Bylam mezatka od 6 miesiecy – nieszczesliwa, beznadziejnie zrezygnowana, samotna… Nie spelnialam sie w tym zwiazku, czulam sie jak wypalony, suchy i martwy pien drzewa. Dlaczego??? Hmmm… Dziwne, ale chyba nie potrafie jasno i klarownie odpowiedziec – nikt mnie nie zmuszal do slubu, wydawalo sie, ze kochamy sie wzajemnie… Mimo wszystko brakowalo “tego czegos” – jakiejs iskierki, fascynacji, magii… Bylam na 5-tym roku studiow pedagogicznych, mialam mnostwo zajec – praktyki, praca magisterka, przygotowania do jej obrony. W domu pretensje, wymowki, niemile uwagi, napiecie… Brakowalo mi swobody, spontanicznosci, innych ludzi wreszcie. Poza tym niesamowita zazdrosc mojego meza – ze za duzo mam kolegow, ze pewnie mam kochankow, ze to, ze tamto… Bleeee, niedobrze sie robi na sama mysl.
Bylam sama. Czulam sie sama, chociaz kazdego dnia otaczali mnie inni ludzie. Rodzice… Kochani, jedyni, najlepsi przyjaciele… Nie chcialam ich martwic, obciazac jakimis blahostkami. Mama wiedziala… Widziala w moich oczach przygnebienie, Tato pytal: “co sie dzieje z naszym dzieckiem?” A ja mialam wrazenie – ba! pewna bylam, ze nic juz sie w moim zyciu nie zmieni. Przeciez wzielam slub, “podpisalam kontrakt” (to slowa mojego ex), jestem juz przypisana do konca zycia temu jedynemu…
Byl poczatek lutego, ja zakopana w ksiazkach – egzaminy, zaliczenia, praca magisterska… Akurat w tym czasie, by zdazyc z otwarciem na ferie zimowe, rodzice uparli sie na zalozenie kafejki internetowej. Mieli warunki, mieli mozliwosci – dlaczego by nie sprobowac? Tak tez zrobili. Uruchomili kontakty, zaczeli rozmawiac z tymi i owymi. Potrzebowali dobrego informatyka, by to wszystko poskladac do kupy i nadac przedsiewzieciu ostateczny ksztalt. No i znalazl sie taki informatyk… Zobaczylam go dopiero na nastepny dzien… Pierwsze wrazenie – fajny chlopak, ale mlodziutki chyba… Wysoki, dlugie wlosy zwiazane w kucyka, ubrany w dlugi skorzany plaszcz po dziadku, spodnie bojowki i bluze z kapturem. Luzak… Powiedzialam tylko “czesc” i zniklam na kolejne dni.
Egzaminy byly juz za mna, zaczely sie ferie, kafejka pracowala na pelnych obrotach. Moje zycie wciaz bylo takie samo – bez blasku, smutne… Ale zaczal pojawiac sie On – coraz czesciej, pozniej juz codziennie. Najpierw niesmiale wymiany spojrzen, pozniej rownie niesmiale zaczatki rozmow 🙂 Pozniej juz wspolne wypady na narty z moim bratem i mezem. Nic jeszcze nie zapowiadalo burzy… Ale On byl, wtapial sie w moja szara rzeczywistosc niczym dobry duszek – rozjasnial mi zycie swoimi zartami, usmiechem, sama swoja obecnoscia. Smialam sie wiecej, spalam lepiej, czekalam na kazdy kolejny dzien… Jeszcze nieswiadoma, ciekawa, roztargniona… Maz gdzies byl, ale nie obok mnie – gdzies daleko, za mgla, a ja, szczerze mowiac, niewiele o nim myslalam. Szlam za jakims glosem – slepo, w nieznane. Wtedy juz nie poznawalam siebie – ja, stateczna studentka, opanowana, w zasadzie skromna, mezatka z polrocznym stazem, majaca w miare poukladane zycie zawodowe i osobiste… Czasem zastanawialam sie: “co ja wlasciwie robie? Zapadam w jakis cholerny romans, ktory nie mam pojecia jak sie zakonczy. A moze On chce mnie wykorzystac? Udowodnic, ze <mezatka na Niego poleci>? Co ja robie?” Uwierzcie jednak – byly to mgnienia mysli, ulotne, poruszajace malutka strunke niepewnosci w moim sercu… Nie wiedzialam skad i jak, ale moglabym przysiac, bylam prawie pewna, ze cos takiego zdarza sie w zyciu tylko raz. Pytalam Go: “skad sie wziales? gdzie byles wszystkie te lata? dlaczego TERAZ?” Nie tylko On, nie tylko inni krecili bezradnie glowami… W zasadzie chyba tylko Pan Bog moglby udzielic wowczas jakiejkolwiek odpowiedzi…
Przyszla wiosna, narty odstawilismy do lamusa, przyszedl czas na majowe spacery po wroclawskich parkach. Jedyne na swiecie miejsce, gdzie moglismy sie zaszyc, schowac przed ciekawskimi spojrzeniami.
