Moj “super” porod – 3 fazy (dlugie)

Hmmm mialam napisac co nie co jak znajde czas. Obecnie mialam wybor: obiad albo forum :-)) Wybralam to drugie…. a wiec…..

WSTEP

Zaczne od tego ze wszystko wyobrazalam sobie zupelnie inaczej niz bylo. Mialam rodzic w swoim szpitalu, pod okiem swego gina badz poleconych, z mama, urodze w dzien i w srodku tygodnia :-))). Po drugie myslalam ze urodze 37-39 tyg. poprzez odejscie wod badz skurcze wiec od 37 tyg. bylam w pelni gotowa. Czyli torba spakowana, codziennie gotowe ubranko na wyjscie oraz zawsze staralam sie byc schludna i czysta bo potem w szpitalu nie ma zbytnio na to sil (np. mycie glowy). I tak bylo do owej soboty z 19 lipca 2003 r. Tego dnia bylam juz pare dni po terminie, caly dzien mialam tez bole miesiaczkowe, bylam rozdrazniona i od 21 (poniedzialku) mialam isc na patologie. Rozpakowalam wiec torbe bo stwierdzilam ze na patologie wezme tylko pare rzeczy a po porodzie przywioza mi reszte. Mialam spakowac 2 torby w nd (czyli dzien przed pojsciem do szpitala). Na nd zaplanowalam tez szczegolowa kapiel, prasownie sukienki do szpita itp (w koncu mialam duzo czasu). Przed 19 zjadlam jeszcze lody ( bo jak jadla po 19 mialam silne mdlosci) i nieswiadoma walnelam sie spac. O 24.00 zaczely sie silne mdlosci, bol zoladka, brzus sie jakos dziwnie prezyl….w koncu dostalam temperatury, zaczelam miec drgawki i sie pocic. Wyladowalam w kiblu i myslalam ze wyrwie mi zoladek. To trwalo do 2.00. Po gorzkiej herbacie w koncu wymordowana maksymalnie o 3.00 zasnelam. O 3.20 obudzilo mnie to “cos”. Jakby wewnatrz mnie strzelil granat :-)) i poczulam wydzieline. Pomyslalam :”normalne u mnie…od dawna ja mam, ale pojde siusiu”. W kibelku ujrzalam dziwne serowate cos, na papierze krew – zaczelam sie domyslac. W tym momencie hlusnely mi wody. Zdarzylam tylko skoczyc do lazienki i wsadzic sobie miedzy nogi recznik (szczerze… Niewiele pomogl, mimo tego zabiegu wszystko lecialo po nogach….gorzej niz prysznic :-)) Caly dom stana na nogach lacznie z siostra ktora byla bardziej podjarana ode mnie :-))) I wtedy zaczela sie jazda: po 1 nie mialam sie w co ubrac (sukienka wilgotna i pognieciona wisiala na sznurku, stanik mokry wiec wzielam brudnawy) po 2 torba rozwalona wiec w pospiechu wrzucalam najpotrzebniejsze rzeczy no i po 3 ja kompletnie nie przygotowana: glowa brudna, klapki nie wyszorowane….ehh koszmar :-))) ale to bylo niewazne. O 3.45 bylam juz na izbie przyjec, gdzie pan straznik mnie poinformowal ze jakby nas dzis nawiedzilo….kobita za kobita :-))) (potem sie dowiedzialam ze bylo w tamten weekend 40 porodow).

FAZA I

Na izbie przyjec nikogo nie bylo. W koncu przyszla zaspana Pani, ktora zapytala flegmatycznie co sie dzieje. Ja w skowronkach wszystko opisalam. Zadzwonila po lekarza i spisala moje dane (niewazne, ze po porodzie zorientowalam sie ze wpisala mi zle nazwisko – naczy nazwisko pacjentki przyjetej o 2.00 – przez co nie chcieli mi wydac rzeczy). Potem zszedl gin. Ledwo mnie zbadal przez te wody ale nic nie powiedzial….wrrr. Dano mi koszule, ogolono na suchego i z ligninka powedrowalam z Pania na 6p czyli PORODOWKE. To byl moj 1 porod wiec nie mailam pojecia czy to juz ide rodzic czy nie…Ale do tej pory bylo ok. Mama powedrowala inna droga i miala byc ze mna na gorze…..

