Właśnie mnie dziś olśniło, przypomniało mi się jak za czasów tzw komuny moi rodzice pili kawę fusiastą i po wypiciu (obowiązkowo w szklance) robili sobie dolewkę, około pół szklanki wrzątku zalane na wyparzone już wcześniej fusy…. i jakoś tak doszłam do pytania: czy to była oszczędność??? takie popłuczynki to przecież już nie kawa… chyba
…za to moja prababcia szła krok dalej bo zbierała wszystkie fusy z kawy, skrzętnie suszyła je na piecu i wykorzystywała ponownie jako kawę… z herbatą też tak robiła…
a czy wasi przodkowie mieli jakieś dziwne na obecne czasy sposoby na oszczędności w budżecie???
Pozdrówki 🙂
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: oszczędność naszych przodków…
U nas bułki rówiez na tarta idą. Warzywa z rosołu wyrzucam poprostu (marchewke zjadamy).
Mięso z zup – jak sa pałki to dzieciaki lubią zjeść w zupie- natomiast reszta jest też wywalana.
Zauważyłam istotną zmianę stosunku do ubrań dawniej a teraz. Kiedyś dziurawe skarpetki się cerowało, pończochy chodziło do takiej pani łapać oczka, dziury w swetrze też się łatało, dziury na łokciach zaszywało sie skórzanymi łatami i chodziło dalej w takim ubraniu na codzień. Pamiętam też kilka osób w szkole z wyciętymi palcami u butów, bo sie wyrosło, a nowe były trudne do zdobycia.
Teraz podarte skarpety wyrzucam, bądź przeznaczam na działkę. Rajstopy wyrzucam, ubrania przeznaczam do pracy na dzialce, ale na codzień w cerowanym swetrze nie wyjdę. Mam na myśli taką bardziej konkretną dziurę. Uważam jednak, że nie był to przejaw oszczędności tylko radzenie sobie w trudnej rzeczywistości.
to bylo remedium na braki w sklepach
mieso z rosolu u mnie w kostke idzie i do roznych salatek. (czesc mroze)
suszenie bułek pamiętam i nieszczęsne dziury w juniorkach też
u mnei jeszcze mama bez przerwy pruła swetry i robiła nowe. Pamiętam jak się zwijało wełnę a potem parowało, żeby się wyprostowała
O tak! Tez tak robimy, taki bigos jest najlepszy. ewentualnie mieso dajemy do pierogow/pasztecikow.
Suszenie bułek pamiętam z dziecinstwa. mnie sie nie chce.
moi rodzice oszczedni raczej nigdy nie byli. co innego dziadkowie i do tej pory babci to zostalo. np. jest okrutna pedantka i zlewozmywak zawsze musi byc wysuszony po kazdym uzyciu wody. wrecz wypolerowany. uzywa do tego kawalka reczniczka kuchennego, ktory pozniej- suszy na kaloryferze 🙂 (teraz ma troche trudniej bo moj mlody uznaje takie znalezisko za smiec i wyrzuca jej do kosza 😀 )
moja też tak robiła, bez przerwy dziergała,…. nie lubiłam tego całego prucia, bo musiałam jej w tym pomagać, a zdecydowanie miałam fajniejsze rzeczy do roboty 🙂
Pozdrówki 🙂
no tak, wtedy robiło się to z potrzeby bo w sklepach brakowało,…. ja tylko Zuźki rajstopy zszywam, bo kobieta ma wybitny talent do robienia dziur w rajtuzach, nawet nowych – robię to z oszczędności :)… na szczęście dziś pierwszy dzień wiosny i mam nadzieję, że za kilka dni przerzucimy się na skarpetki 😀
Pozdrówki 🙂
my cala zime w skarpetkach 😛
grrrr, ja też nie – musiałam trzymać tę wełnę na rękach a mama nawijała na motek. Poza tym już miałam dośc tych sweterków, i kamizeleczek
hehe
takie same traumatyczne wspomnienia mam…..
i te swetry gryzące….
też siedziałam z mamą i łapy do przodu i nawijanie…..
rajstopy zanosiło sie do repasacji…..
ja ceruję Filcowi rajtki na palcach… z oszczędności właśnie
Drugie parzenie kawy czy herbaty praktykuję nadal. Nie z oszczędności. Taka dolewka ma inny smak. Moja mama nie może patrzeć jak to robię.
Pamiętam zakład pracy mojego taty i suszące się tam torebki z herbata na kaloryferach. Blee… bo te kaloryfery niekoniecznie czyste były.