Zylam podwojnym zyciem – oszukiwalam rodzine, meza, przyjaciol. Sama siebie, ze cos sie jeszcze zmieni – moze w moim malzenstwie, moze w Naszych relacjach… Powoli mialam dosc wymowek meza, mojej mamy, surowosci mego ojca. Wiedzialam, ze nic juz nie jest jak dawniej. Byl tylko On – ciagle taki sam, ciagle wpatrzony jak w obraz, zakochany, spontaniczny. Nosil mnie na rekach po parkowych alejkach, bral “na barana”, gdy odwiedzalismy ZOO… Calowalismy sie jak nastolatki, smialismy glosno w twarze przechodniow. Nikt nie byl w stanie tego zmienic… Probowalam zerwac ta znajomosc – nie dla siebie, nie dla Niego – dla ludzi. Aby nie gadali, nie wytykali palcami… I tak wytykali… Plakalam nocami, odwrocona tylem do meza. Nieobecna dla wszystkich. Podpieralam sie marzeniami… Wyjezdzalam dwukrotnie za granice dla uspokojenia serca, dla chlodnej kalkulacji “za” lub “przeciw”. Rozdzieralam siebie na pol – dla jednego rozum, dla drugiego serce… Ale dac siebie, to dac siebie cala… Zdecydowalam…
Pol roku temu otrzymalam rozwod, poltora roku temu zamieszkalam z Nim, siedem miesiecy temu zaszlam w ciaze, a dwa tygodnie temu wzielismy upragniony slub 🙂 I wiecie co? Chociaz to najtrudniejsza milosc mojego zycia – to jednak przeszlabym jeszcze raz ta droge wiedzac, ze tam bedzie czekal On i Nasze Malenstwo…
Pozdrowionka od naszej trojeczki :))
Ania, Marcin i Niespodzianka (5.01.04)
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Opowiem Wam nasza historie…
Re: Opowiem Wam nasza historie…
Aniu, rozwiodłam się 5 lat temu – i to była właściwa decyzja, od tamtej pory wszystko w życiu układa mi się (odpukać) dobrze 🙂 No i przede wszystkim mam Natusię :-))))
A Twoja Nati jest prześliczna! Bardzo do twarzy jej w tym kapelusiku! Buziaki!
Kaśka z Natusią (2 lata + 1 miesiąc 🙂
Re: Opowiem Wam nasza historie…
Dzieki w imieniu malej
I tak czy owak – wszystkiego dobrego
Re: Opowiem Wam nasza historie…
wiesz, przeczytalam to jeszcze raz i jeszcze raz jestem pod wrazeniem…
gratuluje odwagi i zycze szczescia 🙂
moze mi tez sie kiedys tak poszczesci jak tobie?? 🙂
buziaczki dla Natuni
Dana&Gabi 23.09.03
Re: Opowiem Wam nasza historie…
Nic madrego nie wymysle… To, co moge to jeszcze raz podziekowac
Trzymaj sie cieplo i… nie trac nadziei!
z Natunia,
Re: Opowiem Wam nasza historie…
Dopiero teraz tu dotarłam i z ciekawości (oczywiście ) odszukuje znajome nicki.