FAZA II

I tu zaczely sie schody. Na 6p zaprowadzono mnie do sali rodzen. Nerwowo rozgladnelam sie za mama – nigdzie jej nie bylo (mialam miec porod rodzinny). Weszlam na porodowe. Sala byla okropna o tej porze dnia. Bylo jeszcze ciemnawo. Wszedzie zielone kafle, lozko oddzielone od lozka murkiem, wszedzie lampy i na jednym lozku rodzaca kobieta. Polozyli mnie pod ktg metr obok niej. Strasznie krzyczala, ze nie da rady, ze umiera itp. Nikogo obok niej nie bylo. Siostry przechodzily obok flegmatycznie. W koncu jedna z nich rzucila: “mogla by miec pani troche godnosci na koniec i przestac sie drzec!…” Zimny pot zacza wstepowac mi na czolo, nerwowo wzrokiem wypatrywalam mamy – nie bylo jej. Potem do tej babki przyszdl lekarz i tez zacza sie drzec :”rozszerzyc te nogi ! co pani wyprawia….jak sie zachodzilo w ciaze trzeba bylo myslec ze sie rodzic nie umie !!!….Zabrac ja stad…robimy cc”. Po tym co uslyszalam mnie zgielo. Kobita ma problemy a oni juz decyduja cc… SZOK. Chcialam stamtad zniknac. Wystraszymal sie tym bardziej ze zaczeto przygotowywac lozko obok !! Myslalam ze z tamtad uciekna krzyczac “mamo, gdzie jestes”. Na szczescie pozwolili mi wstac i wyszlam na korytarz gdzie byla mama z siostra. Siostra blada i wystraszona (nie dziwie sie – sama bylam po tym co widzialam i slyszalam). Pani zaprowadzila mnie na sale. Odetchnelam (nie na dlugo) i postanowilam sie przespac. Mama pojechala do domu. o 4.00 zaczely lapac mnie pierwsze skurcze. Od razu co 7 min sredniej bolesci. Wtedy pomyslalam: nooo za pare godzin urodze. O 10.00 skurcze juz byly bardzo silne nawet co 5 min dlatego wogole sie nie przespalam. Wtedy obudzila sie sasiadka (lezala juz pare dni) i zaczelysmy gadac. Weszla starsza polozna by zrobic ktg. Miala surowa twarz, w srednim wieku (taka typowa osa – zouza mi sie wydala). Po jej wyjsciu uslyszalam : “ehhh dzis najgorsza mozliwa zmiana, dwie najgorsze zouzy polozne i stara pannica lekarka bez wyczucia” – jakos nie wziely mnie te slowa WTEDY. O 10.10 poszlam na badanie. Badala mnie zouza oczywiscie. Zrobila to wrecz fachowo :-(( ostro i bez wyczucia z tekstem: ” czy pani napewno odeszly wody???” Ja na to ze jasne i to sporo….recznik nie dal rady. Na co uslyszalam “no tak pacjentkom w koncu trzeba wierzyc czy nie” <ironiczny usmiech>. Potem wpadla lekareczka (stara panna – jak sie potem dowiedzialam – 2 typowa sroga osa) i zabrala sie za mnie rownie delikanie “rozwarcie na palec, prosze isc do sali” Ja pomyslalam jak na palec?? przeciez od 4 mam silne i regularne skurcze… Powiedzialam to. Zero odzewu i wszycy sie zmyli. Wtedy 1 raz mi bylo zle. Myslalam, ze dostane jakis czopek lub cos jak same 6h nic juz nie dalo…Ale to bylo jak sie potem okazalo zludne marzenie. Krwawiac wrocilam do sali. Nie moglam usiasc na lozku. Bolalo mnie krocze i wszystko a skurcze staly sie dwa razy silniejsze. Potem nie wiem jak to wygladalo godzinowo. Wiem ze nie moglam juz chodzic. Wylam z bolu ale mialam nadzieje ze lada moment juz bedzie takie rozwarcie ze jeszcze 2h boli partych i bede miec malutka. Bylo jednak coraz gorzej. Dostalam temeratury, dreszcze….zaczelam sie masakrycznie pocic. Kazdy skurcz przetrzymywalam w kuckach, chodzac po korytarzu…wyciagajac sie na krzesle. Zjadlam pol obiadu bo nie dalo rady… O 16.00 przyjechala mama. Pomagala mi duchem a ja wciaz czekalam. Nikt do mnie nie przyszedl, nie zbadal, nie sprawdzil rozwarcia i czy wogole kurna zyje…. Mialam jeszcze tylko 1 ktg: skurcze co 4 min 100% (co potem Pani zouza nazwala : MARNYMI). O 18.00 zaczelam opadac z sil. Tem. wzrosla a ja nie moglam juz chodzic tylko “czolgalam sie” po korytarzu. Wylam z bolu… ale wiedzialam ze to juz tuz tuz… W koncu zadzwonilam do gina i powiedzialam jak jest: ze nikt nic nie robi, nie bada, ew. nie daje na przyspieszenie czy co do cholery! Powiedzial ze zainterweniuje. W miedzyczasie poszlam zadzwonic do mamy. Miedzy skurczami zdarzylam wykrecic tylko nr., potem ze sluchawka na ziemi na kleczkach przetrzymywalam. Akurat szla zouza i tylko rzucila zadowolona : ” nie plakac bo tem. rosnie <usmiech>”… po czym: ” boli? skurcze?