narodziny Gabrysi – Oliwki

Termin wg OM miałam na 22luty a wg usg na 17… 13 lutego 2004r byłam na kontrolnej wizycie u ginekologa i po badaniu okazało się ze mam 4 cm rozwarcia i prawdopodobnie jeszcze tej nocy spotkamy się w szpitalu (tak mówił lekarz)… dostałam skierowanie do szpitala…. dzień wcześniej nie mogłam spać w nocy bo miałam takie dziwne bóle, myślałam że boli mnie wątroba potem okazało się ze były to skurcze… Od lekarza wyszłam bardzo przerażona i roztrzęsiona, bardzo już chciałam tulić w swych ramionach ukochane maleństwo ale chciałam jeszcze zaczekam…, pomyślałam poczekaj jeszcze pare dni w brzuszku skarbie bo mąż był w Niemczech i miał wrócić 16 lutego a chcieliśmy rodzic razem… nie wyobrażałam tam siebie samej…., (wczesniej ogladałam sale, widziałam jak cierpią rodzące kobiety i bardzo mnie to zdołowało, bardzo im wspólczułam i nie mogłam nawet myslec ze mnie to tez czeka… tak bardzo się bałam…)…. Wróciłam do domu i przez te pare dni nic nie robiłam, tylko lezałam w łóżku bo chciałam zaczekac, wytrzymać az wróci mąż, pomimo tego że miałam już zgłosić się do szpitala… Pomyślałam ze do zadnego szpitala nie pojde chyba ze już nie wytrzymam bólu…., gdy tylko zabolał mnie brzuch myślałam ze to już…., pomimo strachu i przerażenia udało mi się doczekać powrotu męza… 16, 17,… a tu nic, nawet brzuch mnie nie boli… mała uparciucha nie chce już chyba wyjsc na swiat tak pomyślałam…. Aż tu nagle 20 lutego o 4:00 w nocy obudził mnie ból brzucha pomyślałam pewnie dziś urodze chociaż ból był bardzo delikatny…, wstałam z łózka i poszłam pod prysznic… ból brzucha ustał… to pewnie tylko mi się zdawało ze będę rodzić tak pomyślałam i połozyłam dalej się spac… Leze i nie śpie patrze na zegar i licze co ile znów boli mnie brzuch… hm, o ile się nie myle co jakies 5-3 min skurcze były nieregularne… wtedy też mówe do męża ze zaczyna mnie coraz bardziej boleć brzuch i chyba dziś urodze a on jak to facet przerażony od razu chciał jechac do szpitala… o godzinie 7 skurcze stały się już bardzo mocne były już co 3 min i wtedy pomyślałam ze chyba trzeba zacząc się pakować bo już zaczynam nie wytrzymywać bólu… Na skurczach starałam się oddychac tak jak uczyłam się w szkole rodzenia bardzo to pomagało chociaż czasem o tym nie myślałam bo już miałam tego dosyc… Nie pomagało ani leżenie ani kucanie, nie mogłam znaleśc odpowiedniej pozycji…., starałam się chodzic a na skurczu kucać oddechając…. Oczekiwałam tego dnia z dużą niecierpliwością i olbrzymim strachem jak temu podołam, jak dam rade… aż tu nadszedł ten dzien i nawet nie mogłam mysleć o tym bo byłam taka słaba…. O godzinie 8 pojechałam do szpitala… na izbie przyjęc nikogo nie przeraził fakt ze mnie coś boli i ze mogę urodzic, (po wszystkich formalnościach i głupich pytaniach kazali mi się przebrac w koszule a potem usiąsc na poczekalni bo było jeszcze dwie inne pacjentki na ginekologie żeby dwa razy nie chodzic bo ginekologia była po drodze…, ja już nie mogłam ani siedziec ani chodzic az mąż poszedł do pielęgniarki….., a ta jak mnie zobaczyła zaraz poszlismy na oddział. Jeszcze po drodze pomyślałam soboe Boże tak mnie boli ale czy na pewno ja rodze, a może to tylko sa skurcze przepowiadające, przecież ja już nie mogę wytrzymać a jak to jeszcze nie poród… ja nie chce zostawac w szpitalu…. Doszlismy na oddział… położna poprosiła o karte ciązy i pozostałe dokumenty…., oczywiście z przerażenia zostały w kieszeni w kurtce i maz musiał szybko leciec do szatni… miedzyczasie położna zbadała mnie i mówi pęchez cały głowka mocno przyparta no i mamy już 8cm rozwarcia…., powiedziała ze szybko pójdzie i ze byłam bardzo odważna ze tyle zwlekałam…., wtedy wiedziałam już ze to nie zarty…, ze ja rodze…, az wstyd się przyznac ale w tym czasie nie myślałam już o małej, bo tak mnie bolało…, wczesniej bardzo się bałam czy wszystko będzie dobrze czy przypadkiem mała nie będzie owinięta pepowina…., Po badaniu zrobiono mi lewatywe, myślałam ze zaraz zlece z łozka bo dopadł mnie skurcz (były już bardzo mocne i co 2 min), golić nikt mnie ne musiał bo goliłam się sama codziennie…., potem wskoczyłam na kibelek i siedziałam tam chyba 20 min… a położna tylko chodziła i mowiła z jak się wypróznie to zebym przyszłą na sale tam podłaczą mnie do ktg i załoza welfron…. Z kibelka poszłam pod prysznic oczywisce już z męzem bo sama nie miałam sił się umyć…, skurcz za skurczem nie dawał chwili wytchnienia….., ciapla woda troszeczke usmiezyłą bol na moment… Po prysznicu poszłam na sale i tam wchodząc na łozko porodowe dopadł mnie kolejny skórcz… przeczekałam z jedną noga uniesiona… (łózka do porodu były chyba przedwojenne i nie mogłam się wyczołgac)… Podłączono mnie do KTG, przyszła doktorka i mówi jak się Pani czuje co ile skurcze a ja na to ze niewiem a ona ze po szkole rodzenia jestem to powinnam liczyc i wszystko wiedziec a ja już nie mogłam bo prawde mówiąc to przerw prawie nie było… po głosie tętna dziecka powiedziała: pewnie będzie chłopak bo tetno strasznie wali…, potem mnie zbadała i mowi mamy pełne rozwarcie była wtedy godzina 10,… kazała połoznej podłaczyc mi kroplówke bo podobno skórcze były słabe jak to usłyszałam pomyslałam już nie wytrzymam,przeciez tak mnie boli….., kiedy już będzie po wszystkim??.. mąż był cały czas przy mnie trzymał i pomagał oddychac chociaz ja już nie chciałam go słuchac…. po podłączeniu kroplówki doktorka mowi do mnie no próbujemy rodzic, już wtedy nie mogłam wytrzymac bo czułam ogromną potrzeba parcia… po nieudanej próbie doktorka mowi do mnie jak pani chodziła do tej szkoły skoro pani nie umie przec a ja nie mogłam się skupic na parciu, uczyłam się i nie potrafiłam… po tym doktorka powiedziała ze skoro nie umie to zaczekamy i poszła na góre do swojego biura…., dobrze ze maż był przy mnie i przemiła położna która powiedziała jak mam przec…., ja pomyslałam: Boże jak to dziecko wyjdzie jak ja dam rade ale wiedzałam ze musze urodzic mój skarb…. po jednym parciu maż mówi do mnie kochanie już widać główke i czarne włoski…., przy nastepnym skurczu połozna mówi do mnie musimy teraz urodzic….. ja parłam ile sił, poczułam tylko jak cos mnie zapiekło (było to naciecie krocza) a potem ciepło… połozna mowi do mnie zmieniamy powietrze i jeszcze raz przemy bo już jest głowka i urodzimy teraz już całe dziecko…, byłam bardzo szczesliwa… pre a za moment słysze płacz małej perełki….., łzy wyszły mi z oczu i nie mogłam sobie wyobrazic ze to już, ze już jest z nami nasz ukochana córeczka… mąz oczywiście przeciął pępowine a potem połozono mi mały skarb ma brzuszku…poczatkowo płakała ale jak tylko ja przytuliłam przestała płakac popatrzyła na mnie swoimi duzymi oczkami i wiedziała ze jest bezpieczna….. Boze jaka ona była mała sliczna i bezbronna…. po paru minutach zabrano ja do mierzenia i wazenia,… Gabrysia urodziła się 20.02.04 o 10:45 miała 56cm i wazyła 3300…. zapomniałam już o całym bólu…, byłam bardzo szczęsliwa i dumna…wtedy zeszła doktorka i mowi o tu już urodzilismy???….pozostało mi teraz tylko urodzic łozysko co było pestka….. potem doktorka zszyła mi krocze, bałam się tego ale nawet nie bolało czułam tylko przeciaganie nitki… Po paru minutach byliśmy ja, mąz i nasza córeczka razem bardzo szczesliwi…..
Teraz mała ma już 10 dni jesteśmy szczesliwymi rodzicami, chociaz nasz skarb daje nam niezle popalic w nocy…. ja już dawno zapomniałam o bólu….. naprawdę warto było to przezyc żeby teraz być szcześliwym… a my jestesmy szczesliwi i nie wyobrazamy sobie zycia bez naszej córeczki.
wszystkie mamy i te które oczekują
warmdream i mała Gabrysia – Oliwka

