moja szpitalna historia- długie jak cholera

Moja i Dorianka historia
Wszystko zaczęło się 19 maja gdzie na wizycie gin nas podłączył do ktg i wyszedł kilkuminutowy spadek tętna, na co zaniepokojony gin wysłał mnie do szpitala na obserwację. Myślałam że za kilka dni wyjdę, o ja naiwna… Miałąm mieć ktg trzy razy dziennie, dobre to ono nie było, na każdym te cholerne spadki. Może w sumie trzy kolejne ktg któregoś dnia były dobre, ale potem znowu spadki. Raz było tak kiepsko że zdecydowali zrobić mi jeszcze czwarte ktg o północy, tak się przestraszyli, no ale jakoś wyszło w miarę. Apogeum nastąpiło w niedzielę 23 maja, ok. 15 mnie podłączyli a tam spadki, i zaniki kurde raz był spadek do 47, ja tylko patrzyłam przerażona na ekranik i ryczałam. Najgorsze że przyszedł jeden gin i stwierdził że dobry zapis, o matko boska…. Stwierdziłam że ja tego tak nie zostawię, postanowiłam poszukać ordynatora i miałam szczęście bo akurat się napatoczył, zobaczył zapis i kazał być na czczo, wziąl do badania – moja szyjka się już skracała i przepuszczała palec, wcześniej czop mi odszedł, więc wszystko powoli zmierzało ku porodowi naturalnemu. Ordynator powiedział że spórbujemy postymulować oksytocyną. No dobra, po lewatywce spakowałam graty i poszłam na górę, na trakt porodowy, tam minęło trochę czasu bo czekali na pompę infuzyjną, mnie tymczasem zaczął brzuch boleć, jakies skurczyki miałam do 30 %. Przyszedł mąż i czekamy. Pamiętam że była 17 jak mnie chyba zaczęli podłączać do tej pompy. Przedtem podłaczyli do ktg, gdzie oczywiście były spadki, no więc jeszcze mnie dobrze nie podłączyli do tej pompy jak przyszedł gin (ten sam co powiedział że dobry zapis) i chciał mnie zbadać, nawet dobrze nie zajrzał do środka bo moja szyjka jeszcze nie była gotowa, a ze względu na te nieprawidłowości zadecydował od razu o cc. No więc migiem mnie podgolili, założyli ochydny cewnik, pani anestezjolog zrobiła wywidzaik, zdecydowałam się na narkozę bo nie miałam zamiaru leżeć 24 godziny po zzo, posadziłam oboląłą miednicę na stole operacyjnym, obłożyli mnie tymi jakimiś chustami, zdążyłam do Majeczki zadzwonić, mąż dzwonił do rodziny, pomalowali mnie jakimś odkażaczem, dali tlen, potem coś bolącego w żyłę, potem powiedzieli że zasnę, czułam tylko jak mi się oczy do głowy wywracają i już mnie nie było. Potem się obudziłam i słyszałam płacz, to był Dorianek, za chwilę Edgar mi go przyniósł, jak wiecie urodził się w 37w1d, ważył 3 kg i 50 cm. Nie wiem ile to wszystko trwało, jeszcze mój ojciec przyjechał, potem tylko czułam jak mi się macica kurczy boleśnie i jak mi krew wypływa radośnie, ups. Noc spędziłam gdzieś przy przejściu, oka nie zmrużyłam bo nie bardzo wiedziałam gdzie mój mały i czy to on płacze. Jak się okazało rano to nie on płakał. Przenieśłi mnie na boks rano i dali mi Dorianka, patrzył na mnie swoimi grafitowymi ślepkami. Po południu zabrali nas na położnictwo. Zauważyłam że nie czuję checi zrobienia siku, a jak wstawałam do pionu to mi tak boleśnie mocz napływał, a jak już posżłam sikać to matko jak bolało, myślałam że to po cewniku. W drugiej dobie dostałam nawału, mleczarnie mi skamieniały, a przy okazji tempratura wzrosłą do 38 i 4. Myślałam że to przez nawał i giny chyba początkowo też. Oczywiście cały czas miałam wenflony w łapach bo jak wiecie po cc dają kilka