                      nagle bez ostrzeżenia

                      nie raz zastanawiałam się….co by było, gdybym wiedziała że umrze?
                      czytam historie mam które wiedziały że dziecko umrze zaraz przed albo w trakcie porodu, wady letalne…..
                      mam wrażenie że bym zwariowała….
                      czy gdybym teraz dowiedziała się o jakiejś poważnej chorobie mojego dziecka, łatwiej byłoby mi się w tym oswoić/pożenać/ byłabym dla niego inną mamą wiedząc że odejdzie?

                      NIE
                      i chyba wolałabym nie wiedzieć….

                      Będąc w 2 ciąży, niedługo po stracie dziecka, gdy mój synek rósł, kopał…..złapałam się na myśli jak panicznie się boję…..że nie jestem gotowa na bycie mamą….
                      i zrodziła się myśl, którą do dziś mam w głowie

                      NA ŚMIERĆ, ANI NA NOWE ŻYCIE
                      NIGDY NIE JESTEŚMY DO KOŃCA PRZYGOTOWANI

                      twój mąż zmarł śmiercią o jakiej ja marzę
                      położyć się, zasnąć i nie obudzić

                      bez cierpienia
                      bez myślenia, trosk, że zostawiam tu wszystkich/jak sobie poradzą itp

                      może to bardzo egoistyczne…. Ale tak jest….

                      Mam nadzieję Aniu że cię nie uraziłam….przedstawiłam jak ja to widzę

                      pewnie ktoś, kogo bliski umierał w agonii, marzył i moglił się by śmierć zabrała go szybko, by nie cierpiał
                      ,, zazdrości” tym co odchodzą nagle….

                      nie ma wieku,,odpowiedniego” na odejście
                      bo nie można wytłumaczyć odejścia zdrowego 40 latka
                      30 latki
                      nowonarodzonego dziecka

                      tak nie powinno być…

                      ale jest

                      • Tak, zdecydowanie tak…. latwiej przygotowac sie na smierc czlowieka, jak wie sie, ze On umiera czy jest terminalnie chory. Taki gadanie, ze smierc zawsze jest zaskoczeniem i nigdy nie mozna sie na nia przygotowac to ja osobiscie nie wierze, dla mnie to banal (przepraszam, ze tak mowie). Bo kazdy z nas kto sie urodzil czy poczal musi umrzec i jest to naturalne jak oddychanie i bicie serca.

                        Moj Tata umieral prawie pol roku, oczywiscie daty smierci nie znalismy, ale wiedzielismy, ze z tej drogi nie ma juz odwrotu i to sie stanie. On umrze. Mielismy z Tata fantastyczne rozmowy, zostalo powiedziane WSZYSTKO co powinno byc powiedziane, przekazane. Moj Tata nie bal sie smierci, wiec czekal na nia, bo fizycznie cierpial bardzo. Bylismy przygotowani i pozegnalismy sie z Nim, zegnalismy sie z kazdym telefonem, z kazda rozmowa itd. Wiele spraw zostalo zalatwionych, lacznie ze sprawami legalnymi, duchowymi, uczuciowymi. Zostalo zalatwione WSZYSTKO. Jak zadzwonila Moja Mama do mnie, ze moj Tata zmarl o 4 nad ranem to nie czulam tego ucisku, zalu, goryczy….. nawet nie plakalam choc Ojca kochalam ponad wszystko na swiecie. Wiele lat byl moim najlepszym przyjacielem, byl moim zyciowym bohaterem.

                        Z moim mezem, nic nie zostalo zalatwione, nic kompletnie nic. Nawet nie mielismy okazji sie pozegnac, przytulic ten jeden ostatni raz. Wybaczyc sobie, wyjasnic, wytlumaczyc…. PRZEBACZYC spraw, klotni, sprzeczek, niewyjasnionych sytuacji nawet powiedziec sobie, ze sie bardzo kocha.

                        Tak, na smierc swoja, czy bliskiej osoby mozna sie przygotowac. Polecam Ci film “Idz w strone swiatla”. Matka przygotowuje syna do smierci, ma na to okolo roku. Fantastyczny film, bedziesz ryczec z kazda minuta. Film bardzo stary z lat chyba 90, ale temat zawsze na czasie.

