Wiele razy w czasie ciąży wyobrażałam sobie jak to będzie. Takiego scenariusza jednak nie przewidziałam.
W 37 tygodniu zrobiłam pierwszy zapis KTG, do tego mnie dokładnie obmierzono. Wyniki mierzenia pozwoliły na stwierdzenie: wszystko wskazuje na to, że będziemy rodzić naturalnie. W dalszym cięgu jednak brałam fenoterol. W niedzielę 21 listopada miałam wziąć ostatnią tabletkę, a na wizytę byłam umówiona na 23 listopada. Był 39 tydzień ciąży. W niedzielę rano około 7.00 obudziło mnie jak zwykle niesamowite parcie na pęcherz, więc sturlałam się z łóżka i potoczyłam do toalety. Gdy juz poczułąm ulgę stwierdziłam, ze jeszcze się trochę zdrzemnę ( w końcu to była niedziela). Obudziłam się około 9.00 z dziwnym uczuciem, że coś ze mnie cieknie, patrzę na łóżko (na szczęscie dzień wcześniej mąż podłożył mi pod prześcieradło podkład z folii- polecam) a tam plama z krwii. Serce mi zamarło. Dzwonię do swojej lekarki i pytam co mam robić. Pytanie w sumie głupie, bo oczywistym było, że trzeba jechać do szpitala. Takiej rady mi więc udzieliła, przy czym uspokajała mnie, że tak może zaczynać się poród naturalny (krwawienie w sumie nie było takie silne). Szybko się ubrałam, mąż złapał torbę i jedziemy do szpitala nastawieni na poród naturalny. Po drodze cały czas myślę, że za parę godzin będę mamą. Nie jestem przerażona, zastanawiam się tylko jak to będzie… Skurczy żadnych… W szpitalu meldujemy się na izbie przyjęć, pani mozolnie próbuje wprowadzić moje dane do komputera. Widzę, że tym tempem to wyląduję na porodówce koło południa (a jest 10.00). Mówię, że krwawię. Poskutkowało, zawieżli mnie na wózku na porodówkę a mąż został na daole i czekał na wprowadzenie danych. Na porodówce pada pytanie: Czy Pani do porodu? Odpowiadam, że tak i że krwawię. Pielęgniarka pyta się czy mocno. Wyjmuję wkładkę a ona cała nasiąknięta krwią. Reakcja natychmiastowa: wzywać lekarza, badania, podłączyć KTG. Natychmiast !!!! Zaraz przychodzi dyżurny lekarz, badanie ginekologiczne. Po wyrazie twarzy personelu widzę, że jest żle. Jestem przerażona, patrzę tylko jak zahipnotyzowana na ekran monitora rejestrujący tętno mojego Kubusia. Jest w normie, tego się trzymam. Słyszę jak przez mgłę: szykować salę, wzywać anestezjologa, nie czekamy na wyniki badań. Wezwano jeszcze ordynatora. Wszyscy mnie pocieszają, uspokajają że będzie dobrze. A ja tylko wpatruję się przerażona w ekran monitora i sprawdzam: 144, 146 itd. Męża nie ma, on dalej kwitnie w izbie przyjęć. Ktoś przynosi mi koszulę operacyjną, zakładają mi cewnik (nic nie boli), podpisuję zgodę na cesarkę i już wiozą mnie na salę cięć cesarskich. Anestezjolog już czekał, zadał kilka standartowych pytań i rozpoczął znieczulanie. Musiałam się wygiąć wkoci grzbiet, a on wbijał się w kręgosłup. Właściwie to nic nie poczułam. Potem w nogach zaczęłam czuć ciepło, a za chwilę nie czułam ich w ogóle, jakby były nie moje. Przyszli lekarze i się zaczęło. Ja wyczekiwałam tylko na to by usłyszeć płacz maluszka. Operujący lekarze komentowali ostatnią walkę bokserską, a ja czekałam… Jest, słyszę krzyk i słowa: ma Pani syna… Jeszcze mi go nie pokazali, zabrali do badania. Za chwilę jedna z pielęgniarek przyniosła mi Kubusia z wiadomością, że dostał 10 pkt w skali Agpar, ma 3440 g i 57 cm. Przyłożyła mi go do policzka, był taki śliczny, zdrowy i mój. Ropłakałam się. Jest 11.07- zostałam mamą. Lekarze dalej szarpią mój brzuch, jest mi niedobrze, trzęsie mi się całe ciało, mam trudności z oddychaniem ale to nie ważne, jest mi już wszystko jedno. Jestem najszczęśliwsza na świecie. Nie wiem ile to jeszcze trwało. W końcu zawieżli mnie na salę poporodową, w końcu zobaczyłam swojego męża (biedny stał cały czas pod salą i nie bardzo wiedział co się dzieje, bo w tym popłochu zdążyli mu powiedzieć tylko, że jest cesarka). Za dwie – trzy godziny przyniesiono mi Kubusia do karmienia, a ja nie mogłam uwierzyć, że mam to już za sobą. Dopiero wieczorem dowiedziałm się, że jeszcze 10 minut i Kubuś mógł się nie urodzić, bo łożysko było już odklejone na 1/3 powierzchni. Jak o tym pomyślę to mnie dreszcze przechodzą i dziękuję Panu Bogu, że na to nie pozwolił.
