Muszę się wygadać, bo chyba oszaleje ze złości…
Pod nami mieszka Pani której UWAGA!!!! Bardzo przeszkadza moje dziecko.
Jak tylko syn głośniej krzyknie, tupnie, albo biegnie do pokoju to ta drze ryja na cały pion, wali w kaloryfery,albo sufit, WYZYWA moje dziecko od bachorów, głupków i ułomów!!!!!!!!!!! a dzisiaj to juz przeszła sama siebie krzycząc NAUCZ SIĘ GADAĆ DEBILU!!!!!
Skargi w spółdzielni niewiele wniosły, była interwencja pracownika po czym skończyła się na upomnieniu obydwu stron i wzajemnym zrozumieniu – po czym nic się nie zmieniło!
Po dzisiejszej akcji nerwy mnie poniosły i zadzwoniłam na policję, umówiłam się na jutro z dzielnicowym choć szczerze mówiąc nie wiem czy to coś zmieni i czy nie spowoduje to ze zacznie się mścić???
Do cholery jasnej nie pozwole żeby jakiś durny babsztyl obrażał moje dziecko!!!
No to się wykrzyczałam…
47 odpowiedzi na pytanie: Sąsiedzki konflikt :(
ale masz sasiadke -co za babsko wstrętne…..współczuje…choc nie wiem co doradzic bo nie spotkałam sie jeszcze taka głupota…:(
choc wyglada na to ze kobieta nie jest normalna…..
Współczuje.
Przechodziłam z sasiadmi “z dołu” kiedys horror.
Łacznie z wezwaniem przez nich Policji kiedy zbieralismy sie na porodówke.
ja przechodzę przez to co Twoja sąsiadka ale chyba ze 100razy większą siłą rażenia
i uwierz, naprawdę nie jest to miłe, gdy od rana do wieczora ktoś Ci “biega po głowie”, do tego krzyczy, tupie, rzuca czym popadnie, histeryzuje do 24 w nocy, przewraca taborety w kuchni, wali zabawkami (ciężarkami?) w kaloryfery, na balkonie wylewa brudną wodę ze starych kwiatków wprost na Twoje świeżo uprane rzeczy dziecka, a dopiero co umyte okna pochlapane są z góry do dołu
a gdy moje małe dziecko próbuje zasnąć, dziecko u góry akurat wymyśliło zabawę na balkonie – walenie kijem w metalowe szprychy
ale debilem nie nazwałabym go nigdy…
widocznie sąsiadka traci szybko cierpliwość…
Jak to czytam to mogę napisac jedno:
KOCHAM WAS MOI SĄSIEDZI I PRZEPRASZAM ZA TRZECIE ZALANIE;)
A Tobie, Yazzi współczuje takiej sąsiadki…:(
o kurde nie fajnie…
jestem w stanie uwierzyć tylko że….
moje dziecko “tylko” tupie, czasem pokrzyczy, czasem coś mu spadnie albo czymś rzuci i co najważniejsze śpi juz po 20 tak więc to co opisujesz jest mi obce,
Czyli zachowuje się normalnie,jak każde dziecko. Współczuję sytuacji. Głupota ludzka nie zna granic jednak:(
Mój syn też czasami głośniej się zachowuje,ale moi sąsiedzi również nie zachowują grobowej ciszy;) Jakby tak każdy zwracał sobie uwagę za tupnięcie,trzaśnięcie drzwiami czy jakies głośniejsze zachowania to można byłoby zwariować.
Mam nadzieję,że uda się wspólnie z dzielnicowym coś zdziałać.
Trzymam kciuki.
Jej nie przeszkadza Twoje dziecko, ale hałas z nim związany.
Nie sądzę że tupnięcie czy krzyk, albo bieganie z jednego pokoju do drugiego wywołało by taką reakcję
Piszesz że wniosłaś skargę do spółdzielni. Ona wali wam w sufit czy kaloryfer z powodu hałasu. Gadałyście ze sobą na ten temat, czy od razu złożyłaś skargę?
