poród z niespodzianką

No więc te 36 godzin narodzin mojego Mateuszka – 56 cm, 3350 gr, płećostatecznie męska :-))))

12 marca

Byłam (teoretycznie) po terminie, badanie wykazało małe rozwarcie, miałam już dość odczuwalne skurcze (czasami co 20 minut), 3 noce zawalone z powodu twardego brzucha (bałam sie ze jak tak bedzie dalej, to nie bede miala sił rodzic), bardzo silne zgagi i mdłosci takie wątrobowe (poczucie gorzkości, watroba mi już siadała) więc gdy lekarz zaproponował mi wywołanie porodu, zgodziłam się, tym bardziej, że chciałam rodzić podczas jego dyżuru, a akurat był…
Pojechaliśmy po moją polożną i po 14 – tej zaczęły się formalności papierkowe, podczas ktorych robiono obok lewatywę innej rodzącej, starszej już kobiecie. Miałam badanie (jeszcze nie było mojego lekarza, tylko najbardziej nielubiana i najmniej wykwalifikowana lekarka na oddziale, która tak do końca nie ma uprawnień ginekologicznych, ale okazało się, ze zbadała mnie delikatnie, delikatniej niż rano mój własny lekarz, który chyba nieco mi masował szyjkę przy okazji…), potem golenie (zaskoczenie – było naprawdę malutkie, zresztą nie byłam taka calkiem nieogolona kiedy pojechałam do szpitala) i lewatywa. Było mi ją trodno wytrzymać, bo mialam ostatnio duże problemy z oddaniem stolca, bałam się po prostu przeć, a nie było tam luźno, że się tak wyrażę. Więc kiedy doszło do lewatywy, utrzymanie tego było wysiłkiem, a kazano mi trzymać i jak najdłużej tak stać. W końcu skapitulowałam, pobyt na kibelku trwał dlużej niż się spodziewałam i był bolesny, choć generalnie powiem Wam, ze nie wpominam lewatywy niemiło. Potem weszłam pod prysznic. W międzyczasie ta kobieta, która przede mna miała lewatywe.. zdązyła już urodzić! Lezała juz teraz na korytarzu pod porodówkami, tak u nas wygląda 4 faza porodu 🙁 Ale to było jej 6. dziecko!
Mąż dostał zielony fartuszek i pomogł mi przejśc na porodówkę rodzinną (wygląda zasadniczo jak każda inna u nas i i tak korzystają z niej do innych porodów, żadnych cudów, łóżko niby jakies nowe, ale cholera niewygodne, węższe niż zwykłe, a prześcieradło miało chyba z 50 cm szerokości). Podano mi oxytocynę. Cały dzień do końca upłynął mi na kolejnych badaniach szyjki macicy i masażach, badało mnie tego dnia 5 różnych osób, niektórzy po kilka razy (nie polecam – każdy subiektywnie ocenia postęp i najlepiej, zeby robiła to jedna osoba, będzie wtedy wiedziała, czy postęp faktycznie jest). Na szczescie nie zmieniała się przy mnie położna, więc był ktoś, kto miał ogląd na całość… Mąż siedział przy mnie, trochę czytał książkę, ja nie miałam siły rozmawiać, cały czas mnie głaskał i przytulał… kompletnie nie chciało mi się chodzić, skurcze zaczeły być dość silne i częste, chciałam tylko lezeć na boku i nic poza tym, no i przeżywałam założony mi welflon… (hihi) czułam go dziwnie i nieprzyjemnie. Wywoływanie nie przyniosło za bardzo efektu, za to dało koszmarne bóle, zaczęły się już też krzyżowe, w końcu podano mi narkotyk i zaprzestano oxytocyny, i o dziwo wtedy akcja się jakoś wzmogła, ale nadal bez efektu, zakończyliśmy wywoływanie tuż po 12 – tej, mialam chyba ok. 3 cm rozwarcia wtedy, skurcze były co 5-6 minut, ktg cały czas pracowało, ale postęp minimalny. Słyszałam tego wieczoru 2 porody w sali obok… jedno cc – kiedy usłyszalam dziecko, poryczałam się ze wzruszenia… a nie miałąm sił żeby się choćby potem wysmarkać…
Pod wieczór zapragnęłam się wycofać, ale lekarz powiedział, ze ktg jest niereaktywne, czyli zapis nie pokazuje ruchów dziecka (choć tetno jest ok, a ja ruchy czułam, natomiast wg mnie to ten sprzęt był cokolwiek “niereaktywny”). Kazał mi dalej robić ktg, żeby sie upewnic co do zapisu, a ja miałam już dosyc, bo wolałam urodzic normalnie… po prostu nie spodziewałam się, ze mimo moich bólów i mimo oxytopcyny postęp bedzie tak beznadziejny. Poczulam sie jakby zmuszona do tego wszystkiego, a on w dodatku jakby mi sugerował, ze to ja chcialam wywoływac. Nic takiego nie powiedzial, ale ja tak sie czulam – wlasnie przymuszona jakos.. moze to wina mojego braku zdecydowania… ale potem okazalo sie, ze dzieki tej kontynuacji wywoływania wszystko mogło zakonczyc sie dobrze….
Przerwano po północy, zajłęam pojedynczą salę naprzeciwko porodówki, mąz trochę posiedział i pojechał się przespać, położna też (ona spała 4 godziny tylko!), ja jeszcze przez godzine miałam skurcze co 4- 5 minut, ale już lżej bolało, w koncu zasnęłam jakoś, niedługo po tym, jak jakaś dziewczyna w sali naprzeciwko urodziła dziecko i jak znowu się popłakałam słysząc jego krzyk… Dało mi do myslenia to, ze ona caly czas byla cicho, potem z calej sily, jak na filnmach, krzyknela kilka razy i bylo juz dziecko… zupenie jakby I faza nie była dla niej bolesna…

