w sumie moze to sie wydawac takie oczywiste, skoro obowiazek szkolny jest u nas od tak dawna, a tu niespodzianka…
wczoraj na spotkaniu ze znajomymi okazalo sie, ze zdania na ten temat jednak bywaja podzielone
niektorzy uwazaja, ze wiecej wladzy powinni miec rodzice, a mniej panstwo, a co za tym idzie – wedlug nich – to rodzice powinni moc decydowac o tym, czy poslac dziecko do szkoly, czy nie – a nie “urzednik”
czyli nie chodzi tu tylko o to, w jaki sposob ksztalcic dzieci (czy w szkole, czy w domu, czy wielostronnie, czy od razu na szewca) lub kiedy zaczynac je ksztalcic, lecz i o to, czy robic to w ogole
i wazne: nie pytam o to czy chcecie poslac swoje dzieci do szkoly, bo tu raczej na pewno bedzie 100% na tak 🙂
ale o to wlasnie kto powinien o tym decydowac – czy panstwo powinno to narzucic czy tez zostawic decyzje rodzicom
ciekawa jestem jakie tu beda glosy
co myslicie, dziewczyny?
edit – nie wiem czemu nie dodala mi sie w ankiecie opcja “nie wiem” – dla wszystkich tych, ktorzy nie wiedza, lub maja ambiwalentne zdanie
nie wiem tez czy potrafie to zmienic, ale i tak musze uciekac, wiec moze zostawic to tak?
edit pozniejszy: to juz niech tak zostanie moze…
Strona 7 odpowiedzi na pytanie: obowiązek szkolny – ankietka ;)
caly akapit, ktory poprzedza wytluszczone przez ciebie zdanie to moje widzenie sprawy i odpowiedz na twoje pytanie;)
imo
wyskakujac tak z 50 lat naprzod
to dlatego
jest to oczywiscie swojego rodzaju metafora, ale tak widze skutek zamkniecia w jednej grupie nie tylko rowiesniczej ale wlasnie podobnej statusowo.
To samo robi posyłając do elitarnej szkoły prywatnej, czy szkół silnie profilowanych w sumie (choć oczywiście na nieco mniejszą skalę).
I ciekawa jestem, czy na przykład kilka tygodni zwykłych kolonii letnich + zimowisko wystarczy…
tu akurat posłużyłaś li i jedynie za jeden z przykładów
jak już doprecyzuję swoje zdanie w temacie to się wypowiem, nie martw się
pisać jedynie po to żeby napisać cokolwiek nie lubię 🙂
jak pisalam wczesniej
imho, edukacja elitarna w oderwaniu od szkolnictwa powszechnego zaweza dziecku umiejetnosci radzenia sobie z sytuacjami, z ktorymi nie natknie sie w homogenicznym elitarnym systemie, a nawet jesli sie natknie, beda tam “elitarne” rozwiazania
lub rozwiazania czysto teoretyczne
np. cos takiego jak umiejetnosc empatii wobec osob o innym statusie (spolecznym, finansowym, czy nawet moralnym); jesli nie znam nikogo o okreslonych cechach, nie umiem mu wspolczuc, a homogeniczne spolecznosci jednak nie daja wielkiego przekroju osobowosci
nie siegam po argument typu “nauczy sie prawdziwego zycia,” bo w ten argument akurat niekoniecznie wierze, bardziej chodzi mi o fakt przenoszenia swoich pogladow, przyzwyczajen, oczekiwan w dorosle zycie, gdzie spoleczenstwo sklada sie nie tylko z elity, ale poteznej masy zroznicowanych jednostek osobniczych
na moj chlopski rozum, grupy elitarne czesto ugruntowuja podzialy spoleczne, ograniczaja mozliwosc dialogu i poglebiaja roznice pomiedzy tymi z elity i reszta
Pod warunkiem, że te poglądy są słuszne 😉
dobrze, ze je wspominasz, bo wydaje mi sie, ze horyzonty myslowe buduje sie bardziej poprzez interakcje ze swiatem a nie nabywanie wiedzy teoretycznej (przy czym ja nigdy nie wykluczam, ze sie myle)
im szersza interakcja, tym szersze moje horyzonty
jako prosty przyklad moge powiedziec, ze zazwyczaj (bo wszedzie sa wyjatki) ludzie, ktorzy duza podrozuja, miewaja duzo wieksza tolerancje na roznorodnosc, niz domatorzy
Stąd 😉 na końcu mojej wypowiedzi 🙂
oczywiscie, ze tak jest
jesli cos nie jest potencjalnie dostepne dla kazdego, to juz w jakis sposob staje sie elitarne (zarowno w dobrym jak i zlym znaczeniu, chyba za duzo zmiennych, zeby akurat w ten szczegol wnikac)
przychodz mi na mysl amerykanskie szkoly elitarne
za wszelka cene usiluje sie tam (to chyba sa dzialanie przede wszystkim odgorne, wladz stanowych czy nawet federalnych) dopuscic jak najwieksza liczbe uczniow z nizin spolecznych fundujac stypendia, bo podzialy spoleczne sa tam potezne
i wlasnie takie budowanie gett dla tych mniej elitarnych mnie troszke przeraza
imho: nie
poza tym mysle, ze i tak dzieci ze szkol prywatnych jezdza na inne wakacje, niz dzieci ze zwyklych szkolpracuje w takiej prywatnej szkole i widze, na jakie wakacje moje czternasto- pietnastolatki jezdza… jakies obozy programowe organizowane przez elitane uniwersytety, zagraniczne obozy jezykowe czy profilowane
a tam przeciez zapewne spotkaja ludzi o takim samym pochodzeniu spolecznym jak oni sami
imho: wrecz przeciwnie!
