To co mnie spotkalo (dlugie)

Nie udzielam sie za bardzo na forum ostatnim czasy nic nie pisalam -bak czasu.. moze i te przezycia jakie mialam tez sie do tego przyczynily.. ciezko bylo pisac gdy dzialo sie tak zle..i bylo tak ciezko..
Rozeszlam sie z mezem 5 miesiecy temu… kochalam go bardzo on wybral swoich rodzicow… wygonil mnie z 4 miesieczna Edytka. MIeszkalam w Warszawie dla niego przeprowadzialam sie 300km…tesknilam za domem on nie umial tego zrozumiec nie umial mi pomoc moze nie chcial..juz o tym nie mysle.. Nie wolno mi bylo wlaczyc kompa rozmawiac z mama przez net dzwonic do domu.. Same zakazy.. nie mialam prawa byc zmeczona Na mojej glowie byl caly dom on nigdy mi nie pomogl bo on pracowal.. i tylko on mogl byc zmeczony.. Nie wital sie jak przychodzil nie zegnal jak wychodzil.. gdy wracal z pracy musial ugotowac ziemniaki bo ja kapalam Edys to byl wielki problem znizanie sie do kobiecego poziomu on krol, pan i wladca ma gotowac???? A ja glupia staralam sie mu pomagac wstawialam te ziemniaki wczesniej zeby sie juz gotowaly.. zeby tylko odcedzic musial.. ale nie to za malo bylo.. Skarzyl sie mamusi jaka to niedobra zone ma.. ze mu takie rzeczy robic karze. On potrafil mi nie nalozyc obiadu a ja czekalam na niego caly dzien zeby z nim zjesc.. zeby nie jadl sam zeby mu bylo milej.. to on szedl na kompa.. Prosilam zeby mnie do domu zawizol bo nie bylam pol roku.. to strasznie dlugo.. nie zrobil tego, gdy oswiadczylam mu ze po chrzcinach malej jade na 2 tyg.. kazal mi sie wyprowadzac.. byla wtedy 2 30 w nocy Edzia nie miala 3 miesiecy byl zimny.. a mi bylo wstyd ze mam takiego meza.. nie wyprowadzilam sie ludzilam sie ze ten czlowiek moze sie zmienic byc takim jak kiedys czulym kochajacym troskliwym byc moja miloscia moim zyciem… tak jak to bylo kiedys… a w moim sercu milosc nie wygasala.. choc sprawial mi tak wielki bol.. dalej bardzo go kochalam.. Zalilam sie mamie.. ona cierpiala razem ze mna.. ja chcialam jeszcze walczyc dla siebie i Edzi dla nas.. Po chrzcinach 14 lutego… w nocy powiedzial ze u mnie Edzia sie nerwicy nabawi.. ja mu powiedzialam ze ona sie juz nabawila gdy mieszkalismy z jego rodzicami urazilam jego dume znowu kazal sie wyporowadzac.. obrocilam sie tylkiem od niego i poszlam spac.. do d.. mu wchodzic nie bede, rano wyszlam z pokoju.. bo po co mam na niego patrzec skoro on mnie nie chce…. wyobrazcie sobie nie pozegnal sie ze mna z moimi rodzicami.. pojechal na uczelnie.. gdy do niego zadzwonilam nawet nie umial odebrac ode mnie telefonu zadzwonil do mojego taty.. i pozegnal sie… (i ja go mialam przeproaszac jeszcze za to ze on mnie wyganial???) Postanowilam o tym powiedziec tesciowej choc nie ludzilam sie ze cos zdziala bo to zimna kobieta zapatrzona w swojego meza i syna.. Gdy powiedzialam ze sie nie wita…. powiedziala na witanie sobie trzeba zasluzyc na wszystko sobie trzeba zasluzyc..????(moze ja jestem z kosmosu bo to dla mnie nienormalne) gdy powiedzialam ze mnie wygania.. ona powiedziala ze musi miec powod-to jest odpowiedz matki ktora chce ratowac malzenstwo syna.. ale ja sie nie zdziwilam bo nie takie teksty od niej slyszalam np powiedzialam jej ze chcialabym zeby Remik sie do mnie przeprowadzil a ona powiedziala ze nie bo kto jej bedzie swieczki na grobie palil kobieta ma 47lat…brak mi slow… wiele tego bylo w podobnym kontekscie.. takze mozecie sobie wyobrazic jak sie czulam.. Gdy bylam u rodzicow zadzwonilam do niej zapytac co slychac… a ona do mnie z pretensjami o to jaka ja jestem i o ziemniakach.. jakby sie swiat na nich konczyl.. powiedziala ze mam mu o 15 gotowac.. boze co za baba.. Ona potrafla zadzwonic do mojej mamy i powiedziec ze moi rodzice sa ZLI bo sie nie wtracaja w nasze malzenstwo..????