… ma bolec” i poszla dalej. Ale jak sie potem dowiedzialam to bylo nic jesli chodzi o nia….potrafila bowiem rzucic tekstem :”jak sie chcialas pierdo….to teraz cierp” itp. Wrocialam do sali. Bylam juz wykonczona a przeciez przede mna bylo jeszcze urodzic malenka. Zouza znow sie plula o tem. i kazala mi zmierzyc. Dopelzlam do termometru i zaczelam mierzyc (w miedzy czasie interweniowal moj gin o czym nie wiedzialam). Nagle z impetem wpada zouza ze mam sie w tej chwili pakowac, wyrwala mi termometr i nawet nie powiedziala o co chodzi. Na co moja sasiadka do niej: “oooo idzie rodzic???” po czym uslyszala odpowiedz: “od razu rodzic….jasne”. Nie wiedzialam co jest grane, nikt nic nie mowil…w tym pedzie kazali mi rzucic wszystko i isc na fotel na badanie. Zdarzylam zadzwonic tylko do mamy i krzyknac ze cos nie tak i zeby przyjezdzala. Przeczuwalam ze cos sie swieci. Poszlam na badanie pelna NADZIEI na rozwarcie conajmniej 4-5 palcow….(w koncu od 16h mialam silne, regularne skurcze)… Niestety diagnoza pani zouzy byla jak grom :”rozwarcie na PALEC czyli nic nie drgnelo, wiec co to za panika???” prosze isc do pokoju (kurna myslalam ze ja walne…przez 16h nic sie nie ruszylo, ja juz nie mialam sily a ona nic nawet w tym kierunku nie zrobila i nie miala zamiaru…. w przypadku gdy nie nastepuje rozwarcie daje sie przeciwbolowe badz wywolawcze jak sie potem dowiedzialam ). Znow miala “super wyczucie” po ktorym krwawilam. Druga polozna zaproponowala czopek (widzac moj oplakany stan i biorac fakt ze skurcze nie powoduja rozwarcia to i do rana sie nie ruszy)….jednak zouza stwierdzial ze nie ma narazie takiej potrzeby. Wpadla lekarka zouza, stwierdzila brak pecherza (a jeszcze rano uwazaly ze sikam a nie sacza mi sie wody) i sobie poszla mowiac ze czekamy do rana. Wstalam jak otumaniona: sama perspektywa braku wod od 16h, rozwarcia i boli, ktore poszly na marne mnie dobila. Wiedzialam ze bez przeciwbolowych (tego tez nei chcieli dac choc wiedzieli ze bole sa na marne bo nie powoduja rozwarcia) nocy nie przetrwam. Skurcze byly juz co 2-3 min to ich chyba pogielo ze tak sobie pojde. Zadnej kroplowy, czopa…. NIC.
Dopelzlam na sale. Resztka sil jaka mialam walnelam sie pod sciane i sciskajac nogi liczylam skurcze i min. Za 5 min przyleciala znow zouza i niemal na sile wrzucila mnie znow na fotel ale… zaczelo sie zamieszanie a nie badanie. Wiedzialam, ze cos sie dzieje… tylko czemu kurna mi nikt nic nie mowi. Kiedy z calej sily zaaplikowala mi cewnik a druga wladowala 2 welfrony (po czym mam zapalenie zyl i since) domyslilam sie ze CESARKA. Szkoda tylko ze nikt mi nic nie powiedzial !! Wpadla pani anastezjolog wypytala co nie co potem dr z papierami do podpisania, ktorych oczywiscie nie dali mi przeczytac….moglam podpisac zgode na wlasny zgon i bym o tym nie wiedziala :-(( ale bylam tak oglupiala, zmordowana ze nie wiedzialam juz co sie dzieje. Szybko znalazlam sie na sali operacyjnej…. Niedoczekajac mamy (przyjechala jak tylko za mna zamknely sie drzwi na operacyjna i tez bidulka nic nie wiedziala co sie dzieje)…