13 marca

Pobudka nieprzyzwoicie wcześnie, po obchodzie wzięto mnie na badanie, ekipa 4 – osobowa, w tym dwaj przystojni bruneci – lekarze (oczywiście mojego już nie było). Badanie delikatne (nareszcie!) ale orzeczenie mnie zmartwiło, bo lekarz zaaplikował tabletkę dopochwową i stwierdził, ze urodzimy. Boże, a ja już tak nie chciałam wywoływania.
Nie pamiętam nazwy tej tabletki, ale powiem tyle – działa bardziej niż oxytocyna, zresztą potem wywoływano nią kilka porodów i widziałam jej efekty. U mnie skurcze po jakichś 2 godzinach stały się wredniaście bolesne i regularne. Mąż się pojawił, ale wolałam być w mojej salce niż na porodówce, skoro nie miałam jeszcze typowej akcji. Drugi dzień nic nie jadłam… Nie pamiętam, jak minął, oprócz tego, ze cały był bardzo bolesny. Po kilku godzinach przeniosłam się na porodówkę. Ciągle pytano mnie, czy jeszcze wytrzymam i czy chcę już jakiś uśmierzacz bólu (mieli na myśli narkotyk, bo o czymkolwiek innym nie było mowy przy tak wolnej akcji jak moja; tu panuje przekonanie, ze zzo spowalnia akcję i że kończy się kleszczami, a ja mialam i tak akcję mizerną i nie byłoby sensu go podawać, bo nie wiadomo bylo, jak długo to potrwa jeszcze). Zużyłam chyba cały papier do ktg w szpitalu, caly czas mnie wydrukowywało, skurcze miałam straszne, bardzo przypominały mi ostry prący ból pęcherza, nie chciałam chodzić, próby wstawania były zbyt bolesne, ból wtedy był taki jakiś szczypiący i skupiony wokół pęcherza, czułam też nacisk na kości. Mimo małego rozwarcia czulam silne parcie cały czas (takie na odbyt). I dużo, dużo badań, dyżur miał lekarz młodziutki i milutki, bardzo delikatny, jeszcze mnie przepraszał podczas badania, a mnie tak nie bolało, natomiast kiedy badała mnie położna konałam i darłam się jak głupia. Nie lubię badania przez kobiety, czuje ich paznokcie w sobie, a badanie podczas skurczu było koszmarne, nie umiałam się rozluźnić… W środku dnia na palcach położnej po badaniu został czop i od tej pory odchodził mi przy kazdym badaniu – zaskoczyło mnie, ze tak go dużo i że zmienia kolor (coraz ciemniejszy był). Podano mi też w końcu jakąś kroplówkę, bo byłam osłabiona bardzo. Zapomniałam dodać, ze od początku mieli problemy z wkłuwaniem się we mnie, pękały mi żyły pod welflonem albo były zbyt skręcone by się wbić, raz nawet założono mi welflon dla noworodków, bo inny mi rozrywał zyly. Kłuto mnie po całych rękach…
O 19:30 podczas badania przez lekarza odeszly mi wody, kazałam je sobie pokazać, żeby choć tyle z tego mieć, bo żałowałam, ze odeszły w taki sposób… wyglądały dobrze. No teraz powinna być akcja… dostałam jeszcze na to oxytocynę, mimo kroplowki próbowałam chodzić ale nic z tego, ból był za ostry, wolałam leżeć na boku, zmieniać pozycję między skurczami, ale czasami nie było między nimi przerw! A zmiana pozycji w skurczu była nie do zniesienia, bo wymagała polożenia nie na wznak, co było po prostu kooszmarne. No i tak to trwało i trwało, lekarz badał mnie optymistycznie, mówił że jest 4 palce / 6 cm rozwarcia – ale to było już ponad 6 godzin po odejściu wód, a postęp na 1 palec tylko mimo wywoływania! Poprosilam o narkotyk, tym razem chyba wcale nie odczułam jego pomocy 🙁