ludzie zamozni mieszkaja w domach na przedmiesciach, zamknietych rezydencjach, strzezonych condominiach
ludzie o ubozszym statusie (a na ogole wlasnie ci sa potencjalnie klientami szkol powszechnych), mieszkaja w blokowiskach
to jest moim zdaniem fizyczny podzial
media nie maja tutaj zadnego znaczenia
dziaciaki z zamknietych rezydencji spedzaja czas z dzieciakami z rezydencji
blokowiska produkuja swoje kregi spoleczne (jedne lepsze, drugie gorsze, oczywiscie), ktore zamykaja sie w sobie
co do reszty twojego posta, ja widze to tak: ok, moze i naucze sie empatii wobec kogos z getta, ale bedzie to empatia czysto teoretyczna, bo tak naprawde nie bede znala jego problemow, moze nawet nie bede pojmowala ich skali, np. nie bede miala pojecia, ze ktos moze nie miec kanapki w szkole, bo rodzice nie maja pieniedzy na chleb
a nawet jesli bede miala, to raczej obdarze te osobe wspolczuciem blizszym temu, co czuje na widok bezdomnego psa niz pelnemu zrozumieniu tej drugiej osoby
bo tak naprawde ta druga osoba bedzie mi zupelnie obca a jej problemy czysto teoretyczne
tzn. jestem tolerancyjna, wiec duzo podrozuje? eeee, chyba nie
imho, zdecydowanie odwrotnie (lub ewentualnie jakos wartosc wtorna): podroze ucza mnie tolerancji, bo bedac gdzies tam w swiecie, ktory bywa jakze odmienny od mojego wlasnego, nagle musze zaczac zachowywac sie podlug norm innych ludzi, ktore moga wydawac mi sie czesto nie do przyjecia
(oczywiscie, klasycznie zakladam, ze nie kazdemu na korzysc wychodzi podrozowanie, niestety)
a szkoda, paru ludzi chetnie wyslalabym na tour of the world, zeby im sie troszke perspektywki pootwieraly;)
obawiam sie, ze tutaj nie rozumiem
odnioslam wszystko do siebie i swoich spostrzezen
a pracuje w takiej “elitarnej” szkole i mam wglad w specyfike zamknietej dosc szczelnie grupy uczniow
czasami niefajnie to wyglada
powaznie…
korzystal z publicznych – prywatne nie istnialy w tym czasie. jednakze juz w kampanii prezydenckiej podkreslal, ze on pochodzi z inteligenckiego żoliborza, a kandydat tusk z robotniczej czesci gdanska wiec beda mieli rozny oglad na sprawy. a tu juz definiowal horyzonty myslowe w oparciu o pochodzenie.
pokazalam ten tekst jako przyklad oderwania od rzeczywistosci – czlowiek, ktory zyje zyciem prezydenta a nie obywatela kraju. otoczony wszystkim i doradcami – ktory jedzie do piotrkowa jak na egzotyczna podroz.
czy nie odbieglismy od tematu?
kantalupa – jak dobrze, ze jestes!
Znam przynajmniej 2 matki, które jakby mogły, to dzieci posłałyby “na czeladnika” – żeby szybko do pracy poszły, a szkoła to strata czasu…
W obu przypadkach ich dzieci (w sumie troje :)) są po studiach (2 x elektronika, 1x geodezja) i dobrze sobie radzą. Wbrew woli mamuś :Rogaty:.
