W 2001 roku mój chłopak miał studniówkę. On kończył technikum, więc miał ją rok po mojej, a ja wówczas byłam już studentką. Mariusz ze swoją dziewczyną siedział z nami przy jednym stoliku. Dzieliła nas tylko ona. Ciekawe jest to, że poznaliśmy się na tej imprezie, siedzieliśmy prawie obok, a ja nie pamiętałam Mariusza z tej studniówki. To ja zapadłam mu w pamięci na dobre. Jak to mówią miłość od pierwszego wejżenia, ale byłam dziewczyną jego kolegi, a i on miał kogoś. Jadnak mimo, że nie widywał mnie nie mógł o mnie zapomnieć. Z chłopakiem rozstaliśmy się niedługo po jego maturze (po 4 latach związku). To była nasza wspólna decyzja, doszliśmy do wniosku, że tak będzie lepiej. Tym bardziej, że on dostał się na studia w drugim końcu kraju i zostaliśmy kumplami. Rok później w maju 2002 po (weekendzie majowym) wróciłam z uczelni do domu i mama oznajmiła mi, że jakiś chłopak mnie szukał. Powiedział tylko, że ma na imie Mariusz, że znamy się ze studniówki i jest kolegą M. i ma do mnie sprawe, a wolałby osobiscie ze mną porozmawiać. Zostawił nr kom., a ja głowiłam się co to za facet i czego chce ode mnie? Zadzwoniłam do M. z pytaniem, czy nie dał mojego adresu jakiemuś koledze, bo może czegoś potrzebował? Ale on o niczym jeszcze nie wiedział. Moja ówczesna sympatia miała złamaną nogę, więc popołudnie spędziłam u niego, ale wracając pusciłam Mariuszowi kilka sygnałków. Myślałam, że może zadzwoni, ale wysłał sms z pytaniem Kim jesteś i o co chodzi?, więc napisałam, To Ty mnie dziś szukałeś i to ja pytam o co chodzi? Jak coś pilnego to zadzwoń, albo zaraz będe w domu. Zdążyłam wejść do domu kiedy pod dom podjachał samochód. Wysiadł i wydał się znajomy. Postanowiłam wyjść. Powiedział cześć, przywitał się i spytał czy pamietam go? Powiedziałam, że mniejwięcej i zprosił mnie do samochodu,żeby porozmawiać. Otworzył mi dżwi i wsiadł. Powiedział prosto z mostu, że chciałby żebyśmy lepiej się poznali i co ja o tym sądze? Podziękowałam mu za to wyróznienie, że jest mi miło, ale ja mam kogoś. Widziałam dezorientacje na jego twarzy. Powiedział: ale z M. już nie jesteś? Nie to ktoś inny. Porozmawialismy sobie przez pewien czas o różnych rzeczach i super nam się rozmawiało. I według mnie to własciwie wtedy tak naprawdeę poznaliśmy się. Wieczorem zadzwonił do mnie M.,że wie od kogo Mariusz miał mój adres. I to najlepsze. Mniej więcej wiedział na którym osiedlu mieszkam, bo w tych rejonach najczęściej widywał mnie, ale nie mógł znaleźć, bo od złej strony zaczą i nikt mnie nie kojarzył, wiec pojechał do mamy M., nie wiedząc jeszcze w tedy, że my z M. nie jesteśmy juz razem. Dowiedział się tego od mamy M. i dostał mój adres. Dlatego za dezorientacja na twarzy. Od tamtej pory zaprzyjaźniliśmy się z Mariuszem. Zawsze i wszędzie i w każdej sprawie mogłam na niego liczyć. Nawet jak zadzwoniłam w środku nocy. On nigdy nie ukrywł swych uczuć, ale traktował mnie z szacunkiem i akceptował to, ze z kimś jestem i nie narzucał się kiedy juz nie byłam i nie chciałam z nikim się wiązać przez pewien czas. On czekał, zawsze był przy mnie, a ja potrzebowałam czasu. Nasza przyjaźń trwała ponad rok. Na koniec lata2003 uświadomiłam sobie wreszcie, że Mariusz to,,ten facet” i nie wyobrażam