14 marca

Nie miałam już sił kompletnie, we czwórkę – ja, mąż lekarz i położna -zaczęliśmy rozmawiać o cc, decyzję pozostawiono mi, choć lekarz był jak najbardziej za. Spojrzałąm na niego, bo to środek nocy a on po całym dniu w szpitalu, wyglądał świeżo jednak i tak jakoś pewnie.. ale ja przecież nie chciałam cesarki za nic na świecie! Ale sam powiedział – to może trwać jeszcze kilka godzin i nie ma gwarancji, czy w ogóle będzie postęp… A ja bez sił do parcia, czuję bóle, skurcze, parcie i wszystko razem. Zdecydowałam się na cc, ale nie wiedziałam, jakie wziać znieczulenie – POP czy narkozę. Bałam się czuć cokolwiek podczas POP, ale mi je doradzali, a dyżur miał nasz najlepszy anestezjolog (zresztą z jego inicjatywy kilka lat temu rozpoczął sie ogólnopolski strak anestezjologów, facet ma opinie twardziela i w ogóle…). Zaczęły się przygotowania… Tu moje żyly po raz kolejny pokazały, co potrafią, pokłuto mnie cała, bito mnie w ręce i nic… nic do nakłucia albo zaraz pękały, a tu trzeba podawać dużo soli i to z grubej igły, na szybko. Widziałam wszystkie przygotowania i byłam półprzytomna… chyba tylko w takim stanie mogłam się zdecydowac na operację… mąż musiał wyjść na korytarz, ale i tak uważam, ze był ze mną w najważniejszym czasie, nie liczy się to, ze nie widział wyjścia dzieciątka, ja przecież też nie widzialam. Mąż nie jest wg mnie od oglądania… był dla mnie po prostu wsparciem… bez niego sama przez dwa dni czułabym się tam po prostu strasznie, nawet nie chcę sobie tego wyobrażać…
Podgolono mnie, założono mi cewnik… nie wiedziałam, ze taka rurka tam się mieści 🙂 ciut było to niemiłe, ale nie najgorsze…
Przeniesino mnie na łóżko z kołami, zeby zawieźć na salę operacyjną. Rozbawiło mnie to, jak tyle osób złapało prześcieradło i uniosło mnie… moje ponad 90 kilo, haha… do tego… do tego zaczęła odchodzić reszta wód.. reszta… to mało powiedziane… po prostu gdy mnie unieśli, zalałam całe łóżko porodowe i całe łóżko do wożenia. Leciało i leciało, byłam w szoku, trochę skrępowana ale i jakoś rozbawiona…
Wiozą mnie przez korytarz, uświadomiłam sobie, ze mam spięte włosy i że mi z tym niewygodnie, spinka mnie uwiera z tylu głowy, więc ją ściągam, ale co z nią zrobić? Zapięłam na czubku głowy o kilka włosow, reszta w nieładzie, wszędzie dokoła… sala operacyjna, znowu mnie przenoszą i znowu leje się ze mnie WSZĘDZIE. Przyszedł anestezjolog, wyrecytował kilka zdań informujących o typie znieczulenia, zapytał o moje choroby, nie był miły, taki fachowiec mający wysokie mniemanie o sobie, ale cóż.. było mi to obojętne… Skomentował też moja koszule szpitalną i pociał ją na mnie w drobny mak… za to przyszła z nim miła pomocnica. Trochę z nią rozmawiałam a on bił mnie po rękach szukając żył i śmiał się z tego mojego welflonu noworodkowego. Zaczął się koszmar zimna. Cały nasz szpital jest niedogrzany, ma ciężką sytuację, w ogóle podczas mojegho pobytu tam podał się do dymisji dyrektor. A do tego zimna doszły te zimne płyny wlewane we mnie… w efekcie trzęsłam się, rzucałam w drgawkach, całe ramiona, połozone w bok i lekko podwiązane do boków łózka – latały mi, uderzały o łóżko. Zapytałam lekarza, czy trafi we mnie z cięciem, kiedy tak mu latam…
