Mój błyskawiczny poród :))) – długie

Sobota, 21 sierpnia; znowu nieprzespana noc za mną. Swędzi mnie całe ciało, drapię się do krwi i zastanawiam się, jak ja będę wyglądać podczas porodu, taka cała podrapana… tu włosy zrobione, henna i te sprawy, a podrapana jakbym wpadła w jakieś krzaki po drodze. A ta zgaga…. Znowu o trzeciej w nocy siedzę w internecie – no bo co mam robić, jeżeli nie mogę spać…
Remont dobiega końca, ale sprzątania jest masę i różnych innych drobiazgów… No cóż, brzuch brzuchem, skurcze są od paru(nastu) tygodni, trzeba zacisnąć zęby i robić wszystko po kolei. Szyję firanki, zasłony, piorę, układam, rozpakowuję, mąż walczy z gniazdkami, zakłada listwy na podłodze…. O trzynastej dostaję SMS’a od przyjaciółki: “Jak tam, urodziłaś już?” – uśmiecham się do siebie i odpisuję, że jeszcze jestem dwa w jednym. Najpierw musimy zdążyć ze wszystkim. Cały dzień ciężko pracujemy, prawie zapomniam, że jestem w ciąży i zasuwam jak mały motorek. Idziemy spać o szóstej rano, o dziesiątej mają przyjechać sprzątaczki.
Niedziela, 22 sierpnia; Sprzątaczki nie przyjechały, coś im wypadło. Mają być dopiero jutro. Zżymam się w myślach „po jaką cholerę zasuwaliśmy całą noc, skoro dzisiaj ich nie będzie”…grrrr Sebastian też wkurzony. No nic. W związku z powyższym przez pół dnia sprzątam łazienkę (wczoraj nie miałam już siły), potem układam, prasuję, szyję… O pierwszej w nocy włazimy do wanny, wymęczeni jak psy. Sebastian patrzy na mnie i mówi: „ja czuję, że urodzisz w przyszłym tygodniu”. Ja na to śmieję się i mówię: „ja tam czuję, że dotrwam do terminu”. Kładziemy się spać o drugiej. Śpię niespokojnie, chociaż nic się nie dzieje, zwykła noc, jak codzień. W pewnym momencie czuję „stuknięcie” gdzieś w środku i coś ciepłego, mokrego spływa mi po udach…. Tysiąc uczuć naraz: niedowierzanie, obawa, euforia, ciekawość…. i poczucie, że nie ma już odwrotu. Wszystko w jednej sekundzie. Otwieram oczy i patrzę na zegarek. Jest dokładnie 3:33, poniedziałek, 23 sierpnia 2004 roku.
Niewiele myśląc stukam męża z łokcia w plecy. „Sebastian, obudź się” – szepcę – „odeszły mi wody.” Mężuś jeszcze nie do końca przytomny nagle zrywa się z łóżka i zaczyna nerwowo biegać po pokoju. Nieświadoma tego, co nastąpi niedługo, zaczynam śmiać się z niego. „Spokojnie, spokojnie” – mówię. „Zaraz jedziemy” – śmieję się – ale jeszcze nie teraz. Ja mam w planach jeszcze kąpiel, depilację, mycie głowy, dopakowanie torby… co tłumaczę mężowi, który szuka sobie ciuchów. Na szkole rodzenia mówili „jeżeli odejdą wody, to na dojazd do szpitala dajcie sobie trzy godziny” – w trzy godziny, to może jeszcze zjem dodatkową kolację, bo potem nie dadzą. Jeszcze nie dowierzam; wstaję i zapalam światło, po czym poddaję lustracji prześcieradło. Lekko skołowana mam problem ze zlokalizowaniem plamy i gdy już prawie wierzę, że coś mi się przyśniło, wreszcie ją znajduję. Czysta, więc chyba nic złego się nie dzieje. Ale niewątpliwie jest, istnieje i to oznacza, że TO naprawdę się niedługo stanie. Trudno mi w to uwierzyć… powtarzam sobie w myślach „Dzisiaj zostanę matką”; „Zuziaczku, dzisiaj się zobaczymy” – szepcę, głaszcząc się po brzuchu.