Przegięciem jest to w jaki sposób krzyczy, ale nie pomija to faktu że jednak coś musi być na rzeczy skoro tak gada
Też nie pozwoliłam bym na takie słowa wobec mojego dziecka, albo kobieta jest chora i sobie coś ubzdurała, albo przeginacie.
Po za tym, lepiej dogadać się z sąsiadem niż interweniować w takie środki jak spółdzielnia czy policja. Takowe instytucje wpadną i wypadną, z sąsiedzkich sprzeczek się śmieją, a nie smak będziesz odczuwać TY.
Nie chodzi mi tu o bijatyki czy inne sprawy… ale dla nich takie sprawy jak twoja, są po prostu banalne…
No wyobraz sobie interwencje policji.. bo ona wyzywa moje dziecka, bo za głośno biega
Może pogadaj z nią jak babka z babką, wytłumacz małemu że to nie boisko, i nie potrzeba tu policjii
A buzi nie masz żeby się odezwać?
Co do sprawy sąsiadów jestem uczulona, choć staram się utrzymać dobre stosunki. To nie domek o jakim marzymy, ale blok w którym słychać czasem nawet chrapanie za ścianą..
Jak nie dajesz rady wyślij męża.. jak też nie da rady, to najazd razem i dacie radę 😀
ja bym nie zwracała uwagi na sąsiadkę
cholera przecież nie przywiążesz dziecka do kaloryfera -to normalne,że dzieci biegają krzyczą itd
nagrała bym panią jak tak się drze bo to jest obraza i poszła z nagraniem na policję (zresztą widzę że już zgłosiłaś fakt) spytać czy kobiecie tak wolno, nie by donieść tylko spytać…. i jak znowu zacznie wyzywać poszła bym i powiedziała że wyzywanie nawet dziecka to taki a taki paragraf…
w czasach zamierzchłej komuny moi dziadkowie mieli sąsiada, któremu nipodobało sie jak ja z kuzynem biegaliśmy…. ale to było 37-32 lata temu a pan był z tych co mogli zaszkodzić :(, więc nic tylko przez korytarz, gdzie mocno było słychać bieganie przechodziliśmy na paluszkach…
zwracałam jej uwagę nie raz…
skutkowało to jeszcze większym hałasem, włącznie z zabawami w sypialni (gdzie śpi moje młodsze dziecko) w skok w dal, o godz. 22 trenują skok w dal!!! a w zabawę bardzo wtedy angażuje się mama – krzycząc i dopingując…
jest to dziecko specjalnej troski, wychowywane przez mamę i babcię…
Oczywiście, że są tacy ludzie, znam takie przypadki.
Dziecko ma prawo biegać, bawić się w domu, krzyczeć czasem też.
Od 22 godziny jest cisza nocna do 6, wtedy należy się wyciszyć.
Nikt nie będzie ciagle hamować dziecko, bo sądziadce to się nie podoba.
My jesteśmy dosyć głosni, jest ich trzech, często płaczą, histeryzują.
Nikt do nie przychodzi z pretensjami, pomimo że przeszkadzają.
Najgorzej jak chorowali i w nocy płakali.
Teraz już spią ładnie, wiec ustawowo jest ok.
U nas grają pod blokiem w piłkę nożną, krzyczą przy tym (nie na boisku, bo go nie ma.)
Ja ich rozumiem, oczywiscie krzyki mi często przeszkadzają, ale przecież rozumiem. Lepiej niech grają, niż włóczą się bez sensu. A nie ma boiska wokoło.
A luidzie ich wyganiają ciągle.
Trzeba wyrozumiałości, dzieci zazwyczaj oznaczają brak ciszy.
to ona pierwsza wniosła skargę do spółdzielni ja si,ę tylko broniłam, dogadac sie nie da, bo jak do niej ide to nie otwiera mi drzwi a jak ja widze na ulicy to przechodzi na druga stronę albo od razu się drze nie dając mi dojść do słowa tak wiec dogadanie się nie wchodzi w gre,
a ja wiem, że tak może się zdarzyć… w mojej rodzince była samotna ciocia, która całe dnie spędzała w domu… rzadko włączała tv i słyszała dosłownie każde słowo sąsiadów z góry… przeszkadzało jej wszystko… rozmowa, włączony telewizor czy radio… tłukła miotłą w sufit, po kaloryferach, chodziła z awanturami 🙁 nasze tłumaczenia, że powinna odpuścić, wyjść na spacer czy poprostu włączać telewizor żeby nie siedzieć w grobowej ciszy nie skutkowały…. normalnie była bardzo miłą i ciepłą osobą, kochała dzieci…. ale tego jednego nie potrafiła zrozumieć…. obawiam się, że tu się nic nie poradzi….