Podawanie znieczulenia – byłam tak zmęczona, że znikła mi większa część strachu. Nie przeszkadzała mi pozycja, mimo że miałam wielki brzuch, Musiałam uściąść i się zgarbić. Ręka lekarza była naprawdę wprawna (komuś przede mną lekarka wbijała się aż 8 razy:-( ! ). Dwa ukłucia – jedno miało znieczulić miejscowo, nie bolało wcale. Potem drugie, już ze znieczuleniem, też już go nie czułam, tylko ciepło rozlało mi się po biodrach, fajne uczucie. Położono mnie i nogi zaczęły drętwieć… na początku to jest odczuwalne, potem po prostu nie mogą się ruszać i już nie ma uczucia zdrętwienia – szok, zaczęłam się śmiać, jedna noga tak mi krzywio leżała, bo stół musi być pochylony lekko w bok ku lekarzowi, noga mi jakby opadała, a nie mogłam nią ruszyć i prosiłam pielęgniarkę o poprawienie. Oczywiście ta noga tak naprawde nie spadała to było tylko takie wrażenie… A wokół mnie pełno kręcących się ludzi, przygotowania… już od dawna miałam brzuch za zasłonką… no i się zaczęło, starałam się nie słuchać, co mówią, i nie patrzeć w górę, bo w lampach tak jakby się cos odbijało a ja nie chciałam nic widzieć. Przy głowie miałam pielęgniarkę, rozmawiałyśmy o czymkowliek, o sobie po prostu, chciałam mówić i nie wczuwać się w nic. Nie czułam żadnego rozciągania, jak ktoś to opisał. W pewnej chwili może tak, jakby we wmnie mieszano, ale nie chcę nikogo straszyć, bo to zupłenie nie tak było, to nie było mieszanie, tylko złudzenie, bo to nie mogła być prawda, że miesza we mnie coś dużego tak dokoła.. to tylko moja wyobraźnia… słyszałam jakieś klikania jakby nożyczki ciągle coś cięły, dziwilo mnie to, bo mialam wrażenie, ze to cięcie nici i że już mnie szyją.. Założono mi maske z tlenem, to mnie irytowało na początku, ale przywykłam. Potem położna musiała naciskać mnie w okolicy mostka i to już i widziałam, i troszkę czułam,ale nic niekomfortowego, naprawdę. Dzidzia musiała być wyduszona trochę przecież, bo cięcie jest malutkie i na samym dole. Potem płacz dziecka, ucieszyłam się, bo jak płacze to jest przecież dobrze 🙂 Zadałam kilka razy pytanie o płec, zanim mi ktoś powiedział, ze chłopiec… potem chwila i zobaczyłam go przy glowie po porawej stronie, a raczej jego wielkie jajeczka, bo tak mi go nadstawili, sekunda i już go zabrali na noworodki do pomiarów. A ja byłam szyta (szwy rozpuszczalne). Ponoć to trwało jakkiieś pół godziny, ale wg mnie było naprawdę krótko. A potem jazda do mojej sali i znowu przekładają mnie na łóżko i caly czas mi strasznie zimno, okładają mnie kocami, kołdrami, kocem elektrycznym i nawet mój szlafrok kazałam sobie na wierzch położyć. Zimno… zimno… znieczulenie nadal działa, szokujące wrażenie, bo zapomina się o tym, ze nogi sie nie ruszają, chce się nimi poruszyć i nie można… Przyszedł mój mąz, wpuścili teżo dziwo moją rodzine, która w nocy się tam nagle pojawiła – mama, szwagier, siostra, przyniesiono dziecko, mama i mąz je potrzymali, zobaczyłam, że ma ładną okrągła buźkę i jest lekko pomarańczowy.. chyba go nawet nie dano mi dotknąć… i już zabrali… mąz został jeszcze trochę… zasnęłam… po 2 godzinach snu zastrzyk przeciwbólowy, nogi nadal lekko nieczynne ale brzuch już bylo czuć… i to bardzo niemilo… ale kiedy się nie ruszałam, było nieźle. W ogóle po cc najgorsza jest konieczność ruszania się, wstania itd… samo leżenie jest ok, a to była dla mnie wielka ulga po tych 36 godzinach skurczów… na szczescie do ubikacji latać nie musiałam, bo miałam cewnik, i to przez dwa dni, wtedy nawet się nie czuje tego, jak leci mocz… niestety miałam słąbe wyniki moczu (znowu ten aceton, jak w ciązy – chyba dlatego ze nie jadlam nic już 3 dobe) i zeby powtórzyc badanie wyjęto mi cewnik i… założono nowy… bleeee… tym razem było to jeszcze mniej mile.
___

