Mój poród w Żeromskim

Po czterech miesiącach od porodu, postanowiłam i ja opisać swój poród. Do szpitala trafiłam w 41 tygodniu ciąży. Mojemu dziecięciu broń Boże nie spieszyło się na świat, ale zaczynało się dziać coś niepokojacego – tzn miałam skoki ciśnienia mimo iż od 24 tyg. przyjmowałam Dopegyt. W Izbie przyjęć rutynowe badanie, spisywanie danych i decyzja lekarza – próbujemy wywołać poród.
Ok. 9.00 byłam już przebrana w koszulkę, zrobiono mi lewatywę- sama o nią poprosiłam. Namawiam, dziewczyny nie miejcie oporów, to naprawdę nie jest wcale aż tak nieprzyjemne, a przydatne w późniejszych etapach. Ale do rzeczy, zaprowadzono mnie na korytarz porodówki i kazano czekać bo właśnie zwalniała się sala 2- dziewczynę przenosili na patologię bo wywołanie okazało sie nieskuteczne. Siedziałam więc cicho w kącie czekając na swoją kolej. W między czasie “z miasta” przywieziono dzieczynę, miała pełne rozwarcie ale dziecko było nieprawidłowo ułożone, lekarze szybko podjęli decyzję – cesarka. Uwinęli się szybciutko po ok.20 min. usłyszałam płacz dziecka, po kilku min. wywieziono świeżo upieczoną mamusię, a ja ciągle czekałam. Lewatywa dawała o sobie znać – kilka razy odwiedziłam kibelek i poczułam się rewelacyjnie. Dodam że w dniu przyjęcia (uprzedzona przez mojego lekarza ) nic nie jadłam żeby w razie konieczności operacji nie mieć pełnego brzuszka.
ok. 10 wpuszczono mnie na salę nr2 – rozlokowałam się wygodnie, o godz.10.25 podłączono mi kroplóę. Godziny mijały a ja kilkakrotnie odwiedzałam kibelek – lewatywa chyba wyjątkowo dobrze chwyciła hihihiiiiiiii. Położne zaglądały raz na jakiś czas sprawdzały kroplówkę pytały jak się czuję i sprawdzały moje rozwarcie. Najśmieszniej musiała wyglądać położna Ania (jest bardzo malutka) usiłująca tak głęboko wetknąć mi palec żeby przebić pęcherz płodowy a tym samym przyspieszyć poród. O 19.00 jej zmiana się kończyła, przyszła zawiedziona pożegnać się ze mną i na koniec jeszcze raz spróbować oczywiście bez skutecznie. Godziny mijały, byłam coraz bardziej zdesperowana powoli traciłam nadzieję że jeszcze dziś urodzę, kroplówka zupełnie na mnie nie działała. o 19.00 przyszła inna zmiana pałożnych. położna Basia przyszła mnie zbadać -nawet nie odszedł mi cały czop. dostałam drugą kroplówkę. Lekarz zadecydował że jak zejdzie druga i nadal nic to trafię na patologię i od rana zaczniemy znowu. Przyznam że nieźle się wtedy zdenerwowałam byłam nastawiona psychicznie że to dziś przytulę moją kruszynkę a tu jak na złość żadnego skurczu. ok. 20 poczułam jakieś skurcze tzn. podobne do tych miesiączkowych. Położna Basia zadecydowała że urodzę i koniec i przy mojej całkowitej aprobacie przebiła mi pęcherz. cieplutkie wody polały się z mojego wnętrza – nawet przyjemne uczucie. W miarę upływu czasu skurcze stawały się one coraz bardziej intensywne, położna w tym czasie uczyła mnie jak oddychać aby złagodzić ból, siedziałam też na piłce – śmieszny przyrząd. ok. 22 ból już był całkiem wyraźny – rozwarcie na ok. 4 cm. bałam się ze dalej nie wytrzymam więc poprosiłam o znieczulenie. przyszła miła pani anastazjolog i po krótkim wywiadzie i podpisaniu przez mnie dokumentu że wiem o możliwych skutkach znieczulenie, przystąpiła do dzieła. To naprawdę wielki wysiłek siedzieć nieruchomo (przy wkuciu) gdy akurat ma się skurcz. ja skupiałam się na tym aby się nie ruszaćgdy anastazjolog grzebała przy moim kręgoslupie. Niestety okazało się że nie może się wyuć. Przyczyny? przytyłam w ciązy 25kg. poza tym mam całkiem niezłe skrzywienie kręgosłupa. Okazało się że znieczulenia nici. Pani anastazjolog naprawdę robiła wszystko aby dać mi to znieczulenie, ale nic nie wyszło. w końcu się poddałyśmy. nie pozostawało mi nic innego jak rodzić normalnie, ale przyznam szczerze że byłam tą perspektywą bardzo przerażona. Gdy spojrzałam na zegarek okazało się że jest już 23.30 – o skurczach trochę zapomniałam bo uwagę miałam skupioną na tym aby się nie poruszać. po wyjsiu pani anastazjolog skurcze stały się mocniejsze, próbowałam sobie znaleść jakąś wygodną pozycję na tym okropnie niewygodnym łóżku, niestety bezskutecznie.leżałam z komórką w ręku i odmierzałam sobie czas między skurczami wychodziło że są co 2-3min. ból ogromny, parę razy nawet sobie krzyknęłam. Marzyłąm wtedy aby ktoś przyszedł i przerwał to cierpienie prosiłam lekarza o cesarkę, w ogóle gadałam chyba jakieś głupoty, mało tego to zachciało mi się do kibelka. ta chęć by ła tak duża zę porostu stało się…. między skurczami przysypiałam- naprawdę jest to możliwe, same się przekonacie. o pólnocy przyszła jakś położna nie wiem skąd ona się wzięła uparła się żeby mnie zbadać. Ja tu wiję się z bólu jestem akurat na skuruczu a ona chce mnie badać – wstrętne babsko. przewróciła mnie na plecy(leżałam na boku podłączona do KTG ) i wsadziła swoją wstrętną łapę w moje krocze – ze złości i bólu poprostu uszczypnęłam ją w jej wielki brzuch. I cóż stwierdził teb babsztyl – rodzimy pełne rozwarcie. we mnie sprzeczne uczucia- z jednej strony- super nareszcie- z drugiej strach co dalej, jak oddychać, przeć itp. – nie chodziłam do szkoły rodzenia. Zaraz przybiegła moja położna zaczeła myć mi krocze i rozsuwać lóko, potem pojawił się lekarz. Zaczeły się skurcze parte- naprawdę nie da się ich nie zauważyć i pomylić z tymi poprzednimi. są mniej bolesne ale nie możena ich powstrzymać. byłam dokładnie instruowana przez położna – kiedy przeć, lekarz sprawdzał tętno dziecka. przy którymś skurczu położna stwierdziała że widać głókę i jak się dobrze postaram to na następnym urodzę dziecko. wiecie jaka to motywacja – zawizięłąm się i przy trzecim parciu ( na jedym skurczu) wyskoczył mój dzidziolek. od razu po odcięciu pępowiny położono mi go na brzuchu – bidolek próbował dostać się do cyca. był taki kochany,”malutki” 58cm. i 4300kg. urodziłam o 0.20
podczas porodu miałm nacięte krocze- naprawdę nie boli. szwy założyli mi rozpusczalne.
obsługa po porodzie – super położne przychodziły na każde wezwanie pomagały przy karmieniu, pokazywały jak kąpać i pilęgnować maleństwo. przygotowywały też okłady na krocze- aby zmniejszeć obrzęk i ból. Polecem “Arnikę”- naprawdę przynosi ogromną ulgę.
Przy moim porodzie byl dr Kasperski- super lekarz gorąco polecam
4 miesiące po porodzie zapomniałm już o bólu, szwy zagoiły się super (mimo że kilka wyszło) laktacja unormowana, schudłam 20kg – karmienie piersią to super sprawa.
jesem przekonana że chcę mieć jeszcze jedno dziecko a poród tylko w Żeromskim,mam naprawdę cudne wspomnienia.
pozdrowiona