Odziwo przyjechal po nas za dwa tygodnie.. ale moja mama zaprosila nas na swieta On nie chcial jechac bo chcial isc do swoich rodzicow (ktorych widzialam co tydzien bo zawsze albo przyjezdzali albo my jechalismy do nich… nie moglam sam na sam spedzic z nim jednego dnia) klocilismy sie caly czas ja juz nie moglam siadalam poddawalam sie.. napisalam mu sms ze sie wyprowadzam ze juz nie moge.. nie chcialam tego i nie zrobilabym.. nigdy.. choc bylo mi potwornie ciezko zaklimatyzowac sie tam bylam tam dla niego.. Myslalam ze bedzie walczyl o nas ze napisze kochanie zostan nie rob tego… on powiedzial ze jezeli to zrobie to juz koniec.. spakowalam rzeczy Edzi zeby nie bylo ze udaje… ale nie chcialam sie wyprowadzic.. on przyszedl.. z pracy.. zapytal czy jestem pewna powiedzialam ze tak.. poszedl na kompa.. nic zero reakcji z jego strony zainteresowania checi rozmowy… wkoncu ja zaczelam plakac.. ze nie chce tego… i po dluzszej rozmowie powiedzialam mu ze zostaje ze chce byc z nim.. to bylo przed tydzien swietami wielkanocnymi. Pojechalismy na swieta do mnie oczywiscie bylo zle bo ja za szczesliwa bylam i za bardzo sie cieszylam..ze jade no ale jak sie nie cieszyc jak sie prawie 2 miesiace bliskich nie widzialo.. Przyechalismy w piatek.. poklocilismy sie.. powiedzialam mu ze nie jeden chcialby miec taka zone jak ja.. za takie cos chcial wracac do siebie.. zatrzymalam go.. Pojechal w sobote rano..byl wielce obrazony.. powiedzial ze mnie Kocha.. ale ze chyba to koniec (tak sie robi jak sie kogos kocha??) Zostalysmy same w swieta.. w srode zadalam pytanie czy jest pewny.. on powiedzial ze tak bedzie lepiej…. Zawalil mi sie caly swiat.. ryczalam nie umialam sie z tym pogodzic tak bardzo go kochalam.. kochalam.. zostalam sama z malutenka Edytka.. 18 kwietnia pojechalam po swoje rzeczy.. byl dumny twardy.. zimny popisywal sie jak mogl przed swoim tatusiem… a ja… cierpialam.. chcialam miec to za soba.. i Bogu dzieki mam…
2 miesiace nie wyslal pieniedzy na Edzie, moi rodzice nam pomogli.. wychowuja i utrzymuja mu dziecko jak mu nie wstyd.. teraz wsyla 400zl co i tak nigdy nie wystarcza a on umie powiedziec ze mam rodzicow…brak mi slow juz.. na niego..
Prosilam go zeby przyjechal zebysmy porozmawiali… sam na sam wyjsnili moze sprowali jeszcze raz bo kochalam go jeszcze.. on nie przyjechal byl 2 tygodnie temu z mamusia i tatusiem nie zamienilismy slowa ze soba, zapytal tylko czemu mu zdjec malej nie wysylam a ja powiedzialam ze musi sobie zasluzyc bo na wszystko sobie trzeba zasluzyc… Na tym koniec.. Wygarnelam jeszcze tesciowi… Ale co to da jak oni maja jakies inne myslenie… Edzia sie ich bala jak ognia wogole nie chciala do nich isc na rece.. wcale sie nie dziwie…ze tak zareagowala.. bo to nie ludzie to tyrany..
Powiem ze ja bez winy tez nie jestem, klocilam sie z nim ale pomiatac soba nie dam.. bo mam swoja godnosc i mna rzadzil nikt nie bedzie bo wlasne zdanie mam…moze i ja sie przyczynilam do tego co sie stalo.. nie wiem.. nie umiem powiedziec.. wiem ze to on jest przyczyna tego wszystkiego.. bo ja chcialam i ja kochalam..
Minelo juz prawie 5 miesiecy… i jestem szczesliwa.. SZCZESLIWSZA WIERZCIE MI choc sama…mam Mala ona daje mi szczescie i usmiech.. jego nie kocham.. przestalam znienawidzilam go za krzywde jaka nam wyrzadzil.. za to jak nas potraktowal bo psa sie lepiej traktuje.. moze los mi pozwoli spotkac kogos kto pokocha mnie i ja i pozwoli nam stworzyc normalna kochajaca sie rodzine.. We wrzesniu wnosze o separacje.. tak bedzie lepiej…
Przepraszam ze sie tak rozpisalam ale chcialam sie z wami tym podzielic.. moze to chaotycznie napisalam ale dyktowalo mi to serce…taki los spotkal mnie.. ale juz jest lepiej.. juz jestem szczesliwa…juz nie chce go znac.. nie chce miec z nim nic wspolnego.. to koniec…
Dzieki za dotrwalysce do konca..
Was serdecznie..
Moja Edzia to przekochany bobasek a on nawet za nia nie teskni… nic a nic.. kilka razy zadzwonil i to wszystko..taki tatus..
buziaki dla Was..