Jestem za regulacją przez urzędników…
ja tez jestem po lebkach dzisiaj, bo edukuje, choc zdecydowanie niepobieznie te moje dzieci z rodzin inteligencko-bogatych;)
szczerze mowiac, chyba sie nie spotkalam bezposrednio z sytuacja, o ktorej wspominasz
tzn. rodzice wybierajacy dzieciom przyjaciol podlug statusu finansowego
pamietam, ze kiedy bylam dzieciakiem, ojciec patrzyl przychylnie na to, ze zadawalam sie z jedna taka goska, ktorej ojciec byl profesoem ekonomii, ale to tylko dlatego, ze moj ojciec kiedys ekonomie studiowal i mial wielki szacunek do faceta; jakos tak wyszlo
ale w zaleznosci od portfela chyba mnie nie ustawiano i zakladam, ze to nie jest wartosc, ktora okresla jakosc czlowieka
jako matka ucznia chcialabym, zeby moje dziecko mialo dobrych i przychylnych sobie przyjaciol, moze zeby bylo tak wychowane, zeby umialo porozmawiac i z profesorem i z bezdomnym z rownym dla niego szacunkiem
no i co to sa “rowne kregi”? pod jakim wzgledem? no i jak wytlumaczyc dziecku, zeby nie zadawalo sie z jasiem, bo jasiu jest z kregow nizszych niz nasze?
rozumiem sensowne trzymanie reki na pulsie, zeby dziecko nie popadlo w patologie, kryminal, narkomanie itp
ale innych segregacji nie rozumiem
sa oczywiscie!
tak samo jak rodzice nie przejawiaja szacunku przy dzieciach wobec ich nauczycieli i postawa zostaje przejeta – a potem konczy sie to kublem na glowie nauczyciela. w uproszczeniu oczywiscie.
ale nadal w szkole publicznej, powszechnej istnieje prawdopodobienstwo napotkania na inna warstwe spoleczna/kulturowa i mozliwosc dotkniecia tej grupy nawet wbrew woli rodzica.
w szkole zamknietej prawdopodobienstwo spada do zera.
ja w sumie nie wiem, nie zarzekam sie – wychowalam sie w wielowarstwowej grupie – gdzie kazdy znal bolaczki kazdego. zaliczylam zwyzke i znizke formy finansowej rodzinnej i znam obydwa stany – bylam wsrod elit inteligenckich i swiecznika partyjnego, po jakis czasie rodzina moja zostala skazana na banicje. taki bonus od czasow w jakich zyc mi przyszlo.
nie oceniam ludzi po kwitach tylko po czynach.
dzisiaj mam znajomych w dokladnie takim samym ukladzie i nie ma grupy faworyzowanej.
i wydaje mi sie z jakis tam obserwacji ze czesto dzieci z biedniejszych rodzin nie maja smialosci pretendowania “wyzej”, a z drugiej strony bogatsi niechca kontaktu z biedniejszymi.
tym niemniej wiem, ze osoby o zblizonej sytuacji ekonomicznej szybciej znajda wspolny jezyk. wolabym zeby moje dzieci znaly kilka odmian jezyka – nie tylko najprostszy, po najmniejszej linii oporu.
Rany aoh! ja nie o utraczkach na forum tylko pytam o relacje w szkole
Czyli podobnie, jak majowamama piszesz…. Na serio bradzo mnie ta kwestia interesuje! ( i ja szczerze mówiąc baaardzo bym chciała, by było, jak piszecie) No ale np. moje dzieci nie za bardzo się stykają z innymi grupami równieśniczymi
Taką szanse daje im póki co przedszkole ( szkoła- żłob). No i się martwię-bo póki co się nie edukują;) we mnie gdzieś tam siedzi przekonanie, że jednak to przedszkole czy szkoła są bbb potrzebne w nauce tzw. życia.
Bo ja matka-kwoka oczywiście bym chciała ich ochronić przed złem tego świata i najlepiej wcale nie narażać;)
a na to tak naprawdę i tak nie masz wpływu….
W wieku burzliwego okresu mojego dojrzewania rodzice nie mieli pojęcia wśród jak wątpliwej młodzieży się obracałam. Chodziłam do szkoły publicznej, ale niekoniecznie w szkole poznaje się tych wątpliwych – jak się chce to się ich znajdzie
I nijak do tego będzie miał się fakt, że Ty spróbujesz w pewien sposób mieć wpływ na to z kim się dziecko zadaje.
Jasne, chcielibyśmy żeby nasze dzieci miały przyjaciół z podobnych kręgów intelektualnych (bo statusu materialnego nie uważam za znaczący, pieniądze dla mnie o wartości ludzi nie stanowią) ale jesli będą chciały poszukać sobie znajomych poza tym kręgiem to nawet kontrola, ręka na pulsie itd. tego nie zmienią….
A ja bym chyba chciała by po prostu jego przyjaciele byli “fajni”:)
Na “normalność” zwraacm uwagę ( w naszym pojęciu-oczywiście, wg moich kryteriów jak najbardziej subiektywnych)
Stan majątkowy ma tu znaczenie drugorzędne.
Znasz odpowiedź na pytanie: obowiązek szkolny – ankietka ;)