Woda w wannie przyjemnie ciepła, wyciągam się w niej wygodnie. W tym momencie przychodzi pierwszy skurcz. Mocny. Boli – w krzyżu. „Niedobrze” – myślę sobie. Nasłuchałam się tyle historii o bólach krzyżowych, że miałam nadzieję, że mnie ominą, a tu masz babo placek. Pocieszam się myślą, że w końcu miałam już rozwarcie na 4 cm, a teraz pewnie więcej po tym całym sprzątaniu, więc pewnie dojście do 10 nie potrwa jakoś bardzo długo… Moje rozważania, w czasie których myję sobie głowę, przerywa kolejny skurcz, który jak w książce jest dłuższy i mocniejszy od poprzedniego…DUŻO mocniejszy! I po dwóch minutach! Zwijam się w kłębek i mruczę sobie cicho pod nosem – jeszcze cicho, bo już niedługo moje obietnice „bycia dzielną” spełzną na niczym.
Kiedy kolejny skurcz przychodzi po następnych dwóch minutach i powoduje, że nie jestem w stanie usiedzieć w jednym miejscu, zaczynam się bać – ale nie bólu; tego, że nie zdążę… Wyskakuję z wanny i zaczynam próbować się jakoś zorganizować; kiepsko mi to wychodzi. Daję sobie spokój z depilacją itp., darowuję sobie nawet suszenie włosów – nie jestem w stanie. Nie jestem w stanie nawet uświadomić sobie, co napisałam na liście “do dopakowania w ostatniej chwili” – czytam ją trzy czy cztery razy ale nic nie rozumiem, nie dociera to do mnie. Pomiędzy skurczami, podczas których wieszam się na ścianach i meblach, mam tylko kilkadziesiąt sekund oddechu. W czasie tych kilkudziesięciu sekund bezsensownie przekładam rzeczy na półkach, szukając bielizny, spodni, sama nie wiem, czego. Przeraża mnie coraz wyraźniejsze uczucie parcia – w które nie chcę wierzyć i staram się ignorować. Nie wiem, co robić, wzywać pogotowie, czy ryzykować samodzielną jazdę przez całe miasto do szpitala??? W końcu postanawiam nic nie mówić mężowi, bo jeszcze rozbije samochód i jechać, JECHAĆ JAK NAJSZYBCIEJ
Jazda przez miasto to koszmar. Nie wiem, po co zakładałam spodnie, bo i tak już przemokły, nie mówiąc o podpasce – bardziej wskazany byłby raczej ręcznik albo po prostu miska. Podkładam sobie reklamówkę na fotel w samochodzie – w sumie po co potem sprzątać… Skurcze co minutę i trwają praktycznie tyle samo, przychodzą jeden po drugim, coraz mocniejsze i mocniejsze, powodując, że wiję się na fotelu i poważnie rozważam możliwość wgryzienia się w plastikową podpórkę pod rękę w drzwiach. Sebastian patrzy na mnie, w jego oczach widać taką samą udrękę jak w moich. „Jak Ci mogę pomóc, Kochanie? Co robić?” – pyta mnie co chwilę, w przerwach starając się prowadzić samochód. Zwinięta w kłębek prawie krzyczę „Nic, po prostu jedź!!! Szybko! Ja sobie dam radę…” – a przynajmniej będę się starać, dodaję w myślach. Uczucie parcia jest nie do opisania, mam wrażenie, że nie wytrzymam, że zaraz coś mnie rozerwie, ja muszę, MUSZĘ PRZEĆ! Mąż woła „oddychaj” – a ja sapię jak parowóz – wiem, że w ten sposób pomagam sobie nie przeć, ale on nie wie, że mam skurcze parte. Wyszkolony w szkole rodzenia stara się mi pokazać, jak mam głęboko oddychać przeponą; w efekcie parę kilometrów dalej nadal mam uczucie parcia, zasuwamy 140-150 km/h, a mój mąż mówi, że kręci mu się w głowie, bo się przewentylował. Jeszcze jedno skrzyżowanie, jeszcze jedne światła – jak na złość wszędzie stoimy na czerwonym, mimo, że jest wpół do piątej rano. Odliczam ulice, jeszcze parę minut i będziemy na miejscu.