litrów kroplówek, dawali mi też jakiś antybiotyk, ale od temperatury wenflony zaczęły się psuć, po dobie robił się odczyn, łąpa bolała i nic nie chciało już lecieć. Codziennie trzeba było nowy wenflon zakłądać, co przy moim braku żył jest niezwykle atrakcyjne. Ale najgorsze miało dopiero nadejść… w 4 dobie wieczorem trawiona gorączką drzemałam sobie kiedy nagle zjawił się mój gin i powiedział że mają dla mnie teorie skąd ta gorączka i zaprosili mnie do gabinetu na badanie. Poszłąm taka oszołomiona nie wiedząc że na rzeź mnie prowadzą. W gabinecie był ordynator, mój gin, i dwóch ginów co mnie operowało. Wlazłam na fotel nieświadoma co mnie zachwilę czeka… A oni stwierdzili że może szyjka się zablokowała czy zamknęłą za bardzo, bo zaczęłą się otwierać naturalnie a było cc… nie wiem dokłądnie jakie tam są mechanizmy, w każdym bądź razie bali się że mam odchody zablokowane w macicy bo faktycznie już przestały prawie lecieć, no i dodam że ciągle mnie przy sikaniu bolało jak cholera… Ordynator zaczął mnie badac….dopiero potem się dowiedziałam że on starał się POSZERZYĆ MI SZYJKĘ RĘCZNIE I NA ŻYWCA!!!! Matko boska, co to był za przekoszmarny ból, straciłam nad soba kontrolę, bo on gniótł i gniótł dłuuugą chwilę a ja skowyczałam, wyłam, krzyczałam, wiłam się w konwulsjach, dygotałąm i myślałam że umrę, a on gniótł… Biedna położna nie wiedziałą co ma ze mną i ze sobą zrobić… Chyba cały szpital mnie słyszał, wierzcie mi to był koszmar. Potem zdecydowali się założyć mi cewnik (nienawidzę cewników), założyli i….wyleciało ze mnie momentalnie 1,5 litra moczu. Cholerny mocz mi zalegał i prawdopodobnie przeszkadzał obkurczaniu się macicy. Jak ten mocz wypłynąl to ordynator znowu mnie zacząl badać, ja nie wiem co on tam gniótł, chyba nie tylko tą szyjkę, i znowu bolało jak cholera ale już o cień mniej koszmarnie… Po tych wszystkich torturach gnieceniu od środka i od zewnątrz dodatkowo zabrali mnie na usg. Sprawdzili nerki i szyjkę dopochwowo, chyba było ok…. No więc całą roztrzęsioną i ledwo żywą zabrali mnie na górę z powrotem, cały czas łzy mi się same lały, dowlokłąm się do pokoju i wtedy dopiero wybuchłam jaką histerią, acha na drugi dzień miałam być na czczo bo mieli mi prawdopodobnie robić pod narkozą zabieg poszerzenia szyjki. Doszłąm do pokoju i wyłam, zadzwoniłam do Edgara, nigdy w życiu się tak strasznie nie czułam, wierzcie mi, położna musiała dać mi coś na uspokojenie bo wyłam i wyłam… Następnego dnia koło 10 zawieźłi mnie na wózku inwalidzkim na sale operacyjną gdzie był ten koszmarny fotel, ja znowu wpadłąm w histerię czy mi nie będą na żywca nic robić. Najgorsze że miałam akurat wenflon na prawej ręce a wiecie że na salach operacyjnych wkłuwają się w lewą łapę zawsze, no więc wkłuli się, w żyłę w zgięciu łokcia, super wygodne miejsce na wenflon. Dobra, uśpili mnie, zrobili co trzeba obudzili, okazało się że założyli mi…. cewnik i że znowu mocz zalegał. Zawieźłi mnie na górę a ja zadowolona z siebie wołam położną żeby mi cewnik odczepiła bo ja chcę iść do ubikacji. Był to piątek, a ona się skonsultowała i mówi że mam z nim zostać.. do niedzieli. Totalne uwiązanie, wenflon w łokciu, drugi w prawej dłoni, cewnik, goły tyłek i wkłądki bo krawiłąm po zabiegu. Weź się człowieku a) rusz, b) zajmij dzieckiem. Rozryczałam się znowu, popłakałam sobie aż się