                        Tak strata dziecka boli, zawsze boli, bo nie taka kolej rzeczy w zyciu powinna byc. Ale naprawde bys nie wolala wiedziec?… ja bym wolala, wlasnie po to by sie przygotowac i przygotowac dziecko. Aby moc wytlumaczyc, aby moc zapamietac wiecej i wiecej…. Bolaloby bardzo, bylby to bol nie do zniesienia, ale nie byloby powrotu i wowczas myslalabyc jak wykorzystac ten czas jak najlepiej i zrobilabys to.

                        Co do rodzaju smierci, to oczywiscie, ze smierc mial piekna, bez cierpien, bolu, swiadomosci umierania. Tego nie mam zamiaru podwazac.

                        Pozdrawiam w pierwszy dzien wiosny!!!!

                        • Zamieszczone przez AnnaK26
                          Tak, zdecydowanie tak…. latwiej przygotowac sie na smierc czlowieka, jak wie sie, ze On umiera czy jest terminalnie chory. Taki gadanie, ze smierc zawsze jest zaskoczeniem i nigdy nie mozna sie na nia przygotowac to ja osobiscie nie wierze, dla mnie to banal (przepraszam, ze tak mowie). Bo kazdy z nas kto sie urodzil czy poczal musi umrzec i jest to naturalne jak oddychanie i bicie serca.

                          Moj Tata umieral prawie pol roku, oczywiscie daty smierci nie znalismy, ale wiedzielismy, ze z tej drogi nie ma juz odwrotu i to sie stanie. On umrze. Mielismy z Tata fantastyczne rozmowy, zostalo powiedziane WSZYSTKO co powinno byc powiedziane, przekazane. Moj Tata nie bal sie smierci, wiec czekal na nia, bo fizycznie cierpial bardzo. Bylismy przygotowani i pozegnalismy sie z Nim, zegnalismy sie z kazdym telefonem, z kazda rozmowa itd. Wiele spraw zostalo zalatwionych, lacznie ze sprawami legalnymi, duchowymi, uczuciowymi. Zostalo zalatwione WSZYSTKO. Jak zadzwonila Moja Mama do mnie, ze moj Tata zmarl o 4 nad ranem to nie czulam tego ucisku, zalu, goryczy….. nawet nie plakalam choc Ojca kochalam ponad wszystko na swiecie. Wiele lat byl moim najlepszym przyjacielem, byl moim zyciowym bohaterem.

                          Z moim mezem, nic nie zostalo zalatwione, nic kompletnie nic. Nawet nie mielismy okazji sie pozegnac, przytulic ten jeden ostatni raz. Wybaczyc sobie, wyjasnic, wytlumaczyc…. PRZEBACZYC spraw, klotni, sprzeczek, niewyjasnionych sytuacji nawet powiedziec sobie, ze sie bardzo kocha.

                          Tak, na smierc swoja, czy bliskiej osoby mozna sie przygotowac. Polecam Ci film “Idz w strone swiatla”. Matka przygotowuje syna do smierci, ma na to okolo roku. Fantastyczny film, bedziesz ryczec z kazda minuta. Film bardzo stary z lat chyba 90, ale temat zawsze na czasie.

                          Tak strata dziecka boli, zawsze boli, bo nie taka kolej rzeczy w zyciu powinna byc. Ale naprawde bys nie wolala wiedziec?… ja bym wolala, wlasnie po to by sie przygotowac i przygotowac dziecko. Aby moc wytlumaczyc, aby moc zapamietac wiecej i wiecej…. Bolaloby bardzo, bylby to bol nie do zniesienia, ale nie byloby powrotu i wowczas myslalabyc jak wykorzystac ten czas jak najlepiej i zrobilabys to.

                          Co do rodzaju smierci, to oczywiscie, ze smierc mial piekna, bez cierpien, bolu, swiadomosci umierania. Tego nie mam zamiaru podwazac.