Wjeżdżamy na parking szpitalny jak burza, Sebastian wyciąga mnie – dosłownie – z samochodu i wlecze – też dosłownie – na izbę przyjęć. Okazuje się, że poszliśmy ze złej strony, ale na szczęście tędy też da się przejść i nie muszę się wracać – chyba bym tego nie zniosła…Wtaczamy się na izbę przyjęć – ja spocona, półprzytomna, w mokrych od wód płodowych spodniach i w klapkach kąpielowych, które założyłam wychodząc z wanny i zapomniałam już zmienić. Bez makijażu (miałam w planach ), z mokrymi włosami, których nie zdążyłam wysuszyć po umyciu. Ale to nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, w tym momencie czuję tylko wielką ulgę, że udało mi się dojechać, że wreszcie jestem w szpitalu, tak wielką, że mam wrażenie, że zaraz upadnę. Nie wiedziałam sama ile mnie ta jazda będzie kosztować. Sebastian równie spocony, z moją wielką torbą turystyczną na ramieniu, w której i tak nie ma wszystkiego, co potrzebne (miałam dopakować na spokojnie, jak się zaczną skurcze ). Wybiega do nas położna i każe mi się uspokoić – łatwo jej mówić, to nie ona rodzi na środku korytarza. Znowu mam skurcz i nie mogę mówić. Obłędnie boli mnie krzyż. Obiecywałam sobie, że nie będę krzyczeć, ale trochę jednak krzyczę, a może raczej zawodzę sobie, to mi pomaga odwrócić uwagę od bólu. Naokoło mnie kręci się już mnóstwo ludzi – jedna z położnych pyta o dokumenty, inna zaczyna mnie rozbierać i pakuje na fotel. To słynna Jeannette – bardzo miła, co jestem jeszcze w stanie zauważyć, mimo całego tego zamieszania i cierpienia. Krótkie badanie i kpiący uśmiech; „Nie podpiera Pani coś tam czasem?” – pyta Jeannette. Potwierdzam. Ona się śmieje „No właśnie. No to spróbujemy poprzeć troszeczkę” „Tutaj?” – pyta inna położna – „Nie idziesz na porodówkę?” Jeannette tłumaczy, że na porodówkę to trochę za późno, jak się postaram, to urodzę tutaj, na izbie. Boże kochany, myślę sobie, jak bardzo blisko byłam urodzenia dziecka w domu! Gdybym jeszcze trochę poczekała, tak jak to miałam zamiar…! Mam wrażenie, że te dziewczyny patrzą na mnie jak na kretynkę, że myślą „głupia, czekała do ostatniej chwili”… Boże, skąd miałam wiedzieć? Przecież nic mnie nie bolało, nic! Nawet nie miałam skurczy przez ostatnie godziny przed położeniem się spać! Bałam się tego, przez to postępujące rozwarcie, bałam się szybkiego porodu! Ale rzeczywistość przerosła najśmielsze oczekiwania…
Znowu skurcz; „Przyj! Nie tak, tutaj, brzuchem!” – słyszę głos Jeannette. To co było takie łatwe na szkole rodzenia teraz urasta do rangi niewykonalnego. Mam wrażenie, że dobrze, ale zupełnie nie czuję mojego brzucha, nie czuję przepony, nie jestem w stanie nabrać powietrza. Pierwsze parcia nie wychodzą za bardzo; Jeannette decyduje, że jednak przejedziemy na porodówkę. Siadam na wózku i modlę się, żeby skurcz poczekał, aż znajdę się na miejscu – na siedząco są dla mnie nie do wytrzymania. Obok biegnie mąż; mój kochany, jest taki dzielny, tuli mnie i mówi, że już zaraz, za chwilę… Po drodze zauważam położną ze szkoły, Ulę, niesamowicie sympatyczną. Macham do niej, miałam przeczucie, że ją spotkam. Za chwilę Ula jest już przy mnie, zamieniły się z Jeannette. Nie ukrywam, że strasznie się cieszę z tej zamiany. Teraz już dwie osoby głaszczą mnie po głowie i zapewniają, że wszystko będzie dobrze i że dam sobie radę. To wiem. Dam sobie radę… no bo po prostu muszę.