Bułek na bułkę tartą się u mnie nie przerabiało, bo bułek nie jadaliśmy, bo są niezdrowe. Królował chleb razowy.
Z warzyw z rosołu robiło się sałatkę jarzynową, a mięsko było zjadane. Ja mięsko i warzywa rozdrabniam i Młody ma obiad.
Pamiętam prucie sweterków i przewijanie wełny. To akurat lubiłam. Pamiętam też repasację rajstop i nieustanne cerowanie. Teraz tego nie ma, bo po pierwsze odzież jest łatwiej dostępna, a po drugie jest chyba mniejszej trwałości niż ta dawna.
Pamiętam jeszcze rozcieńczanie płynu do naczyń i szamponu do włosów wodą. Nie wiem czy to było oszczędne
Moi rodzice, tak jak już ktoś wspominał, byli bardzo zapobiegliwi. Nie wiedzieli ile czasu będą braki sklepowe, więc kupowali co się dało, chowali w pawlaczach i rzeczy te czekały na czas, aż będą przydatne. Do tej pory mają masę nowych rzeczy z metkami, które nie zostały jeszcze użyte. Ostatnio dostałam od mamy taki rondelek.
To samo tyczyło się kartek. Były, to trzeba było je realizować, żeby nie przepadły. W mojej rodzinie nie jadło się cukru, dodawało się go jedynie do wypieków, a te były 2x w roku w Święta. Do tej pory moi rodzice mają jeszcze zapas kartkowego cukru.
U mnie odpadów żywnościowych nie ma. Wszystko przerabiam, wrzucam na pizzę czy do zapiekanki. Nawet psu nic nie zostaje z naszego stołu.
Nauczyłam się już nie kupować rzeczy, które kiedyś się przydadzą. Mam za to problem z pozbywaniem się rzeczy które już są. Ilekroć zrobię czystki, już następnego dnia potrzebuję czegoś, co nie używałam 3 lata i właśnie wyrzuciłam.
edit: pamietam jeszcze odświeżanie ciuchów, czyli przefarbowywanie, odpruwanie rękawów, przyszywanie kawałków materiału innego koloru
Ja nadal ceruję mężowi skarpety, jak mała dziurka.
Sobie też grube rajstopy – cienkie wywalam, ale moja mama ubiera takie pod spodnie.
Dziwi mnie wykorzystywanie warzyw z zupy. My WSZYSTKO zjadamy – każdy chce jak najwięcej marchewki np 🙂
Dziadek kiedyś suszyl chleb – ale to chyba po wojnie jakieś naleciałości.
Łooo matko ile Wy tego cukru mieliście skoro kartki zlikwidowali w 1985 a on jeszcze jest ładny składzik musiał tego być 😉
U nas podobnie do większości od czasu do czasu jest pizza lub zapiekanka “na winie” 😉
o grube rajtki sobie też ceruję……
skarpet staremu nie
cienkie wywalam…..
Rajstopy mlodej nie raz ceruje:)
Mieso z rosolu do zamrazalki i potem do bigosu
Resztki wedlin i sera dla psa
Jarzyna z rosolu -do kosZa oprocz marchewki ja zjada M.i mloda
Herbata zielona z dolewka:)
Resztka zupy do chrupek dla psa
Ziemniaki miele i na kluski (kopytka albo slaskie)
Bulka sucha do kotletow mielonych-nie miele szkoda mi maszynki
Stary chleb dla kur sasiada
Ale i tak duzo rzeczy marnuje czasem 🙁
Welne pruta i dolewki kawowe pamietam 🙂 fajne to byly czasy 🙂
No, prawie 30 letni cukier
Ciekawe, czy wygląda jeszcze jak cukier 😉
Pewnie jest to teraz cukier w kostkach
Z tym suszeniem herbaty to mnie rozlozylyscie.
Serio ludzie tak robili?
W ramach oszczednosci u nas z jednej saszetki robilo sie litrowy dzbanek herbaty, ale drugi raz z tej samej nigdy.
Ja do tej pory robię cały dzbanek z jednej torebki. Oczywiscie mam na myśli jakąś bardziej esencjonalną herbatę np. Lipton czy Dilmah. Albo robiąc w kubeczkach robię z jednej torebki 3 kubki dla całej rodziny. Jeden kubek z jednej torebki jest dla nas za mocny, dziecku takiej siekiery też nie zrobię, sama tez nie lubię. Nie wiem, czy to oszczędność. To znaczy oszczędność na pewno, ale traktuje to jako normalne użytkowanie.
Znasz odpowiedź na pytanie: oszczędność naszych przodków…