Załóżmy hipotetyczną sytuację…
Wasz mąż dostaje propozycję pracy – lepiej płatnej, rozwijającej, spełniającej jego marzenia – tyle, że w innym mieście. Na dojazdy on nie chce się zgodzić, więc pozostawia Wam decyzję – albo wszyscy się przeprowadzamy, albo on rezygnuje z propozycji (z dużym żalem).
Byłybyście gotowe – na tym etapie życia, na jakim jesteście – przeprowadzić się do innego miasta – powiedzmy, że w obrębie tego samego województwa? Zaczynać wszystko od początku, szukać mieszkania (wynajem? zakup na kredyt?), pozbyć się dotychczasowego, szukać dzieciom przedszkoli, szkół, sobie nowej pracy, na nowo budować znajomości, szukać ulubionych produktów w sklepach i od nowa orientować się, gdzie sprzedają dobry chleb, a gdzie smaczne wędliny?…
Czy już nie miałybyście na to sił i ochoty i forsowałybyście jednak dojazdy lub weekendowe wizyty, z nadzieją, że za jakiś czas sprawa “jakoś” się rozwiąże?
Czy w ogóle namawiałybyście chłopa do odrzucenia propozycji i trwania w tym, co ma – byle był spokój? A może są takie czynniki, które powodują, że wyprowadzka z Waszego miasta dla Was byłaby nie do przyjęcia (typu: Wasza praca, dziadkowie na miejscu itp.)?
Z mojej strony rozważania czysto teoretyczne 😉
Ale bardzo ciekawa jestem Waszego zdania i tego, ile z Was byłoby gotowych z powodu zmiany pracy zmienić wizję życia i w ciągu kilku miesięcy przeprowadzić się do zupełnie nowego miejsca…
Strona 3 odpowiedzi na pytanie: przeprowadzka do innego miasta – zdecydowałybyście się?
Dokładnie:)
Cały czas to rozważam chłop oporny ale już powoli udaje się go przekonać.
Nie mamy tu nikogo, kto by nam pomagał żadni ludzie nas tu nie trzymają a resztę zawsze da się zorganiozować od nowa.
Taka zmiana może wnieść niesamowicie dużo dobrego;)
właśnie….
nam wszyscy pomagają
i działa to w dwie strony – widze i czuję, że i my wszyscy razem i każdy z osobna jesteśmy tu potrzebni
to dla nas bardzo bardzo ważne
gdyby tylko człowiek był pewien, że mu się to nowe zycie uda -a tu nikt gwarancji nie da
tak sobie myslę, ale co od nowa mieszkanie, praca, przedszkole, szkoła
leniwa chyba jednak jestem
z ust mi wyjełas…:)
czyli nie jest sztuka przeprowadzać się, gdy nic nas nie trzyma
sztuką jest zrobić to, gdy trzyma wszystko!
😉
My też. Dlatego gotowość do zmian musi wystąpić;) bo to jasne, że nic wiecznie trwa;) a czasem trwa dość krótko, niestety.
Ale to jest wkalkulowane w ryzyko. Taki stan umysłu, hehe. Umieć w razie czego znów się przeorganizować. Ktoś kto tego nie umie- bo jest b. przywiązaby do miejksca/ludzi etc. to lepiej by przemyślał sprawę.
Jestem w trakcie przeorganizowywania właśnie;)
Przeprowadziłabym się.
Uważam, że małżeństwo powinno mieszkać razem.
Mniej-więcej z tych powodów o których Szpilki już napisała.
Żeby nie było – mieliśmy już 2 takie sytuacje i za każdym razem była decyzja o przeprowadzce. Nie przeprowadzaliśmy się, bo w miedzyczasie pojawiały się inne możliwości 🙂
Dokładnie
Mam rodzine we Francji
Ciotka z wujkiem i ich dwoje dorosłych mieszkających osobno dzieci
Co chwilę któreś z nich się przeprowadza
Mieszkali na Lazurowym, w górach teraz dzieciaki sie do Szwajcarii przeprowadziły
Dla nich to nie problem się spakować, zabrać swoje 3 psy i 3 koty i przeprowadzić się w nowe miejsce
Tak samo jak nikt nie da gwarancji na to, ze życie w starym miejscu się uda 😉
Byłabym wstanie przeprowadzić sie do innego miasta
Ale w obrębie Polski, na wyjazd za granicę bym się nie zdecydowała
No nie przesadzajmy- to ‘nic; to jenak praca, przedszkole, szkola, znajomi, okolica;) dom.
Czasem jest problem by jednen element zmienić a w przypadku wyprowadzki zmienia się wszystkie i to naraz.
Dokladniutko.
Nic mnie tu nie trzyma oprócz logopedii Wandzi.