Jak czytam to wszystko co napisałyście mogę napisać tak jak Meva:
Kocham Was moi sąsiedzi i obiecuję sąsiadowi z góry, że już nie rozepnę jego kabli od TV przez przypadek.
Podobną sąsiadkę ma moja mama.
Kobieta całymi dniami przesiaduje w domu, jej jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym jest patrzenie przez okno.
Przeszkadza jej dosłownie wszystko – jak mama myje okna – na jej parapecie są krople wody.
Jak mama się kąpie – za głośno leci woda w rurach.
Jak Julka przebiegnie z pokoju do pokoju – od takich zabaw jest podwórko i obowiązkiem opiekunów dziecka jest zadbać o to, by dziecko biegało, głośnej mówiło, śpiewało, układało klocki na podwórku właśnie, bo to nie wina dziecka tylko opiekunów
Doszło do sytuacji w której u mojej mamy w domu (niestety mama się poddała i paranoicznie boi się włączyć głośniej TV, kąpie się najpóźniej o 20, suszarki nie włączy później niż o 18, okna myje prawie na sucho, Julce nie wolno biegać, klocki schowane w najgłębszy zakamarek, bo przypadkiem spadnie taki jeden na podłogę i sąsiadkę zdenerwuje) panuje horror i obsesja – bo Urtnowska się zdenerwuje.
Na nic się zdają tłumaczenia, że mama nie urządza burd, libacji, nie ma krzyków, kąpać się może każdy w swoim domu, a woda rurami spłynąć musi, bo w niebo nie poleci, dziecko jest dzieckiem i ciężko je do kaloryfera przywiązać, że cisza nocna obowiązuje od 22 do 6, że jak się mieszka w bloku to niestety trzeba się liczyć z tym, że będzie się słyszeć, co robią sąsiedzi – nic to nie daje. Mama uważa, że sąsiadkę trzeba słuchać i uszanować jej prawo do spokoju. Wychodząc z jej domu, będąc na klatce schodowej musi panować totalna cisza, praktycznie na palcach powinnam chodzić – oczywiście olewam to, ale moja mama popadła w obsesję, bo boi się, że sąsiadka naśle na nią policję, administrację i jeszcze będzie musiała zapłacić jakąś karę – pytanie – za co?
Kiedyś szłam z Julką do mamy – sąsiadka wyszła na klatkę i zaczęła coś do mnie mówić – grzecznie powiedziałam, że spieszę się i niestety nie mam ochoty na rozmowę z nią no to zahaczyła moją mamę – pół godziny moja mama tłumaczyła się sąsiadce z tego, że naprawdę tak bardzo się stara, by było cicho, że upomina Julkę, że telewizor włącza bardzo cicho itd. Kosmos jak dla mnie. Totalne nieporozumienie. Przecież Ci ludzie nie uszanują, nie zauważą jak mama się stara i nie powiedzą jej – pani G dziękujemy, że jest cicho tylko czyhają na najdrobniejsze potknięcie mojej mamy, by jej je wytknąć. Taki typ.