uspokoiłam…Dali mi cały arsenał antybiotyków, 3 antybiotyki trzy razy dziennie, co chwila mi nową kroplówkę przynosiły, a w dodatku worek od cewnika miałam przywiązany do łóżka, więc żeby się ruszyć musiałam się odwiązywać i potem wołąć kogoś żeby mnie przywiązał. Początkowo bałam się…robić siku z tym cewnikiem bo się bałam że pęknie albo wybuchnie, ale w końcu dałam sobie spokój i nie wybuchł. I tak chodziłam w ztym workiem w garści jak idiota. W niedzielę koło południa zdjęli mi to draństwo i od razu mi się lepiej zrobiło jak gacie założyłam. Oczywiście temperaturę cały ten czas miałam wysoką bo jakżeby inaczej. No ale zaczęła trochę spadać, tak ze miała być poniżej powiedzmy 37 i 5 przez trzy dni to bym wtedy wyszła. No i tak nawet było aż tu któregoś ranka 37 i 9, zdaje się że to w środę było (już kolejną), już z półtora tygodnia na położnictwie leżałąm i nic, przyszli i powiedzieli że mnie zabierają na ginekologię septyczną. Ja zbladłam – jak to, na zwykłej sali mnie z dzieckiem położą? A co z dzieckiem? Kto się nim zajmie, kto wykąpie? Przeraziłam się. Ale okazało się że małym się zajmą, spoko, a ja będę sama na sali leżeć. No i zabrali mnie. Okazało się że sala ma dwa miejsca, stolik, spoko, drugie łóżko było wyciągnięte, okaząło się też że tam jest i boks noworodkowy i sala porodowa (dla takich jak ja, w gorączce np.). No i przeleżałam tam jeszcze prawie tydzień, temperatura od razu mi po południu pierwszego dnia spadła, ale trzymali mnie długo bo musieli być pewni że jest ok. Dopiero w sobotę odstawili antybiotyki (dodam że wenflon działał przez 4 dni po spadku temperatury, a poprzednio jeszcze na górze musieli wołąć pielęgniarkę anestezjologiczną żeby wenflon założyć bo żyły pękały i bolało jak diabli i nie było miejsca bo same dziury i opuchlizny po wenflonach). No więc w sobotę uroczyście zdjęłi mi wenflon, ale za to wysypało mi się jakieś uczulenie na dekolt i twarz, dali mi odczulacze i przeszło ale następnych dniach przeniosło się na ramiona i brzuch i potem nogi. Miałam wyjść w poniedziałek ale jeszcze dzień zostałam przez małęgo.
Teraz słów kilka o Dorianku: najpierw nie jadł przez dwa dni tylko spał, potem nie umiał ssać, potem okaząło się że ma żółtaczkę, więc świecił się trzy dni i dwie noce a potem jeszcze trochę, jemu też po wenflonie w rączce zrobiła się okropna fioletowa spuchnięta poducha i do tej pory dostaje maści i opatrunki, acha zapomniałąm dodać że ma wadę wrodzoną siusiaczka, spodziectwo (ma dziurkę nie na czubku tylko pod spodem, ale to się zoperuje, z tym się normalnie żyje, siku robi bez problemu), tyle byliśmy w szpitalu że mu kikut pępka odpadł, karmiłam go piersią ale tracił dużo (aż do 2610 g) potem tył i znowu tracił aż pediatra zdecydowała żeby go dokarmiać bo te antybiotyki mi skiepściły laktację, no i go dokarmiam a jednocześnie odciągam pokarm i piję hippa na pokarm. Przy wypisie mały ważył 2760 g. Acha no i dzień dłużej zostaliśy bo okaząło się że ma jeszcze bilirubinę dość wysoką więc z płączem ale zdecydowałam zostać na dobę dłużej żeby się świecił, i się świecił. I wczoraj wyszliśmy. Ale się rozpisałam, ale same widzicie że historia była dłuuuuuuuuga i smutna. Ale już się skończyła. Mój gwiazdorek trafił do gazety z okazji Dnia Dziecka, mamy śliczne fotki dwie.
Kończę tą epistołę, pozdrowionka.