ps. przepraszam za długi i może nudny tekst…

5 odpowiedzi na pytanie: narodziny Gabrysi – Oliwki

  1. Re: narodziny Gabrysi – Oliwki

    Gratuluję szczęśliwym rodzicom, Gabrysia – słodziutka ! Szybki miałaś poród, tylko lekarka jakaś niewydarzona. Pozdrawiam

    Kasia+ Weronka(4,5)+Kamil(15m-cy)

    • Re: narodziny Gabrysi – Oliwki

      Gratulacje!!!
      Jestem pod wrażeniem tego, jak dzielna byłaś!
      Tylko jedno “ale” – nie pisz proszę, że opis był nudny – czytałam z zapartym tchem, myślę, że inne dziewczyny również – poza tym opisałaś największy cud – cud narodzin – opis cudu nie może być nudny
      A tak poważnie – ucałuj całą Rodzinkę – byliście naprawdę dzielni!

      A+
      12.03.04

      • Re: narodziny Gabrysi – Oliwki

        Rzeczywiście jesteś odważna – 8 cm!!!! Ale wredna lekarka, wrrr, super sobie poradziłaś bez niej.

        Reno & Nadia (07.02.2004)

        • Re: narodziny Gabrysi – Oliwki

          Byłaś bardzo dzielna ! Podziwiam Cię !
          Tylko lekarkę to chyba z kosmosu trafiłaś… Ale za to położna była OK…u mnie było odwrotnie…
          I gratuluję ślicznej Gabrysi

          Aga i Dominika 5.12.2001

          • Re: narodziny Gabrysi – Oliwki

            Bardzo fajnie to opisalas, ja rowniez czekam na coreczke i jak czytalam to mi lzy plynely, bardzo sie wzruszylam.
            Zycze zdrowia dla Waszej calej rodzinki

            Samba i wrzesniowy Krasnoludek

            Znasz odpowiedź na pytanie: narodziny Gabrysi – Oliwki

            Dodaj komentarz

            Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
            Logo