No to teraz moja kolej, żeby opisać to niezwykłe wydarzenie . Byłam już 5 dni przeterminowana, powoli szlag mnie trafiał, że nic się nie dzieje-chciała spróbować specyfiku AnnyH, ale bałam się iść do szpitala po alkoholu. Kupiłam więc olej rycynowy-przy okazji chciałam pozbyć się zaparcia, a w szpitalu i tak chciałam poprosić o lewatywę. To było we wtorek, wypiłam trochę tego oleju ok. 16. Ok. 18 rozbolał mnie brzuch i w ogóle czułam się dziwnie. Poszłam relaksować się do wanny i w wtedy pojawiły się skurcze-niezbyt mocne, ale wyraźne, były co 8 min. Ucieszyłam się strasznie, mój Łukasz na początku nie chciał uwierzyć, że to już Jeszcze raz sprawdziłam torbę do szpitala (i tak okazało się, że wzięłam mnóstwo niepotrzebnych rzeczy) i tak sobie czekaliśmy podekscytowani. Ok. 23 skurcze były silniejsze, co 5 min, więc postanowiliśmy już jechać do szpitala. Wydawało mi się, że jak są już tak często i dość silne to nad ranem powinnam urodzić… Na izbie przyjęć położna była bardzo miła-to dobrze, bo nie miałam miłych wspomnień ze swojego poprzedniego pobytu tam. Zbadała mnie (Łukasz musiał podczas całej procedury przyjmowania być na zewnątrz)-miałam 2 cm rozwarcia. Pożegnałam mojego mężczyznę i poszłam z nią na blok porodowy. Jeszcze w windzie powiedziałam jej, że chcę rodzić w wodzie i że ma to być poród rodzinny. A ona na to, ze dobrze i że może urodzę do obiadu… Na bloku zaprowadziły mnie do sali beżowej z wielką wanną i kolejna miła położna radziła mi pospać między skurczami, bo przede mną długa droga i muszę oszczędzać siły na później. No to leżałam sobie, drzemałam między skurczami (a myślałam, że to niemożliwe!), czasem dzwoniłam do Łukasza. Ok. 1 nagle wchodzą dwie położne i mówią, że muszą mnie na chwilę wywieźć na korytarz, bo przyjechała pani, która miała już pełne rozwarcie i nie miały gdzie jej umieścić (potem okazało się, ze to była jakaś alkoholiczka, bo jej urodzone w 42 tyg. dziecko ważyło 2440g, a łożysko miała strasznie zniszczone-na korytarzu położne strasznie ją objechały…). Więc leżałam sobie na tym korytarzu, przy okazji dowiedziałam się, że tej nocy w ogóle jest dużo rodzących i mogą być problemy z porodami rodzinnymi. Skurcze miałam coraz silniejsze, co 3 a czasem co 5 min, poszłam pod prysznic-było fantastycznie, ale wiecznie nie mogłam tam siedzieć. Ok. 5 wróciłam na salę, położna mnie zbadała i okazało się, że mam dopiero 3 cm, więc do wejścia do wody jeszcze dużo czasu i w ogóle miałam nieregularną czynność skurczową, do tego podobno słabą! Wg mnie to były już bardzo bolesne skurcze, do tego bóle krzyżowe-ja chciałam do wody!! Postanowiłam poskakać a piłce-rewelacja!! Nie dość, że mniej bolało, to po 2 godz miałam już 5 cm. Niestety, podłączyli mnie do KTG i koniec z piłką; zaczęła się męka. Ruszać się nie mogłam, w czasie skurczu jęczałam, jak mnie badały z nowej zmiany, to myślałam, że zwariuję-dlaczego oni tak lubią badać w czasie skurczu?!?! Jedyne, co mnie ucieszyło to obecność na dyżurze pani Kasi Krygier, położnej która prowadziła zajęcia w szkole rodzenia. To fantastyczna kobieta i miałam cichą nadzieję, że spotkam ją na porodówce. Tak więc była już 7, u mnie 5 cm, czekałam tylko na ich pozwolenie na wejście do wody, tymczasem nie dość, że dowieziono mi na salę jeszcze jedna panią, to dowiedziałam się, że moja czynność skurczowa jest bardzo słaba i jakbym jeszcze w ogóle nie rodziła i gdyby nie te 5 cm to pewnie odesłaliby mnie z porodówki na sale przedporodowe. I nie ma mowy o wejściu do wody, bo wtedy skurcze mogłyby w ogóle ustać. Jak to usłyszałam, to się załamałam-mnie boli jak diabli, oni mówią, że to za słabo, do wanny wejść nie