Kasia i Dorianek 23.05.04

16 odpowiedzi na pytanie: moja szpitalna historia- długie jak cholera

  1. Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

    Witaj!
    Strasznie ci współczuje tych wszystkich złych przeżyć ale cieszę się, ze wszystko sie dobrze skończyło ( to w koncu najważniejsze )
    Życze wam wszystkiego naj….
    Buziaczki

    • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

      Najważniejsze że masz to już za sobą a z Doriankiem jest wszystko dobrze. Zobaczysz że z czasem wszystkie przeżycia porodowe nie będą już tak bolesne a przy kolejnym dziecku już prawie nic nie będziesz pamiętać.
      Całuski dla Dorianka od Wojtusia, któremu się niestety nie spieszy.
      Pozdrawiam

      Ewa i Wojtuś (13.06.2004)

      • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

        Medal za przetrzymanie tego wszystkiego! I gratulacje Teraz możecie już cieszyć się sobą

        Kasia i lwica 06.08.04

        • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

          jezu, poryczalam sie…. Kasienko, strasznie ci wspolczuje tych przezyc. Dorianek na pewno ci to wszystko wynagrodzi. Teraz, jak juz jestescie w domku, wszystko powoli sie ulozy i zorganizuje.

          majarzeszow i Kata obie vel Czerwiec2004

          • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

            jezu, poryczalam sie…. Kasienko, strasznie ci wspolczuje tych przezyc. Dorianek na pewno ci to wszystko wynagrodzi. Teraz, jak juz jestescie w domku, wszystko powoli sie ulozy i zorganizuje.

            Maja + Adaś (19.05.2004)

            • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

              Podziwiam Cię!!! Wiele przeżyłaś. Ale najważniejsze, że Ty i maleństwo czujecie się już dobrze i jesteście w domciu. Życzymy duuużo zdrówka. Asia i dzidzia (1.10.2004)

              • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

                Łojeny – mogłabyś horrory pisać! 🙂
                No smutno ze się tyle nacierpiałaś ale najważniejsze że sie wszystko dobrze skończyło! 🙂

                Agata + Ania 13.IX

                • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

                  Najwazniejsze, ze wszytsko dobrze sie skonczylo
                  Ale nie ukrywam, ze jestem pelna podziwu – dzielna z Ciebie Kobieta.

                  Teraz na pewno wszytsko bedzie juz dobrze. Caluski dla Ciebie i Doriana

                  M&M

                  • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

                    Duzo zdrówka dla Was, oby Was juz nigdy nic złego nie spotkało
                    Duże buziaki

