No jestem nim, ale czemu ludzie nie rozumieją że nie każdy od razu super sprawnie jeździ.
Dziś się wkurzyłam na maksa, na pospieszaczy. Skręcam w prawo, czekam aż przejadą. Niestety nie mam wprawy, czekam jak będzie dla mnie bezpieczna odlełość, z tyłu trąbi taksówkarz. Kiedy zrobiło się wolne, zamierzam jechać, taksówkarz wymija mnie (przy skręcie), wjeżdża mi pod maskę. To nie fair.
To był początek mioch kłopotów:(
Jadę jednokierunkowa, samochody poparkowane na ulicy, ulica zaczyna się dzielić na dwa pasy, dla skręcających w lewo, i druga-dla skręcających w prawo i jadących prostą. Ja zamierzam skręcić w prawo. Jest pod górkę. Swiatła zapalają się a mi gaśnie samochód. Karetka z tyłu na mnie zaczyna trąbić baaardzo głośno, przeraźliwe. Nerwówka totalna. uruchomiłam w końcu samochód, facet strasznie mi wygrażał.
Ja rozumiem, jedzie ratować ludzi, ale ja robiłam co mogłam by ustąpić.
To trwało zaledwie około pół minuty, dla mnie wieczność.
Przecież on też jeźdźił pewnie kiedyś jak ja nieudolnie.
Wg opinii innych jeżdżę dobrze, ale brak mi doświadczenia.
Kurczę, no a jak ja mogę zdobyć, gdy ciągle trąbią?;)
Stresuje mnie to strasznie.
Ależ się wyżaliłam:)
Dziewczyny, wprawni kierowcy, miejcie zrozumienie dla początkujących.;)
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Rozważania początkującego kierowcy
ulaluki jestem z tych co prawko mają od miesiąca
jestem wtrakcie rozjeżdżania, wczoraj wykonałam poza godzinami szczytu samodzielną jazde – bez meża bez dziecka.
do tej pory zatrąbiono na mnie dwa razy, raz gdy zgasł mi samochód na krzyżówce, drugi jak czekałam na dogodną chwilę aby włączyć się w ruch ronda. W obu przypadkach zlałam klaksony, za 1. razem olałam, za 2. razem skomentowałam i co trąbisz idioto, hihi w jednej chwili z mężem.
To ja wiem jakie mam umiejetności jazdy to ja jestem w trakcie poznawania samochodu (inaczej go nie poznam jak jeżdżąc po ulicach) a że ktoś postoi pół minuty dłużej na krzyżówce to nie problem dla mnie.
Przed egzaminem własnie bałam się że w trakcie będzie gasł mi samochód bo w WORD-dzie gruchoty mają i te opowieści że tylko 2 razy może zgasnąć. Paraliżowało mnie to.
Instruktor na ostatniej pozegnalnej jeździe powiedział mi Izka bzdury z tym gaśnięciem 2 razy, moze zgasnać więcej razy zależy w jakiej sytuacji, czy stworzysz zagrożenie ruchu czy nie, a przede wszyskim egzaminator będzie obserwował twoje reakcje podczas takich stresów.
I tak było samochód zgasł mi trzy razy, w tym raz w nieciekawej sytuacji, moje opanowanie chyba za kółkiem zaowocowało zdanym egzaminem.
Teść też mi radził zielonego listka 🙂
A mąż naprawił klakson abym pogła trąbić na tych co mnie klaksonem poganiają :), zresztą teraz sam sie wyżywa na klaksonie gdy widzi idiotów na kółkiem.
A co niektórzy lubia trąbić bo myślą że jak baba za kierownicą to już nic innego pozostaje. Moja siostra – mistrz kółka ostatnio została otrąbiona – wyjezdżała z podporzadkowanej na głównej ruch w jedną i drugą, wbić się w nie sposób, a kierowca za nią trąbi i trąbi bo mu się spieszy. Siora się nie matyczkuje – pokazała środkowy palec przez tylną szybę i tyle. Dobrze że dziecko moje nie dopytywało sie co znaczy ten gest 🙂
ogólnie tak jeżdżac – oceniam siebie bardzo surowo tak bardzo ze w pewnym momencie przesadziłam, teraz wsiadając do auta z rodziną robię zakłady ile razy mamusi samochód zgaśnie 🙂
gdyby takie same błędy popełnił mój mąż, siostra czy inny kierowca majacy prawko czynne od lat – nie zwróciłabym na nie wogóle uwagi, bo przecież moze się zdarzyć 🙂
Zielony listek uciszy zniecierpliwionych a na chamów drogowych żadne cuda wianki nie zadziałają
Wioletka na prawko poszlam bo chcialam je mieć. jako pasażer nigdy nie zastanawiałam sie czy lubię jeżdzić autem, po prostu byłam wożona. Na długich trasach zawsze zasypiam z Zuzią na tyłach bo tak na mnie działają długie wycieczki.