                          Pozdrawiam w pierwszy dzien wiosny!!!!

                          może masz rację..
                          nie mam odniesienia w moim życiu…
                          śmierć mojego dziecka była pierwszą, z jaką przyszło mi się zmierzyć…

                          • Zamieszczone przez AnnaK26
                            Tak, zdecydowanie tak…. latwiej przygotowac sie na smierc czlowieka, jak wie sie, ze On umiera czy jest terminalnie chory. Taki gadanie, ze smierc zawsze jest zaskoczeniem i nigdy nie mozna sie na nia przygotowac to ja osobiscie nie wierze, dla mnie to banal (przepraszam, ze tak mowie). Bo kazdy z nas kto sie urodzil czy poczal musi umrzec i jest to naturalne jak oddychanie i bicie serca.

                            Nie masz za co przepraszac, kazdy ma prawo do swojego zdania… Mnie nie bylo dane pozegnac sie z Magda, mimo, ze mialem swiadomosc, w jakim znalazla sie stanie. Wiara w nauke, w lekarzy, w Jej sile, w to, ze jeszcze jest jakas szansa, zeby Ja uratowac i to wszystko odwrocic, a przynajmniej oddalic to co nieuniknione. Wychodzilem ze szpitala po 23:00, mowiac Jej, ze rano, jak tylko mnie wpuszcza, bede przy Niej. Do teraz nie moge sobie wybaczyc, ze nie udalo dotrzymac mi sie tej obietnicy, ze nie bylo mnie przy niej, gdy umierala… Zanim przewiezli Ja z neurologii na hematologie lapalem sie na mysleniu, co moglbym zrobic, aby skrocic Jej cierpienie, aby juz nie musiala sie meczyc… To przeniesienie i to jak tam sie Nia zajeto dalo mi nowe sily, nowe poklady optymizmu, nowa wiare… Nikt nie chcial lub nie potrafil mi jej odebrac, uswiadomic mi, ze to juz koniec, ze nic wiecej nie mozna dla Niej zrobic… Czasem zazdroszcze ludziom, ktorzy, tak jak w tym artykule, mieli ten czas i potrafili go wykorzystac na pozegnanie. Z drugiej strony nie potrafie sobie wyobrazic ogromu cierpienia, jaki Magda musialaby wtedy czuc, gdyby musiala pozegnac sie z dziecmi. Tego najbardziej sie bala i nie wiem, czy jednak nie stalo sie lepiej tak, jak sie stalo…

                            • Witam,
                              dopiero raczkuję na forum, chciałam się przywitać. Nie jestem wdową, ale mało brakło…. W tym roku (styczeń) mąż miał operację kardiochirurgiczną, przy której lekarze dawali mu 3% szans na przeżycie. Widziałam defibrylację, uciekanie życiu, śpiączkę, drgawki. Po cudzie jakim jest to, że znów jest ze mną w domu, postanowiłam urodzić mu dziecko. Dlatego tu trafiłam. Nie chcę oceny moralnej czy to dobrze czy źle. Nie mam po prostu z kim o tym porozmawiać. Nie chciałam dzieci, jeszcze nie. Ale teraz… mąż powiedział “ja chcę swoje dziecko przynajmniej trochę odchować” – nie mam wątpliwości. Mąż ma wadę serca, nie wiem ile mu jest pisane. Pozdrawiam Was serdecznie.

                              • o, nie zauwazylem watku. Skoro jest, to sie dopisze. Zarejestrowalem sie, bo moja dziewczyna miala urodzic dziecko, pomyslalem ze moze jej sie konto przyda (wymyslilem login na poczekaniu, skoro latwo mozna zmienic pozniej, nie bedzie problemu). Termin przypadal na styczen, poczatek lutego. Termin porodu zamienil sie w date zgonu, moja Agnieszka i Julek nie przezyli.

                                Wczesniej dziewczyna miala torbiel na macicy, ogolnie zawsze byla slaba i chorowita. Nie udalo sie…

                                Moze nie uznacie mnie za wdowca, bo slubu nie bylo, ale to nie bylo wesole. W kazdym razie nigdy nie powroce do tematu i nie pytajcie o szczegoly. Trzeba zyc dalej.

