Moja miłosć przyszła w bólach – opis mego porodu

W niedziele 7 września miałam stawić się w szpitalu, gdyż tegoż to właśnie dnia przypadał mój termin porodu. Tego dnia wstałam dość wcześnie, gdyż miałam nad ranem najprawdopodobniej skurcze (bolał mnie brzuch i nie mogłam sobie miejsca znaleźć w łóżku). Czekając, aż mąż się zbudzi i pojedziemy do szpitala, przysiadłam więc do forum, wykąpałam się, umyłam włosy, ogoliłam nogi i podcięłam fryzurkę na króciutko w kroczu, by być przygotowaną w razie czego.
Pojechaliśmy spokojnie autobusem, wskoczyłam sobie po drodze do McDonalds`a na szejka waniliowego… i pomaszerowałam do szpitala upajając się jego smakiem.
Było około 14-tej, gdy w szpitalu, w poczekalni Izby Przyjęć siedziały już dwie brzuchate mamy z terminami na dany dzień. Jedną po zbadaniu zabrano na porodówkę, a druga odesłano do domu. Przyszła kolej na mnie. Weszłam i położyłam sie na kozetce, a następnie podłączono mnie do KTG. Przez jakieś 30 minut leżałam, po czym położna zerknęła na wykres i zawołała lekarza, który stwierdził, iż należy mnie potrzymać jeszcze parę minut. Zaniepokoili się mocno zróżnicowanym tętnem dziecka. Ale skurczu żadnego nie było (a jak się zaraz okazało i najmniejszego rozwarcia), szyjka natomiast trzymała grubość 1 cm. Lekarz jednak postanowił, że ze względu na tętno musi zatrzymać mnie na patologii ciąży. Ja się mocno przeraziłam, bo szłam do szpitala z myślą, że i tak mnie odeślą. Nie wiadomo także było ile dni poleżę na patologii, ale napewno nie dłużej jak tydzień. Skonsultowałam się z mężem, który nie krył także swego zaskoczenia i postanowiliśmy, że zostanę w szpitalu, a on pojedzie po me rzeczy do domu i powróci najdalej o 19-tej.
Ja zostałam zabrana przez pielęgniarkę na “zaplecze” Izby Przyjęć, gdzie przebrałam się w firmowa koszule i szlafrok. Proponowano mi również podgolenie, ale ja odmówiłam tłumacząc, że te przyjemność pozostawiam mężowi. Zabrano mnie potem na porodówkę, gdzie przez ponad godzinę miałam monitorowane tętno dziecka przy użyciu KTG, a jednocześnie słyszałam odgłosy porodu odbywającego się za ścianą – jak usłyszałam krzyk dziecka to pociekły mi łezki i uświadomiłam sobie, że mój czas powoli się zbliża. Jak wychodziłam z badania, okazało się, że szczęśliwą mamusią została jedna z pań oczekujących wcześniej wraz ze mną na IP. Potem zaprowadzono mnie piętro wyżej na patologię, gdzie przydzielono mi pokój, a łóżko w pokoju 6-cio osobowym wybrałam sama. Dowiedziałam się, że zapadła decyzja by mnie poddać nazajutrz testowi oksytocynowemu już o 7-rano. Pojawił się nareszcie mąż z moimi rzeczami i z prowiantem, gdyż nie zjadłam nawet obiadu, a szpitalna kolacja już dawno była wydana. Mąż wyszedł ze szpitala około 21-tej a ja potem się przebrałam w moje własne ciuszki. Położyłam się do łóżka i zaczęłam czytać książkę, ale dziewczyny na salce zaczęły spać, więc i ja zgasiłam ostatecznie swe światełko po 22-giej. Przed północą zaczął mnie boleć brzuch, ale nie przywiązywałam do tego jeszcze dużej wagi.
poniedziałek 8 września
Jest godzina 01:30. Skurcze mam cały czas i nie ustępują. Doliczyłam Się ich już ponad 20-tu. Są na tyle intensywne, iż postanawiam pochodzić po korytarzu i przeczekać… może przejdą. Zaczynam patrzeć na zegarek w telefonie i okazuje się, że mam je co 8-10 minut. Zdecydowałam się pójść po 02:00 do pielęgniarki i poinformować o skurczach, które stawały się z każdym kolejnym coraz mocniejsze. Zaprowadziła mnie do pokoju badań i podłączyła do KTG. Tętno się uspokoiło, a skurcze zaczęły być widoczne i to całkiem silne. Potem powróciłam do swojego pokoju i położyłam się – lecz przez całą noc nie zmrużyłam oka wijąc się z bólu (niekiedy też musiałam wstawać, gdyż na leżąco ból był już nie do zniesienia).
O godzinie 07:15 zeszłam na położnictwo, gdzie na porodówce podłączono mnie do KTG, wbito wenflon w rękę z pewnymi trudnościami i podłączono mnie pod oksytocynę – 3,6 jednostek. Około godziny 9-tej musiałam opuścić salę i odstąpić ją bardziej potrzebującej ciężarnej. Mnie ustawiono pierwotnie w tzw. poczekalni porodówkowej, po czym przewieziono na salę pooperacyjną. Okazało się, że rodzących jest więcej niż sal porodowych i te o najmniejszym rozwarciu przeniesiono na salę przemienioną na przedporodową. Ponieważ znalazły się tam 3 rodzące, szybko na teleskopach podwieszono nam ścianki działowe, by tatusiowie mogli przebywać przy przyszłych mamusiach i jednocześnie nie widzieli co dzieje się na łóżku sąsiadki, szczególnie przy badaniu.
