Załóżmy hipotetyczną sytuację…
Wasz mąż dostaje propozycję pracy – lepiej płatnej, rozwijającej, spełniającej jego marzenia – tyle, że w innym mieście. Na dojazdy on nie chce się zgodzić, więc pozostawia Wam decyzję – albo wszyscy się przeprowadzamy, albo on rezygnuje z propozycji (z dużym żalem).
Byłybyście gotowe – na tym etapie życia, na jakim jesteście – przeprowadzić się do innego miasta – powiedzmy, że w obrębie tego samego województwa? Zaczynać wszystko od początku, szukać mieszkania (wynajem? zakup na kredyt?), pozbyć się dotychczasowego, szukać dzieciom przedszkoli, szkół, sobie nowej pracy, na nowo budować znajomości, szukać ulubionych produktów w sklepach i od nowa orientować się, gdzie sprzedają dobry chleb, a gdzie smaczne wędliny?…
Czy już nie miałybyście na to sił i ochoty i forsowałybyście jednak dojazdy lub weekendowe wizyty, z nadzieją, że za jakiś czas sprawa “jakoś” się rozwiąże?
Czy w ogóle namawiałybyście chłopa do odrzucenia propozycji i trwania w tym, co ma – byle był spokój? A może są takie czynniki, które powodują, że wyprowadzka z Waszego miasta dla Was byłaby nie do przyjęcia (typu: Wasza praca, dziadkowie na miejscu itp.)?
Z mojej strony rozważania czysto teoretyczne 😉
Ale bardzo ciekawa jestem Waszego zdania i tego, ile z Was byłoby gotowych z powodu zmiany pracy zmienić wizję życia i w ciągu kilku miesięcy przeprowadzić się do zupełnie nowego miejsca…
Strona 4 odpowiedzi na pytanie: przeprowadzka do innego miasta – zdecydowałybyście się?
Jeśli praca męża związana jest z wielotygodniowymi wyjazdami to nie widzę sensu w przeprowadzaniu się do niego.
Chyba, że ma się po prostu ochotę na zmianę
Witam, Ja miałam taką sytuację…tyle ze ja nie pracowałam bo misiul miał 3 miesięce. Przeprowadziliśmy się:) Ogólnie nie żałuję tylko brak mi znajomych i rodziny.
No właśnie tu tkwi sedno. TO oni odbierają Asię z przedszkola – ja ją zawożę. To oni zajmują się Piotrkiem kiedy my jesteśmy w pracy. Możemy na nich liczyć. Jasne że można by w innym mieście zapisać Młodego do żłobka a Asi zmienić przedszkole (pomijając kwestię wolnych miejsc). To jest ten wielki argument na NIE. Nie mogę jednak całe życie na nich liczyć. Poza tym to nie oni dają nam pieniądze na utrzymanie tylko praca. Reasumując – nadal bym się przeprowadziła mimo tego wielkiego NIE.
U mnie tak jak u Ciebie – mąz mówi że damy radę ale to nie on później będzie głowkował co zrobić z dziećmi.
nie
chyba ze była by to przeprowadzka
taka na maxa czyli totalne zmiany
których się zawsze boje…
witam w klubie…
mój małżonek dojeżdżał do pracy parę lat
dzień w dzień
przeprowadzka przez jakiś czas była nierealna
a jak już się stała
w pół roku załatwilismy wszystko
sprzedaż mieszkania w “starym” mieście
zakup w “nowym”
moje wypowiedzenie z pracy
załatwienie dziecku przedszkola
sprawy papierkowe
po 3 miesiącach po przeprowadzce znalazłam nową pracę
męża mam dłużej w domu bo nie traci czasu na dojazdy
sumując naszą decyzję: poszło na lepsze
Na tym etapie życia mojego chciałabym się przeprowadzić już na stałe do… Norwegii.Jeśli okaże sie,że mój znajdzie tam pracę to bez zastanowienia się wyprowadzam.Dodam,że tam juz pracował ja byłam tam pół roku i zakochałam się w tym państwie.Znalazłam cel do którego dążymy:D
Ja bym w ogóle nei genralizowała, że przeprowadzka to sztuka – nie-sztuka.
Zależy dla kogo.
Ja – jak niektóre dziewczyny tutaj – lubię zmiany, łatwo się aklimatyzuję, bardzo libie urządzac wnętrza, nie rpzeszkadza mi prowizorka przez jakiś czas. To co mi łatwo przychodzi, dla drugiego jest dużym wyzwaniem. I odwrotnie 🙂
Nigdy nie rzucałam pracy z powodu przeprowdzki – to fakt.