Po porodzie powiedziano mi, ze moje dziecko było dwa razy owiniete pępowiną a do tego był jeszcze na niej wielki węzeł. Ktg tego nie wykazało, bo wszystko bylo jeszcze nie zaciśnięte. Gdybyśmy kontynuowali akcję porodową, zaczęłoby się zaciskac, a biorąc pod uwagę to, jak powoli u mnie to wszytsko szło – prawdopodobnie dziecko by nie miało szans. Tak to ocenił lekarz, jak się potem okazało, operował mnie bardzo dobry lekarz, choć taki młodziutki, ja o nim przedtem nie słyszalam, a teraz kobiety mi opowiadają, jaki jest dobry… Mialam więc ogromne szczęście… Facet był wywarzony, spokojny i nie nalegał na moje dalsze bóle.. naprawdę… rewelacyjnie mnie też uspokajało jego podejsćie. No i obecnośc cały czas tej samej położnej. Potem leżąc na mojej sali słyszałam kilka porodów i muszę powiedzieć, że moja położna na pewno była dla mnie milsza i po prostu bardziej osobowo do mnie podchodzi, niż inne położne do rodzących…
I tak po 36 godzinach skończyło się cc… bardzo żałowałam tego całego wywoływania, ale czy bez niego byłoby inaczej? Skoro nie pomogło tyle środków i odejście wód? Moja szyjka nawet podczas ciązy była bardzo twarda, do tego brałam fenoterol… a przede wszystkim… tak przecież musiało być… Moje dziecko miało marne szanse na urodzenie się bez szwanku – biorąc pod uwagę cale jego zamotanie. Więc tak miało po prostu być… Pozostaje mi tylko dziękować Bogu za to, ze było to wywołanie, ze było takie powolne i że tak cierpiałam strasznie… bo dzięki temu miałam cc… Nie odczuwam żalu, ze nie rodziłam tradycyjnie, w sumie to przecież rodziłam… Nie mam jednak pojęcia, jak dziecko może wyjść drogami rodnymi, żałuję że nie mogłam tego przeżyć, by uwierzyć ze to możliwe, bo nie miesci mi sie to w glowie po tym, jak bardzo bolały mnie skurcze. Ale tłumaczę sobie, ze musiały boleć, po to, zeby własnie było to cc i żeby dziecku nic nie groziło. A z cc jestem zadowolona, pozwolę sobie za jakiś czas napisać tu jeszcze posta o moim pobycie w szpitalu, bo mam kilka uwag, spostrzeżen – o tym, jak to jest po cc i po zwykłym porodzie (z obserwacji) oraz co tak naprawde warto miec przy sobie w szpitalu – oczywiscie to tylko moje zdanie…
___