Ja od mniej więcej godziny 9-tej zaczęłam mieć już bolące skurcze, lecz starałam się pamiętać o prawidłowym oddychaniu, ale zdarzało się, że skurcz był na tyle silny, że musiałam pojęczeć. Byłam cały czas w zasięgu telefonicznym z mężem, gdyż on postanowił pójść do pracy, a gdyby się poród rozpoczął miałam go ściągnąć do siebie.
O godzinie 10:45 przyszła do mego łóżka sama pani ordynator (z pochodzenia marokanka o zacięciu “żylety”), która po uprzednim podstawieniu mi kaczki, wzięła narzędzie podobne do zagiętych nożyczek i usunęła mi czop śluzowy – popłynęły cieplutkie wody płodowe. Zaraz potem przedzwoniłam do męża i powiedziawszy mu o tym zasugerowałam by skoczył na jakiś posiłek a potem przyjechał do szpitala, bo może jeszcze poród potrwać. Mąż jednak został popędzony przez koleżanki w pracy i przybył do szpitala w 15 minut. Niestety szyjka bardzo powoli mi się rozwierała i o godzinie 11-tej miała zaledwie 1 cm. Skurcze były coraz intensywniejsze i tym samym bolące. Patrzyłam z mężem na odczyty z KTG i bóle o sile 60 jednostek były dla mnie nie do zniesienia… powoli traciłam siły i jęczałam cichutko, przynajmniej tak mi się zdawało. Jakaś położna zlitowała się nade mną i podała mi znieczulenie, które pozwoliło mi odetchnąć jakieś 15 minut, ale potem bóle powróciły. Efektem znieczulenia było to, że miałam “odjazd”, tzn. uciekał mi wzrok. Już nie mogłam leżeć, skurcze były tak intensywne, że zaczęłam się hiperwentylować. Prosiłam by mnie choć na trochę odłączyli od oksytocyny i KTG bym mogła pospacerować, lecz ostatecznie udało mi się wywalczyć siedzenie na łóżku. Była godzina 15-sta, a ja miałam zaledwie 5 cm rozwarcia, skurcze co minutę o sile nawet 120. Mąż mi przypominał o prawidłowym oddychaniu, zwilżał mi usta, podtrzymywał i dawał sie ściskać przy skurczach oraz informował kiedy ustępowały (czytał z KTG). Poród wydawał się nie mieć końca, a rozwarcie praktycznie się nie powiększało. Zaczęły się skurcze parte, a mnie kazano je powstrzymywać. Po 16-tej zwolniła się sala na porodówce. Mąż starał się bym ja tę salę dostała, gdyż zaczęłam niemalże płakać i omdlewać z bólu. Obok nas rodziła pewna para, której asystowała ciocia położna z tego szpitala i ona chciała wcisnąć na salę swoja podopieczną. Mąż się zirytował i zażądał natychmiastowego przydzielenia mi sali porodowej lub kontaktu z ordynatorem. W chwilę później weszłam na salę porodową. Zwiększyli mi oksytocynę na 6,4. Położna zagląda – małe rozwarcie i zaczyna mnie rozciągać w trakcie skurczu (ból nie z tej ziemi), tym samym uzyskałam rozwarcie 8 cm…
Trwało to może 15 minut; zaczęłam mówić, że nie jestem już w stanie powstrzymać parcia, a główkę malca czuję już bardzo nisko. Położna wyszła i przyprowadziła ekipę, która szybko podstawiła coś między moimi nogami, rozmontowała łóżko do porodu, ktoś mi naciskał na brzuch… tyle się działo, że nawet nie wiem co. Ja zaś koncentrowałam się już na wyparciu dziecka i zakończeniu swej katuszy. Mąż liczył mi oddechy, pomagał zatrzymać powietrze przy parciu i tak czterema partymi skurczami wypchnęłam Albercika. Niestety – nacięli mnie, bym nie popękała, gdyż rodziłam ostatecznie w 8 cm rozwarcia. Dziecko położono mi na brzuchu. Ja mówiłam – Nie wierzę, nie wierzę… spojrzałam na męża – był wzruszony i miał łzy w oczach. Pozostało łożysko – to już pestka – jedno parcie. zapytałam jeszcze która godzina – usłyszałam – 16:45
Mąż z dzieckiem i ekipa wyszli, a do mnie, a raczej do mego krocza dorwała się babeczka i zaczęła zszywać po wstrzyknięciu uprzednio znieczulenia. Okazało się że mam jednak popękaną szyjkę, ujście macicy, nie mówiąc o zszywaniu naciętego krocza. Nie ukrywam, żadnych ingerencji w swoje ciało nie lubię i to zszywanie nie było bynajmniej przyjemne dla mnie i trochę bolało. Po całym zabiegu mycie i zostałam przewieziona do poczekalni porodówki, a na moje miejsce szybko wjechała inna przyszła mama. Położna pomogła mi się przebrać w nową i czysta koszulkę. Podstawiła mi jeszcze kaczkę pod tyłek i nacisnęła mocno na brzuch co spowodowało, że reszty wód i krwi jeszcze chlusnęły ze mnie. Po pół godzinnej obserwacji zostałam zawieziona do płatnego pokoiku dwu osobowego, gdzie wraz z mężem i Albertem pozostaliśmy nareszcie sami. Zaczęliśmy się dzielić swoją radością i spostrzeżeniami.