Natalka i Dawidek

7 odpowiedzi na pytanie: Mój poród w Żeromskim

  1. Re: Mój poród w Żeromskim

    gratuluję “maluszka”- moja Zosia 4200 i nie dałam rady wypchnąć…

    Anita i Zosia 20 03 04 .

    • Re: Mój poród w Żeromskim

      Z przyjemnością czyta się takie opisy:))

      Aba i Jaś (04.11.03)

      • Re: Mój poród w Żeromskim

        Gratulacje wielkie !! pochlebne opinie chodzą o żeromskim i Ty to potwierdziłaś !!
        ja leżałam na oddziale noworodkowym ale po zabiegu…/obumarła ciąża/..i też miałam takie wrazenienie super…opieka rewelacja !
        a pytanie moje – nadknęłaś się na -ca ordynatora lek.Hejnara… jakie wrażenie?…chodze do niego i słysze różne opinie…chciałam skonfrontować !!
        dzięki i jeszcze raz gratulacje !

        • Re: Mój poród w Żeromskim

          Arnika – ale w jakiej postaci? i pod jaką nazwą?

          Rena

          • Re: Mój poród w Żeromskim

            dokładna nazwa Tinctura Arniceae-płyn sposób rozcieńczenia podany na opakowaniu. Pozdrawiam

            • Re: Mój poród w Żeromskim

              Nie mogę nic powiedzieć na jego temat – nie prowadził mojej ciąży. Był tylko raz na kontroli po porodzie. Pozdrawiam

              • do lagu…:)

                Witam!! Co do doktora Hejnara to musze cie pocieszyc -nie słyszałam złych opini..gdyż leżałam na patologii ciaży.. a tam duzo mówi sie na temat lekarzy!! ja miałam z tym lekarzem styk imysle ze jest ok:) Kasia&bliźniaki ps. lagu trzymam kciuki za następną ciążę!!!będzie ok!!!

                Znasz odpowiedź na pytanie: Mój poród w Żeromskim

                Dodaj komentarz

                Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                Logo