Gratuluję wszystkim, które dobrnęły do konca tego długiego opisu… dziękuję za wszystkie gratulacje i miłe słowa od Was… nie musicie już ich powtarzac, bo i tak poczułam się aż zakłopotana po powrocie, tyle miłych słow dostałam od Was… wzruszyła mnie Wasza pamięć… ale jesli macie jakies pytania dot. wywoływania, cc, POP i itd. chętnie tu odpowiem.
Na koniec anegdota pokazująca, jak bardzo potrafi być zamotany facet przy porodzie (a musze wam powiedzieć, ze podczas moich 10 dni pobytu w szpitalu ja jedyna miałam poród rodzinny!).

No więc mój mąż był na korytarzu, pokazano mu dzidzię kiedy niesiono ją do badania, pokazano mu NAGIE dziecko i nawet zdązył zrobić mu zdjęcie, które mógł potem podejrzeć, bo aparat był cyfrowy. No i potem on dzowni po cc do mojej mamy:

On – Ola miała cc i już urodziła.
Ona – Co z dzieckiem? Wszystko w porządku?
On – (konsternacja)… Nie wiem.. bo nie wiem, jak wyglądać powinien noworodek (szok… pewnie powinien mieć dwie głowy hihihi).
Ona – A płeć?
On – Nie wiem, ale Ola będzie wiedziała, bo jej nie uśpili…

Jak ja to usłyszałam, omal sobie szwów ze śmiechu nie pozrywałam… to oni mieli mnie tam uśpić? Jak można nie widzieć płci nagiego dziecka, któremu się zrobiło zdjęcie? I dlaczego to ja mam znać płeć, a nie lekarze czy pielęgniarka, która mu pokazywała dziecko? Hahahahahhahahahah… mój mąz jest udany i kochany… Powiedziałam, ze całe szczescie, ze mnie nie uspili, bo inaczej nikt by plci dobrze nie rozpoznał, a tak to przynajmniej jestem ja hihihi 🙂
Wiecie, warto w szpitalu zobaczyć łzy swojego męża nad dzieciątkiem…

Lea i Mati tańczący z pępowinami (14.03.03)

Strona 2 odpowiedzi na pytanie: poród z niespodzianką

  1. Re: poród z niespodzianką

    GRATULUJE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    Ja coprawda teżmiałam cesarkę, ale całyporód odbył się w ciągu jednego dnia. tzn też miałam wywoływany poród (choć został ni jeszcze jeden dzień do terminu), leżałam na lóżku przez 6 godzin kiedy szyjka się rozwierała. I usłyszałam, że jestem chyba stworzona do rodzenia (do pełnego rozwarcia zostało jeszcze 3 cm a ja nie czułam specjalnie bólu), po przerwaniu wód zaczęły się bóle. I decyzja – cc – kość ogonowa wygięta i bez szwanku maleństwo nie wydostanie sięna świat!
    Ci lekarze. Tyle razy badania, te paluchy w…, i nic z tego.