Ot cała historia z mego 17-sto godzinnego porodu.
Gratuluję wytrwałym dobrnięcia do końca mego opisu.

,

Magda, Rafał i cudowny Albercik ur. 8.09.03

Edited by Magdzik on 2003/09/16 18:01.

Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Moja miłosć przyszła w bólach – opis mego porodu

  1. Re: Moja miłosć przyszła w bólach – opis mego porodu

    Magdzik,

    Serdecznie gratuluje!!! Poczatek Twojego porodu prawie taki jak moj. Skonczytlo sie inaczej ale tez dobrze. Zycze Ci aby malenstwo bylo spokojne i dawalo sie wyspac, zeby duzo jadlo, wspaniale roslo i bylo silne i zdrowe.
    Pozdrawiam,

    honey + Sven 10.09.2003

    Znasz odpowiedź na pytanie: Moja miłosć przyszła w bólach – opis mego porodu

    Dodaj komentarz

    Angina u dwulatka

    Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

    Czytaj dalej →

    Mozarella w ciąży

    Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

    Czytaj dalej →

    Ile kosztuje żłobek?

    Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

    Czytaj dalej →

    Dziewczyny po cc – dreny

    Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

    Czytaj dalej →

    Meskie imie miedzynarodowe.

    Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

    Czytaj dalej →

    Wielotorbielowatość nerek

    W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

    Czytaj dalej →

    Ruchome kolano

    Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

    Czytaj dalej →
    Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
    Logo