mogę, widoki na poród rodzinny marne… Jak się dowiedziałam, że mam spędzić pod KTG jeszcze 2 godz to zdecydowałam się na znieczulenie. Po 9 (dopiero!) przyszła pani anestezjolog, bardzo miła, i po kolei wszystko mi objaśniając założyła mi cewnik i podała znieczulenie. Przy okazji uprzedziła mnie, ze teraz skurcze mogą stać się rzadsze i poród się przeciągnie, ale może być tak, że druga dawka nie będzie już potrzebna. Ciągle czekałam, aż zwolni się jakaś sala i będą mogli wpuścić Łukasza, który czekał na dole. Rodziła jakaś wieloródka i mieli nadzieję, że zdążę się załapać. Po tym zo leżałam sobie jak na Hawajach, czułam kiedy mam skurcze, ale nie czułam bólu i w ogóle zrobiło się fajnie. Słałam sms’y, gadałam z drugą panią, aż minęło 1,5 godz i poczułam, że dawka przestaje działać. Przyszła położna, żeby mi powiedzieć, że jest już dla mnie sala, tylko mam poczekać aż posprzątają. Zaczyna mnie badać i mówi, że mam już 8 cm, główka jest nisko i w ogóle wygląda wszystko bardzo ładnie i nie dadzą m drugiej dawki. Mówi, żebym poszła z facetem pod prysznic, pochodziła trochę i za godzinę zobaczymy jak będzie. Przeniosłam się na salę niebieską, przyszedł Łukasz, była 11.15 Poszliśmy pod prysznic, skurcze czułam wyraźniej i w ogóle jakoś tak inaczej się zrobiło. Łukasz polewała mnie wodą, opowiadałam mu jak było w nocy i zaczęłam czuć, że koniecznie muszę zrobić kupę (sorry, że tak bezpośrednio…) Pomyślałam, że to moje nieszczęsne zatwardzenie daje o sobie znać i żałowałam, że nie zrobiłam sobie wcześniej lewatywy-myślałam, że po tej biegunce po oleju nie będę potrzebowała. Wróciliśmy na salę o 11.30, Łukasz poszedł po jakiś czopek dla mnie, bo zaczęłam panikować, że nie poprę. Wrócił z siostrą Kasią (!!!!), wyszedł a ona mnie bada i nagle odchodzą mi wody i słyszę, że mam już 10 cm i będziemy przeć. Ja na to, że ja muszę kupę a ona się śmieje i mówi mi, że to bóle parte i nic tam nie ma, mam się nie przejmować. Nie mogłam uwierzyć, wydawało mi się, że te parte będą jakieś inne. Wrócił Łukasz, no i się zaczęło-zdążyłam jeszcze popatrzeć na zegar, była 11.45. Umiałam przeć po szkole rodzenia, więc na początku było nieźle, mówili mi, że widać główkę i że są blond włoski. W ogóle mój facet spisał się na medal, ocierał mi czoło, podawał wodę, podtrzymywał na duchu, pomagał oddychać… Dałabym sobie radę bez niego, ale z nim było o wiele wiele lepiej. Parłam sobie coraz bardziej zmęczona, położna nacięła mi krocze-bolało, ale jakoś tak nie bardzo zwróciłam na to uwagę-miałam chwilę kryzysu, gdy bardzo bolało i wydawało mi się już nie wytrzymam, więc dali mi chwilę odpocząć i nie mogłam przeć (łatwo powiedzieć!). Za chwilę powrót do parcia, już był lekarz, urodziła się główka i nagle czuję, jak maleństwo obraca się wie mnie i już jest na moim brzuchu! Tak nagle! Była 11.55 Jak przez mgłę dotarło do mnie, że położna mówi, że to dziewczynka, czułam jak Łukasz całuje mnie po głowie… Niesamowite! I pytanie: czemu ona nie płacze? Czemu jest taka sina? Okazała się, że malutka była okręcona pępowiną, ale na szczęście wszystko było w porządku, dostała 10 punktów. Od razu przystawiłam ją do piersi, Łukasz przeciął pępowinę drżącymi rękoma… Potem pojechał z małą na badanie a mną zajął się lekarz-łożysko urodziłam mając mała, na brzuchu, nawet nie wiem kiedy, pani Kasia powoli wyciągała je ze mnie ciągnąc za pępowinę i miałam tylko raz poprzeć i było po wszystkim. Lekarz założył mi kilka szwów wewnętrznych i 4 zewnętrzne, nie było to przyjemne, ale… Malutka ważyła 3610g i miała 53 cm. Jest absolutnie śliczna. Wprawdzie skórę miała nieładną, bo miała rumień toksyczny, ale teraz już jest dobrze.