FAZA III

Na operacyjnej bylam o 18.40 i wiedzialam ze zaraz zobacze malutka. Skurcze juz byly co 1-2 min wiec nie mogli sie wkuc i znieczulic. Ciagle kazali byc nieruchomo (a badz tu nieruchomo jak ci wnetrznosci rozsadza) jednak w koncu po 16h poczulam ostatni skurcz bo potem zaczelo dzialac nieczulenie. Odetchnelam z ulga (mialam fajna anastezjolog i lekarke). Ciarki mnie przeszly jak nagle uslyszalam ze zouza lekarz jest gdzies na sali. Ja patrze a ona bedzie mnie ciac… No to super. I nie mogla sie nawet wtedy pochamowac i musiala cos walnac :”nie bede pracowac w takim burdelu…czemu ona nie jest ogolona !!” i potem dalej “<ironia> no tak dzis to ani sie golic bo to obrzydliwe ani lewatywy bo tez obrzydliwe” i do mnie z tekstem dlaczego nie pozwolilam sie ogolic (wspomne ze jeszcze na koziolku golila mnie polozna zouza na sucholca beztialsko i wodac niedokladnie) to ja na to ze pozwolilam na co zouza lekarz :”wezwac z porodowki kogos bo ja nie mam zamiaru pracowac w takich warunkach”. Operacja biegla szybko. O 19.00 nastapila zmiana personelu (tamta zmiana od 19 – 7 rano byla suuuper….babki z powolania i ekstra lekarz :-((). W polowie zabiegu zachcialo mi sie zwracac (jadlam obiad a na cesare to naczczo) ale nie moglam bo znieczulenie bylo tak silne ze nie czulam wnetrznosci wlasnych i tylko sie dlawilam na co pani dr zouza z tekstem : ” zrobcie cos…co sie tam z nia dzieje….” Dobrze ze anastezjolog byla po mojej stronie i ja zgasila.O 19.20 uslyszalam malutka i wylam ze szczescia. Wtedy nic nie bolalo i o niczym nie myslalam. Potem tylko szew (dzis bylam go zdjac i co sie okazalo ze pani zouza i tu sie musiala popisac….sciagnela mi go o 50% za mocno przez co bolalo dwa razy mocniej niz powinno…. babeczka co mi go zdejmowala byla w szoku ze tak zcisniete, nie rozluznione i jeszcze spartolona koncowka przez co mam wydarte kawalek mieska… Ale to juz szczegol…dzis poczulam ulge jak mi zdjeli) O 19.30 zajmowaly sie mna juz te super polozne. Przyniosly mi malutka ale bylam tak slaba ze nie mialam sily wogole jej utrzymac i mi leciala. Jak mnie wywiezli dostalam dreszczy i trzeslo mna tak ze az sie rodzice wystraszyli…..ja sama nie moglam wydobyc slowa bo latala mi szczeka. Potem na poporodowa i 12 krytycznych godzin.Zeby tego bylo malo po 12h jak kazali mi chodzic dowiedzialam sie ze jestem na 3p a malutka na 5 i nie wiadomo, kiedy tam pojde. Zadno karmienie nie wchodzilo w gre (no bo gdzie??). Od razu po tych 12h do niej polecialam na gore i siedzialam na korytarzu calymi dniami. Dopiero na 3 dzien mnie tam przeniesli. Wczesniej przezywalam koszmar jak musialam ja zostawiac na gorze, lezala w boksie gdzie byl skwar z 20 innymi dziecmi… Polozne przewijaly i kapaly jak lalki… jak najszybciej chcialam ja z tamtad wyrwac…. No i udalo sie. Na 4 dobe poszlam do domku a na sama mysl o szpitalu chce mi sie wyc :-((