    Ale dobrze że skończyło się tak jak się skończyło.

    Potrafię sobie wyobrazić, co czułaś (choć u mnie trwało troszkękrócej, co nie umniejszyło mojego strachu).

    I te piękne siniaki po próbach wkłucia sięw żyły!!!!!

    Ani_ani i Izunia-Kropunia (4.9.02)

    • Re: poród z niespodzianką

      hihi, ja tez słyszałam, ze jestem stworzona do rodzenia, po wymiarach miednicy niby…

      Lea i Mati tańczący z pępowinami (14.03.03)

      • Re: poród z niespodzianką

        Powinnam się usprawiedliwić. Twój opis tego co przeszłaś by być szczęśliwą w pełni bardzo na mnie “podziałał”. Do tej pory nie myślałam o porodzie, o bólu, tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia jak urodzę, w którym szpitalu, wiem tylko, że bez męża sobie nie poradzę. Jest dla mnie maksymalną podporą na tym świecie. Czytając Twój post chyba “za bardzo” wczułam się w to co czułaś. To nie był łatwy, lekki i przyjemny poród. Wyobraziłam sobie mnie na Twoim miejscu, rozpłakałam się. Strasznie boję się bólu, nawet teraz gdy pomyslę o nim łzy płyną mi do oczu. Wiem… to będzie bolało i wiem, że zapomnę szybko o tym, zaraz po tym jak zobaczę moje dziecko, na które z utęsknieniem czekamy. Przepraszam Cię, że może źle odebrałam Twój post, ale jestem bardzo wrażliwa. Chcę ci powiedzieć, że byłaś super dzielna. 3majcie się cieplutko.

        ,
        Aga i Niunia – 15.08.’03.

        • Re: poród z niespodzianką

          Ojej, nie musisz wcale ani sie usprawiedliwiac, ani przepraszac… ja w pełni rozumiem Twoją reakcjęi jest ona naturalna.. skoro mnie samą moj poród teraz przeraża i nie wiem, jak urodze następnym razem, tak bardzo sie tego boje po tym, co było… i wiem, ze pewnie nie powinnam tak mowic na takim forum… ale z drugiej strony jestem pełna wiary, ze takie przeciągniecia i węzły zdarzają się rzadko i wiem, ze moje obawy to nie efekt straszenia samej siebie, tylko po prostu przeżycia, które jeszcze mam zbyt świeżo w pamięci.. a tak naprawdę nie pamiętam dziś ani bolu ani strachu…

          Bedę trzymała za Ciebie kciuki. Nie myśl teraz o porodzie.. masz jeszcze wiele wiele czasu…

          Lea i Mati tańczący z pępowinami (14.03.03)

          • Re: poród z niespodzianką

            Moje ogromne gratulacje!!!!

            Byłaś bardzo dzielna i bardzo Ci zazdroszczę, że jestes już po…
            ja też już chcę tulić moje Maleństwo…chociaż to jeszcze bardzo daleko…
            Popłakałam się czytając twoje zmagania z porodem..GRATULACJE I NAJLEPSZE ŻYCZENIA..

            • Re: poród z niespodzianką

              Dziękuję za “rozmowę”. Życzę Ci wszystkiego najlepszego, dużo radości i słońca, a Twojemu Synkowi dużo zdrówka, uśmiechu na codzień i wszystkiego naj naj naj. Ja też opiszę (bynajmniej mam zamiar) swój poród, ale to dopiero w sierpniu. Tymczasem muszę się odpowiednio do niego “nastawić” ;-)))

              ,
              Aga i Niunia – 15.08.’03.