A dzieci… Cóż, biorąc pod uwage jak zniosły ostatnią przeprowadzkę – chyba mają moje charaktery…
ale chodzi np o pracę i w nowym miejscu i na wyjazdach.
jeśli wybierze się nie przeprowadzanie, dzieci nie widzą wcale ojca, szczególnie, gdy ojciec pracuje na drugim końcu Polski.
masz rację, nie dobrze jest generalizować. nie dobrze też oceniać, bo w tej teoretycznej sytuacji jest wiele czynników, które mogą zmienić postrzeganie sprawy.
np. jeśli mąż nie zmienia pracy z powodu straty stanowiska lub kłopotów finansowych, tylko z chęci własnego rozwoju (co mu się tak w ogóle chwali)
albo np. (ktoś tu pisał o potrzebnie poświęcenia się czasem dla związku) gdy żona poświęciła kilka lat swojego życia zawodowego, by urodzić i wychować dzieci (jej rozwój zawodowy tez się chyba chwali, co?)
itd. itd.
można na sprawę spojrzeć w różny sposób, w zalezności od konkretnych okoliczności.
Kocham meza, swoja prace nie…
Wybor bylby oczywisty:)
Dokładnie – pytanie było “czy konkretna osoba by się przeprowadziła”. Trudno, żeby ktoś opisywał wszystkie wpływające na jego decyzję czynniki – niektórych może być nawet nieświadomy.
Gdybym była w podobnej do Ciebie sytuacji – że miałabym na miejscu pracę, w której bym się realizowała – to walczyłabym o to by zostać tam, gdzie jestem. No chyba że małż by dostał propozycję pracy we Wrocławiu, albo za taką kasę, że wszelkie inne argumnety poszłyby w kąt – bo mogłabym się zacząć się realizować w dziedzinach dotychczas dla mnie niedostępnych z powodów finansowych.
Ja chyba zwyczjanie lubię przeprowadzki. Po ostatniej miałam serdecznie dość i głosiłam wszem i wobec, że mam nadzieję, że to ostatnia była – bo kolejnej nie zniosę. Trochę czasu minęło (4 miesiące) i już mogę pomyśleć o kolejnej (choć się na nią nie zanosi).
Przeoraszam za literówki w poprzednim poście, ale komp się posypał i już nie miałam siły edytować…
ooj, to u nas by nie przeszło 😉 – dla mojego męża odprowadzenie dziecka bywa problematyczne, a znalezienie nowego przedszkola to już jakiś kosmos Wszystko by było na mojej głowie, niestety.
znów się przeprowadzimy 😉
no to już dla mnie sytuacja dość przerażająca 😉 – przede wszystkim dlatego, że ja za nic w świecie nie chciałabym już mieć opiekunki, uparłam się, że damy radę sami, dzięki placówkom publicznym i z niewielką pomocą rodziców. Były jednak takie okresy, kiedy ta pomoc była całkiem spora… Ja myślę, że jak młodsze dziecko tak ok. 4-5 lat osiągnie, to można powiedzieć, że będzie z górki (tzn. w kwestii chorowania częstego i problemów z tym związanych) i może wtedy ewentualna przeprowadzka jest łatwiejsza…
tak myślę, że jeśli rozłąka, to góra kilka tygodni.
jak człowiek doświadczony i wie, ile czasu potrzeba, żeby od nowa urządzić się w nowym miejscu (u nas minimum pół roku), ile to zachodu, główkowania – z każdym rokiem i z każdym dzieckiem coraz więcej 😉 – bo przychodnia, bo przedszkole, bo dobry fryzjer, bo sprawdzony mechanik, bo nawet ten na początku przywołany sklep, gdzie dobry chleb i wędliny sprzedają – to wszystko są te drobiazgi, które tworzą rzeczywistość, do której się człowiek przyzwyczaja, którą oswaja i w której ostatecznie dobrze się czuje… I to wszystko, tę całą sieć codziennego życia, trzeba zbudować na nowo – no i to spory wysiłek już jest 😉
A może im człowiek starszy, tym bardziej sentymentalny się robi? 🙂
O, to, to.
Mogłaby być nawet Chorwacja 🙂
Tylko żal by mi było mojego zawodu, bo bujać się z nostryfikacją dyplomu, nie…
A co do przeprowadzki po kraju – absolutnie nie.
Ja zakorzeniam się mocno. Krakowa bym nie porzuciła, ani dla mniejszego miasta ani dla większego. No chyba że w jakimś tam promieniu od, ale my tu chyba piszemy o DUŻYCH zmianach?
Tez bym nie porzucila Krakowa 🙂
… gdybym w nim mieszkala…
poki co brzeg morza mamy, ale nie w Hiszpanii ani Chorwacji niestety…
O, ja nawet chętnie. Bardzo bym chciała mieszkać w mniejszym mieście.
Przeprowadziłam sie 300km za mężem, ale gdyby padła taka propozyja, w tej chwili nie byłabym w stanie jej podjąć, bo za mną przyjechali moi rodzice (też 300km) i kupili mieszkanie by byc bliżej.
Nie mogłabym ich tu zostawic samym sobie.
Szukam domu, ale blisko mojej miejscowości, nie dalej…
Znasz odpowiedź na pytanie: przeprowadzka do innego miasta – zdecydowałybyście się?