PODSUMOWANIE

Co sie potem okazalo: Gdybym nie zadzwonila do gina a on nie interweniowal dali by mi moze kroplowe o 10.00 nastepnego dnia (tak jak mojej znajomej z sali. Gadalam z nia potem. Powiedziala mi potem bylo super. Jej dali od razu kroplowe, ktora zaczela dzialac o 15 a o 16 juz urodzila !!… Tylko dziecko bylo owiniete pepowina i nie plakalo, wiec sie najadla stracha…. A jej wody calkiem odeszly dopiero 24h po mnie). Dodam ze wod nie bylo od 5 rano wiec niewiadomo czy dziecko by sie nie udusilo czy poddusilo (lezalam na sali z dziewczyna, ktora wlasnie urodzila martwe dziecko i z 3 dziewczynami po cesarce, ktorych dzieci w ostatniej chwili wyciagneli bo tetno u jednej spadlo do 60 u drugiej tez a u 3 dziecko nie dalo znaku zycia i bylo owiniete pepowina), po 2 od poczatku zouzy wiedzialy ze mialy mi dac cos na znieczulenie w razie braku postepowania akcji (a nawet tego nie sprawdzaly) zebym sie nie meczyla na marne i po paru godzinach miala pojsc kroplowa wtedy co by dala rozwarcie i po 3 nikt nie zrobil mi usg, ktore by wykazalo ze dziecko jest owiniete pepowina (szyjka) i przy porodzie na drugi dzien (biorac pod uwage ze byla bym juz wykonczona i bez wod) takze mogaby sie zaczac zaciskac….Dlatego suma sumarum jestem SZCZESLIWA ze dalam popisowe i interweniowal moj gin (co je wkur….) bo nie wiem jak bylo by z mala. Szczerze to nie zycze nikomu takiej zmiany, przejsc…. PORODU…. Jestem bardzo zrazona i do tej pory wystraszona (co by bylo gdyby). Juz nigdy nie pozwole sie walnac do innego szpitala albo na takie traktowanie…. Teraz sie smieje (hihi) ale jak bede kiedys w ciazy i bedzie remont szpitala to nie wyjde poki nie wywolaja mi i nie urodze :-))) To na tyle z dlugiej opowiesci….Dodam, ze zamiast mnie kroic wystarczyl by czop i za 1-2h mialabym malutka, badz kroplowa…. Ale nie…oni wola eksperymentowac i robic cc. Jak szlam korytarzem to uslyszalam taki tekst:”to nie szpital tylko zeznia, co 2 porod to cesarka” i taka prawda…. No nic mam nadzieje, ze nikomu taka zmiana sie nie przydazy i takie sensacje….Ja jestem HAPPY ze juz opuscilam mury tego budynku (przez ostatnie 3 dni mialam temp. 38 z tego wszystkiego) i dochodze do siebie w domowej atmosferze