Naprawdę gratuluję odwagi w walce o szczęśliwe życie. Mamy je tylko jedno i nie ma co go marnować na nieodpowiednie osoby
Serdeczne pozdrowienia
Kasia
Re: Opowiem Wam nasza historie…
Lepiej późno niż wcale… 🙂
Dzięki !
Ania i Natunia (15 m-cy)
Re: Opowiem Wam nasza historie…
Tak trzymać!! Super,że się zdecydowałaś.Śliczna historia,tym bardziej śliczna,że w tle z taką wielką,odnalezioną miłością!
UUuuuuuuuuuuuuuuuuurocze!
Kamila i Oliwierek (09.03.2005r)
Re: Opowiem Wam nasza historie…
A ja dziekuje, ze sie zdecydowalas przeczytac 🙂
Natunia (22 m-ce)
Re: Opowiem Wam nasza historie…
Ojej, a ja Cie “znam” juz od dawna z Twojego bloga [dzieki Karo i Nikolce 🙂 ] wiem… wiem, nie ujawniam sie-jestem powsciagliwa, ale czytam i odwiedzam na biezaco. Przyznam, ze tu na poczatku – majac informacje z dwoch zrodel- nie moglam sie polapac, o co chodzi, ale teraz juz wszystko jest jasne. Fajnie, ze udalo Ci sie ulozyc zycie na nowo (czytajac bloga nic nie wiedzialam o Twojej przeszlosci). Sama tez jestem z Wroclawia, a teraz troche na pn.-wsch. od Ciebie, powyzej granicy. I jeszcze tylko dodam, ze Natka jest taka slodziutka i fotogeniczna. Zycze Wam jak najlepiej i goraco pozdrawiam.
Re: Opowiem Wam nasza historie…
Bardzo Ci dziękuję 🙂
I również pozdrawiam serdecznie !
Natunia (22 m-ce)
Re: Opowiem Wam nasza historie…
Dopiero dziś dotarłam do Ciebie. Dobrze, że sie zdecydowałaś, masz piękną córeczkę i ukochanego mężczyznę przy sobie!!!
ale cudowna historia, ciesze sie Aniu, ze tak fajnie Ci sie zycie poukladalo, gratuluje 😀
Generalnie masz prawo do szczęscia ale…
To ohydne! Przepraszam…
Ahimsa, nie chciałam rozdrapywać starej sprawy, ale podobnie uważam.
Jasne, małżeństwa mogą się rozpadać, nie zawsze uda się naprawić. Ale nie można budować swojego szczęścia na krzywdzie drugiej, bliskiej osoby.
To opowiadanie pięknie, romantycznie brzmi, tylko zupełnie nie brany jest pod uwagę były mąż.
Gdyby było na odwrót, on zdradził, nikt nie pozostawiłby na nim suchej nitki.
Można się rozejść i budować wtedy swoje nowe życie.
Wybacz oliweczko, ale tak uważam. Bardzo to nieuczciwe.
Pewnie bym nic tu nie pisała, ale zdziwiła mnie bezkrytyczność osób odpisujących tutaj
Po prostu zabrakło tu podstawowej, elementarnej uczciwości… Najpierw należałoby się z mężem rozmówic a potem budowac nowe życie a nie radośnie mu doprawiac rogi.
Nie ma się czym chwalic.
Ano właśnie, tez mi się to rzuciło w oczy…
No i jak to możliwe że w ciągu pół roku rozwiała się miłość do małżonka?
a może tej miłości wcale nie było? może tylko przyzwyczajenie?
nie oceniam
podziwiam za odwagę
Odwagą byłoby odejść niż być w związku, w którym nie ma miłości pomimo trudności
Nigdy oszukiwanie nie nazwę odwagą.
ups, nie w tym watku coś skrobnęłam…
😀
A myślałam, że ja tylko taka zawirowana:)
Znasz odpowiedź na pytanie: Opowiem Wam nasza historie…