Styczniowa noc w zadymionej knajpie. Chyba trochę prowokowałam los tamtymi wyjściami. Byłam na pierwszym roku studiów i rzadko wracałam do swojej mieściny. Włóczyłam się sama, siadałam zawsze w kącie przy kominku z nieodłącznym papierosem w dłoni i bezczelną miną mówiącą mniej więcej: „nie próbuj się zbliżać!”
Ta noc była wyjątkowo trefna, pieniądze na wykończeniu, pusta rama. I wyjątkowo irytujący nastrój. Przedłużałam moment wyjścia sącząc po „ćwierćłyku”. Teraz wiem, że gdybym wyszła kilka minut wcześniej pewnie nigdy byśmy się nie spotkali. Do knajpianej piwnicy weszły 4 osoby. Ignorancja jest cnotą, tym bardziej w tym przypadku – pomyślałam. Pierwsze zdanie rzucone prowokująco w moja stronę – „co tak sama?”
Chyba się wtedy skrzywiłam. Nienawidzę podobnych tanich podrywów (z natury raptus melnacholicus na przemian z niewolnikiem nadmiaru żółci;-) więc coś odburknęłam i tyle. Ale to był dopiero początek, bo jak się potem okazało przyszły mąż nie dawał nijak za wygraną. Tamtej pierwszej nocy, kiedy się wszyscy dosiedli, a noc wydłużyła się w czasoprzestrzeni do absolutnych granic przyzwoitości – coś we mnie pękło. Dłonie przyłożone idealnie równo, duszący zapach krwi i rozmowa trwająca godzinami. Cholernie mroźna noc, jego taniec na śniegu, jego radość…dla mnie – tamtej, zniszczonej, zblazowanej i obojętnej to było coś niesamowitego.
Nie zapomnę nigdy telefonu mojego w środku nocy – kiedy coś mnie dusiło, coś potwornego, a on z trzeciej zmiany pożyczył samochód, zostawił 30 ludzi pod czyjąś tam opieką i gnał 60 km żeby mnie przytulić i uspokoić, a po 3 godzinach i tak musiał wracać przed zdaniem zmiany kolejnemu mistrzowi na 7 rano.
Długo się go uczyłam, długo uczyłam się tego uczucia. Cokolwiek miało się stać potem – już byśmy od tego nie uciekli. Jest coś takiego jak celowość i przeznaczenie w życiu. Niezaprzeczalnie. Uratowaliśmy siebie nawzajem. Zmarli czuwają…. Nic się nie dzieje bez powodu.
teraz małe wilcze szczenię, któtre tuliłam w tamtym śnie jednego przyjaciela –
Gustav Edmund. Wolf Erlih. Monsieur Sanglant.
Wkrótce się spotkamy.
(COULD ESCAPE FROM MY DREAMS, AND HEAL MY WOUNDS…)
4 odpowiedzi na pytanie: +++VAMPIRIC THEME – PRELUDE+++
+++VAMPIRIC THEME – parte eins+++
byliśmy absolutnym przeciwieństwem. On kochał tańczyć, śpiewać, potrafił grać na wszystkim co wpadło mu w ręce, choć najbardziej kochał bębny. ja wolałam zawsze słuchać. słuchać i oglądać. i krytykować…
On szalony, spontaniczny miał w sobie cos z małego chłopca, któremu wadzić w krótkie majteczki procę i żeby strzelał do wróbli. a ma 27 lat.
ja – 21 lat. jakby o wiele starsza. przygarbiona, przygnieciona, czymś wiecznie przybita. nie wytykałam nosa spoza książek, (prawie się przeprowadziłam do biblioteki). kiedy ja noc spędzałam w teatrach i knajpianych dziurach, on włóczył się samotnie po Bieszczadach, (na kreskę oczywiście, jak na prawdziwego barbarzyńcę;P;P przystało)
Żadne z nas nikogo już nie szukało. Żadne nie ufało nikomu. Zadziwiające, jak w momencie najmniej sprzyjającym coś się zaczęło. komuś zaczęło zależeć, ktoś już czekał na tą drugą osobę.
była jeszcze popaprana przszłość. próby ratowania czegokolwiek. jego żółty rozwalony 40-letni garb w garażu. podobno kiedyś jeszcze go złoży i wsadzimy małego Wolfa za kierownicę tego antyka na żółtych tablicach.
Podobno….
(COULD ESCAPE FROM MY DREAMS, AND HEAL MY WOUNDS…)
Re: +++VAMPIRIC THEME – parte eins+++
hohoho
z rozrzewnieniem czytam Twoje posty;-)
tak trzymaj!
pozdrawiam
k8 & Adamo-Pularrdo-Diabolo
Re: +++VAMPIRIC THEME – PRELUDE+++
Niesamowita historia!!! Czekam na nastepne relacje (moze pamietnik???).
Jak dotad jestes moja autorka nr 1!!!
Pozdrawiam goraco!
Gosia i Olivia (26.06.05)
Re: +++VAMPIRIC THEME – parte eins+++
niezle.. Ale 21 lat..i…,,przygnebiona..przygnieciona..i przybita,,../??/…mam nadzieje ze zartujesz;)
claudia..ur.29maja2003;)))
Znasz odpowiedź na pytanie: +++VAMPIRIC THEME – PRELUDE+++