Jakim byliście związkiem, zanim urodziły się dzieci?
Chyba partnerskim. Mieszkaliśmy w mojej kawalerce, pracowaliśmy, żywiliśmy się głównie na mieście. Śniadania robiliśmy, jak kto chciał, czasem Paweł wychodził rano po bułki. Bałagan? To się jakoś sprzątało. Sprawy takie jak wyniesienie śmieci albo gotowanie nigdy nie były problemem. Mówię ‘chyba byliśmy’, bo teraz nie jestem pewna, czy wiem, co to jest związek partnerski. Pamiętam taką scenę. Gosia miała rok, przyszła do mnie koleżanka feministka, niezależna, samotna. Około 18 z pracy wrócił Paweł, usiadł przy stole, a ja mu podałam rosół. Rozpętała się karczemna awantura. Ta dziewczyna nie mogła tego pojąć, zaatakowała mnie. Dla mnie to było przegięcie. Ale z drugiej strony pomyślałam, że jest coś bardzo niepokojącego w tym geście. I że nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek zdarzyło się, że wracam do domu, a Paweł serwuje mi kolację.
troche o mnie a troche pewnie o kazdej z nas?
i umniejszanie wlasnej pracy?
Strona 3 odpowiedzi na pytanie: Wojna domowa
ja znam taka matke
potrafi zadzwonic do malzonka do pracy ze dziecko kupe zrobilo i on musi wrocic i przebrac natychmiast bo sie dziecku tylek odparzy
A ja właśnie piszę mężowi, że nie mogę sie już doczekać kiedy będe mu gotować haha
Gotuję wg 5 Przemian- i owszem- porozpieszczam Go trochę kulinarnie- i może nawet pod nos na stół dam!
ps. kompletnie nie kumam klimatu typu- ” jak gotuje i może nawet podam- to wielkie uwłoczenie mej godności”
Imo jeśli obie strony są zaangażowanie we wspólne prace domowe
i “podsuwają sobie pod nos” – raz ja tobie, raz Ty mnie
to jest wszystko ok
gorzej jeśli jedna strona czuje się niedoceniana, wykorzystywana,
ciągle daje i nie usłyszy nawet słowa dziękuję
wtedy tworzą się niezdrowe klimaty, pretensje itd.
chyba.
Grunt to podzial jaki odpowiada obydwu stronom. Jakikolwiek by nie byl.
Trudno się nie zgodzić 🙂
Znasz odpowiedź na pytanie: Wojna domowa