                    Magda

                    • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

                      jejku kasiu ale ty przezylas koszmar w tym szpitalu ale ciesze sie ze jestes juz w domku i teraz bedzie juz tylko lepiej jestem w szoku ze na krasnickich jednak nie wszyscy wiedza co robia ale dobrze ze mialas opieke zapewniona teraz musisz porzadnie odpoczac choc nie wiem czy przy malenstwu jest to mozliwe;) no ale jakos sie da mam nadzieje ze dorianek juz chetnie je i dobrze przybiera na wadze jak minie troche czasu to z checia wpadne do ciebie z prezencikiem dla dorianka:) jesli pozwolisz ja odstawie fenoterol w przyszla srode i zobaczymy jak bedzie a rodzic bede na lubartowskiej tak rodzice sie uparli sludkich dni z doriankiem w domu pozdrawiam

                      • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

                        Ale się poryczałam, aż nie wiem co teraz napisać. Jesteś naprawdę dzielna!!!!

                        JoVi i…KTOŚwrześniowy

                        • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

                          Kasiu chyle czola przed toba.
                          To co przeszlas to HORROR!!!
                          Bylas bardzo dzielna, najwazniejsze ze jestescie juz z Doriankiem w domu.
                          Czas leczy wszelkie rany. Zycze ci abys jak najszybciej zapomniala o tym co cie spotkalo a Dorianek napewno ci w tym pomoze. Pozdrawiam i mocno sciskam:)

                          OZZIE

                          • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

                            o rany boskie…
                            cale szczescie, ze najgorsze za wami. naprawde bylas dzielna. zycze duzo zdrowka dla Ciebie i Dorianka – niech rosnie duzy, duzy.
                            trzymajcie sie cieplo

                            • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

                              co to za szpital w którym rodziłas?? bo jestem przerazona
                              Daga

                              • Re: moja szpitalna historia- długie jak cholera

                                to nie chodzi o to że szpital jest do kitu, chodzi o to że takie powikłania czasem się zwyczajnie zdarzają, ja im jestem wszystkim wdzięczna za to wszystko, wyobraź sobie gdyby mnie nie zbadali wtedy tak boleśnie? skad bym wiedziała że mi mocz zalega? Lekarze zrobili wszystko co można było zrobić, założyli cewnik, poszerzyli szyjkę i wyłyżeczkowali mnie o czym chyba zapomniałam dodać. Co by było gdyby sobie olali ta gorączkę i mnie wypuścili i wszystko by mi zgniło w środku? mogłabym umrzeć…
                                Miałam po prostu pecha, a lekarzom i położnym jestem głęboko wdzięczna za opiekę, nawet bolesną momentami, pozdrawaim

                                Kasia i Dorianek 23.05.04

                                • dziękuję Wam…

                                  jesteście jak zwykle kochane, tak potrzebowałam wsparcia, boże drogi, a nawet nie mogłam Was w żadne sposób zawiadomić, teraz siedzę i co przeczytam coś o cc to płaczę bo jak pomyślę że mój biedny maluszek był zagrożony… wywalam z siebie emocje, już moge płakać do woli bez strachu że mi tempka skoczy i że zostanę w szpitalu tydzień dłużej, no cóż miałam pecha że mi się to przytrafiło, bo takie komplikacje się niestety zdarzają i nikt nie ma winy, co nie oznacza że lekko jest

                                  pozdrawiam Was debeściarki, buźki od Dorianka (śpioszki 56 są na niego za wielkie chliiip)

                                  Kasia i Dorianek 23.05.04

                                  Znasz odpowiedź na pytanie: moja szpitalna historia- długie jak cholera

                                  Dodaj komentarz

                                  Angina u dwulatka

                                  Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                  Czytaj dalej →

                                  Mozarella w ciąży

                                  Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                  Czytaj dalej →

                                  Ile kosztuje żłobek?

                                  Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                  Czytaj dalej →

                                  Dziewczyny po cc – dreny

                                  Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                  Czytaj dalej →

                                  Meskie imie miedzynarodowe.

                                  Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                  Czytaj dalej →

                                  Wielotorbielowatość nerek

                                  W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                  Czytaj dalej →

                                  Ruchome kolano

                                  Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                  Czytaj dalej →
                                  Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                  Logo