Sylwia i wyczekana piekna pannica :-))) Wiktoria (20.07)

6 odpowiedzi na pytanie: Moj “super” porod – 3 fazy (dlugie)

  1. Re: Moj “super” porod – 3 fazy (dlugie)

    RANY< PRZECZYTAŁAM NAWET NIE MRUGAJĄC

    ale przeszłaś, prawie jak na wojnie

    niekórym za poród powinno sie odznaczneia dawac, a niektóry personel publicznie wieszac.
    myslę ze przy takim pokazie było by wiele “widzek” które wyszły spod reki “zołzy”

    a mozesz zdradzić w jakim szpitalu dzieją sie takie cuda?

    evi i maleństwo (grudniowe – 18.12.2003)

    • Re: Moj “super” porod – 3 fazy (dlugie)

      wydrukowalam i przeczytalam…… Przede wszystkim gartulacje! A poza tym……..przypomnial mi sie moj porod- atmosfera podobna :((, choc na pewno nieco lepsza……i szalg mnie trafia, ze tak jest…..czlowiek naczyta sie w gazetach o tych wspanialych porodach, czyta i czyta, i nastawia sie…….i uczy sie tych roznych pozycji itp itd, a pozniej masz…….taki porod………;((( od czasu przyjscia NIny na swiat nie czytam nic o porodach- ani na forum, ani w gazetach…….szkoda tylko, ze wczesniej nie bylam taka madra………. Pzdr!

      guciak i Ninka ur. 27.04.2003

      • Re: Moj “super” porod – 3 fazy (dlugie)

        jestem w szoku po Twojej opowieści. Dobrze, że wszystko szczęśliwie się zakończyło. Ludzie tacy jak ci, których opisujesz, nie powinni pracować w szpitalu. A już na pewno nie na porodówce… nie wyobrażam sobie czegoś takiego w szpitalu, ale słyszałam, że i u nas zmiany bywają rozmaite. Widocznie ja trafiłam na tę lepszą…

        Beata z Małgosią (ur. 4 maja 2003)

        • Re: Moj “super” porod – 3 fazy (dlugie)

          ….brak mi słów. To starszne. Czy możesz powiedzieć co to za szpital i jak się nazywali członkowie “ekipy”, która się tobą zajmowała…o ile wiesz….Dzięki. Niechcielibyśmy na taką trafić…

          • Re: Moj “super” porod – 3 fazy (dlugie)

            Rodzilam na brochowie bo ten szpital mi polecono…znajome i kuzynka byly zadowolone…Widze, ze to kwestia szczescia i ekpipy (niestety nazwisk nie znam)… Moze jakbym dala w lape ladniej by mnie przyjeli…bo slyszalam, ze ta lekarka bierze i jest wtedy baaardzo mila….. (dowiedzialam sie po fakcie)…polozne tez biora

            Sylwia + Wiktoria (20 lipca)

            • Re: Moj “super” porod – 3 fazy (dlugie)

              Gratuluje Ci kochanie córeczki, uśmiałam się na początku Twojej opowieści, ale później miałam oczy jak 5 zł. Może nawet i większe. Horror.
              Na szczęście jesteście całe i zdrowe. Ucałuj maleństwo ode mnie. Buziaczki

              Proszę o kciuki, aby w tym cyklu się udało!
              Betsi

              Znasz odpowiedź na pytanie: Moj “super” porod – 3 fazy (dlugie)

              Dodaj komentarz

              Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
              Logo