Kolejny skurcz. Próbuję przeć, już jest lepiej. Najgorszy jest początek skurczu, niesamowity ból. Potem jak już się zacznie na dobre, jest lepiej. Daję z siebie wszystko, całe swoje siły. Czuję się, jakbym chciała wypchnąć z siebie kanciasty kawał twardego drewna. Sebastian przygina mi głowę do klatki piersiowej, komenderuje razem z Ulą: „zamknij oczy!” „przyj, mocno, mocno, jeszcze, jeszcze”! Boże, nigdy nie sądziłam, że to tak niesamowita siła i tak obłędny wysiłek! Pod koniec każdego parcia mam wrażenie, jakbym w całym ciele nie miała krzty tlenu, prawie się duszę. „Ula, ja nie mam już siły…” – szepcę. Ula uśmiecha się do mnie, zapewnia, że dam sobie radę. „Ale mnie strasznie boli” – mówię. Sebastian przytula mnie do siebie, ociera pot z czoła, całuje i mówi, że jestem bardzo dzielna, że świetnie mi idzie, że już niedługo; że bardzo mnie kocha… Te słowa to dla mnie modlitwa, zaklęcie; dźwięczą mi w uszach i dodają sił, których myślałam, że nie mam. Po kolejnym skurczu znów mam wątpliwości, wolno idzie. W sumie nic dziwnego, mam w biodrach 90 cm – potem po porodzie usłyszę „Wąziutka jesteś, musiałaś się namęczyć”. Na wszelki wypadek pytam o znieczulenie, chociaż wiem, że i tak mi już go nie podadzą… zresztą chyba nawet bym nie chciała. Ula śmieje się; „Przecież wiesz, że za późno na to” – oczywiście, że wiem, ale jakoś tak teraz mi łatwiej ze świadomością, że jednak zapytałam. Jeszcze jeden skurcz i mój mąż śmieje się, że widzi czarne włoski; na te słowa mi łzy ciekną po twarzy. „Zuziaczku, kochanie, już niedługo” – myślę. Boję się, mała ma niewiele tlenu, chociaż staram się oddychać głęboko. Dostaję maskę tlenową, Sebastian trzyma mi ją przy twarzy. Po każdym skurczu sprawdzają tętno maleńkiej, jest wolne, ale miarowe. Po następnym skurczu ktoś chwyta moją dłoń i kładzie na czymś; mówi, że to szczyt główki. O mój Boże! Jaka ona miękka! To ja czuję się tu tak, jakby była twarda jak kamień, a ona jest ciepła, miękka, wyraźnie czuję pod palcami mokre włoski… Wzruszenie odbiera mi oddech…
Znowu skurcz. Kilka parć; czuję, że drętwieją mi ręce i twarz. Ale prę, pcham ile sił, żeby tylko szybciej, żeby już nie dręczyć tego maleństwa – bo o sobie już nawet nie myślę. Czuję nacięcie, piecze. Trudno, przecież wiedziałam, że trzeba. Jeszcze mocniej, mocniej… jeszcze chwila wytężonego wysiłku i główka mojego słoneczka jest już na wierzchu. W uszach gra mi jej pierwszy krzyk. Nigdy, przenigdy tego nie zapomnę… Łzy płyną mi po twarzy i mieszają się z potem…. Za moment mam już moje wyczekane, najukochańsze Maleństwo na brzuchu. Jest taka cieplutka i miękka i już nawet nie płacze. Patrzy na nas, naprawdę na nas patrzy swoimi niebieskimi oczkami. Tulę ją do siebie, tak mocno, jakbym chciała ją ochronić przed wszystkim, co mogłoby jej zagrozić. Jest 5:35, 23 sierpnia 2004. W uszach słyszę słowa mojego męża „Kocham Was, dziękuję Ci kochanie”. Płaczemy oboje.
Zanim urodziłam, zastanawiałam się, jak to jest naprawdę, co się wtedy czuje… Straszne zmęczenie, euforia, łzy, ulga… Radość, że już po wszystkim i jednocześnie żal, że to już za mną. Niedowierzanie, że to ja jestem Matką, że to ja przed chwilą urodziłam dziecko…. Obawa i błogość, radość i niepokój… Wszystko…. A przede wszystkim miłość, cały ocean miłości i czułości do tej małej istotki, która leży na moim brzuchu i ssie nadgarstek tak mocno, że mlaskanie słychać w całym pokoju. I do mojego męża, który chociaż tak bardzo był bliski, jakimś cudownym sposobem stał się jeszcze bliższy.
Kochanie, będziesz czytał tą wiadomość. Dziękuję Bogu i Tobie za Zuzię, dziękuję Bogu za Ciebie. Nie umiem Ci powiedzieć, jak bardzo Cię kocham i jak bardzo jestem Ci wdzięczna za Twoje wsparcie i miłość. Jesteście całym moim życiem.

