Dziewczyny co byście zrobiły jeśli byście wiedziały że lekarz popełnił błąd w sztuce??
sprawa wygląda tak, że z 10 na 11 listopada Ika sie rozchorowała (zapalenie krtani) tego jeszcze w domu nie wiedzieliśmy, szybko sie zebraliśmy i pojechaliśmy na pomoc doraźną z której lekarka nas odesłała naszym samochodem do szpitala, ograniczyła sie do wypisania skierowania… zastrzyk potrzebny w tej sytuacji miała w apteczce ale go nie podała bo powiedziała ze boi sie że jak poda Małej to Ika zacznie sie dusić. Pediatra powiedział nam, że powinna podać zastrzyk i wezwać karetke, a już bankowo nie puszczać nas naszym samochodem do szpitala jeśli nie chciała podać zastrzyku to i tak powinna wezwać karetke…
szczęśliwie nic sie nie stało, dojechaliśmy do szpitala…
i teraz moje pytanie jest sens pisania skargi na babsztyla?? a jak tak to gdzie to napisać??
ale sie rozpisałam, mam nadzieje że za bardzo nie zamotałam
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Skarga
Ja napiszę tak: na szczęście wszystko się dobrze skończyło.. Ja bym darowała sobie skargi, bo skargi na lekarzy, to walka z wiatrakami.. oni bronią się wzajemnie i nikt na piśmie co nie da, że lekarka popełniła błąd.. to chyba u nich takie niepisane prawo – solidarność zawodowa..
Po drugie i chyba najważniejsze.. masz dwie małe córcie i znając życie jeszcze nie raz spotkasz na dyżurze ową Panią doktor (choć wiesz kochana, że tego ci wcale nie życzę.. oby dziewczynki były zdrowe!!) i wtedy obawiam się, że będzie średnio miło..
Ja też raczej nie z tych co chowają głowę w piasek, ale są sytuacje takie, że lepiej zagryźć zęby i popsioczyć sobie w domu dla rozładowania emocji, a nie pisać skargi, bo nie wiadomo ile razy jeszcze będziesz musiała prosić tą lekarkę o szybką pomoc.
Dla mnie niezrozumiałe jest działanie lekarki nr 1 w obliczu tego, co powiedziała. Skoro jest zagrożenie życia to chyba jakieś procedury obowiązują i chyba nie powinno być tak, że pani nr 1 odsyła takiego pacjenta własnym transportem gdziekolwiek indziej tylko działa w sposób mający na celu ograniczenia zagrożenia życia, ale może ja się nie znam
właśnie o to mi chodzi
u nas było tak że przyjechało pogotowie, 3 facetów, Bartek sie bardzo nie dusił ale szczekał masakrycznie (wczesniej obudził sie z płaczem, szczekiem koszmarnym ale przed pogotowiem uspokoił sie i przysnął). Oni powiedzieli że mogą dac nam fenicort. ale nie są pediatrami, atak jest pierwszy raz wiec wolą mnie zawieźć do szpitala. Pojchalismy na litewską, tam go zbadała laryngolog. Powiedziała, że nie jest żle, co robic w przyszłosci, dostał czopek i moglismy isc. Akurat mąż był w warszawie na treningu wiec nas odebrał. Akurat podróż karetką wspominam fatalnie, Bartek tak wył że sie w fotelik wpiąc nie dał, ja latałam po tej karetce jak worek kartofli. W sumie lepiej by było własnym wozem 🙂 tylko sama wtedy byłam no i to była noc.
Jeśli rzeczywiscie stwierdziła bezpośrednie zagrożenie to szokiem jest dla mnie nie udzielenie pomocy i tracenie czasu na wypisywanie skierowań przez nr 1 oraz dziwne są nadal dywagacje lekarki nr 2 która w obliczu takiego zagrożenia ma czas na krytykę innych.
Jeśli sytuacja takowa miała miejsce nie ma co milczeć jak któraś z dziewczyn sugeruje, bo tak podchodząc kolejnym razem (oby go nie było) może się tak dobrze nie skończyć.
Ja byłam świadkiem jak do duszącego się krtaniowca przyjechał SOR bez lekarza, bez namysłu ratownik niezbędne leki podał
No chyba, ze skierowanie do szpitala wystawiono(część lekarzy tak postępuje) bo w przypadku krtani może zaistnieć zagrożenie życia, sytuacja się zmieniła w ciągu tych kilku chwil(a mogła o czym już wspominałam), inaczej została oceniona przez dwóch lekarz a to wiele by zmieniło
lekarka nr 2 i lekarz nr 3 ocenili lekarke nr 1 po paru dniach jak byłam na jednej kontroli i potem drugiej już po leki na wszelki…
lekarz na IP bezpośrdnio nie wypowiedział sie na temat lekarki nr 1 zadbał tylko żeby wszystko w wypisie było
skołowana jestem, z jednej str mam ochote jej troche namieszać, a z drugiej chce zapomnieć…
raczej drugi raz z krtanią na pomoc doraźną nie pojedziemy – mam leki w domu, no i teraz już wiem co robić ( jeśli będzie b źle, bedziemy zaraz do szpitala jechać)
Wiesz co ciężko radzić cokolwiek bo wiem, że spychologia wśród lekarzy straszna
Musisz miec na uwadze fakt, że Ty na pomoc doraźną nie pojedziesz ale może tam trafić ktoś komu temat krtani jest obcy i jeśli rzeczywiście z Twą małą było tragicznie i tak Was potraktowano to takie sytuacje nie powinny mieć miejsca
Z drugiej strony nie wykluczone, ze 2 i 3 po paru dniach gderają- mógł nr 1 podać lek, uniknęlibyśmy hospitalizacji dziecka/my roboty i tratatata
Dokładnie o tym pomyślałam – jeśli jest zagrożenie życia to nie ma co zastanawiać się, gdybać, papierki wypisywać i jeszcze dorzucać hasło, że pani nie poda leku, bo się boi. To gdzie dziewczyna z dzieckiem pojechała? Do znachorki czy do lekarza, którym głównym zadaniem jest udzielanie pomocy, a w przypadku zagrożenia życia działanie mające przede wszystkim to pierwsze zagrożenie zminimalizować tak jak pan w wspomnianej przez Ciebie sytuacji, choć lekarzem nie był.
