postanowiłam opisac Wam moje perypetie ciążowe na pocieszenie dla tych, co mają podczas ciązy jakieś zmartwienia.
z pierwszym dzieckiem to była “wpada”. na druga ciążę czekałam pół roku, zrobiłam mnóstwo badań, które wskazywały na pco. i jak nastawiłam sie na długie leczenie to okazało się, że jestem w ciąży. to był wrzesień. zrobiłam bhcg – bylo 400, za dwa dni tylko 500 – zmartwiłam się, trzeciego dnia rano bhcg było już 1500. za tydz. powtórzyłam badanie – bhcg 2100.gin stwierdza, że ciąża nie rozwija się, poza tym macica obkurczona – wyroka zapada – na drugi dzień zabieg. całą noc przepłakałam, ale pogodziłam się z tym. na nastepny dzień stawiłam sie rano w szpitalu, po wielu formalnosciach trafiłam na salę i czekałam na gina, bo miał mi mój gin zrobić łyżeczkowanie.w międzyczasie wziął mnie w swoje ręce ordynator i stwierdził, że on widzi 7 ty. ciążę, a ja na to, że niemożliwe, bo ja przyjechałam na zabieg. potem jeszcze czekałam na usg – nie spodziewałam sie cudów. odwróciłam głowę, a lekarka mówi, że serce bije, ciąża tyg. aż nie chcę myśleć co by się działo, gdyby ciąża była młodsza i serce by jeszcze nie biło…
w szoku wyszłam z pokoju usg, zadzwoniłam po męża i po awanturze z moim ginem wypisałam sie na własne żądanie i pojechałam do CZMP w łodzi. tam lekarze zatrzymali mnie w szpitalu i stwierdzili, że wszystko jest na dobrej drodze.
spokój był do stycznia, kiedy przypadło usg połówkowe – jeden z lekarzy stwierdził małowodzie – udałam sie do prof. respondek-liberskiej (szefowej zakładu wad wrodzonych w CZMP) – ta stwierdziła, że wszystko oki, ale nie widzi nerek dziecka, bo chyba jest już za bardzo zmęczona. poza tym napisała grubym drukiem, że pęcherzyk zółciowy dziecka jest większy od żołądka i kazała przyjechać za tydzień. na drugi dzień wybłagaliśmy wizytę u guru – Roszkowskiego. obejrzał malucha na wszystkie strony i stwierdził – nerki są w jak najlepszym porządku, ilość wód prawidłowa, chociaż w dolnej granicy. pęcharzyk żółciowy duży, ale to nie choroba. poza tym wszystko oki.
miałam nadzieję, że spokojnie dotrwam do maja. niestety moja mała po drodze zafundowała mi poranek, keidy nie czulam jej ruchów – najadłam się cukru i nie było żadnego odzewu – szybko pojechaliśmy na ktg – było oki. poza tym gdzieś koło marca gin stwierdził grube łożysko – albo infekcja CMV albo taka uroda.
zwieńczeniem takiej ciąży był 3-dniowy poród.
aha, jeszcze jedno na temat wymiarów i wagi dziecka wg usg – na wszystkich badaniach, a miałam ich robionych naprawdę dużo i przez różnych lekarzy wychodziło, ae dziecko jest małe, 0 2tyg. mniej niż powinno.
Martusia urodziała się w terminie z wagą 3980, więc mała na pewno nie była.
napisałam to wszystko o to, żeby pokazać, że lekare to też ludzie i mogą sie po prostu mylić w swoich diagnzach. ja miałam wyjątkowego pecha do pomyłek – poczynając od pomyłki w lab. przy badaniu bhcg.
efektem takich przezyć jest ciągły strach o Martę, czy w jakimś momencie nie okarze się, że jednak coś kest nie tak
Gosia, Zuzia 2 lata i Marta 8.05.05
Edited by gonia23 on 2005/09/30 22:12.
13 odpowiedzi na pytanie: moja historia – na pocieszenie
Re: moja historia – na pocieszenie
gonia to Ty Majówka jestes :o)))))))))))))
Ale historia, normalnie dech mi zaparło.
Dzięki Bogu wszystko sie dobrze skończyło.
Będzie dobrze.
Re: moja historia – na pocieszenie
Gosiu,
Wiele przeszłaś ale swoją historią możesz otrzeć wiele łez.
Gratuluję i bardzo się cieszę, że wszystko dobrze się skończyło 😉
Z Aniołem na ramieniu
Kićka,Oskar i lutowa Niespodzianka
Re: moja historia – na pocieszenie
tak, majówka… Ale ze wzgledu na te przezycia nie udzielałam się za bardzo, bo bałam się, że mogę dzidzie stracić
Gosia, Zuzia 2 lata i Marta 8.05.05
Re: moja historia – na pocieszenie
a teraz co ci nie pozwala udzielać się na wątku majowym, hę??