                                • Zamieszczone przez bekon
                                  o, nie zauwazylem watku. Skoro jest, to sie dopisze. Zarejestrowalem sie, bo moja dziewczyna miala urodzic dziecko, pomyslalem ze moze jej sie konto przyda (wymyslilem login na poczekaniu, skoro latwo mozna zmienic pozniej, nie bedzie problemu). Termin przypadal na styczen, poczatek lutego. Termin porodu zamienil sie w date zgonu, moja Agnieszka i Julek nie przezyli.

                                  Wczesniej dziewczyna miala torbiel na macicy, ogolnie zawsze byla slaba i chorowita. Nie udalo sie…

                                  Moze nie uznacie mnie za wdowca, bo slubu nie bylo, ale to nie bylo wesole. W kazdym razie nigdy nie powroce do tematu i nie pytajcie o szczegoly. Trzeba zyc dalej.

                                  🙁 przykro mi bardzo ;(

                                  • Zamieszczone przez bekon
                                    o, nie zauwazylem watku. Skoro jest, to sie dopisze. Zarejestrowalem sie, bo moja dziewczyna miala urodzic dziecko, pomyslalem ze moze jej sie konto przyda (wymyslilem login na poczekaniu, skoro latwo mozna zmienic pozniej, nie bedzie problemu). Termin przypadal na styczen, poczatek lutego. Termin porodu zamienil sie w date zgonu, moja Agnieszka i Julek nie przezyli.

                                    Wczesniej dziewczyna miala torbiel na macicy, ogolnie zawsze byla slaba i chorowita. Nie udalo sie…

                                    Moze nie uznacie mnie za wdowca, bo slubu nie bylo, ale to nie bylo wesole. W kazdym razie nigdy nie powroce do tematu i nie pytajcie o szczegoly. Trzeba zyc dalej.

                                    🙁

                                    • Witam wszystkich:wdowy, wdowców i pozostałych forumowiczów.

                                      Chciałam się przywitać ze wszystkimi i dołączć do grona młodych wdów 🙁 Wdową jestem od prawie roku. Dokładnie 27 czerwca 2009 roku po raz ostatni widziałam mojego męża a ciągle nie mogę się z tym pogodzić.
                                      Chciałam się zwrócić przede wszystkim do Rafała. Bardzo Ci współczuję, przeczytałam historię twojej żony i myślę, że ten jej pamiętnik będzie wspaniałą pamiątką dla waszych dzieci.

                                      • Olinko, witaj w naszym gronie. Przyjmij i ode mnie wyrazy wspolczucia. Jesli mozemy Ci jakos pomoc, pisz – to wiele daje i bardzo pomaga, czasem ma wrecz terapeutyczne dzialanie… Mnie w kazdym razie pomoglo, spotkalem tutaj wielu wspanialych ludzi…
                                        W srode przypada rocznica smierci Magdy, rok minal nie wiadomo kiedy, ale podobnie jak Ty, w dalszym ciagu ciezko jest mi to wszystko pojac…

                                        • Ja nie wiem czy chcę tak publicznie opowiadać o tym co mnie spotkało. Twoja historia jest mi szczególnie bliska ponieważ ja mam również dwójkę dzieci w podobnym wieku: Natalia (2005) i Julia (2008). Starsza córka już mnie pytała czy będzie miała tatę. Młodsza nawet nie będzie go pamiętała bo miała niecały rok. Twoja historia ciągnęła się ponad rok, moja rozegrała się w przeciągu 2 m-cy. A zaczęła się od wycieczki do Łodzi…
                                          Podaje mój numer gg jak by ktoś chciał pogadać 376729 tutaj raczej za dużo pisać nie będę. Szukałam takiego forum wdów i wdowców młodych ludzi ale to chyba jednak nie dla mnie, może tylko chciałam się przekonać, że jest więcej młodych ludzi w podobnej sytuacji.

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: Mlode Wdowy… Mlodzi Wdowcy…

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general