Renata i Edytka 30.11.03

Strona 2 odpowiedzi na pytanie: To co mnie spotkalo (dlugie)

  1. Re: To co mnie spotkalo (dlugie)

    jesteś wyjątkowo dzielną i silną kobietą

    tyle czasu próbowałaś dogadać się z mężem, naprawdę podziwiam, też jestem zdania, że najtrudniejsze było podjęcie decyzji o wyprowadzce, jeżeli tego dokonałaś, nie wracaj już do niego, pewnie gdyby do tego doszło, na początku może byłoby inaczej, lepiej, ale po pewnym czasie, wnioskuję z tego co piszesz, usłyszałabyś, że wróciłaś do niego bo bez niego nie jesteś w stanie sobie dać rady… dorosłego (?) (hmm…. powiedzmy wiekiem, bo na pewno nie dojrzałego) człowieka nie zmienisz, sam musiałby zrozumieć i pracować nad sobą, a tego najwyraźniej nie chce, czy on jest jedynakiem? po części jego zachowanie może być zasługą wychowania, ale człowiek, który zakłada rodzinę nie ma już uzasadnienia, bo rodzice… powinien na tyle dojrzeć, żeby wiedzieć, że teraz on jest głową rodziny, a nie bobasem, którego się zabawia… czasem matki hodują sobie takich królewiczów… żadna nie jest dla takiego dobra, jemu najwyraźniej wydaje się, że tak jak matka go rozpieszczała i dogadzała, tak i Ty będziesz robiła, facet nie dojrzał, że bycie dzieckiem, oczkiem w głowie rodziców, różni się od dorosłego życia, szczególnie w małżeństwie i powiększającej się rodzinie, tu trzeba razem codziennie pracować, a nie wymieniać się usługami, jak kocha, to nawet zmęczony, powinien wiedzieć, że przy małym dziecku nie zajmiesz się w sama w 100% domem i nim, do tego jeszcze jego zachowanie w stosunku do Twoich rodziców… bez komentarza

    dobrze zrobiłaś, trzymaj tak dalej

    • Re: To co mnie spotkalo (dlugie)

      Smutne to wszystko, ale na szczęście wyrwałaś się z tej chorej miłości…i jesteś szczęśliwa. To jest budujące.
      Życzę Wam jeszcze więcej szczęśliwych dni…

      ewka i Weronika 06.10.02

      • Re: To co mnie spotkalo (dlugie)

        Trzymajcie się!
        Przyznam, że długo wytrzymałaś. Ja bym drania zostawiła, gdy po raz pierwszy kazał by mi się wynosić. Ale to jest właśnie miłość. Wiele się wybacza.

        Życzę Ci abyś znalazła prawdziwą miłość.

        • Re: To co mnie spotkalo (dlugie)

          dobrze, że zdecydowałaś się odejść. zrobiłaś wystarczajaco dużo dla tego związku.
          i dobrze, ze twoje dziecko nie będzie musiało cierpieć przy takich dziadkach i tatusiu.
          zasłużyliście we dwie na prawdziwego kochającego partnera i tatusia. zyczę Ci, żeby ś teraz mogła sopokojnie zacząć sie rozglądać po świecie.