Re: moja historia – na pocieszenie
jestem tego samego zdania. Nie zawsze należy wierzyć lekarzom. Mi kiedyś w szpitalu po pewnym zabiegu ordynator oddziału gin. powiedział że mogę w ogóle nie zajść w ciążę. Szok i łzy! miałam wtedy 20 lat. Za poł roku potem poszłam do pewnej gin ze szpitala św. Zofii, bo moja akurat byla na urlopie, a tamówi: jeśli pani zajdzie w ciąże to pierwszą i tak proszę już spisać na straty. Znowu płacz. W sylwestra patrzę na test 2 krechy (po 4 cyklach)! Radość i łzy a jednocześnie wiele obaw. Od razu L4 i lezenie. Moja gin powiedziała że bedzie napewno wcześniak i obym tylko do 28 tyg. wytrzymała. Powiedziała że tak naprawdę to nie wie jak ma mnie prowadzić żeby tę ciążę donosić. Tysiące leków i straszenie na każdej wizycie. W 20 tyg. mąż namówił mnie na zmianę gina. Trafiłam naspaniałego lekarza (mężczyznę) z Karowej. To On dał mi nadzieję, kazał odstawić wszystkie leki- pozostać jedynie na No-spie. W 26 tyg. wysłał mnie na sterydy do szpitala, aby zabezpiezyć płucka maluszka w razie czego. A na każdej wizycie mówił daje jeszcze co najmniej miesiąc, wszystko będzie dobrze. I tak dotrwałam do 37 tyg i 6dni i urodziłam wspaniałego syneczka. Dlatego Gosiu wiem co czujesz. Ja na forum też dopiero ujawnilam się w lipcu, bo bałam się zapeszyć.
Tak więc dziewczyny nie martwię się nie traktujcie lekarzy jak wyroczni.
Pozdrawiam
Jola TickerFactory.com/ezt/d/2;10722;29/st/20050826/n/Kubus/dt/6/k/1f8c/age.png /images/obrazek.gif[/img]
Re: moja historia – na pocieszenie
To Ci lekarze zafundowali przeżycia, a już najgorsze było to że zabili by zdrowe dziecko brrr dlatego jestem zdania, żeby potwierdzać badania jeżeli wychodzą złe
Gratuluję córeczki
Aga i aniołek (10-13.12.2003) i lutowa kruszynka
Re: moja historia – na pocieszenie
He he Gosiu – o jak dobrze pamiętam jak slicznie wymyślali Ci lekarze powody do zmartwień.
Ech cieszę sie, ze teraz juz osobiście przekonujesz sie, ze Twoje córeczki to super dziewczynki bez wymysłów lekarzy
niezmiennie gorąco pozdrawiam!!
ika i Igor 01.04.2004
Re: moja historia – na pocieszenie
Bardzo się cieszę, że wszystko dobrze się skończyło, ale ile nerwów stracilaś wiesz tylko Ty
Powodzenia
Ania
Re: moja historia – na pocieszenie
Więc widać jaka jest nasza służba zdrowia i jak można liczyć na lekarzy…. Ale cieszę sie że masz juz to sa sobą i póki co wszyscy jesteście cali zdrowi i przede wszystkim jesteście razem… Pozdrowienia 🙂 Misia i maleństwo 🙂
Re: moja historia – na pocieszenie
aaaaa przyłapałam cię
uprzejmie prosze o zameldowanie się do czerwcówek na forum chcę nawiązać kontakt z innymi mamami
gratulacje tak w ogóle, kolejna czerwcówka zaciążona drugi raz
16 m
Re: moja historia – na pocieszenie
ojejku, bardzo mi przykro że tkaie miałaś ciężkie momenty, ale to dobrze ze miałąś szczęście w tym wszystkim i ze ordynator wypatrzył fasolkę (mi tez prawdopodbnie ordynator przyczyniłs ię do uratowania DoDo przed niedotlenienim bo w 37 tc wysłał mnie na cc – w skrócie)
najważnijesze ze malutka jest zdrowa, reszta to złe wspomnienie
16 m
Re: moja historia – na pocieszenie
Szczerze mówiąc to brzmi jak scenariusz jakiegoś serialu brazylijskiego.Az nie prawdopodobne że to wszystko spadło na jednego człowieka!Wprawdzie mi taz dwóch lekarzy powiedziało że nie będę mogła mieć dzieci-jestem w 17 tyg. ciąży-ale to co Ty przeszłaś…brak słów. Pozdrawiam. Buziaczki dla Martusi
Re: moja historia – na pocieszenie
Współczuję ci. Ale się nadenerwowałaś. Mojej kolażance w ciąży lekarz na usg powiedział, że dziecko ma wady genetyczne, ta pojechała roztrzęsiona do szpitala a tam wszystko ok i mały urodził się zdrowy. Siostra mojego męża też miała przejścia. Lekarz stwierdził, że musi usunąć ciąże bo nie będzie miała się gdzie rozwinąć ze względu na mięśniaki. Poszła do szpitala i lekarz powiedział, że nie ma takiej potrzeby – materaz ślicznego synka.
A mi robiono USG 2 razy przed porodem i dwuch różnych lekarzy gwarantowało, że dziecko nie przekroczy 4 kg a Liwcia urodziła się 4,5 kg.
Jak sie ma wątpliwości co do diagnozy powinno się iść do innego lekarza i najlepiej ufać instynktowi.
Pozdrawiam,
Ania i Liwia
Znasz odpowiedź na pytanie: moja historia – na pocieszenie