Dominikka +

19 odpowiedzi na pytanie: Mój błyskawiczny poród :))) – długie

  1. Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

    Moja droga – wspaniały opis – prawie jak scenariusz filmu sensacyjnego 🙂
    No i bardzo wzruszajacy 🙂
    Jeszcze raz gratuluję i pozdrawiam 🙂

    Agata + Ania 7.09.2004

    • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

      Popłakałam się..to chyba mówi wszystko..

      • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

        bardzo piękny i wzrusza jący opis!! Gratuluje córeńki

        ika z Igorem

        • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

          Boże to najpiękniejszy opis pordu, taki wzruszający…
          Samych szczęśliwych dni przepełnionych miłością dla tak cudownej rodzinki!!!
          Aga i Adaś

          • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

            No i się popłakałam… Pięknie to wszystko opisałaś 🙂

            Asia i Ola (19,5 m-ca!)

            • Cudnie to opisałaś!

              Dominiczko byłam naprawdę wzruszona czytając opis Twojego porodu. Gratuluję! cieszę się,że masz to już za sobą. Ja dopiero czekam na tą chwilę a ma ona być w styczniu. My też jak Ty, czekamy na Zuzię. Dziękuję za opis. Mam nadzieję, że i ja urodzę tak szybko i bez komplikacji. Pozdrawiam! Ucałuj maleństwo! Oliwia

              Oliwia z Kielc

              • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                Bardzo gratuluje !!! Czytajac poplakalam sie jak bobr 🙂
                marta, bartoszek(25.08.01) i ktos 21tygodni!

                • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                  Dominiko!
                  Boze… Cudne.. Cudne… cudne wszystko to, co opisalas.. cudna Twoja Zuzia i Twoja historia… rycze jak bobr i ledwo pisze przez lzy… lzy wzruszenia… a jednoczesnie usmialam sie jak dawno nie (szczegolnie jak Twoj Maz sie z lekka zawentylowal hihi).
                  GRATULUJE!!!!!
                  gartuluje super poordu, slicznej corci, wspanialego meza, gratuluje szczescia, ktore Ci towarzyszy i zycze samych wspanialosci w zyciu 🙂

                  • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                    Kobieto! Tobie tylko dzieci rodzic:))

                    Gratuluje z calego serca i jaka sliczna masz ta kruszynke:)

                    P. S. Teraz sobie wszyscy na porodowce beda opowiadac jak jedna pierwiastka przyjechala z 10 cm;-)))

                    Jaś10m<img src="

                    Edited by aba on 2004/09/17 13:03.

                    • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                      No i znowu sie poplakalam, ten twoj porod Dominika to dla mnie rewelacja, masz talent do piora (tj klawiatury..)
                      Serdeczne gratulacje i najlepsze zyczenia duzo radosci z dzidziusia ;-)))

                      Pozdrawiam
                      Bramka

                      • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                        Dziewczyny, kochane jesteście, dziękuję Wam wszystkim strasznie za tyle miłych słów i gratulacje
                        Tym, które jeszcze mają ten cud przed sobą, życzę szybkiego i bezbolesnego porodu, cudownych przeżyć i wspomnień – co najmniej tak cudownych jak moje są dla mnie.
                        Buziaczki
                        PS. Historie na porodówce już chodzą Po porodzie leżałam z dziewczyną, która miała znajomą położną w tym szpitalu i kiedyś ta położna przyszła z porodówki do niej, żeby ją odwiedzić. Mnie wtedy nie było w pokoju i Kasia zaczęła opowiadać jej o moim porodzie. A jej znajoma na to “A, wiem, to ta, co przyjechała z pełnym rozwarciem” Dodam, że jak ja przyjechałam do porodu, to tej położnej chyba nie było na zmianie

                        Dominikka +

                        • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                          Dominisiu niunia jest tak cudna, ze az sie chce ja zchrupac:)
                          a historia wzruszajaca!!!!!!!!!
                          jeszcze raz GRATULACJE
                          Daga i Natanielek

                          • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                            naprawde śliczny i wzruszający opis 🙂
                            GRATULUJE CÓRCI !!!

