Wczora z wieczora, jak już Lełko zasnął, poszłam sprzątać łazienkę po kąpieli (dodam, że jest to zawsze konieczne, gdyż syn mój we wannie urządza sobie kurs na barmana i miesza koktajle w butelkach po szamponie, następnie przelewa owe mikstury do kubeczków na mocz, co przy jego “zręczności” kończy się zalaną podłogą, mokrym dywanikiem, zalaną łazienką generalnie.
No i tak jak już wanna była umyta to i postanowiłam zrazu umywalkę wypucować.
A wczesniej mężuś mój golił ryłko. Dodam, że golenie nie należy do jego codziennej toalety, ot goli sie raz na tydzień, jak już wyglądem przypomina dziada borowego i straszy Leona.
Umywalka jak to umywalka. Zwykła jest, ma dziurkę na nadmiar wody umieszczoną nieco po kranem i dziurę tę właściwą, którą woda spływa.
Ma też korek, którym zatyka się ją jak Mężuś się goli. A jego ogolone, szczecinowate kłaczycha spływają wówczas dziurką umieszczona nad kranem i zatykają spływ wody “nadmiarowej”.
Ale to nic.
Podnoszę korek. Co widzę? Meduzowate, gilopodobne, gloniaste syfy oblepiające całą rurę odprowadzającą wodę z umywalki. Potraktowałam je szmatą, starałam się jak najgłębiej wcisnąć myjkę, by wyłonić owe gluciory i…dotknęłam jednego z nich. FUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUJJJJJJJJJJJJJJJJJJ. Cóż za doznanie, porównywalne z wpadnięciem do pełnej studzienki.
Ale nic to.
Myje dalej niewzruszona odorem lecącym z dziury spływowej. Widze, że wyłania sie coś jeszcze z wnętrza rury ściekowej umywalki, ale łapy tam nie mogę wetknąć (za gruba!). Poszłam po pęsetę [pęseta (fr. pincette) szczypczyki, kleszczyki do podtrzymywania lub usuwania czegoś, stosowane m.in. w chirurgii i kosmetyce!!!] by wyciągnąć gada. Wyszło. Kłębek kłaków szczecinowatych, uprzednio ogolonych z twarzy Mężula. O zgrozo cóż za syf!!! czemu on tego po sobie nie posprząta??!!!!Czemu muszę sią babrać w jakimś gloniastym bagnie?
Nic to.
Pęseta wiele nie wskórała, bo nie wszędzie mogła pohasać (za małe szczeliny) więc w owe szczeliny posypka z Kreta poszła w ruch. Posypałam i zaczęło skwierczeć jak na patelni. Odczekałam jak w instrukcji przykazano i popłukałam prysznicem kretowe korytarze. To co zobaczyłam było niesamowite. Jak w National Geographic. Leciały strugi stopionych Kretem kłaków Mężulka, otoczone gloniastymi wytworami powstałymi z resztek mydła, płynu i nie wiem czegóż jeszcze. Towarzyszył temu odrażający smród świeżo rozlanego szamba.
Boże, te szczeliny nigdy nie były sprzątane – uświadomiłam sobie, a mój synek uwielbia baraszkować w umywalce (patrz wyżej: kurs na barmana)!!!!!!!!!
Na koniec dla dobra sprawy wlałam Domestosa na deser rurze i po 15 minutach spłukałam.
Mam teraz najczystszą, najhigieniczniejszą, najbardziej pożądaną umywlkę jaką mogłam sobie wymarzyć.
Do następnęgo golenia Mężusia, czyli na jakiś tydzień czasu.
Matki i Ojce.
Patrzajcie w odpływy.
Sypcie Kreta profilaktycznie raz na tydzień.
Nie kładźcie Kreta na półce z jedzeniem.
Pozdrówki i całuchi
Pinia i Lełko (17 miesięcy)
4 odpowiedzi na pytanie: Umywalkowe potwory
Re: Umywalkowe potwory
hihihi
ale się uśmiałam…..rany ale barwny opis:-))))
i natchnęłaś mnie żeby sprawdzić jak to jest u nas….bo mój mężulek to tez się raz na kilka dni goli – więc podejrzewam że będzie podobnie…..
a fujjjjjjjjjjjjjjjjjjjj
ILONA I KUBEK(21.02.02)
Re: Umywalkowe potwory
Ło matko!
Ale miałaś”zabawę”.
Marcel zaprzyjaźnił się z WC, myję co dziennie, lśni jak lustro.Zamykam drzwi do łazienki, ale on (nie wiem jak ) i tak tam włazi i wali w kibelek, otwiera, zamyka, ot, taka superowa zabawa!
A opisałaś to świetnie!!!
mamę i Lełka! no i Tomaszka bez brody!
monika i marcel (03.03.03)
Re: Umywalkowe potwory
To tak jak u nas, dziś też wyszorowałam cały kibel bo mój synek oprócz stukania chciał go też zasmakować ;)))
Agus i Kamilek (24.03.2003)
Re: Umywalkowe potwory
Opis niesamowity! Rewelacja… choć robiło mi się niedobrze… dzielna jesteś. U mnie mąz goli się raz na 3 miesiące może, ale to on zajmuje się zlewem. I niestety często nam zlew się zapycha, i te glony też juz mieliśmy… mieszkamy od sierpnia a już kilka razy rozkręcał wszystko i raz nawet demontował wannę!
Tak, on, mimo ze nie goli sie do zlewu, to sam go rozkręca, a ja tylko troszkę, naprawde nieduzo – musze pomarudzic, by się za to zabrał…
Znasz odpowiedź na pytanie: Umywalkowe potwory