Pierwsze jazdy to stach, tym bardziej że został mi uraz po wypadku który mial miejsce pare lat temu – wyjeżdżaliśmy z podporządkowanej i zgasł mężowi samochód – nieźle w nas przywalono. Oczywiście powiedziałam o tym instruktorowi i katował mnie tak że psychicznie wracałam zmęczona do domu. A noga na sprzegle latała mi jak galareta.
potem miałam kryzys który dopada prawie wszystkich kursantów, był tak duży i trwał tak długo, że byłam bliska rezygnacji twierdząc że nie nadaję sie za kółko.
Miałam obawy, watpiłam podczas nauki jazdy, ale najwieksze dopadły mnie gdy po zdanym egaminie musiałam usiąść za własnym kółkiem.
Boże jak ja się denerwowałam. pierwszą jazdą z mężem u boku, po jej skończeniu rozpłakałam się twierdząc że dupa ze mnie jest a nie kierowca. A żebyś mnie widziała wczoraj jak wyjezdżałam sama, ale po powrocie juz nie płakałam 😉
ale wiem że lubię jeżdzić, mój mąż nazywa to panowaniem nad samochodem, ja samodzielnością i nieuzaleznieniem od małżona. Wczoraj po raz pierwszy w życiu pojechalam sama po cukier do sklepu 🙂 bo ile można słodzić kawę cukrem pudrem
dopóki nie spróbujesz nie będziesz wiedzieć.
ale są osoby które od razu twierdzą że one za kółko się nie nadają i nie czują pociagu na “L” i nie robią
ja się dopiero szkolę na kursie….. przeraża mnie każdy bieg powyżej trzeciego…. ostatnio jakiś staruch chciał chyba w czasie jazdy posadzić na moim miejscu swoją pasażerkę…. wrrrrr drażni mnie to, rozumiem cię… chyba bym się rozryczała…
…. Ale głowa do góry, nie kazdy musi być Hołowczycem 😀
Pozdrówki 🙂
kurna po prostu niemieccy kierowcy przynajmniej ci co sie z nimi mialam okazje spotkac to po prostu szacuneczek
jezdze niemalo i ponoc nienajgorzej choc roznie to bywalo w przeszlosci
2 tyg temu bylam w berlinie odwiezc kogos na samolot
i slowo daje ze gdyby w polsce zdarzylo mi sie tak krazyc po lotnisku – tzn po drogach dla aut w okolicy terminali/parkingow to zaliczylabym piec stluczek i 50 obtrabien oraz niezliczona liczbe razy bylabym zwyzywana od glupich dziwek oraz idiotek
a tam nikt mnie nie uderzyl
nie obtrabil
nie zwyzywal
przepuscili z usmiechem (bez ironii) i nikt nikomu dorgi nie zatarasowal
ale to trzeba chyba sto lat zeby u nas tak bylo
a w zasadzie to nie
u nas tak nie bedzie bo oprocz rozwoju trzeba miec jeszcze to cos co nie zawsze mi sie u niemcow podoba ale akurat na drodze jest fajne
Na polskich drogach dominuje chamstwo – po prostu. Bawią mnie ludzie, którzy pędza jak szaleni, skaczą z pasa na pas, trąbią na tych, którzy troszke wolniej jadą, a potem i tak zrównują sie z nimi na światłach 😉 Inna rzecz, ze niektórzy jeżdżą naprawde fatalnie…
Naklej sobie nalepkę “poczatkujący kierowca”, chociaz na niektórych nie zrobi to zupełnie wrażenia, to pewne. I nie denerwuj sie – potrzebujesz po prostu wprawy i odporności na takich “sympatycznych” użytkowników drogi. Jeszcze nie raz Cię obtrąbią, nawet gdy będą łamać przepisy kodeksu drogowego 😉
zgadzam sie
ja to się tylko pytam tych co pare lat jeżdża kiedy ja się rozjeżdżę, ile im to czasu zajeło
i słyszę jedno
jeżdzić jedździć jedździć i jeszcze raz jedździć
Powiem Ci tak:
jak będziesz jeździć w każdej porze roku, to po roku nie będziesz miała większych stresów.