Jak bym miala sie przeprowadzic w obrębie wloch to nie ma sprawy.
Jezeli do innego panstwa to juz problem logopedii, ale mam nadzieje szybko sie rozwiąże i bedziemy mogli sie przeprowadzic do polski. Na razie nie moge mieszac jej w glowie nowym jezykiem.
Jedni przeprowadzają się choć nie muszą, bo ich to kręci – chociaż mają dobrą pracę, przedszkole, szkołę, znajomych, dom.. Da się.
Na drugim biegunie tacy, którym ciężko, nic ich nie trzyma, ale się nie ruszą, bo nie lubią bądź boją się zmian.
Kwestia charakteru.
siostro!
A najgorzej, jak się dobiorą dwa przeciwieństwa pod tym względem!
ja nie rzucałam pracy ale studia dzinne w połowie trwania… Bylo mi cięzko,miałam plany skonczyć tam,rodzice przez 3 lata płacili (akademik,wyzywienie itp) a ja to wsyzstko musialam rzucic… Teraz powoli nadrabiam straty,wlasnie koncze magisterke ale z jakim bulem i…troche niespelnieniem,jednak studia zaoczne to nie to samo…
Mam dwoje małych dzieci i z nikąd pomocy…jestem czasem cięzko,np dzis bylismy u dawno zamowionego neurologa z młodszym,a nie bylo co zrobic ze starszym bo chory… mąż ma targi i kołowrotek w pracy…pojechalam z dwojka,wyrwalam prawie drzwi od auta z zawiasow bo przymarzly, oskrobalam szyby,spocilam sie trzymajac A na rekach i pilnujac rozbrykanego K w przychodni,ale…jestem troszke z siebie dumna ze dalam rade:)
nooo,przyznam sie, wyladowalam sie troche na mężu… Ale ciii…
ja tez i lubie jak cos sie dzieje,czasem zycie traktuje jak gre przygodowa w której trzeba przejsc trudne etapy… A potem jest fajnie:)
wlasnie to jest super jak czujesz sie potrzebna (albo nie czujesz sie niepotrzebna) w nowym miejscu… tez chetnie bym sobie poszukala pracy ktora bedzie za mna jezdzic…
Moj mąż liczył ostatnio ze w swoim zyciu mieszka w 16 mieszkaniu… za pol roku przeprowadzamy sie do nowego miejsca….:)
no wlasnie mi siewydaje ze ja bylam na drugim biegunie niz moj mąż ale ze spotykam sie z nim od szczeniary to chyba mnie juz na swoja droge przeciagnal…
Moja cala rodzina bliska i daleka mieszka max 20-30km od mojego rodzinnego miasta…kiedys z mężem czesto jeździlismy na wycieczki motocykowe “wokół komina” i on zawsze sie smiał bo co wieś to mu opowiadałam gdzie tu mieszka ktoś z krewnych…:)
Teraz to sie zmienia,najpierw ja wyjechalam,potem moj tata zaczal dojezdzac do pracy 60km,teraz moja siostra do wawy…. widac robi sie w pl jak za granicą…jak ktos tuu juz wspomnial…
szkoła, przedszkole, znajomi, tak jak zmiana mieszkania jest do zrobienia, to tylko zmiany organizacyjne,
ale praca? to już jak dla mnie poważna sprawa, nie każdy ma pracę, która może wywieść ze sobą 😉 co jeśli kosztem takiej przeprowadzki jest rezygnacja z pracy przez kobietę, która bardzo chce pracować?
a to jej sprawa, bo pracowac mozna wszedzie, przekwalifikowac sie tez 😉
przeciez sytuacje odwrotna tez moze miec miejsce – czyli oferte dostaje pani a pan musi rozwazyc porzucenie swojej pracy.
nie wiem czy jej sprawa, czy jednak ICH 😉
nie wiem tez na ile można znaleźć pracę i przekwalifikować się, gdy ma się dwoje małych dzieci i nikogo do pomocy, nawet męża, bo on wyjeżdża na długie tygodnie.
powiecie, że wszystko można i że tak kobiety żyją,
ale ja odpowiem że często ogromnym kosztem, frustracją, swoim bezrobociem i innymi 😉
No pewnie! zazwyczaj jest ten dylemat- co z drugim małżonkiem? Filmy o tym kręcono, hehe. Czasem jest tak, że któreś musi sie poświęcić.
Albo żadne nie umie i sobie dojeżdżają;)
jak do miasta za miedza to luuuzik 😉 Mam za soba pare powazniejszych przeprowadzek i pare pewnie przed soba. Ale nie pracuje, a praca narzuca od razu inny punkt widzenia.
Znasz odpowiedź na pytanie: przeprowadzka do innego miasta – zdecydowałybyście się?