I nie ma co się bać składać skarg, bo wiedząc, że ludzie boją się “wojny” z lekarzami pani na dyżurze kolejnego pacjenta potraktuje podobnie, a nie daj Boże – inni nie będę mieli tyle szczęścia i sytuacja zakończy się tragicznie. Choć przecież nie o łut szczęścia tu chodzić powinno, a o podstawową pomoc medyczną, ustawowo nam gwarantowaną.
bląd w sztuce lekarskiej zglasza sie na pismie do izby lekarskiej i do prokuratury.
nie powinno być tak że odsyła własnym transportem ale wiemy jakie są realia niestety i może zdawała sobie sprawę że szybciek bedzie tym własnym autem niż karetką, która być może zanim by przyjechała mogło być za późno.
Gdyby Pani zajęła się dzieckiem tak, jak powinna – czyt. podjęła działania mające na celu ratowanie zagrożonego życia to może i karetka i własne auto do szpitala wieźć by nie musiało i rodzice spokojnie mogliby wrócić do domu, a nie latać po mieście w poszukiwaniu szpitala, w którym znalazłaby się łaskawa dusza chcąca dziecko ratować.
Moją babcię – ponad 80 – letnią – pogotowie ostatnio też fajnie załatwiło – kobieta spadła ze schodów, przyjechało pogotowie, bo babcia średnio mogła się ruszać. Po zbadaniu dostała skierowanie na rtg, na które miała zgłosić się następnego dnia, bo lekarz podejrzewał pęknięcie kości ogonowej. Zapytała, czy może prosić, by przyjechała do niej karetka i zawiozła do tego szpitala na prześwietlenie, bo chodzić nie może na co dostała odpowiedź, że nie są prywatną taksówką i babcia musi sama się do szpitala dostać. Owszem – zagrożenia życia nie było więc nie ma co psioczyć i kotów wieszać na służbie zdrowia, ale mimo wszystko jakoś tak przykro jak człowiek zostaje tak potraktowany.
a to nie całosc absurdów w słuzbie zdrowia. Moja tesciowa była własnie 2 dni w szpitalu na diagnostyce boreliozy. zrobiliby jej to w 5 godz ale NFZ nie refunduje badan jak pacjent nie lezy 2 doby. wiec lezała 1,5 dnia bez sensu. a słyszała telefony do lekarzy o słowa ” u nas nie ma wolnych łózek”
To samo na Banacha na kardiologi. Na wykładzie facet mówił ze kolejki są po 8 mies. dotąd badali 16 osób na tydzin a teraz 4…..
pozwół że sie podpisze, dokładnie tak samo myślimy z Mężykiem…
zdaje sobie sprawe, że pisząc skarge niczego nie wygram – nie o to tu zresztą chodzi! Chciałam zwrócić uwage, że pomoc doraźna jest żeby pomóc a nie odsyłać szczekająco-duszące sie dziecko bez podania leku który był na miejscu…
brak słów:(
naprawdę brak ale to samo z mężem przerabiałam żeby zrobili mu badania musieli położyć go – zdrowego – w szpitalu bo swoje musi odleżeć żeby za nie nie zapłacić – totalny absurd!!!
o to! to!
jako ze moje dziecko problemowe jest, to juz cztery razy “lezelismy” w szpitalu po 4-5 dni aby robic badania ktore zajely odpowiednio 10 minut oraz 2 godziny. plus do tego kazdorazowo pobranie krwi na morfologie, crp i profil nerkowy.
ja juz nie mam sily kombinowac i jak mam wykonac jakies jedno badanie u macka to wole isc, zaplacic i miec swiety spokoj, a nie tydzien wciety z zyciorysu i pozniej rotawirusy czy inne badziewia przytaszczone ze “sterylnych” polskich szpitali.
i dziwic sie ze w pl nie ma pieniedzy na leczenie…ech…
no a ten lekarz mówił ze np. aby zdiagnozowac nadcisnienie nerkowe za które NFZ płaci duzo więcej szpitalowi pacjent musi leżeć 14 dni…A lekarzowi potrzeba na diagnostyke 2 dni…… wiec oficjalnie nie diagnozuja tego typu nadcisnienia, tylko piszą że nadcisnienie. bo by juz nikogo do szpitala nie przyjeli. No i oczywiscie problemem są wszystkie osoby “po znajomosci”. ten lekarz to otwarcie mówił na wykładzie :). A, i jeszcze usłyszał ostatnio, że jego klinika przynosi straty i moze ich zamkną (na Banacha kardiologia). no bo cała kasa idzie na łóżka dla chorych – za pacjenta z nadcisnieniem dostają 1200 pln ale z tego 650 na samo żarcie, łózka, salowe itp. a jakby pacjent nie lezał to by było 1200 dla szpitala. i pretensje do lekarzy że sa kolejki, a ci sami co maja pretensje proszą o przyjęcie babci czy szwagierki…..poza kolejką
Znasz odpowiedź na pytanie: Skarga