Uważam, że doświadczenia z różnych sezonów (ciepło, zimno, tłoczno, luźno, szybciej, wolniutko, itp.) dadzą Ci więcej świadomości, znajomości zachowania na drodze, więcej swobody i przyjemności z jazdy 🙂
i wtedy policzyc od 10 do 0 nabrać oddechu i…glowa do góry. Nikt, nawet ten trąbiacy nie urodzil sie z kierownica w łapkach (no, jesli tak to wyrazy współczucia mamusi), tylko doświadczenie czyni dobrym kierowcę. Życze powodzenia i duuuuzo radości z jazdy…
nie radze pokazywać środkowych paluszków, bo tylko rozjuszają a agresja rodzi agresję…
Bardzo dobrą nauką, poza oczywiście jeżdżeniem samemu, jest obserwowanie jak jeździ ktoś inny. Na skrzyżowaniu, jak blisko staje innego auta, jak zjeżdza komuś z drogi, zeby mógl go wyprzedzić, jak wpuszcza przed siebie, jak kręci kierownicą, jak parkuje itd. To jest bardzo dobra nauka, bo większość co się zdobywa to przez naśladownictwo.
Jestem kierowca już jakiś czas, jeżdzę codziennie, wątpiłam w siebie tylko do 5 pierwszych jazd. Trzeba mocno w siebie uwierzyć, uczyć się, wyciągać wnioski, być miłym i uprzejmym…. napewno się uda.
A dziewczyny – kierowcy, jak z waszym parkowaniem??? Ja jestem w tym koszmarnie niezdarna… po prostu zeby wjechac w dziure między autami muszę piłować z 5 razy do przodu i tyłu zanim mi sie uda jako tako stanąć…. z otwieraniem drzwi i patrzeniem włącznie. nawet czasem mi sie zdarza wysiąść, zamknąć drzwi…. popatrzeć i stwierdzić, ze to jest całkowicie beznadziejne i wrócić i piłować dalej.
różniście, zależy od dnia i od dziury;)
jeszcze nikogo nie porysowałam, ale kiedyś “lekko” przygięłam drzwi w tatowym autku parkując w garażu – zły dzień i za mała dziura 😀
mi zajelo jakies 3 lata zanim poczulam sie naprawde pewnie, ale ja jezdzilam zawsze duzo, bez dluzszych przerw niz 2 miesiace i w wiekszosci po duzych miastach. Mysle ze sporo tez daje jezdzenie roznymi samochodami.
Od roku jezdze na dlugie dystanse – tu poszlo juz szybciej, kilka miesiecy
czy trąbię na innych? tylko kiedy widzę ewidentny przypadek debila-szaleńca-popisującego się
nie mam problemu. Nie lubie tylko parkowac rownolegle, bo tu faktycznie czasem musze na kilka razy;-) Jak nie musze tak parkowac to nie parkuje. Jezeli chodzi o wjezdzanie przodem to luz, nawet na grubosc lusterka 😉
:D:D
tak mi się przypomniało…szczyt głupoty posiadacza bmw…zaparkował w Pyrzowicach pod lotniskiem w poprzek wyznaczonych miejsc na parkingu, mało tego…te dwa miejsca które zajął były dla inwalidów…mało tego…cała dupa jego samochodu wystawała poza miejsca parkingowe utrudniając ruch…INWALIDA….UMYSŁOWY!!!!!!!!
Ja zaczelam trąbić na debili, którzy nagminie skręcają na wąskiej drodze w lewo na podwójnej ciągłej i zakazie, ktory stoi tam od ponad 2 lat – nienawidze łamania przepisów drogowych (no, dopuszczam troche szybszą jazde poza terenem zabudowanym gdy pusto na drodze i warunki ok 😉 )
I trąbię, jak na skrzyżowaniu samochód przede mną zaczyna sie cofać
nauczyłam sie od męża 😉
To chyba indywidualna sprawa.
Ja przez pierwsze osiem lat po zrobieniu prawka nie siedziałam za kierownicą bo nie miałam samochodu. Dwa lata temu kupiliśmy auto, nie miałam wyjścia musiałam od razu popłynąc na głęboką wodę i wyruszyć w jazdę po Trójmieście- starcha miałam nieziemskiego,tym bardziej, że nigdy nie jeździłam po dużym mieście, bałam się przede wszystkim ruszania na światłach, starch minął dosłownie po kilku dniach, bardzo szybko siedzenie za kierownicą stało sie dla mnie chwilą relaksu, bardzo lubię prowadzić
Co do parkowania – najtrudniejsze dla mnie równoległe, najłatwiej wychodzi tyłem, jedyne czego mi brakuje to wspomagania kierownicy
bez problemów, moze dlatego, ze z równoległego czasami rezygnuje, gdy mam wrazenie ze sie nie zmieszcze i szukam wtedy innego miejsca 😉
u mnie podobnie 🙂 tez mialam dlugą przerwe w jezdzeniu, potem wsiadlam i od razu poszło dobrze 🙂 Co prawda wielki come back byl w mniejszym miescie, ale po Trójmiescie w wakacje tez sie poruszam bez problemów 🙂
Znasz odpowiedź na pytanie: Rozważania początkującego kierowcy