                            Kaśka 252m + Synuś 7m

                            • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                              Dominiko posiadasz cudowny dar ubierania mysli w slowa. No i tyle ciepla dla najblizszych. Zycze Ci samych codownych chwil i gratuluje coreczki:)

                              Ninka

                              • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                                jestem wzruszona!
                                gratukuje pięknego przezycia jakim był ten szaleńczo szybki poród! maleństwo cudne!
                                bądzcie zdrowi
                                gratuluje pieknej miłościod. męza!
                                ps. My z Marcinkiem wyrobilismy sie tez niezle bo w 3 godzinki!pozdrawiamy

                                ania i marcinek

                                • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                                  Przede wszystkim serdecznie gratuluję ślicznej córeczki oraz odwagi podczas porodu! Nie wiem czy mnie pamietasz ja też miałam być wrześniówką ale niestety źle się tamta moja ciąża zakończyła. Teraz zaczynam piąty miesiąc i mam nadzieję, że będę szczęśliwą marcową mamą. Jak do tej pory czuję się świetnie i wszystko jest ok. Czytając Twojego posta aż mi łezki z oczu popłynęły tak się wzruszyłam. To naprawdę piękne co napisałaś. Jeszcze raz gratuluję i życzę miłych chwil z Waszą córeczką
                                  Pozdrawiam

                                  mery

                                  • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                                    Tak, pamiętam Cię Kiedy dowiedziałam się, że znowu jesteś w ciąży bardzo się ucieszyłam. Trzymam kciuki, żeby do samego końca było wszystko w porządku, a dzidziuś zdrowy i śliczny. I bardzo dziękuję za ciepłe słowa, oby Twoje wspomnienia były dla Ciebie równie wspaniałe, jak moje są dla mnie.
                                    Buziaczki,

                                    • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                                      Hihihi fajnie mialas Cos sie wkoncu dzialo od tych 9 miesiecy Ja nie mialam przepowiadajacych. Odszedl czop, wody zaczely sie skurcze, krzyczalam, plakalam, maz dzwonil po polozna ta przyjechala rozwarcie tylko na 3-4 palce Zajechalismy do szpitala darlam sie TAK STRASZNIE ze polozna chciala wrabac znieczulenie bo z taka wariatka to sie nie mozna dogadac a juz o wspolpracy podczas porodu to szkoda moic Pan doktor zaglada miedzy moje uda a tu rozwarcie 8 cm, za niecale 10 minut mam parte dokladnie 3 i Jagodzie na brzuchu
                                      Porod jagodzi to trzy godziny darcia i niedowierzania poloznej, ze tak to szybko poszlo

                                      GRATULUJE DZIDZI I ZYCZE WAM DUZO ZDROWKA

                                      • Re: Mój błyskawiczny poród 🙂 – długie

                                        Gratuluje, swietny opis pieknego porodu. Gratuluje i zycze wam wszystkiego najlepszego, a sobie zycze takiego,smaego porodu bo strasznie sie boje. Pa

                                        Gosia

                                        Znasz odpowiedź na pytanie: Mój błyskawiczny poród :))) – długie

                                        Dodaj komentarz

                                        Angina u dwulatka

                                        Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                        Czytaj dalej →

                                        Mozarella w ciąży

                                        Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                        Czytaj dalej →

                                        Ile kosztuje żłobek?

                                        Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                        Czytaj dalej →

                                        Dziewczyny po cc – dreny

                                        Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                        Czytaj dalej →

                                        Meskie imie miedzynarodowe.

                                        Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                        Czytaj dalej →

                                        Wielotorbielowatość nerek

                                        W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                        Czytaj dalej →

                                        Ruchome kolano

                                        Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                        Czytaj dalej →
                                        Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                        Logo
                                        Enable registration in settings - general