          • Re: To co mnie spotkalo (dlugie)

            Jesteś dzielną, silną kobietą. Bardzo Ci współczuję i doskonale rozumiem Twój ból, bo sama taki ból wcale nie tak dawno czułam. Szczerze życzę Tobie i Edytce szczęścia. Na pewno będziecie szczęśliwe!

            !

            Justyna z Klaudią (6 l.) i Albertem (roczek!)

            • Re: To co mnie spotkalo (dlugie)

              Trzymam kciuki, zebys poradzila sobie w zyciu.

              Kacperek

              • Re: To co mnie spotkalo (dlugie)

                Prawie jak bym czytała o samej sobie, może tylko tym sie róznimy że tesciów mam po swojej stronie, ale za to mój mąż……….., conajmniej raz w tygodniu znika na dwie-trzy noce, ma wtedy wyłączony telefon, albo poprostu nie odbiera, nie wiem gdzie jest co robi, a potem przychodzi bierze prysznic i jak gdyby nigdy nic pyta np: ” nie ma jogurtu truskawowego?”. Niedługo zaczynam 8 miesiąc ciązy, niektóre kobiety mówią że to najpiekniejszy okres w ich życiu dla mnie NAJGORSZY. Ciagłe kłotnie, moje płacze, jego zimna obojetność, a najgorsze jest to że ja go kocham, nie potrafię od niego odejść, nie dałabym sobie sama rady, a poza tym nie potrafię się przyznać przed moja rodziną do własnej porażki, nie umiem powiedziec że jest mi źle, że chyba źle wybrałam, on to wykorzystuje, nic się nie zmienia, bo po co, przeciez ja i tak mu wybaczę. Wiem, wiem jestem masochistką, znęcam się sama nad sobą, ale ja nie potrafię, ani sama odejść ani go wyrzucić. Przed chwilka właśnie przyszedł, wziął prysznic, przebrał się i powiedział że musi wyjść, bedzie jutro, to już 3 noc będzie kiedy znika, kiedy ja nie spię, martwię się, nie śpię….. ale co tam nie takie rzeczy człowiek przeżył. Boże daj mi siły, dlaczego niektórzy ludzie potrafią byc tacy obojętni, zimni, wyrachowani, przeciez ja noszę jego dziecko, jego syna…….. nie mam już siły.

                Ana i dzidzia

                • Re: To co mnie spotkalo (dlugie)

                  Dzieki dziewczyny za pocieszenie!!!!
                  Mam nadzieje ze ja tego nigdy nie pozaluje co sie stalo
                  Wiem ze kogos spotkam..(znaczy mam nadzieje hihihi) bo sama do konca zycia nie chce byc.. dobrze ze mam rodzicow ktorzy mi pomagaja i moge sie do nich zwrocic gdy jest ciezko.. ale nie lubie tego robic.. bo ja odpowiadam za Mala.. choc oni bardzo chca pomagac.. w sumie dzieki nim zyjemy.. i mamy co jesc..
                  Teraz wkonu czuje ze zyje nie jestem niczyjim wieziniem, zaczelam sie usmiechac, zyc jak czlowiek, nie boje sie o to ze ktos przyjdzie z pracy i bedzie sie klocil ze mna, ja zaczynalam sie go bac..teraz umiem sie z tego smiac, ale kiedys bylo to dla mnie horrorem ktory nigdy sie nie skonczy… Mogla bym napisac jeszcze wiecej bo niektore sytuacje byly jeszcze gorsze przedstawilam Wam namiastke tego co sie dzialo, ale po tym co napisalam to juz widac jakie to bylo straszne… WIem ze on bedzie kiedys plakal.. kiedys zmadrzeje i zrozumie jak wielki blad popelnil i jak glupio postepowal.. Ale sama to czuje ze on mnie nie kochal.. bo gdy prosilam zeby sie przeprowadzil do mnie powiedzial ze tego NIGDY nie zrobi bo nie moze zostawic rodzicow bo tu ma prace.. ale rodzice byli na pierwszym miejscu… a to tak bolalo.. gdzie ta milosc?? On chyba slub z rodzicami wzial.
                  Teraz rodzice mu mowia jak on to wspaniale postapil jest ich wspanialym synusiem ukochanym i rozpieszczaja go jak niemowlaczka.. tylko dlaczego on wlasnej corki tak nie rozpieszcza..
                  Wiele lez wylalam wiele scierpialam dla niego.. a on widzi tylko siebie nie widzi nas.. Jestem miekka kobieta nie umiem z dnia na dzien rzucic wszystkiego i cieszyc sie zyciem w nowym miejscu… dla mnie to za ciezkie bylo…
                  Ale kazdy do takiej dezyji musi dojrzec i zrouzmiec to naprawde ciezkie.. bo czasem trudno sobie wyobrazic zycie bez tej drugiej polowy choc jest najgorsza istota na ziemi.. Ale teraz nie umiem sobie wyobrazic zycia z nim bo wiem ze on by sie nie zmienil.. bylby taki jak kiedys.. ludzie rzadko co kiedy zmieniaja sie na lepszych.. on z tak dobrego zmienil sie w tak zimnego.. ze poprostu przestalam go poznawac.. nie widzialam tego co kiedys widzialam w nim same wady..
                  A zycie mam tylko jedno po co sobie bede glowe zawracac takim typkiem jak on:)) hihihi
                  !!