Ogólnie poród i pobyt w szpitalu wspominam miło, położne i na bloku porodowym i na oddziale były miłe i pomagały. Z malutką Oleńką powoli dogrywamy się, karmię ją piersią i na szczęście na razie nie mam problemów z brodawkami, brakiem lub nadmiarem mleka etc. Mała jest dość spokojna, nawet nie męczy za bardzo po nocach, za to uwielbia robić kupki zaraz po założeniu jej czystej pieluchy-nawet jeśli poprzednią zrobiła 5 min temu
Tak więc jestem już szczęśliwą mamusią i oboje z tatusiem (a zwłaszcza on) szalejemy za naszym małym skarbem
Na tej stronce są jej zdjęcia: [Zobacz stronę]
Asia przeterminowana
14 odpowiedzi na pytanie: Narodziny Oleńki
Re: Narodziny Oleńki
Biedny maz, tyle sie musial naczekac na korytarzu
Buziaki dla Olenki
Renia
Re: Narodziny Oleńki
Gratulacje :-))))) Wszystkiego najlepszego 🙂
Faktycznie, mąż miał tez przejścia…
O, możesz zmienić podpis na forum :-)))
Lea i dzieciątko płci zmiennej acz niezmiennie kochanej (11.03.03)
Re: Narodziny Oleńki
Z Twojego opisu taki spokój bije. A z chce się mieć taki poród.
Gratulacje dla szczęśliwych rodziców:)
Beata+ 40 tyg. Synek
Re: Narodziny Oleńki
Serdeczne gratulacje!!!!!!!! A co to jest rumien toksyczny i od czego to sie robi?
KINGA
Re: Narodziny Oleńki
SUPER! Wszystkiego najlepszego!
CCCelinka + Kacperek 09.03.03.
Re: Narodziny Oleńki
serdeczne gratulacje slicznej olenki 🙂
teraz juz same radosci przed wami
usciski
pozdrawiamy serdecznie
wielkobrzuchy kiuik i 38-tyg jas w srodku
Re: Narodziny Oleńki
Popłakałam się. Taka śliczna córeczka! Takie maleństwo kochane… Gratuluję Ci z całego serca.
Niech Oleńka zdrowo rośnie!
Ja w ogóle ostatnio płaczliwa się jakaś zrobiłam. Jak mi pani doktor dała posłuchać serduszko maleństwa – też się poryczałam. W ogóle ryczę i ryczę… Wcześniej taka nie byłam…
Re: Narodziny Oleńki
Śliczna Oleńka!!!!! Gratulacje dla Ciebie i męża!
Beata z Groszkiem (04.05.03)
Re: Narodziny Oleńki
Gratulacje!!! Masz śliczną córeczkę, zdjęcia są super!!!! Buziaki dla całej rodzinki!!!
Pozdrawiam
GOHA i Dareczek
14. 04. 2003
Re: Narodziny Oleńki
Rumień toksyczny to reakcja alergiczna na nowe środowisko. To te czerwone plamki i krostki, które widać na zdjęciach. Ale po kilku kapielach w nadmanganianie potasu na zmianę z mąką ziemniaczaną i smarowaniem buzi maścią Alantan dzidzia ma śliczną twarzyczkę.
Asia i Olka-Fasolka
Re: Narodziny Oleńki
Bardzo serdecznie gratuluję Wam tak słodkiej dziewuszki, oglądając zdjęcia i czytając opis miałam łzy w oczach, niedługo tez bede rodzić (term.11 czerwca) i tez córcię Oleńkę:) dużo zdrówka dla małej królewny:))
Re: Narodziny Oleńki
i dla Ciebie Asiu 🙂
Izka i 4 latka
Re: Narodziny Oleńki
fajnie sie czyta 🙂
Aga i dzieciaki
Re: Narodziny Oleńki
Ojej, ale się zdziwiłam jak tu zajrzałam :)) Tyle czasu mineło… Teraz staramy sie o kolejne maleństwo, może za jakiś czas znów wysmaruję posta porodowego, który zostanie po latach wyciągnięty 🙂
Dzięki!
Asia i Ola (3 latka 8 m-cy)
Znasz odpowiedź na pytanie: Narodziny Oleńki