Zycze wszystkim oczekującym mamom mniej dramatycznych porodów ale za to równie szczęśliwie zakończonych jak mój.
Tak a propos męża, to jak mu opowiedziałam (zaraz po cesarce), ze w czasie operacji lekarze komentowali walkę bokserską, kto kogo jakim ciosem i w której rundzie uraczył, to się mnie zapytał: Słuchaj a nie pamiętasz czy przypadkiem nie mówili kto wygrał?
Szpital w Strzelcach Opolskich gorącą polecam, zarówno lekarze jak i pielęgniarki były bardzo miłe, a przede wszystkim uratowali mi dziecko…
B i Kubuś
6 odpowiedzi na pytanie: Urodziłam w Strzelcach Op (uwaga z komplikacjami)
Re: Urodziłam w Strzelcach Op (uwaga z komplikacjami)
Gratulacje 🙂
Super, że wszystko się dobrze skończyło i możesz cieszyć się swoim szczęściem!
Niech się maleństwo zdrowo chowa 🙂
Beata i Maciek (11.02.2004)
Re: Urodziłam w Strzelcach Op (uwaga z komplikacj
Super lekarze, że tak szybko zareagowali i Kubuś cały i zdrowy:) Niech rośnie Wam na pociechę:))
A mężuś, nie powiem, że nie zachował zimnej krwi i poczucie humoru go nie opuścilo;-)))
roczny Jaś + Jovanka(luty’05)
Re: Urodziłam w Strzelcach Op (uwaga z komplikacjami)
Gratuluje synka!! prawie cztery lata temu tez rodzilam w tym szpitalu, tez z problemami, skonczylo sie dobrze i zawsze bede go chwalic. Lekarze i polozne sa naprawde bardzo mili. Niestety, moje drugie dziecko urodzi sie w innym szpitalu.
Pozdrowienia
Re: Urodziłam w Strzelcach Op (uwaga z komplikacjami)
Ogromne gratulacje! Co za szczęście, że wszystko tak dobrze się skończyło. Brawo dla lekarzy! Życzę dużo zdrówka 🙂
Marta i Lenka 15.01.2004
Re: Urodziłam w Strzelcach Op (uwaga z komplikacjami)
Ogromnie sie cieszę, ze mimo dramatycznych przeżyć wszystko skończyło sie szczęśliwie!
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego ze miałas naprawdę kupe szczęścia, bo sytuacja była niebezpieczna nie tylko dla Kubusia ale również dla Ciebie!
Ja niestety miałam mniej szczęścia, bo gdy w pierwszej ciaży odkleiło sie mi lozysko w 33 tc, nie miałam zwyklego krwotoku, tylko krwotok wewnetrzny, a gdy przyjechaliśmy do szpitala nasz Mateuszek juz nie żył i lekarze mogli ratować już tylko mnie….
Duże brawa dla lekarzy !
pozdrawiamy i zyczymy zdrówka
asia i szymuś (13.12.04)
Re: Urodziłam w Strzelcach Op (uwaga z komplikacjami)
Gratuluje serdecznie!!!! bylas bardzo dzielna. doskonale Cie rozumiem po mojej cesarce. Dobrze, ze Bog czuwal nad nami. Teraz wypada tylko cieszyc sie z naszych szkrabikow i powoli zapominac o koszmarze porodu. ja w zasadzie juz zapomnialam
ucaluj Kubusia od listopadowej cioci!!!!
Dagi i Mia(25.11.04)
Znasz odpowiedź na pytanie: Urodziłam w Strzelcach Op (uwaga z komplikacjami)