                  Renata i Edytka 30.11.03

                  • Re: To co mnie spotkalo (dlugie)

                    to jedynak z krwi i kosci… PRECZ Z JEDYNAKAMI:)
                    Masz 100% racje..

                    Renata i Edytka 30.11.03

                    • Re: To co mnie spotkalo (dlugie)

                      Ja nosilam jego corke.. i moglam milony lez wylewac tez go to nie ruszalo najwazniejszy byl on i jego potrzeby… Ja sie nie liczylam.. Ja bylam zlem calego swiata.. MOi rodzice wiedzieli ze tesknie ze jest mi ciezko niejednoktrotnie moja mama prosila go zeby mnie przywizol zebym przywykla zeby mi sie to znudzila..taka jazda bo to sporo kilometrow, bylam jeszcze w ciazy wtedy kobieta jest tak placzliwa i wszystko ja przerasta.. no ale on tego nie rozumial.. bo on jest moim mezem i ja go mam szanowac tylko on nie potrafil uszanowac mnie i moich potrzeb.. Ja tez z poczatku ukrywalam wszystko przed rodzicami i rodzina ale pozniej doszlam do wniosku ze to nie ma sensu ze to jedyni bliscy ktorzy mnie pociesza zrozumieja i wysluchaja doradza.. rodzice byli ze mna i przyjeli kazda moja decyzje. Probwali rozmawiac z nim ale z tym ludzmi nie da sie rozmawiac, ja jestem winna i koniec kropka a on jest aniolkiem bez grzechu..
                      Zobaczysz jak urodzisz synka bedzie Ci wiele wiele latwiej podiac ta decyzje nie bedziesz sama bedziesz miala dla kogo zyc, zrozumiesz ze jemu jestes bardziej potrzebna niz takiemu……. nie bede sie wyrazac.. Moze i on jak zobaczy malenstwo tez je pokocha.. szkoda ze prorokiem nie jestem powiedzialabym Ci;( U mnie dziecko pogorszylo sprawe bo ja nie mialam czasu byc 100% kura domowa.. nie mialam czasu nawet dla siebie…
                      Ja tez wielkkrotnie modlilam sie do Pana Boga o sily.. i dal mi je.. bo sie wyprowadzilam.. i zyje teraz normalnie..
                      Wierz mi ja tez kochalam…. calym sercem.. nie wiem czy kogos kiedkolwiek mocniej pokocham jak jego.. nie wiem czy komus zaufam tak jak jemu.. ale wszystko da sie przeczyc.. i wszystko da sie przezwyciezyc.. przekonalam sie sama..
                      Jezli masz rodzicow na ktorych mozesz liczyc nie zwracaj uwagi na to ze ponioslas porazke oni Ci bardzo pomoga.. tak jak pomogli mi.. to bardzo wazne.. nie unos sie duma bo nie ma sensu.. bedzie jeszcze gorzej..
                      Zycze Ci szczesliwego rozwiazania i szczescia w zyciu.. zeb wszystko bylo po Twojej mysli.. TRZYMAJ SIE.. i nie daj.. jemu… to najgorsze co moze byc..
                      DASZ SAMA RADE !!! KOBIETY SA BARDZO SILNE WIEM SAMA PO SOBIE
                      BUZIAKI

                      Renata i Edytka 30.11.03

                      Znasz odpowiedź na pytanie: To co mnie spotkalo (dlugie)

                      Dodaj komentarz

                      Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                      Logo