sobie, żeby nie było go kiedyś obok mnie. Powiedziałam mu o tym i wówczas zobaczyłam niesamowitą radość w jago oczach. Normalnie jakby dostał skrzydeł. Od tamtej pory było super. Na początku czerwca 2004 zaręczyliśmy się. Zabrał mnie pod miasto do wynajętego apartamentu w pensjonacie nad zalewem. Ogromny kosz długich, białych róż, które uwielbiam. Pierścionek z brylantami i szafirem (On wychodzi z założenia, że jego ukochana nie może dostać od niego byle czego, więc oszczędza jak coś planuje). Zamówiona sałna i dżakuzi, kolacja przy świecach w pokoju, szampan, oświadczyny na kolanach. Spedzilismy tam weekend. Zaskoczył mnie, bo wcale nie spodziewałam się tago co wymyślił, czułam sie jak w bajce. W lipcu 2005 wzielismy ślub i to była kolejna bajka. Nie chciał powiedzieć czym pojedziemy i przyjechał po mnie białą, długą limuzyną linkoln, o ktorej marzyłam. Na weselu dostałam od niego tomik wierszy które sam napisał specjalnie dla mnie i pięknie oprawione z dedykacją ze złotych liter na okładce Dla kochanej żony Alinki Mariusz i na dole data naszego ślubu. (Niektóre czytał mi na plaży przy zachodzie słońca) Mógłby tak wymieniać co jeszcze wimyślił…, ale za dużo pisania i tak już przesadziłam. Ta nasza sielanka trwa do dziś. Po naszej rocznicy pojawiło się w naszym życiu małe ziarenko i teraz lada moment zbierzemy plon. Nasz skarb jeszcze bardziej przybliżył nas do siebie. Nasz synek jest dla nas błogosławieństwem naszej miłości. To było przeznaczenie oboje musielismy być na tej studniówce, fakt, ze wówczas z innymi osobami, ale gdyby mnie tam nie było, to Mariusz nie zakochałby się we mnie i może nie poznali bysmy się, bo prowadzilismy odmienne style życia i odwiedzalismy różne miejsca. Trochę rozpisałam się, ale tego nie da się opisać tak zwyczajnie i krótko.
3 odpowiedzi na pytanie: Na studniówce mojego chłopaka
Re: Na studniówce mojego chłopaka
Ale super!!!!!ja mojego męża poznałam w technikum kolejowym bardzo mi sie podobał(ale ja już miałam kogoś)ja jemu tez to była miłośc od pierwszego wejrzenia,pewnego dnia po lekcjach poszliśmy się przejść,chwycił mnie za rękę i tak się zaczęło a było to 3listopada 1998r od tamtego dnia jesteśmy razem-16 września 2004r się zaręczyliśmy a 18.08.2006r wzieliśmy ślub do szczęścia brakuje nam tylko dzidziusia ale na razie niestety nic z tego ponieważ ja mam niedoczynnosc tarczycy i na razie muszę się leczyć.Ale Wam życzę dużo szczęścia i jeszcze więcej Miłość.Jeżeli mogę mieć prośbę do Ciebie to trzymaj kciuki za mnie.Dziękuje i pozdrawiam
Re: Na studniówce mojego chłopaka
Dziękuję za opinię. Napewno będę trzymać kciuki za Was. Wierze, że uda Wam się. W mojej rodzinie są 3 młode kobiety, które jak Ty leczą tarczyce i jedna ma już 3 aniołków, druga jak ja urodzi w kwietniu, a trzecia ma termin we wrześniu. Ta ostatnia o tarczycy dowiedziała się z rok temu jak nie mogła zajść. Zaczeła leczenie, ale powiedziała lekarzowi, że starają się o dziecko, więc tak dobrał jej leki, aby to nie kolidowało i udało się. Teraz dalej leczy się, ale ze zmienioną dawką, która pomaga jej, a nie szkodzi maleństwu. Powodzenia!
Re: Na studniówce mojego chłopaka
Dziękuje
Znasz odpowiedź na pytanie: Na studniówce mojego chłopaka