              • Re: poród z niespodzianką

                Kochana Lea!
                Podziwiam Cię dziewczyno! Z perspektywy czasu łagodniej ocenisz swój poród. Dzięki Bogu wszystko z dzidzią w porządku, a i Ty szybko dojdziesz do siebie. Życzę Wam z calego serca jak najwięcej szczęścia i radości!!!!
                CCCelinka + żarłok Kacperek

                • Re: poród z niespodzianką

                  gratuluje wszystkiego:)
                  dziecka,meza, wytrwalosci i milosci
                  wspanialy opis:)

                  Graża i Bobo
                  termin: 28 kwiecień 2003

                  • Re: poród z niespodzianką

                    Ja takze bede rodzila z mezem, bo bez niego nie wyobrazam sobie przezycia calego tego bolu, strachu, no i oczywiscie niewyobrazalnego szczescia i wiem, ze jego lzy radosci i dumy beda jednym z najbardziej wzruszajacych momentow przy narodzinach naszego synka.

                    Kasia i Gołąbek Majowy (16.05.2003)

                    • Lea jestem w szoku !!!

                      Ja po tym opisie poprostu zaczynam sie bac porodu ale rownoczesnie jestem pelna podziwu co do wielkosci cierpienia jakie moze zniesc kobieta. Lea faktycznie przeszlas ciezki porod. Cale szczescie ze z dzidzia wszystko dobrze 🙂 I dziekowac tylko Bogu ze ktos madry zaproponowal Ci to cc a Ty ze sie zgodzilas bo w przeiwnym razie to czarno widze dalszy przebieg tej akcji porodowej. Juz to masz poza soba…pozostaje tylko jeszce raz pogratulowac Syneczka !!!

                      Anastazja z bejbulkiem (termin 30 lipiec 03)

                      • Re: Lea bohaterka!!!!!

                        Lea, ale jestes dzielną kobietą, Boże ja to bym chyba nie wytrzymała, oczywiście przy czytaniu puściłam niezłą fontannę i troche jeszcze emocje mi nie opadły, lekki szok więc nie wiem co mam dalej napisać chyba tylko tyle, że napisałam ci prywatną wcześniej nie czytając tego postu więc chyba to o co tam prosiłam jest juz nieaktualne.
                        Ucałuj Mateuszka, trzymaj się cieplutko. Jesteś moim wielkim bohaterem

                        Mysia
                        [Zobacz stronę]

                        • Re: poród z niespodzianką

                          Dobra dobra, a Ty na ile napisałas? w czesciach! [święte_oburzenie]

                          Poczytałam, poryczałam, ech…

                          • Re: poród z niespodzianką

                            No tak… mamy Mateuszków ciężko rodzą. Przeczytałam, powiem Ci, że jesteś bardzo dzielna. I “ktoś” chyba czuwa nad dzieciaczkami, jakiś splot okoliczności, na który nie zwracamy na początku uwagi, potem wiążemy to w całość to nogi się pod nami uginają “co by było gdyby…”. Ja powinnam iść na kolanach do Częstochowy. Wiem tylko jedno, jak będzie druga ciąża to na pewno będzie cesarka.

                            Nina + UKOCHANY SYNEK Mateuszek – 11.09.03

                            • Re: poród z niespodzianką

                              Ja mialam takie samo przekonanie… liczylam na szybką drugą ciąże, niestety nie moge sobie na nią pozwolic, juz nie zdąże miec drugiego dziecka w ciągu 2 lat po pierwszym porodzie, co by znaczylo, ze moge liczyc na cc… coraz mniej licze na to, ze kiedys bede miala jeszcze dziecko…:-( a szkoda…
                              niestety m.in. strach jest wiekszy niz przed pierwsza ciąża…
                              ale tu nie tylko o strach chodzi.

                              Znasz odpowiedź na pytanie: poród z niespodzianką

                              Dodaj komentarz

                              Angina u dwulatka

                              Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                              Czytaj dalej →

                              Mozarella w ciąży

                              Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                              Czytaj dalej →

                              Ile kosztuje żłobek?

                              Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                              Czytaj dalej →

                              Dziewczyny po cc – dreny

                              Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                              Czytaj dalej →

                              Meskie imie miedzynarodowe.

                              Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                              Czytaj dalej →

                              Wielotorbielowatość nerek

                              W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                              Czytaj dalej →

                              Ruchome kolano

                              Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                              Czytaj dalej →
                              Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                              Logo