Mój drugi poród był fatalny ale mam cudowną i śliczną córeczkę.
Pierwszy poród był piękny więc za drugim razem spodziewałam się jeszcze wspanialszego. Za pierwszym razem trzy dni wcześniej odszedł mi czop śluzowy ale byłam spokojna bo po zajęciach w szkole rodzenia wiedziałam ze to jeszcze może potrwać. Pojechałam na wykłady na uczelnię. Do terminu miałam jeszcze 9 dni. Ledwo się toczyłam. Przytyłam 33 kg!!!! Wieczorem wróciłam do domu wzięłam prysznic i zamierzałam się położyć a tu odeszły mi wody. Zabezpieczyłam się dużą podpaską i postanowiliśmy jechać do szpitala 15 km. Nie miałam wogóle skurczy. Wsiadając do samochodu wody ciekły mi już po nogach. Pod szpitalem już miałam mokro w butach. Na izbie przyjęć okazało się że mam tylko 2 cm. rozwarcia więc tak jakby wcale. Lekarz uznał że pewnie będę rodzić kilkanaście godzin więc mąż może jechać do domu bo była 1 w nocy. Naszczęście został. Kiedy doszłam do porodówki nagle złapały mnie silne skurcze co 3 min i częściej. Nie miałam nawet siły chodzić, nie chciało mi się oddychać a co dopiero iść pod prysznic dla złagodzenia bólu. Po 2,5 godzinie urodziłam synka. Wspaniałego, jedynego i cudownego. Nie miałam siły płakać ze szczęścia ale bardzo chciałam. Byłam taka podekscytowana że bez względu na porę 3.30 w nocy dzwoniłam do wszystkich z radosną nowiną. Po porodzie dostałam krwotoku, ale z radości nie miałam pojęcia o powadze sytuacji kiedy krwotok opanowano lekarz przystąpił do szycia krocza i podając mi lek znieczulający straciłam słuch, wzrok i zaczęłam odlatywać, zdążyłam o tym powiedzieć i straciłam przytoność. Miałam zapaść. Ale wszystko dobrze się skończyło a ja jeszcze długo nie zdawałam sobie sprawy z tego jakie to było poważne poprostu przepełniało mnie szczęście że mam syncia najwspanialszego na świecie. Doszłam szybko do siebie i było super.
Teraz kiedy drugi raz zaszłam w ciążę bałam się porodu. Zbyt szybkiego jak za pierwszym razem no i znieczulenia do szycia krocza. A życie spłatało mi figla. Ciąża była najpierw zagrożona poronieniem a później porodem przedwczesnym. Brałam co 3 godz. tabletki przeciwskurczowe i miałam założony krążek na szyjkę macicy. Na koniec 37 tygodnia umówiłam się z lekażem na zdjęcie krążka i miałam czekać na poród. Lekarz usunął mi go więc o godz. 18.00 a o 2 w nocy jechałam do szpitala gdyż miałam skurcze najpierw co 10 min. później co 8 w drodze do szpitala już co 5 i nawet co 3. Przerażało mnie tępo postępowania skurczy i bałam sie aby nie urodzić w samochodzie. Podobno 2 poród jest szybszy od pierwszego. Na izbie lekarz stwierdził rozwarcie na 3 cm. i wysłał mnie na porodówkę. Umieszcono nas w sali do porodów rodzinnych podłączono ktg i czekałam a skurcze się nie nasilały. Dostałam okropnych bóli krzyża. Były ciągłe, przeszywające i sto razy silniejsze od skurczy brzucha. Chodziłam, ćwiczyłam i nic. Godziny mijały a poród stał w miejscu. Bóle krzyża były niesamowite, nie czułam skurczy brzucha dla których brakowało wykresu na ktg takie były silne. Po 12 godzinach lekarze postanowili wstrzymać poród ze względu na przedtermin 37/38 hbd. Mąż pojechał do domu a ja miałam dac mu znać gdyby coś sie działo. Byłam wykończona. Po 17 godzinach bóli myślałm że umieram ale przyszedł mój lekarz i uznał że trzeba coś z tym zrobić. Zbadał mnie i stwierdził że jest tak jak 24 godz. temu. Straciłam nadzieję że kiedykolwiek urodzę. Przygotowywano mnie do próby oksytocynowej gdy okazało się że jest coś nie tak. Położne wpadły w panikę. Na moje pyt. co się dzieje odpowiedziały że nie ma czasu na wyjaśnienia że trzeba rotować moje dziecko. Błyskawicznie znalazłam się na sali operacyjnej. Cesarka. Córeczka zaczęła umierać. Narkoza, strach, łzy, panika. Tyle pamiętam. Przez wiele dni brakowało mi szczęścia i radości z tak oczekiwanej córci. Ale naszczęście wszystko dobrze się skończyło. Córcia jest wspaniała. Uznali ją za wcześniaka miała pewne problemy, ale jest już dobrze teraz jeździmy tylko na rehabilitację bo ma lekką asymetrie ale wierzę że wszystko będzie dobrze. Nikomu nie życzę takiego porodu. Ale niestety natura jest nieobliczalna, płata figle.
Agnieszka, Dawidek i Natalka
9 odpowiedzi na pytanie: Mój fatalny drugi poród
Re: Mój fatalny drugi poród
;-( ale teraz będzie tylko lepiej!!!!! i szybko zapomnisz o złych chwilach
moooocno Cię przytulam i buziaki dla ślicznej Natalki!!!
Ola z Natalią- 2.06.2003
Re: Mój fatalny drugi poród
Poród Doroty był bardzo podobny do porodu Natalki, więc wiem co przeżywasz, ale na szczęście mamy nasze dziewczyny zdrowe przy sobie
Re: Mój fatalny drugi poród
Masz śliczną córeczkę
Powodzenia Ania
Ania i Mati 19.4.04
Re: Mój fatalny drugi poród
Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło.
Masz przepiękną córeczkę.
Juleczka (Puchatek) 12.12.04
Re: Mój fatalny drugi poród
Całe szczeście tak to sie skończyło.
Re: Mój fatalny drugi poród
Bardzo Ci współczuję tego co przeszłaś, ale masz taką śliczniusią córeczkę, że napewno wynagrodziła to wszystko
Powodzenia
Re: Mój fatalny drugi poród
doskonale rozumiem Twój ból, też miałam 12 godz bóle krzyża, starsznie sie męczyłam, dlatego na drugi poród nastawiam sie raczej pesymistycznie i strach mnie ogarnie.
pozdr
Aneta i Tymon 19.10.03 i 25.10.05
Re: Mój fatalny drugi poród
Oj bidulko ale się namęczyłaś.Ja też myślałam że drugi poród bęzie lepszy. Pierwszy był straszny bo był bardzo długi i na koniec tak popękałam że uśpili mnie na czas zszywania.Długo to trwało.A zdrugim myślałam że nie może być gorzej.Oczywiście było. Miałam cesarkę ale jaką straszną
A tam było minęło. Najważniejsze że mamy dzieciaczki zdrowe
Pozdrawiam
Martyna Dominik 28,05,98 Kornelka 29,05,04
Re: Mój fatalny drugi poród
Wyobrażam sobie przez co musiałaś przejść, ale najważniejsze, że wszystko jest już ok!
[Zobacz stronę]
Znasz odpowiedź na pytanie: Mój fatalny drugi poród