Współczuję Ci sytuacji, bo doskonale ją znam z autopsji.
to sa generalnie sytuacje bez wyjscia jakby na to nie spojrzal
mialam tragiczna sytuacje z sasiadami w slowenii – moje dzieci nigdy nie byly cichutkie, ale mi sasiadka robila afery, kiedy alkowi spadla lyzeczka na podloge
usilowalam sie niejednokrotnie porozumiec z jej mezem, tlumaczylam jak krowie na rowie, ze to nie moja wina, ze dom zbudwano a takich nieszczelnych materialow, grzecznie pokazalam, ze dla zmniejszenia halasu wylozylam caly dom wykladzinami
bez skutku, bo, jak facet tlumaczyl, jego zona jest chora, bierze leki i dlugo rano spi :Szok:
poszlam w koncu do spoldzielni zapytac o rade i dowiedzialam sie, ze moge sobie halasowac poza godzinami ciszy nocnej czyli miedzy 6 a 22 “w granicach rozsadku”
i wlasnie takie granice rozsadku sa problemem, bo dla mnie rozsadnym jest, ze ktos chodzi w domu, ze ktos spiewa pod prysznicem, oglada telewizje, slucha muzyki czy pogwizduje, rozmawia, ba!, nawet sie kloci ze wspolmalzonekiem
dla moich bylych sasiadow tylko kompletna cisza byla rozwiazaniem (nie wspominam, ze np. mieli remont przez dobre trzy miesiace i to taki z przytupem, ze cala klastka schodowa byla zawalona pylem a wiertareczka chodzila od 10 do 18 non-stop, ale oni wowcza po prostu wyniesli sie z domu)
niestety, decydujac sie na zycie w bloku czesto ludzie zapominaja, ze traci sie troche na prywatnosci, troche na przestrzeni zyciowej, a przede wszytskim na swietym spokoju
zapytalam kiedys, po entej skardze, ze dzieci krzycza i smieja sie za glosno (w ciagu dnia, oczywiscie) policjanta, co moge zrobic
on mi poradzil szczerze od serca, z emoge zaproponowac sasiadce pomiary halasu (sa jakies normy, ktorych nie wolno przekraczac) i wowczas miec jasny argument w reku
ale najlepiej mam sobie poszukac innego lokum, bo baba nie da za wygrana – taki typ najwyrazniej
wyprowadzilam sie moze ze trzy miesiace pozniej
taka tolerancja dla krzykow dzieci to kwestia jakiejs niepisanej umowy spolecznej – sa tacy, ktorym to nie wadzi; sa tacy, ktorym przeszkadza, ale wiedza doskonale, ze nie ma rozwiazania doskonalego oprocz wybudowania sobie chatki bez sasiadow ze wszystkich stron; sa tez tacy, ktorzy beda ci tak uprzykrzac zycie, ze nawet bedac pewna swoich racji, w koncu zaczniesz w siebie watpic
chyba wyslalabym do niej list z potwierdzeniem odbioru, z oficjalnym powieadomieniem, ze uzywanie obrazliwych slow wobec kogokolwiek jest w polsce wykroczeniem i zagrozila doniesieniem
z dopiskiem, ze jesli zyczy sobie dokonania oficjalnych pomiarow poziomu halasu, straz miejska dysponuje odpowiednimi srodkami
inaczej jej skargi sa bezpodstawne, bo bezwzgledna cisza obowiazuje tylko miedzy 22 a 6 rano
jak ja tobie niesamowicie wspolczuje!
o właśnie wyprowadzka to coś co by nam dobrze zrobiło ale ja przez najblizsze pare lat nie mam szans na zmiane lokum za to sąsiadka i owszem, to dośc zamozna samotna osoba, czasem mam ochote jej powiedzieć ze najlepiej by zrobiła jakby do lasu się wyprowadziła może tam odnalazłaby spokój…
ech jestem kłębkiem nerwów…
jest godz. 21.20 a nad moją głową dziecko zaczęło zabawę – jeździ po całym mieszkaniu na samochodziku – jeździku, robiąc przy tym straszny hałas, od czasu do czasu przewracając się lub jakieś ciężkie przedmioty (wnioskuję, że ciężkie, bo hałas spory)
zero reakcji ze strony mamy i babci
i co mam zrobić? iść i nakrzyczeć? a potem wrócę do domu i zaczną skakać w dal lub bawić się w przewracanie taboretów w kuchni?
chciałybyście takich sąsiadów?
Znasz odpowiedź na pytanie: Sąsiedzki konflikt :(